Dziś proponuję Czytelnikom kolejny odcinek moich wspomnień – tym razem z roku 1989. Nie będzie to jednak, jak miało to miejsce w trzech poprzednich esejach, wspomnienie z wakacji. Tym razem nie wakacje były czasem, w którym rozegrały się wydarzenia, które uznałem za godne wspomnienia, ważne nie tylko dla mnie, ale – mam takie przekonanie – także dla tych, w których interesie były przeze mnie spowodowane.

 

Przypominam, że był to rok, który rozpoczął się obradami „Okrągłego Stołu”, które zaowocowały czerwcowymi wyborami do Sejmu i pierwszymi po II Wojnie Światowej wyborami do Senatu, których konsekwencją było utworzenie pierwszego „niekomunistycznego” rządu z premierem Tadeuszem Mazowieckim, a który to rok zakończył się ustawą przyjętą przez tenże Parlament, która przywróciła naszemu państwu nazwę „Rzeczpospolita Polska” i orła w koronie na Godle Państwowym. I zapis w znowelizowanej, jeszcze starej Konstytucji, że Polska jest „demokratycznym państwem prawnym”.

 

Zanim przejdę do opowieści o tym, co wtedy (dziś tak samo uważam) było dla mnie najważniejszym wydarzeniem roku, muszę – tradycyjnie – poinformować, że także i ta dekada, dzieląca czas studenckiego obozu naukowego w Bieszczadach od „roku przełomu” obfitowała w kilka zwrotów w mojej biografii zawodowej. Zacznę od tego, że po kilku latach mojej pracy w charakterze nauczyciela akademickiego utraciłem zapał do dalszego uprawiania nauki pedagogiki w tej formule, którą miałem czas poznać „od podszewki” i – na własne życzenie, świadomie rezygnując dwa lata wcześniej z pisania pracy doktorskiej – rozstałem się 31 sierpnia 1983 roku z Uniwersytetem Łódzkim. W latach 1983 – 1987 pracowałem jako wychowawca w internacie III Państwowego Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Łodzi, kończąc w 1986 roku podyplomowe studia pedagogiki specjalnej w zakresie resocjalizacji w Instytucie Pedagogiki Specjalnej im. M. Grzegorzewskiej w Warszawie (dziś to APS w Warszawie). Od 1 września 1987 do 31 sierpnia 1988 byłem zatrudniony w łódzkim ODN na stanowisku nauczyciela-metodyka przedmiotu „przysposobienie do życia w rodzinie”, z równoległą pracą na pół etatu jako wykładowca przedmiotów pedagogicznych na kursach kwalifikacyjnych dla nauczycieli. 1 Września 1988 roku, niespodziewanie dla mnie, zostałem powołany przez ówczesną kurator oświaty i wychowania – Iwonę Bartosik na stanowisko dyrektora Wojewódzkiej Poradni Wychowawczo-Zawodowej w Łodzi. Okoliczności tego powołania to temat na oddzielne opowiadanie.

 

I właśnie w tej nowej roli przyszło mi działać w tym burzliwym roku. Także dlatego, że tyle ważnych rzeczy wydarzyło się wtedy zupełnie nie pamiętam gdzie i jak spędziłem tamte wakacje. Ale dokładnie pamiętam, że już w pierwszych dniach września zacząłem myśleć o ponownym podjęciu tematu samorządności młodzieży. Tym razem nie jako przedmiotu badań, a jako realnej rzeczywistości – formie wpłynięcia na postrzeganie i realizowanie w szkołach samorządów uczniowskich. Krótko mówiąc – powstał w mojej głowie projekt kilkudniowego seminarium dla nowowybranych przewodniczących samorządów w liceach i szkołach zawodowych ówczesnego województwa łódzkiego, w którego skład, obok Miasta Łodzi, wchodziły także miasta i gminy: Pabianice, Zgierz, Aleksandrów, Konstantynów, ale także Stryków, Ozorków i Głowno.

 

Idea takiego przedsięwzięcia zrodziła się u mnie podczas pełnienia cotygodniowych dyżurów przy Młodzieżowym Telefonie Zaufania, jaki od kilku lat funkcjonował przy poradni wojewódzkiej. Te dyżury to było moje dyrektorskie pensum, i stały się one niezastąpionym źródłem wiedzy o problemach i trudnościach, z jakimi borykali się wówczas młodzi ludzie – uczniowie szkół. To od dzwoniących tam anonimowo rozmówców dowiadywałem się, że obok problemów rodzących się młodzieńczych uczuć i dojrzewania, oraz mających swoje korzenie w ich rodzinach, najczęściej powodem stresów, a czasami nawet stanów depresyjnych, było środowisko szkolne, gdzie uczeń traktowany był przedmiotowo, gdzie w zasadzie miał tylko obowiązki i żadnych praw. Praw, o których, że je ma, nawet nie wiedział…

 

Pomysł był – należało teraz go zrealizować. W tym celu musiałem pozyskać niezbędne środki finansowe (trzy dni pobytu poza Łodzią, a więc noclegi, wyżywienie, dojazdy) i znaleźć odpowiedni obiekt, który będzie gotów w dogodnej porze nas przyjąć.

 

 

Pierwsze zadanie, bez większych trudności, udało mi się zrealizować, wykorzystując fakt, że nadal pełniąca swe obowiązki pani kurator Iwona Bartosik, (powołana przed rokiem, jeszcze przez ministra „tamtego” rządu) pragnęła udowodnić jak bardzo jest otwarta na rozpoczęte już w Warszawie rewolucyjne zmiany.

 

Ze znalezieniem lokalizacji zaplanowanego na trzy dni Seminarium dla Przewodniczących Samorządów Uczniowskich też nie miałem problemu. Musiałem jedynie (jak przed dziesięcioma laty) odświeżyć moje znajomości z czasów aktywności w ZHP. Okazało się, że może nas przyjąć, zlokalizowany w miejscowości Załęcze Wielkie ośrodek Centralnej Szkoły Instruktorów Harcerskich „Nadwarciański Gród”.

 

 

                              Oto budynek Centralnej Szkoły Instruktorów Harcerskich „Nadwarciański Gród”.

 

Pozostało najtrudniejsze: sprawienie, aby na owo seminarium zechcieli przyjechać, dobrowolnie, z wewnętrznej motywacji a nie dlatego że dyrekcja szkoły nakazała, młodzi liderzy szkolnych samorządów uczniowskich. W tym celu obmyśliłem pewien sposób…

 

W październiku zaprosiłem przewodniczących SU ze wszystkich szkół średnich województwa do sali kinowej Pałacu Młodzieży (wtedy jeszcze przy ul. Moniuszki w Łodzi) na spotkanie informacyjne. A tam czekała na nich niespodzianka. W krótkim, powitalnym wystąpieniu, poinformowałem, że o szczegółach mojej oferty opowiem w drugiej części spotkania, a teraz zapraszam ich na przedpremierową projekcję nie wprowadzonego jeszcze do powszechnej dystrybucji w kinach, filmu „Ostatni dzwonek” reżyserii Magdaleny Łazarkiewicz.* Udało mi się nawiązać z nią kontakt i przekonać do wypożyczenia mi jej autorskiej kopii tego filmu. W „propagandzie szeptanej”, a także z zachodnich radiostacji („Wolna Europa”, „Głos Ameryki”) było już wiadomo, ze jest to film „obrazoburczy” –  o zbuntowanej młodzieży licealnej.

 

 

Oto kadr z filmu „Ostatni dzwonek”. Polecam także wysłuchanie nagrania na Yoy Tube finałowj piosenki z tego filmu – TUTAJ

 

Sposób przekonania potencjalnych uczestników planowanego seminarium o moich szczerych intencjach powiódł się w stu procentach. Podczas przerwy podszedł do mnie i głośno pogratulował projektu takiego seminarium wcześniej mi nie znany (ale słyszałem o nim), od niedawna osiemnastolatek, uczeń LO w Zgierzu – Krzysztof Kwiatkowski, który był jednym z aktywistów regionalnych struktur nielegalnej Federacji Młodzieży Walczącej.

 

Tak dostałem nieformalny „certyfikat czystości intencji” i mogłem zaczynać mój projekt. Na listę uczestników seminarium zapisało się kilkadziesiąt osób. Pojechaliśmy w pierwszych dniach listopada. Niestety – nie mogłem uczestniczyć w swoim własnym projekcie od początku do końca. Pojechałem tylko na rozpoczęcie – dalej zajęcia prowadzili pracownicy poradni – nie tylko wojewódzkiej, ale także rejonowych, w swej codziennej pracy zajmujący się pracą z młodzieżą szkół średnich, którzy już zdążyli przeszkolić się w nowatorskich wówczas metodach warsztatowych. Bo w programie, obok wykładów, głównie na tematy prawa oświatowego i podstaw wiedzy z zakresu kierowania ludźmi oraz wybranych zagadnień z psychologii (np. rozwiązywanie konfliktów), uczestnicy pracowali metodą warsztatową, trenując najbardziej przydatne w ich działalności umiejętności interpersonalne.

 

Ja musiałem jeszcze tego samego dnia wieczorem opuścić „Nadwarciański Gród”, by podążyć wprost do Sulejówka, gdzie właśnie rozpoczynały się moje drugie już studia podyplomowe – tym razem w zakresie organizacji i zarządzania oświatą, prowadzone tam przez Centralny Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli w Warszawie.

 

Po powrocie zebrałem od moich współpracowników, którzy realizowali program tego seminarium, same pozytywne relacje. Na życzenie jego uczestników, WPW-Z zorganizowała w następnych miesiącach tego roku szkolnego jeszcze kilka warsztatowych spotkań dla osób, zainteresowanych doskonaleniem swoich umiejętności interpersonalnych.

 

Za rok zorganizowałem drugie seminarium, także trzydniowe, z analogicznym programem – dla kolejnego rocznika nowowybranych uczniowskich liderów samorządowych. Tym razem pracowaliśmy w pięknym piastowskim zamku w Oleśnicy, gdzie wtedy istniała jeszcze Centralna Szkoła Instruktorów Zuchowych ZHP. Było mi tym razem łatwiej o środki na ten wyjazd, gdyż w kuratorium rządził już „solidarnościowy” kurator, przywódca studenckiego strajku z 1981 roku, współzałożyciel Niezależnego Zrzeszenia Studentów, psycholog z wykształcenia – Wojciech Walczak. A z Oleśnicą też nie miałem problemu – w latach mojej pracy na UŁ byłem członkiem Rady Programowej tamtejszej CSIZ.

 

Trzecie seminarium zorganizowałem jesienią 1991 roku, w okresie bolesnych skutków tzw. „Planu Balcerowicza”. Ten sam co przed rokiem kurator znalazł jednak niezbędne środki, i choć tylko na dwa dni, mogłem kolejną grupę przewodniczących samorządów uczniowskich wywieźć – tym razem niedaleko – do pałacyku Ostrowskich w Ujeździe k. Tomaszowa Mazowieckiego. Choć pracowaliśmy krócej, to formuła pozostała niezmieniona, a plusem był fakt, że mogłem uczestników zapoznać z zapisem o samorządzie uczniowskim, jaki znalazł się w od niedawna obowiązującej Ustawie o systemie oświaty.

 

I to było to, warte wspomnienia, wydarzenie „mojego roku 1989”. Uważam, że w ten sposób dołożyłem swój mały wkład w realizację idei mojego pedagogicznego Mistrza – profesora Aleksandra Kamińskiego: doskonalenie samorządów uczniowskich, aby mogły one stać się rzeczywistym sposobem nie tylko uczestnictwa i współodpowiedzialności za środowiska swoich szkół, ale także miejscem, w którym młodzież będzie mogła rozwijać i doskonalić kompetencje społeczne, przydatne w ich późniejszym funkcjonowaniu w rolach zawodowych, ale także obywatelskich – jako członków społeczności lokalnych i struktur władz samorządowych…

 

 

Włodzisław Kuztowicz

 

 

*Aby lepiej wczuć się w klimat tamtych dni – warto, nawet dzisiaj, obejrzeć film „Ostatni dzwonek”    –   TUTAJ



Jedna odpowiedź to “Esej wspomnieniowy: Mój rok 1989, czyli „Ostatni dzwonek” dla samorządności”

  1. Grzegorz napisał:



    Ogromny podziw i szacunek. Niestety coraz mniej osób w tak spontaniczny sposób potrafi zaangażować się w tak ważne projekty.

Zostaw odpowiedź