Archiwum kategorii 'Artykuły i multimedia'
We wtorek w południe dotarła do prof. Lepperta informacja, że z powodu choroby po raz kolejny nie dojdzie do spotkania z dyrektorem IBE Instytut Badań Edukacyjnych – prof. UW Maciejem Jakubowskim. W tej sytuacji profesor zwrócił się z zapytaniem do dr Igi Kazimierczyk – prezeski Fundacji „Przestrzeń dla Edukacji”, czy przyjmie na jutro zaproszenie do rozmowy w „Akademickim Zaciszu”. Dr Iga odpowiedziała na tę nagłą propozycję pozytywnie.
Dzięki temu wczoraj można było wysłuchać rozmowy na temat: „Czy potrzebujemy kolejnej reformy edukacji, a jeśli tak, to jakiej?”
Jak zwykle – udostępniamy możliwość wysłuchania tej rozmowy:
Czy potrzebujemy kolejnej reformy edukacji, a jeśli tak, to jakiej? – TUTAJ
Oto obszerne fragmenty tekstu Bogdana Bugdalskiego (ale także link do opracowania z którego czerpał), zamieszczonego wczoraj (14 października 2024 r.) na „Portalu dla Edukacji”:
Uczniowie nie są zadowoleni z nauczycieli. Mamy na to dowody
Dzień Komisji Edukacji Narodowej to czas, w którym wszyscy, zwłaszcza władze oświatowe, chwalą nauczycieli. Po drugiej stronie jest spora część rodziców, którzy krytykują ich pracę. Prawda jednak jest taka, że to opinie uczniów są tu najważniejsze. A ci nie oceniają nauczycieli najlepiej.[…]
– 20 proc. polskich ósmoklasistów nie czuje, że dostaje dodatkową pomoc od nauczycieli, gdy jej potrzebuje, 30 proc. nie czuje się sprawiedliwie traktowana. 28 proc. jest zdania, że większość nauczycieli nie troszczy się o ich dobro, 30 proc., że nie słucha tego, co mają do powiedzenia i aż 39 proc. ósmoklasistów nie zgadza się z twierdzeniem, że uczniowie dobrze dogadują się z nauczycielami – tak wygląda rzeczywistość polskiej szkoły w oczach uczniów klas ósmych, którzy wzięli udział w Międzynarodowym Badaniu Kompetencji Obywatelskich ICCS w 2022 r. Objęło ono młodzież z 22 krajów i dwóch niemieckich landów.
Źródło: www.iccs.ibe.edu.pl/wp-content/uploads/2023/11/ICCS-2022_raport.pdf (Str. 191)
Według dr. Jędrzeja Witkowskiego, autora tej części opracowania Instytutu Badań Edukacyjnych „Młodzi w demokracji. Wyniki Międzynarodowego Badania Kompetencji Obywatelskich ICCS 2022„, polscy uczniowie na tle swoich rówieśników z innych krajów bardziej krytycznie oceniają relacje panujące w swojej szkole. […]
Jednak to ocena relacji między uczniami a nauczycielami w polskiej szkole powinna jego zdaniem niepokoić i stanowić przyczynek do dyskusji. Nie da się bowiem budować wartościowych doświadczeń edukacyjnych, jeśli szkoła nie jest postrzegana jako przestrzeń sprawiedliwości, troski i uważności. […]
To, co jest tego przyczyną – jaka jest kondycja psychiczna i fizyczna polskich nauczycieli – to już jest zupełnie inna sprawa. Polscy nauczyciele są po prostu wypaleni zawodowo, na co wskazują liczne badania.
Według prof. Bogusława Śliwerskiego blisko 1/3 z nich zagraża uczniom i samym sobie. To sprawia, że obecnie w oficjalnych wypowiedziach dotyczących konieczności zatrudnienia w szkołach większej liczby psychologów mówi się również o konieczności objęcia pomocą psychologiczną nauczycieli. Polscy nauczyciele są też nisko opłacani. To sprawia, że młodzi ludzie nie garną się do tego zawodu.
Na pewno poprawa warunków pracy nauczycieli wpłynęłaby na ich dobrostan, a co za tym idzie większe zaangażowanie w pracę i lepsze relacje z uczniami. Niestety obecne prace nad budżetem i wskazana w nim 5-proc. podwyżka płac nauczycielskich pozwalają sądzić, że ta zmiana szybko nie nastąpi.
Cały tekst „Uczniowie nie są zadowoleni z nauczycieli. Mamy na to dowody” – TUTAJ
Źródło: www.portalsamorzadowy.pl/edukacja/
Wyjątkowo w środku tygodnia, bo w czwartek 10 października, Jarosław Pytlak zamieścił nowy tekst na swoim blogu, w którym skierował do instytucji pracujących nad „Profilem absolwenta” bardzo słuszny apel. Oto obszerne fragmenty tego posta:
O profilu absolwenta i hodowli romsztyka z cybulką
Trwają obecnie konsultacje społeczne projektu kamienia węgielnego planowanej na 2026 rok reformy polskiej edukacji, czyli profilu absolwenta. Jak wszystko dzisiaj, budzi on skrajne opinie. Władze Ministerstwa Edukacji Narodowej oraz wynajęci przez MEN wykonawcy z Instytutu Badań Edukacyjnych (IBE) prezentują wysoki poziom zadowolenia. Dopuszczają oczywiście poprawki wnoszone przez cały naród, ale generalnie prezentują swoje dzieło jako ogromny sukces myśli pedagogicznej, który odmieni polską szkołę. Pośród odbiorców panują rozmaite nastroje, wśród których sporo jest sceptycyzmu, a jeszcze więcej obojętności. Opinię wątpiących, do których sam się zaliczam, bardzo dobrze oddaje artykuł kolegi Krzysztofa Ciesielskiego „Polak z profilu”, opublikowany 3 października na jego blogu „Przy tablicy”. Jak przystało na sceptyka z naukowym cenzusem, autor starannie wypunktowuje wszystkie swoje wątpliwości, pod którymi mogę się tylko podpisać.
Świadectwem powszechnej obojętności jest marna frekwencja na spotkaniach konsultacyjnych prowadzonych dla IBE przez Fundację „Stocznia”. W dwóch onlajnach dla dyrektorów szkół poza organizatorami wzięło udział nieco ponad 30 osób. Na spotkaniu stacjonarnym w Warszawie frekwencja też była minimalna. Niewielkie zaangażowanie w debatę może świadczyć zarówno o tym, że naród nie bardzo ma ochotę recenzować podsunięty mu, ogólnie słuszny produkt, albo że po prostu wiara w własną sprawczość w środowisku oświatowym ostatecznie sięgnęła bruku. W końcu wielu pamięta jeszcze teatr pozorów konsultacji społecznych planowanego przez Annę Zalewską unicestwienia gimnazjów, pod nazwą „Eksperci dobrej zmiany”.
Składając w myślach wątpliwości z obserwowaną obojętnością, która w istocie oznacza przyzwolenie, cały czas zastanawiam się, czy możliwe jest jeszcze zatrzymanie reformatorskiego walca. Rozum mówi, że nie, bo polityczna obietnica, to rzecz święta, więc jeśli ktoś rzucił, że reforma ma być w 2026 roku, to tak być musi, choćby urągało to rozumowi. Jeśli ustalono, że jej fundamentem ma być profil absolwenta, to musi być, choćby padły argumenty godne rozważenia, a za taki uważam wycinkowość planowanej zmiany, pomijającą ważne aspekty społecznej roli szkoły i oświaty w ogóle.
Jak już tu i ówdzie wspominałem, spróbuję – jeszcze w ramach trwających konsultacji – przedstawić alternatywę. Ona zresztą nie wykluczy tego, co zaprezentowano, tylko uzupełni obrazek o brakujące elementy. Ale to za dni kilka, może kilkanaście. Póki co, pobudzenie intelektualne, które wywołała we mnie prezentacja projektu profilu absolwenta powoduje, że wszystko kojarzy mi się z… reformą. Nawet podczas lektury przed snem, a jak raz czytam do poduszki opowiadania powojenne Stefana Wiecheckiego „Wiecha”. W jednym z nich, zatytułowanym „Ogródek pod łóżkiem”, zobaczyłem profetyczny obraz dzisiejszych aktywistów, jednych samozwańczo wzywających do zburzenia polskiej szkoły, drugich, w urzędowej aurze snujących niepokojącą mnie wizję reformy, która – co się za chwilę wyjaśni dlaczego, przypomina mi romsztyk wieprzowy z cybulką. Oto wybrane fragmenty tego napisanego 75 lat temu opowiadania: […]
[Ów fragment możecie przeczytać w pełnej wersji tego tekstu]
Pozostawiając interpretację domyślności Czytelnika, mam jednak całkiem poważną propozycję dla wynalazców z obu zaangażowanych w reformę trzyliterowych instytucji. Otóż pracując, zgodnie z zapowiedzią, nad rozwinięciem profilu absolwenta, darujcie sobie urzędowe dekretowanie metod nauczania i zasad oceniania, co jest zapowiedziane w broszurce informacyjnej na stronie 34. Nie próbujcie czynić z nauczycieli hodowców romsztyków z cybulką. Albo inszych balonów!
Cały tekst „O profilu absolwenta i hodowli romsztyka z cybulką” – TUTAJ
Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl/blog/
Wczoraj gościem prof. Romana Lepperta w „Akademickim Zaciszu” był dr hab. Adam Fijałkowski, prof. UW, kierownik Zakładu Humanistycznych Podstaw Pedagogiki – Pracownia Historii Oświaty i Wychowania na Wydziale Pedagogicznym, redaktor naczelny „Kwartalnika Pedagogicznego”. W założeniach Gospodarza – spotkanie to poświęcone zostało szkole ujmowanej z perspektywy historycznej.
Tradycyjnie – dzień po transmisji „na żywo” – udostępniamy wszystkim, których ten problem zainteresował, a którzy wczoraj nie mogli śledzić tej rozmowy tych dwu profesorów, link do jej nagrania:
O szkole okiem historyka – TUTAJ
Powoli udaje nam się wrócić do przedwakacyjnych czasów, kiedy to w poniedziałki rano zamieszczaliśmy obszerne fragmenty najnowszych postów Kolegi Jarosława Pytlaka z jego bloga „Wokół Szkoły”. Tak było przed tygodniem i tak jest dzisiaj:
O przyrodzie w szkole na kanwie falstartu próbnego balonu
„Dzieckiem w kolebce, kto uczył się przyrody, ten młody – świat zrozumie…”
(Jarosław Pytlak, inspirowane Mickiewiczem)
W połowie września nastąpiła niespodziewana „wrzutka” ze strony MEN – oto wiceministra Katarzyna Lubnauer ogłosiła, że w zamierzeniach resortu, w ramach reformy zapowiadanej na 2026 rok, jest połączenie biologii, geografii, fizyki i chemii w szkole podstawowej w jeden przedmiot przyroda. Jak wskazała, w klasach 5-6 byłby to powrót do stanu wcześniejszego, nie wykluczyła jednak również możliwości, że zmiana dotyczyć będzie także klas najstarszych. No i rozgorzała debata.
Zanim się do niej przyłączę, chwila zastanowienia, po co w ogóle padła ta zapowiedź. Dla podgrzania tematu nadchodzącej reformy? Możliwe – cokolwiek dzisiaj zostaje ogłoszone na temat zmian w polskiej szkole, niezawodnie podnosi temperaturę w edukacyjnej bańce. A może jako próbny balon przed prezentacją kilka dni później projektu profilu absolwenta szkoły podstawowej?! W końcu pośród dziedzin, jakie mają zgłębiać w szkołach uczniowie, znalazła się w nim właśnie przyroda. Tak czy inaczej, kwestia wzbudziła emocji co nie miara.
Zapowiadaną zmianę poparło Polskie Stowarzyszenie Nauczycieli Przedmiotów Przyrodniczych, od jakiegoś czasu konsekwentnie dopominające się o dowartościowanie tej sfery kształcenia. Ogólny tumult nastąpił, kiedy do większej grupy odbiorców dotarło, że taka reforma mogłaby całkowicie wyrugować ze szkoły podstawowej tradycyjne dyscypliny nauk przyrodniczych, wraz z ich nauczycielami. Powstało podejrzenie, że chodzi nie tyle o postęp w edukacji, co bezinwestycyjne rozwiązanie problemu powszechnego braku specjalistów. Pożar usiłowała ugasić (benzyną) sama pani Lubnauer, oświadczając, że przedmiotu będą mogły uczyć także zespoły nauczycieli. Wzbudziło to homerycki śmiech dyrektorów, którzy już teraz próbują jakoś wtłoczyć wątłe zasoby kadrowe w arkusz organizacyjny, a tu trzeba by jeszcze znaleźć takie miejsce dla lekcji przyrody w tygodniowym grafiku zajęć każdej klasy, by mogli tam trafić różni nauczyciele. A w ogóle, na zdrowy rozum, po co mielibyśmy coś łączyć, by chwilę później podzielić?! Żeby była jedna ocena zamiast czterech?! Delikatnie mówiąc, skórka niewarta wyprawki.[…]
Trudno powiedzieć, co chciała osiągnąć ministra Lubnauer, ale efekt mogła przewidzieć od razu – każda zapowiedź zmiany powoduje dzisiaj polaryzację stanowisk. Nie inaczej stało się i w tym przypadku. W efekcie nadal wiadomo, że nic nie wiadomo, za to jeszcze bardziej wzrosła niepewność jutra i frustracja pośród nauczycieli
.
* * *
Temat nauczania przyrody jest mi bardzo bliski, a najbardziej pożądane rozstrzygnięcie, kiedy i w jakim zakresie powinna być ona przedmiotem zajęć szkolnych, jest dla mnie dość oczywiste – co postaram się za chwilę wykazać. Najpierw jednak muszę podkreślić, że o ile zazwyczaj wypowiadam się w sprawach edukacji z perspektywy zarządzającego placówką, o tyle w kwestii pożądanego miejsca przyrody w szkole podstawowej mogę bazować na swoim kierunkowym wykształceniu oraz wieloletnich doświadczeniach nauczyciela przedmiotów przyrodniczych. Jeśli komuś szkoda jednak czasu na czytanie o moich kompetencjach do wypowiadania się w tej sprawie, może spokojnie przeskoczyć do kolejnych trzech gwiazdek i podjąć lekturę dalej.
W połowie lat 80-tych ukończyłem studia biologiczne na Uniwersytecie Warszawskim, podczas których zaliczyłem m.in. 560 godzin zajęć z zakresu chemii. Dało mi to prawo nauczania obu przedmiotów, a po reformie Handkego zacząłem uczyć także przyrody. W 1989 roku zostałem magistrem pedagogiki. Te drugie studia, również na UW, podjęte ze szczerym zamiarem zostania nauczycielem, utrwaliły we mnie na całe życie przekonanie, że istota edukacji podstawowej nie polega na równoległym uprawianiu ośmiu czy dziesięciu dyscyplin naukowych, ale na pokazywaniu uczniom spójnego i całościowego obrazu świata, a na tym tle – ludzkiej aktywności. Na pewno był w tym wpływ żony – która równolegle studiowała nauczanie początkowe, a także naszej wspólnej pracy z zuchami i harcerzami, których uczyliśmy mnóstwa ciekawych rzeczy bez żadnego podziału na przedmioty. Na tym podglebiu wyrosły w połowie lat 90-tych eksperymenty z integracją międzyprzedmiotową w klasach 4-6, jakie podjąłem wspólnie ze współpracownikami w STO na Bemowie. Testowaliśmy pomysł cotygodniowego dnia wycieczkowego, ten sam nauczyciel uczył biologii i geografii, prowadziliśmy z uczniami projekty oparte na eksperymentach, turystyce, poszukiwaniu przygód. Nauczyliśmy się traktować programy nauczania jako drogowskaz a nie dogmat. W ten sposób narodziła się wśród nas koncepcja jednolitego nauczania klas 4-6, którą w latach 1996-1998 popularyzowaliśmy w środowisku pedagogicznym, przyjmując na Bemowie gości z całej Polski, a także prowadząc wyjazdowe konferencje metodyczne. Ukoronowaniem tej działalności było opracowanie „Jednolitego programu nauczania blokowego dla klas 4-6”, za który w 1999 roku jedenastu nauczycieli z naszej szkoły otrzymało Nagrody Ministra Edukacji Narodowej. […]
* * *
„Gazeta Wyborcza” zamieściła dzisiaj (2 października 2024 r.) tekst, z kolejnym informacjami o pracach nad modelem przyszłej szkoły, zainicjowanymi przez MEN. Oto jego fragmenty i link do pełnej wersji:
Profil absolwenta w konsultacjach.
Eksperci: „Pacjent powinien wylądować na OIOM-ie, a my przyklejamy plasterek”
[…]
Jak wymyślić szkołę od nowa? Nad tym głowi się resort edukacji pod kierownictwem Barbary Nowackiej. Szefowa MEN ogłosiła, że już za dwa lata rozpocznie się proces wdrażania „dużej reformy programowej”. Oznacza to tyle, że podstawy programowe – najpierw dla przedszkoli i podstawówek – zostaną napisane na nowo. […]
Trwa teraz pierwszy etap: określanie, kto i z jakimi umiejętnościami ma tę nową szkołę kończyć w 2038 roku. Do tego potrzebny jest profil absolwenta, nad którym pracuje Instytut Badań Edukacyjnych (IBE) – instytut badawczy, który jest nadzorowany przez MEN. […]
Kim ma być absolwent przyszłości? Ma mieć wiedzę, kompetencje i poczucie sprawczości. Ma dbać o dobrostan swój i innych. Ma umieć budować relacje, troszczyć się o dobro wspólne, społeczeństwo i ojczyznę. […]
Kompetencje podzielono na:
-poznawcze (krytyczne i kreatywne myślenie, rozwiązywanie problemów),
-społeczne (komunikacja, współpraca),
-osobiste (zarządzanie sobą i uczeniem się, dobrostan
[…]
Dr Iga Kazimierczyk, pedagog, koordynatorka programów edukacyjnych, prezeska fundacji Przestrzeń dla Edukacji: – To wszystko brzmi super. Konsultacje społeczne w sprawie profilu absolwenta przybierają taki kształt, o jaki walczyliśmy. Ministerstwo wzięło pod uwagę nasze postulaty. Ale w momencie, kiedy kierownictwo resortu po dwadzieścia razy odmienia słowo „sprawczość”, a w planowanych zmianach pomija prawie zupełnie nauczycieli, pomija rolę ministerstwa nauki i szkolnictwa wyższego i nie mówi o tym, co zrobić z kształceniem nauczycieli, to zastanawiam się, o jakiej sprawczości mówimy.
-Podstawa programowa to nie księga z zaklęciami. Jeśli coś się w niej zmieni, nie oznacza to, że realia pracy się zmienią. Jeśli w szkole ma pojawić się prawdziwa zmiana jakościowa, konieczna jest zmiana sposobu kształcenia nauczycieli oraz poprawa warunków pracy. […]
Czy można to nazwać reformą, jeśli nie bierzemy pod uwagę kryzysu kadrowego w szkołach, kryzysu demograficznego, migracji, które sprawiły, że nasza szkoła stała się wielokulturowa (i inaczej już nie będzie)? Co ze starzejącym się społeczeństwem? Co z systemem finansowania oświaty? Już ministra edukacji Anna Zalewska z PiS o tym mówiła, a samorządy wciąż się borykają z rosnącymi kosztami, małe szkoły wciąż ledwie zipią, za to miejskie bywają dramatycznie przeludnione. A co z kryzysem klimatycznym? Co z obronnością, na która wydajemy tyle pieniędzy? Czy obronność nie kojarzy się nikomu również ze szkołą? Jeśli chcemy społeczeństwa odpornego na dezinformację, to musimy tego uczyć. A kto ma tego uczyć, jeśli nie nauczyciele? […]
Prof. Przemysław Sadura – profesor UW, wykłada na Wydziale Socjologii, kurator instytutu badawczego „Krytyki Politycznej”: – Dobrze, że konsultacje organizuje Stocznia. To fundacja, która wdrażała pierwsze metody prowadzenia konsultacji w Polsce, ma doświadczony zespół. Ale jak patrzę na liczbę spotkań (sześć stacjonarnych i czternaście online) to mam obawy, czy nie sięgnięto po Stocznię, żeby zalegitymizować ten proces. A to ma być przecież najważniejsza reforma reorganizująca oświatę w najbliższych latach. Spodziewałem się, że będzie tych spotkań więcej.
-W moim poczuciu konsultacje należałoby zorganizować w innym celu: żeby zdiagnozować, w jakim stanie jest edukacja. Co najpilniej i jak należy zmienić. Czy nowy profil absolwenta to najważniejsza kwestia dla szkół w kraju, który dopiero co przeszedł przez serię katastrof? Osiem lat rządów populistów, przeoranie systemu edukacji, pandemia, która najmocniej w UE uderzyła właśnie w Polskę – nie tylko pod względem liczby nadmiarowych zgonów. Nigdzie indziej dzieci i młodzież tak długo nie były pozbawione stacjonarnych lekcji. Do tego mamy doświadczenia związane z wojną w Ukrainie. Tak szybko staliśmy się wielokulturowi, że nastroje całego społeczeństwa robią się coraz mniej przychylne migrantom. […]
Wszystko rozbije się o nauczycieli, bo zawsze się rozbijało. Od lat wiedzieliśmy, że przygotowanie do zawodu, poziom studiów pedagogicznych pozostawia wiele do życzenia. Że jest negatywna selekcja do zawodu. To są fundamentalne problemy. Chciałbym, żeby MEN zaczął się zastanawiać nad tym, jak odwrócić ten proces.
Do reform trzeba być przygotowanym. Możemy wzorować się np. na Anglosasach, którzy najpierw eksperymentują, robią pilotaże, sprawdzają czy coś działa na mniejszym obszarze i sprawdzają, co się zadzieje. W cztery lata można zaprojektować świetną reformę i próbować budować dla niej poparcie.[…]
Cały tekst: „Profil absolwenta w konsultacjach. Eksperci: „Pacjent powinien wylądować na OIOM-ie, a my przyklejamy plasterek” – TUTAJ
Źródło: www.wyborcza.pl
Oto fragmenty (i link do pełnej treści) z bloga Jarosława Pytlaka, który zamieścił on w minioną sobotę:
Naprawa polskiej szkoły – koncert życzeń z komentarzami
23 września zaliczyłem epizod w programie telewizji śniadaniowej „Dzień dobry TVN”. Posadzono mnie na kanapie obok Lesława Dzika, młodego influencera edukacyjnego, autora świeżo wydanego książkowego poradnika dla uczniów „Szkolne life hacki”. W założeniu mieliśmy przez 13 minut rozmawiać z prowadzącymi o polskiej szkole i możliwościach jej zmiany na lepsze. Najwyraźniej liczba okazała się pechowa, bo przyjęta z góry przez dziennikarzy teza, zobrazowana napisem na ekranie „Absurdy w polskich szkołach”, skutecznie wykluczyła możliwość konstruktywnej dyskusji. Najlepiej wyszło to, co wyjść musiało, czyli zapowiedziane na początku „lokowanie produktu”, niezależnie od tego, czy był nim mój sąsiad z kanapy, czy może jego książka. Nie żałuję tego młodemu autorowi, który okazał się sympatycznym i rzeczowym rozmówcą, także w kuluarach, najwyraźniej pełnym wiary w swoją misję. Z mojego punktu widzenia jednak program był niewypałem.
Nie da się zaprzeczyć istnieniu w polskiej szkole rozmaitych absurdów. Uważam jednak, że to określenie jest mocno nadużywane. Z ogromną dezynwolturą stosuje się je w odniesieniu do wielu zjawisk i problemów, które tylko wydają się oczywiste i łatwe do rozwiązania, choć wcale takie nie są. Nic dziwnego więc, że rozmowa w studiu nie doprowadziła do konstruktywnych wniosków. Ponieważ jednak nie chciałbym uznać poświęconego czasu za stracony, postanowiłem zaprezentować zgromadzoną przy tej okazji kolekcję modnych dzisiaj pomysłów na zmiany w polskiej szkole. Wiele z nich pojawiło się w poprzedzającej program rozmowie z redaktorem prowadzącym, oraz w „Postulatach dzieciaków, żeby chętniej chodziły do szkoły”, rozdanych nam już w trakcie emisji. Na omówienie większości z nich na antenie oczywiście nie starczyło czasu. I choć strata to niewielka, bo w dużej mierze były to pobożne życzenia, które świetnie prezentują się w teorii, a dużo gorzej w praktyce, postanowiłem pokazać je tutaj w świetle realiów, ku pożytkowi tych wszystkich, którzy w przyszłości chcieliby podjąć w mediach tematykę szkolną w sposób nieco bardziej rzeczowy.
Aby dzieci chciały chodzić do szkoły należy skrócić lekcje,…
Postulat godny poparcia, szczególnie jeśli odnieść go do liczby lekcji, a nie długości trwania pojedynczych zajęć. Grubo ponad trzydzieści godzin tygodniowo, jakie polska szkoła funduje nastolatkom, to naprawdę dużo. Nie zmieni się to jednak, dopóki będziemy starali się zaspokoić wszystkie potrzeby deklarowane przez specjalistów tradycyjnych dyscyplin akademickich, równocześnie mierząc się z wyzwaniami społecznymi głównie poprzez dodawanie kolejnych lekcji, np. edukacji zdrowotnej czy obywatelskiej. […]
…wydłużyć przerwy,…
Są kraje, gdzie w środku dnia szkolnego jest godzinna przerwa obiadowa. W „Postulatach dzieciaków” pojawiło się nieco mniej ambitne oczekiwanie przerw po prostu trochę dłuższych niż obecnie, żeby „dało się odpocząć”. To sensowne życzenie, co mogę potwierdzić na podstawie doświadczeń z STO na Bemowie. W klasach 1-6 „od zawsze” mamy codziennie taką godzinną przerwę, a w klasach starszych – dwa razy w tygodniu; na dokładkę wszystkie pozostałe przerwy trwają po piętnaście minut. To nie tylko okazja do odpoczynku, ale również kontaktów społecznych. Jednak coś za coś – ten dodatkowy czas powoduje… przedłużenie dnia szkolnego, co nie wszystkim się podoba. Ponadto przerwowy luksus kosztuje, bo w polskiej szkole uczniowie muszą przecież bez – nomen omen – przerwy znajdować się pod nadzorem nauczycieli, a więcej godzin nadzoru, to potrzeba większych funduszy. Skądinąd zdroworozsądkowy postulat nie ma zatem większej szansy realizacji, chyba że w jakiejś kolejnej reformie ktoś słusznie uzna przestrzeń i czas na kontakty społeczne za równie ważne, co lekcje spędzone przez uczniów na nauce.
…zaczynać zajęcia szkolne później
Prowadzący program stwierdził, że ogromnym problemem polskiej szkoły są lekcje zaczynające się o 7.15. W istocie, zdarza się to, gdy budynek jest zbyt ciasny albo brakuje nauczycieli, ale na pewno nie na skalę masową. Często słychać jednak, że nawet uświęcona tradycją godzina 8. jest stanowczo zbyt wczesna dla młodego organizmu, którego mózg o tej porze – jak dosadnie wyraził się Lesław Dzik – nie żyje. To popularna teza, podobno podparta naukowymi świadectwami. Mnie trochę dziwi, bo biologicznie jesteśmy organizmami dziennymi, od tysiącleci aktywnymi między wschodem i zachodem słońca. Być może jednak dwa wieki sztucznego oświetlenia coś namieszały, a może uczyniły to dwie dekady kontaktów społecznych przez internet, które, jak wiadomo, najlepiej wychodzą w nocy, poza zasięgiem rodzicielskiej kontroli. Przyjmijmy więc za dobrą monetę, że bliżej południa nauka jest bardziej efektywna, niż o godzinie 8. Szkopuł w tym, że rodzice często zaczynają pracę z samego rana, więc ich małe dzieci już o tak wczesnej porze muszą trafić pod skrzydła nauczycieli. Prościej wygląda sprawa ze starszymi, choć znalazłoby się zapewne niemało pracujących rodziców, chętnych upewnić się, że progenitura poszła do szkoły, a nie przedłużyła sobie leżakowania w łóżku. […]
Statuty szkolne to źródło bezprawia
Taki właśnie komunikat wybrzmiał w wypowiedzi prowadzącego program i doskonale oddaje powszechnie panującą opinię. Za tą z kolei idzie przeświadczenie, że wystarczy ograniczyć zawartość statutów do spraw jasno zdefiniowanych w prawie oświatowym, a wszystko ulegnie zmianie na lepsze. Niestety, kluczowe jest tu słowo „jasno”. Prawo oświatowe jest nader mętne, przepisy porozrzucane po wielu różnych dokumentach, a rzesza kilkudziesięciu tysięcy dyrektorów i setek tysięcy nauczycieli często porusza się w tym po omacku, pozbawiona realnego wsparcia prawnego, szczególnie gdy życie przynosi nowe wyzwania, jakim ostatnio stało się uzależnienie młodych ludzi od smartfonów. Ponadto, statuty placówek są najczęściej produktem rękodzieła, bo na pomoc prawną przy ich formułowaniu nie ma funduszy, a nawet jeśli są, to sami prawnicy nie są zgodni w kwestii proponowanych zapisów. Przerobiliśmy to ostatnio w STO na Bemowie, dwa lata z rzędu nowelizując statut szkoły podstawowej, korzystając z usług dwóch różnych kancelarii. W jednym podejściu zasugerowano nam jak bardziej drobiazgowe kodyfikowanie różnych sytuacji, bazując na doświadczeniach ze sposobu rozstrzygania spraw konfliktowych w kuratoriach. W drugim, dla odmiany, pojawiła się sugestia, że statut jest zbyt rozbudowany i niepotrzebnie reguluje wiele spraw, które powinny być rozstrzygane po prostu na bazie zwyczaju, dobrej woli i zaufania. Niestety, tych ostatnich cech w społecznościach szkolnych już nie ma, więc statuty będą je zastępować, zawsze ku czyjemuś niezadowoleniu. […]
Tutaj dygresja. Lekcję, że w atmosferze ogólnej nieufności, a przy braku wsparcia prawnego dla placówek oświatowych, może być tylko gorzej, przerabiamy na bieżąco przy okazji tak zwanych Standardów Ochrony Małoletnich. Państwo mogło odegrać rolę moderującą, bowiem oficjalnie obiecano publikację wytycznych opracowanych pod egidą Ministerstwa Sprawiedliwości. Miały one ujrzeć światło dzienne w połowie lutego, pół roku przed obowiązującym terminem opracowania takich dokumentów w placówkach. Ostatecznie pojawiły się tuż przed wakacjami, kiedy wszyscy mieli już własne wersje, najczęściej wzorowane na publikowanych w sieci gotowcach, zazwyczaj wzbogacone o zapisy stanowiące wyraz usprawiedliwionej skądinąd ignorancji prawnej, a równocześnie lęków swoich lokalnych twórców. Wyłania się z nich obraz niekompetentnej, potencjalnie wręcz przestępczej grupy niebezpiecznych dla dzieci dorosłych, zwanych dla niepoznaki nauczycielami. Teraz mamy koniec września i krzyk w mediach, że zapisy w Standardach krążą w oparach absurdu. Oczywiście nikt nie jest winny i trwa wielkie narodowe czekanie, aż sytuacja się uklepie. […]
Oceny szkolne są złe, bo motywacja ucznia powinna być wewnętrzna
Najkrócej mówiąc, powinna być, ale nie jest. Psychologia uczenia się jest bardzo złożoną dziedziną. Jej odkrycia doskonale stosują się do jednostkowych przypadków, daleko trudniej jednak do masowej edukacji. Z tego, że ludzie najszybciej uczą się wtedy, kiedy chcą wcale nie wynika, że można na tym oprzeć całą organizację nauczania tego, czego w myśl zapisów prawnych nauczyć się powinni. A już kardynalnym błędem jest założenie istnienia w wieku szkolnym samoświadomości, skutecznie od wewnątrz kierującej postępowaniem młodego człowieka. Dlatego wiara w sens zastąpienia ocen cyfrowych opisowymi jest przejawem ogromnego optymizmu. W STO na Bemowie od trzech lat nie ustalamy na co dzień ocen w klasach 4-6 z większości przedmiotów. Nie mamy jednak odwagi, by odejść od bieżącego oceniania w zakresie dla edukacji fundamentalnym – nauce języka polskiego, matematyki i języka obcego, bo tu systematyczność nauki i sekwencja zdobywanej wiedzy wymaga – w świetle naszych doświadczeń – regularnej informacji zwrotnej. Tam gdzie ocen nie ma, wiedza jest bardziej przypadkowa. […]
W szkole należy uczyć rzeczy przydatnych w życiu
Powszechny krzyk o uczeniu w szkole rzeczy niepotrzebnych ma dość luźny związek z rzeczywistością. W istocie, żeby myśleć, trzeba mieć o czym, czyli posiadać jakąś bazę wiedzy, zarówno ogólnej, jak szczegółowej. Mózg ludzki nie jest procesorem, który będzie świetnie funkcjonował na bazie informacji uzyskiwanych na bieżąco ze smartfona. Jest procesorem połączonym z pamięcią, a zatem musi być ćwiczony nie tylko w przetwarzaniu danych, ale również w ich gromadzeniu. […]
30% problemów edukacji leży w systemie, 70% w samej szkole
Jak zrozumiałem, „w szkole” ma oznaczać, że zależy od ludzi, którzy ją tworzą, w domyśle nauczycieli i kadry zarządzającej. Osobiście nie zaryzykowałbym określenia jakichkolwiek proporcji. Zwrócę jednak uwagę, że system kształtuje ludzi, może wzmacniać ich sprawczość lub ją dusić. W polskiej szkole mamy zdecydowanie do czynienia z tym drugim, więc proszę się nie dziwić, że ludzie wybierają ostrożny pragmatyzm, a nie odważne nowatorstwo. Przekonali się po wielokroć, że tak jest bezpieczniej. W podanej powyżej proporcji brakuje jednak na pewno niezwykle ważnego elementu, którym są rodzice. Mają oni dzisiaj ogromny wpływ na funkcjonowanie placówek oświatowych. Dobry czy zły? Odpowiem dyplomatycznie – szkoła jest taka, jak społeczeństwo. Jeśli nie jesteśmy z niej zadowoleni, co nam to mówi o społeczeństwie?! […]
Polska szkoła powinna wzorować się na fińskiej, o wysokiej jakość edukacji i przyjaznej dla uczniów
Podstawą tego co uważamy za sukces fińskiej szkoły jest ogromne zaufanie społeczne. Polityczny konsensus wobec systemu edukacji, ograniczona liczba wytycznych programowych, pozostawiająca swobodę nauczycielom, oraz niemal całkowita nieobecność rodziców w życiu szkoły, odróżniają ją w sposób zasadniczy od tego, co mamy w Polsce. Jeśli dodać bardzo dobre warunki lokalowe i materialne – wynikające z zamożności społeczeństwa, a także jego wiejskiego charakteru, widać wyraźnie, że naśladownictwo możemy włożyć między bajki. Lepiej chyba poszukać mocnych stron na własnym podwórku i zainwestować w ich rozwój. Tym bardziej, że Finowie mają także swoje kłopoty, do których zalicza się stały zjazd w wynikach kolejnych badań PISA. Na tym polu rezultaty polskich uczniów wypadają całkiem nieźle. Nie jest to idealny sposób wartościowania systemu edukacyjnego, ale nie jest tajemnicą, że Finowie mocno przejmują się swoją tendencją zniżkową. […]
* * *
Wymienione wyżej postulaty, a to tylko wierzchołek góry lodowej, adresowane są w domyśle do nauczycieli, bo to oni, ze wszystkimi swoimi słabościami, stanowią twarz systemu edukacji. Tymczasem nie jest to jedyny ważny adresat. Nauczyciele lepiej lub gorzej wykonują usługę, którą zamawia państwo, na warunkach, które państwo określa. Należy zatem wywierać presję na rządzących, na swoich przedstawicieli w parlamencie, samorządach lokalnych, na tych wszystkich, którzy decydują o prawie i o sposobach wydatkowania pieniędzy. Nie sztuką jest formułowanie postulatów, ale poszukiwanie metod ich realizacji. Ponieważ jednak nawet tak specyficzną i wymagającą mądrości sferą życia, jak edukacja, rządzą dzisiaj politycy, a nimi sondaże, to chociaż zmiana polskiej szkoły na lepsze jest możliwa, w obecnych realiach społecznych wydaje się mało prawdopodobna. […]
W powyższym artykule najczęściej mowa była o pieniądzach i zaufaniu. To ostatnie jest odrębną, specyficzną walutą. Bez odbudowy zaufania społecznego polska szkoła nie stanie się lepsza, nawet jeśli zainwestujemy w nią pieniądze równie wielkie, jak w zbrojenia.
Cały tekst „Naprawa polskiej szkoły – koncert życzeń z komentarzami” – TUTAJ
Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl/blog/
Dzisiaj proponujemy aż trzy posty z bloga „Pedagog”, którego przeglądanie w ostatnich tygodniach zaniedbaliśmy. Oto fragmenty trzech postów, które uznaliśmy za warte upowszechnienia, i posty do ich pełnych wersji:
22 września 2024
Ekspert Krajowej Izby Gospodarcze zwraca uwagę na kwestię kształcenia zawodowego
Nie jest dyskutowana w środowisku badaczy oświaty zawodowej i odpowiedzialnych za nią w MEN debata na temat aktualnych problemów kształcenia zawodowego w związku z kolejną zmianą polityki w naszym państwie. Fatalnie było przez minionych nie tylko osiem lat, toteż nic dziwnego, że eksperci Krajowej Izby Gospodarczej (KIG) kierują do nas swoje uwagi i rekomendacje. Jedną z nich jest opinia dr Krzysztof Bondyry – eksperta KIG, który trafnie niepokoi się o brak w kraju publicznej dyskusji na temat dostosowania edukacji do potrzeb gospodarki.
Nie ma w III RP ośrodka analitycznego w tym obszarze, a tym samym nie ma także w mediach debaty, w toku której odwoływano by się do usystematyzowanej wiedzy na powyższy temat. Komitet Edukacji Zawodowej KIG usiłuje to zmienić, bowiem szkolnictwo zawodowe doświadcza dramatu kadrowego nie tylko wśród nauczycieli zawodu, ale przede wszystkim w gospodarce, co potwierdza poniższy rapor – [Zobacz TUTAJ]
Dr K. Bondyra słusznie apeluje o to, by do dyskusji na temat dostosowania edukacji do potrzeb polskiej gospodarki włączyli się posłowie. Jednym z nich jest łódzki b. nauczyciel szkolnictwa branżowego, ze strony którego nie spotykamy się z konieczną reakcją. Może zatem ktoś zainteresuje się interpelacją nr 9, 10, 11 oraz odpowiedziami na nie: [Zobacz TUTAJ]
Cały post – TUTAJ
x x x
23 września 2024
Odszkolnić możnowładztwo i partyjniactwo szkoły wobec uczniów i ich rodziców
Trzy lata temu udzieliłem Tygodnikowi Spraw Obywatelskich wywiadu, któremu nadano tytuł: Odszkolnić szkoły!
Powodem dla którego przypominam rozmowę z redaktorem jest fakt otrzymania listu od jednego z rodziców, którzy mają trudność w pozyskaniu kompleksowej informacji na temat możliwości powołania Rady Szkoły oraz stworzenia dla jej potrzeb porządnego Statutu. Ów rodzic pyta: Czy byłby Pan na tyle uprzejmy i wskazał mi organizacje lub inne podmioty, które są dobre w tym temacie?
Na pytanie, po co jemu taka wiedza? napisał: „Mój najstarszy syn rozpoczął edukację w pierwszej klasie szkoły podstawowej w Gdyni, a z rozmów z innymi rodzicami odniosłem wrażenie, że dyrekcja jego szkoły traktuje placówkę jako udzielne księstwo. Uważa, że jedyną rolą rodziców jest to, by działali w ramach podporządkowanej dyrekcji radzie rodziców, finansując potrzeby placówki. To sprawia, że dyrekcja szkoły nie zawsze jest skłonna rozpatrywać pomysły lub wnioski tych 5 proc. rodziców, którzy są najbardziej aktywni spośród całej społeczności rodziców„.
Proszę zauważyć, że jeszcze nie upłynął miesiąc wrzesień, a już niektórzy rodzice mają poczucie lekceważenia ich potrzeb, oczekiwań, skoro powierzyli swoje dzieci szkole publicznej. Słusznie rodzice najbardziej zaangażowani w proces wychowawczy niepokoją się o losy dziecka w szkole, skoro jako placówka publiczna (w tym infrastruktura i kad- ra nauczycielska oraz administracyjno techniczna) jest finansowana, a zatem utrzymywana z pieniędzy podatników.[…]
Od 35 lat upominam się o to, by zerwać w polskim ustroju szkolnictwa publicznego z praktyką i mentalnością władztwa, w świetle których nauczycielom i dyrekcji szkoły wolno postępować niezgodnie z etyką, prawem oświatowym czy kulturą pedagogiczną. Po to 10 milionów Polaków zawierzyło w latach 1980-1989 ruchowi „Solidarność”, by już nigdy więcej nie było w naszym kraju możnowładztwa, partyjniactwa, nieetycznych praktyk, niekompetencji i ubóstwa kulturowego. […]
Jednak wygodniej jest rządzić, podejmować niewłaściwe decyzje, ukrywać niegodne postawy niektórych dyrektorów szkół, części ich nauczycieli, kiedy nikt się tym nie interesuje, nie docieka powodów pseudoedukacji, pseudowychowania, a więc także niszczenia szans rozwojowych i wychowania społeczno-moralnego dzieci i młodzieży. Łatwiej jest przerzucać się odpowiedzialnością na innych (rodziców, władze oświatowe, media) za rozwój patologii zachowań, kiedy samemu jest się zwolennikiem jej unikania, pozorowania poprawnych oddziaływań. […]
Cały post – TUTAJ
x x x
24 września 2024
Jak powołać w szkole radę szkoły
Nie ma potrzeby powoływania jeszcze jednego rzecznika – tym razem Rzecznika Praw Ucznia. To jest kolejna patologia demokracji proceduralnej. Szkoły powinny być środowiskiem do demokracji partycypacyjnej, a nie przedstawicielskiej. Żaden rzecznik z Warszawy nie będzie rozwiązywał spraw uczniów w Białej Podlaskiej, Zgierzu, Łagowie czy Gdańsku. Od tego jest ustawowy zapis, który umożliwia powoływanie w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych – jeśli chcą naprawdę być szkołami publicznymi, a nie pozorującymi tę cechę – organów społecznych szkół, a tymi są:
– psuedodemokratyczna rada pedagogiczna,
– pseudosamorządny samorząd uczniowski,
– manipulowana przez dyrekcję rada rodziców i jedyny, ale wciąż nieobecny w 98, 1 proc. polskich szkół pseudopublicznych organ – RADA SZKOŁY.
Rada szkoły jest jedynym organem społecznym, który posiada uprawnienia do egzekwowania przestrzegania praw uczniów przez uczniów, ich rodziców i nauczycieli, także przez dyrekcję szkoły i organ prowadzący oraz nadzór pedagogiczny. […]
W szkołach konieczne jest rzeczywiste przeciwdziałanie przemocy i bezpośrednie egzekwowanie od sprawców odpowiedzialności moralnej, społecznej czy zawodowej, bez względu na to, kim są, jaką mają funkcję, rolę społeczną. Właśnie dlatego w ok. 2 proc. szkół publicznych zostały takie rady powołane, by skończyć z pozoranctwem i włączać uczniów, ich rodziców i nauczycieli do demokracji a nie jedynie opowiadać o niej i rzekomo edukować do niej.
Nawet prawnik, autor poradnika pod dość bezczelnym tytułem „Prawo Marcina”, bo to nie jest jego prawo, nie zadał sobie trudu, by nie tylko sprawdzić czy istnieją publikacje poświęcone prawom ucznia i uspołecznieniu szkolnictwa w Polsce, ale nie dokonał też analizy krytycznej jego realnego stanu prawnego. Szkoda, bo wówczas by zrozumiał, że częściowo pisze o czymś, co ma demagogiczny charakter. […]
Cały post – TUTAJ
Tradycyjnie w środę, ale o nietypowej porze, bo o 18:00 – prof. Roman Leppert zainaugurował w swoim „Akademickim Zaciszu” kolejny rok cotygodniowych rozmów o pedagogice i rzeczywistości oświatowej w naszym kraju.
Pierwsze w roku akademickim 2024/2025 spotkanie poświęcone było książce „Dyscyplina naukowa i tożsamość naukowca„, (Wydawnictwo Naukowe UAM, Poznań 2024), której autorem jest Prof. dr hab. Zbyszko Melosik – prorektor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Najlepiej będzie, jeśli Ci z Was, którzy wczoraj nie byli zdalnymi uczestniczkami/kami tego wydarzenia, a których ta tematyka zainteresowała, o dogodnej dla siebie porze zrobili to, klikając zamieszczony poniżej link:
Profesor Zbyszko Melosik: tożsamość naukowca – TUTAJ
Zyta Czechowska – Nauczyciel Roku 2019, współautorka książki “Jak nie zgubić dziecka w sieci?” zamieściła w ub. tygodniu na swoim fb profilu tekst, który postanowiliśmy zamieścić dzisiejszego ranka (9 września 2024 r.) na OE – bez skrótów. NAPRAWDĘ WARTO!!!
JAK ROZMAWIAĆ Z UCZNIAMI O TRUDNYCH ZACHOWANIACH ICH KOLEGÓW I KOLEŻANEK Z NIEPEŁNOSPRAWNOŚCIAMI, ZABURZENIAMI ROZWOJU CZY SZCZEGÓLNYMI POTRZEBAMI?
Do naszych klas z początkiem roku dołączyło wielu uczniów ze szczególnymi, ale też zróżnicowanymi potrzebami.
Jedni z nich mają trudności z adaptacją, akceptacją zasad i reguł klasowych, inni przejawiają zachowania trudne, jeszcze inne dzieci mają problem z koncentracją uwagi, ale także z komunikacją i relacjami.
Nie zawsze pozostali uczniowie rozumieją ich zachowanie i nie akceptują go.
Nauczyciele nie zawsze potrafią wytłumaczyć skąd biorą się takie zachowania, a rozmowa o różnicach w funkcjonowaniu uczniów w klasie jest kluczowa.
Jak zatem rozmawiać z dziećmi o różnicach w funkcjonowaniu i zachowaniu, ale też o różnych niepełnosprawnościach ich kolegów?
Nie ma jednego złotego i skutecznego rozwiązania, ale jest kilka możliwości, które mogą pomóc nam nauczycielom.
Kilka wskazówek, które pomagają stworzyć środowisko zrozumienia i akceptacji, co sprzyja budowaniu empatii oraz wzajemnej akceptacji wśród uczniów.
>Edukacja w duchu empatii i szacunku.
Rozpocznij od wyjaśnienia, że każdy człowiek jest inny, i wszyscy zasługują na szacunek. Niepełnosprawność to tylko jeden z elementów różnorodności.
>Używaj prostego i zrozumiałego języka.
Dostosuj treści do poziomu wiekowego uczniów. Wytłumacz, czym jest niepełnosprawność różnorodność, unikając skomplikowanych terminów medycznych.
>Podkreślaj indywidualność.
Wyjaśnij, że każda osoba z niepełnosprawnością ma różne potrzeby i możliwości. Niepełnosprawność nie definiuje człowieka, a różnice między ludźmi są czymś normalnym.
>Tłumacz trudne zachowania w sposób neutralny.
Powiedz uczniom, że niektóre zachowania (np. wybuchy emocji, trudności z koncentracją) mogą wynikać z trudności, z jakimi zmaga się ich kolega/koleżanka. Poinformuj, że to nie jest „złe” zachowanie, ale reakcja na pewne wyzwania.
>Udzielaj wskazówek dotyczących reagowania na trudne sytuacje.
Ucz uczniów, jak wspierać swoich rówieśników, np. poprzez cierpliwość, pomoc lub zrozumienie. Zachęcaj do zgłaszania trudnych sytuacji nauczycielowi, zamiast reagowania impulsywnie.
>Buduj atmosferę włączania i współpracy.
Angażuj uczniów w działania integracyjne, które promują współpracę, np. poprzez wspólne projekty, zabawy czy zadania grupowe.
>Odpowiadaj na pytania otwarcie i z cierpliwością
Pozwól uczniom zadawać pytania i rozwiewaj ich wątpliwości. Staraj się odpowiadać w sposób naturalny, nie ignorując ani nie bagatelizując ich pytań.
>Unikaj stygmatyzacji
Zadbaj, aby niepełnosprawność czy zaburzenie rozwoju nie była powodem do poczucia wykluczenia. Podkreślaj, że różnice są czymś naturalnym, a każdy w klasie ma coś wartościowego do zaoferowania.
>Wspieraj relacje między uczniami.
Promuj działania, które pomagają budować pozytywne relacje między wszystkimi uczniami, niezależnie od ich zdolności. Zachęcaj do współpracy i wzajemnej pomocy.
>Modeluj pozytywne zachowania.
Daj uczniom przykład, jak w codziennych sytuacjach wspierać rówieśników z niepełnosprawnościami. Twoje własne podejście będzie dla nich wzorem do naśladowania.
>Skorzystaj z pomocy specjalistów
Jeśli masz wątpliwości, jak podejść do trudnych zachowań lub rozmów na temat niepełnosprawności, skonsultuj się z psychologiem szkolnym lub pedagogiem specjalnym.
Inne wskazówki na stronie ośrodka – TUTAJ
Źródło: www.facebook.com/zyta.czechowska/posts/