Archiwum kategorii 'Artykuły i multimedia'

Wczorajsze (29 maja 2024 r.) spotkanie w „Akademickim Zaciszu” było poświęcone Żywej Bibliotece – fenomenowi powstałemu w Danii od 2000 r., obecnemu w Polsce od roku 2007.

 

Do rozmowy prof. Roman Leppert zaprosił dr Kamilę Prociów, autorkę książki Żywa biblioteka. Uczenie się (o) inności w społecznościach praktyki”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Naukowego DSW..

 

Autorka rozpoczyna swoją książkę słowami: „Prosta koncepcja spotkania i rozmowy z nadzieją na zmianę społeczną. Dialog, który grozi zrozumieniem„.

 

Zainteresowani tym tematem, którzy wczoraj przeoczyli owo spotkanie, albo byli „nieczasowi”, mogą o dowolnej dla siebie porze obejrzeć i wysłuchać  – link poniżej:

 

 

 

Żywa biblioteka – uczenie się (o) inności  –  TUTAJ

 

 

 



Foto :Daniel Gębala [www.mojaswidnica.p]

 

Oto młodzi „funkcyjni” na procesji Bożego Ciała….

 

 

Nie ukrywamy, że nie przypadkiem zamieszczamy właśnie dzisiaj obszerne fragmenty tekstu Klaudii Kierzkowskiej, zamieszczonego 10 maja 2024 r. na portalu <mama:Du>. Dla autorki to przykład czyichś zaniedbań wychowawczych, ale dla nas to signum temporis :

 

 

Współczesne pokolenie nastolatków wyginie. Wystarczy zapytać o Boże Ciało

 

[…]

 

Za komunikacją miejską nie przepadam. Ale gdy nie mam wyjścia, korzystam z niej i nie marudzę. Jednak ten tłok, ścisk i brak powietrza jakoś do mnie nie przemawiają. Mam wrażenie, że zaraz się uduszę albo zemdleję. Wczorajszą podróż autobusem „umiliła mi” grupa nastolatków, która odciągnęła moją uwagę od tego, co niekomfortowe.

 

W godzinach popołudniowych autobusy są zatłoczone. Starsi wracają z pracy, młodzież ze szkoły, zajęć dodatkowych czy spotkań towarzyskich. W sumie mało istotne. Autobus podjechał stosunkowo szybko, o dziwo nie miał opóźnienia. Wsiadłam tylnymi drzwiami i stanęłam obok grupy nastolatków. Pięć, może siedem osób. Towarzystwo mieszane.

 

Od razu zwrócili moją uwagę, bo dość głośno dyskutowali. Śmiali się, nie zwracali uwagi na pozostałych. Nie przejmowali się nikim ani niczym, ale nie mogę powiedzieć, że zachowywali się niekulturalnie. Nie robili niczego złego. Byli swobodni, niczym nieskrępowani. Wyluzowana młodzież. […]

 

Poruszyli temat Bożego Ciała, a dokładniej tego, kiedy w tym roku przypada. I ku mojemu zaskoczeniu, nie zastanawiali się w który czwartek, tylko w jaki dzień tygodnia. – Boże Ciało obchodzimy w tym roku w ostatnim tygodniu maja. Ale w jaki dzień, to nie mam pojęcia – powiedziała jedna z dziewczyn. Zaczęła się dyskusja. Jeden z chłopaków był przekonany, że w poniedziałek. Drugi zaprzeczał. – Obiło mi się o uszy, że wypada w środę – dodał. Zastanawiali się, analizowali. Wspólnymi siłami próbowali znaleźć odpowiedź.

 

Koniec końców ustalili, że w sumie nieważne, w jaki to będzie dzień. Najważniejsze, że tego dnia zajęcia lekcyjne się nie odbywają.

 

Spuściłam głowę i uśmiechnęłam się pod nosem. Nie wtrącałam się, bo w końcu to nie moja sprawa. Jednak starszy pan, który siedział w pobliżu, nie wytrzymał: – Wy nie macie pojęcia o życiu. Boże Ciało zawsze obchodzimy w czwartek – powiedział oburzonym głosem. […]

 

Myślałam, że się zawstydzą, ucichną, czy jakoś mądrze skomentują. Owszem skomentowali, ale jak. – Ekstra, to może i piątek będzie wolny – powiedział jeden z chłopaków, a reszta wybuchła śmiechem. Na następnym przystanku wysiedli. […]

 

Rozumiem, że można o pewnych sprawach zapomnieć, czegoś nie być świadomym. Jednak to, że Boże Ciało co roku odchodzimy w czwartek, wydawało mi się czymś oczywistym. To nie były dzieci, które tak naprawdę o wielu sprawach nie mają jeszcze pojęcia. To nastolatki, które za 3, może 4, lata podejdą do egzaminu dojrzałości. Skończą szkołę i rozpoczną kolejny rozdział życia. Ta niewiedza, być może lekceważenie pewnych spraw, dają do myślenia.

 

 

 

 

Źródło: www.mamadu.pl

 



Jędrek Witkowski zamieścił wczoraj (28 maja 2024 r.) na swoim fb profilu tekst, w którym  poinformował o wynikach badania opinii młodych ludzi o polityce oraz o kampanii CEO „Młodzi głosują”:

 

 

 

WNIOSEK Z BADAŃ: MŁODZI = ROZCZAROWANI DEMOKRACI

 

 

Dzisiaj w prawie 500 szkołach odbywa się finał kampanii „Młodzi głosują” organizowanej przez Centrum Edukacji Obywatelskiej (CEO). Prawie 100 000 młodych ludzi głosuje w szkolnych wyborach wybierając spośród tych samych partii, na które będziemy głosowali 9 czerwca w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

 

To nasz wkład w edukację obywatelską i neutralną edukacją o polityce. W CEO jesteśmy przekonani, że to bardzo ważny element szkolnych doświadczeń. Badania pokazują, że mamy w tym zakresie wiele do zrobienia. Wg danych ICCS 2022:

 

> 73% ósmoklasistów jest przekonana, że demokracja to najlepsza forma rządów

> 33% uważa, że system polityczny w Polsce działa dobrze

 

> 79% uważa, że posłowie i senatorowie zwykle zapominają o potrzebach ludzi, którzy na nich głosowali

 

> tylko 25% ósmoklasistów uważa, że posłowie i senatorowie dobrze reprezentują interesy młodych ludzi

 

 

Podobnie niepokojące są wyniki zaufania do kluczowych instytucji:

 

– rządowi ufa 28% badanych (Komisji Europejskiej 54%)

 

– sejmowi i senatowi ufa 25% badanych (Parlamentowi Europejskiemu 56%)

 

– partiom politycznym 18%,

 

– władzom lokalnym 56%

 

 

Kampania „Młodzi głosują” przybliża młodym świat polityki, pozwala go analizować z bezpiecznej neutralnej pozycji, pomaga zrozumieć kampanię wyborczą, poznać programy partii, wyrobić sobie własną opinię w tej sprawie. Dzięki samemu głosowaniu wyrabia też nawyk uczestnictwa w święcie demokracji i zachęca do głosowania po osiągnięciu pełnoletniości. Ukłony i gratulacje dla zespołu realizującego projekt: Michał Tragarz, Michał Mazur, Lena Wojciechowska,  Paulina Pękalska,  Paulina Górska.

 

Wyniki szkolnych wyborów ogłosimy 10 czerwca (wszystko po to, by zachować neutralność akcji w szkołach).

 

 

Mówiłem o tym kilka dni temu w rozmowie z PAP przedrukowanej teraz między innymi przez serwis internetowy NOIZZ.pl.

 

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/jedrek.witkowski.3/

 



Wczoraj prof. Bogusław Śliwerski zamieścił na swoim blogu tekst, w którym zadeklarował  jednoznaczne poparcie dla  wykorzystania sztucznej inteligencji w edukacji szkolnej:

 

 

 

                                               Samozachwyt nie tylko diagnostów kompetencji cyfrowych

 

 

 

Prof. dr Jarosław Janio z Kalifornii połączył się z USA z uczestnikami niezwykle ważnej konferencji, jaka odbyła się w ub. tygodniu w Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie, by podzielić się własnym projektem kształcenia nauczycieli w zakresie wykorzystywania sztucznej inteligencji w edukacji szkolnej. W odróżnieniu od polskiego ciemnogrodu, w którym ustawicznie straszy się społeczeństwo patologiami jako rzekomo powszechnym przejawem i skutkiem nowych technologii, opowiada się po raz n-ty wyniki sondaży opinii wśród młodzieży na temat korzystania przez nią z internetu i AI, by zbijać na tym kasę, nie włącza się AI do procesu edukacyjnego.

 

Wszystkie krajowe badania, które były prowadzone pod auspicjami uniwersytetów i podmiotów oświatowych na ten temat są dziś tyle warte, co papier lub bajty rejestrujące ich wyniki. Najłatwiej jest narzekać, biadolić, straszyć, bo w ten sposób wprawdzie poprawia się własną sytuację materialną, ale powstrzymuje procesy koniecznych zmian w polskiej edukacji.

 

Jaroslaw Janio nie narzeka tylko prowadzi zdalnie (za pośrednictwem aplikacji ZOOM) zajęcia ze studentami i nauczycielami akademickimi, nie tylko  w USA, ale i za granicą, spotkania, wykłady, dyskusje, konferencje, w trakcie których uczy ich, w jaki sposób kształcić u ich przyszłych lub obecnych uczniów kompetencje w zakresie wykorzystywania AI w procesie uczenia się. Ma za sobą tysiące godzin rozmów, analiz, wymiany doświadczeń pogłębionych o własną praktykę akademicką.

 

Jeszcze półtora roku temu nie rozmawiano o sztucznej inteligencji, ale dzisiaj nie wolno unikać nie tylko pozytywnych debat na jej temat, ale czas przejść do ofensywy, by przekonać się, że AI może być znakomitym wsparciem dzieci i młodzieży w ich rozwoju indywidualnym i społecznym a zarazem sprzyjać skutecznemu przeciwdziałaniu nie tylko możliwym patologiom, ale przede wszystkim może realnie wzmocnić motywację do uczenia się, rozwój zainteresowań młodych pokoleń, odkrywanie i wspomaganie ich pasji poznawczej, talentów, zainteresowań.

 

Nie będę tu referował wykładu prof. J. Janika, bo zapewne będzie dostępny na portalu Zespołu Pedagogiki Medialnej, którym kieruje przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN prof. APS Maciej Tanaś wraz z zespołem współpracowników własnej uczelni oraz Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Rzeszowskiego.

 

Rewolucja edukacyjna trwa, toteż jej powstrzymywanie, by wzmacniać procesy wykluczenia społecznego, analfabetyzmu informacyjnego, kulturowego, ekonomicznego, technicznego itp. jest niczym innym jak sabotażem z udziałem polskiej szkoły, jej nauczycieli i władz oświatowych. Naukowcy koncentrujący się na diagnozach wiedzy i umiejętności zamiast na łączeniu wszystkich możliwych sił społecznych i politycznych, by wyrwać polską edukację z „rąk staroświeckich cyników”, sami uczestniczą w powiększaniu zjawisk patologii cyfrowej w środowiskach socjalizacyjnych i edukacyjnych.

 

Od 2011 roku wydatkowano z budżetu państwa miliony złotych na diagnozy, cyfrową szkołę, hybrydowe kształcenie, rozdawnictwo sprzętu elektronicznego uczniom klas czwartych i ich nauczycielom, a przy okazji dochodziło do malwersacji pieniędzy publicznych, o czym świadczą liczne afery za rządów PO/PSL, Zjednoczonej Prawicy i obawiam się, że nadal ten proces będzie miał miejsce, bo kolejne środowiska czekają na swoje zyski.

 

Tymczasem w skali powszechnej nie ma żadnej strategii rozwoju młodych pokoleń oraz koniecznej zmiany w edukacji szkolnej. Uciekają nam sąsiadujący z Polską młodzi Czesi, Niemcy, Ukraińcy, Litwini, że nie wspomnę o absolwentach szkół z nieco odleglejszych państw. Z przerażeniem konstatuję narcystyczny zachwyt nad własnymi badaniami sondażowymi, także longitudinalnymi diagnostów kompetencji cyfrowych, których wnioski powinny służyć przede wszystkim politykom i władzy wykonawczej a nie ignorantom i cynicznym populistom do utrzymania się u władzy kosztem trudnych do odrobienia strat w (wy-)kształceniu polskiej młodzieży.

 

 

 

Źródło: www.sliwerski-pedagog.blogspot.com



Oto fragmenty tekstu, zamieszczonego dzisiaj (27 maja 2024 r.) na stronie wyborcza/pl  ŁÓDŹ, oraz link do jego pełnej wersji:

 

„Chcą zarabiać 7-8 tys. zł na rękę, a nie wiedzą nic”. Rynek pracy szuka techników

 

 Foto. Pixabay.com

 

 

Zdobyć technika z doświadczeniem to jest dramat. Niektórzy mają papiery zawodowe i się zatrudniają, wówczas okazuje się, że nic nie umieją i idą na zwolnienie lekarskie – mówi Radosław Ochej, właściciel firmy Electro Point z Łodzi. Jego firma specjalizuje się w obsłudze technicznej obiektów, na rynku istnieje od 10 lat. Radosław Ochej jest jednym z moich rozmówców, których zapytałam o to, jak wyglądają poszukiwania pracowników na stanowiska techniczne. […]

 

 – W zawodach technicznych kształci się mało osób, a jeszcze mniej ma pojęcie o trzymaniu młotka i wkrętarki – zauważa przedsiębiorca. – Przychodzili do mnie studenci z innych branż, dramatycznie to wygląda. Nie ma techników, a tzw. technik budynkowy musi umieć wszystko z grubsza, mieć wiedzę na każdy temat. Ludzi tak naprawdę interesują tylko zarobki, a wiedzy nie mają żadnej. Chcą zarabiać 7-8 tys.zł na rękę, a nie wiedzą nic. […]

 

O problemach ze znalezieniem techników mówi także Monika Banyś z agencji pośrednictwa pracy Personnel Service. Widoczne jest to także w badaniu „Barometr Polskiego Rynku Pracy”, który prowadzi agencja.

 

Był taki moment, gdy niemal wszyscy młodzi ludzie szli na studia, taki był trendmówi Monika Banyś. – Często wybierali studia typu: socjologia, ekonomia, przez długi czas mieliśmy nadwyżkę ekonomistów. Rynek pracy ich weryfikował, a obecnie jest tak, że ludzie, którzy decydują się na zdobyciu konkretnego fachu, mogą osiągnąć zarobki, których dla ludzi po studiach typu: filozofia, socjologia nie są po prostu osiągalne.

 

Aż 12 z 29 deficytowych zawodów należy do kategorii: specjaliści z fachem w ręku. Są to cieśle, stolarze, dekarze i blacharze budowlani, elektrycy, elektromechanicy i elektromonterzy, pracownicy robót wykończeniowych w budownictwie, spawacze, ślusarze, kucharze, mechanicy pojazdów samochodowych, monterzy instalacji budowlanych, murarze i tynkarze, operatorzy i mechanicy sprzętu do robót ziemnych oraz operatorzy obrabiarek skrawających. […]

 

Praca w Łodzi dla technika elektryka

 

Na podstawową pensję w wysokości 7 tys. zł brutto może liczyć w Łodzi elektryk-instalator. Pracodawca nie wymaga nawet CV, liczą się dla niego umiejętność wykonywanie instalacji do systemów CCTV, SSWiN oraz KD, a także montażu i naprawy instalacji teletechnicznych i elektrycznych w budynkach komercyjnych. Na liście wymagań są także diagnozowanie i usuwanie usterek w instalacjach, praca z różnymi typami przewodów, kabli, gniazd i wyłączników oraz zapewnienie zgodności z obowiązującymi przepisami i normami bezpieczeństwa.

 

Kandydaci muszą mieć wykształcenie zawodowe lub techniczne w dziedzinie elektryki, stosowne uprawnienia oraz doświadczenie.

 

Takich ofert na rynku jest dużo, kandydaci mogą w nich przebierać.

 

 

Cały tekst „Chcą zarabiać 7-8 tys. zł na rękę, a nie wiedzą nic”. Rynek pracy szuka techników”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.lodz.wyborcza.pl/lodz/

 



Kolega Jarosław Pytlak wrócił do wcześniejszego zwyczaju zamieszczanie nowych tekstów na swoim blogu w weekendy. Śpieszymy więc z publikacją tego z minionej soboty  na stronie  „Obserwatorium Edukacji”:

 

 

 

Alerty z Krakowa w sprawie oceniania

 

Gabrielę Olszowską, następczynię niesławnej Barbary Nowak na stanowisku Małopolskiego Kuratora Oświaty, szczęśliwie nie pochłonęła bez reszty urzędnicza rutyna. Bardzo cenię jej wypowiedzi, pojawiające się regularnie w prasie i mediach społecznościowych, na tematy, które uważa za ważne z perspektywy swojego ogromnego doświadczenia praktyka pedagogicznego.

 

Ostatnio opublikowała dość lekki w tonie, ale poważny w treści post na fejsbuku, dzieląc się swoimi obawami wobec trwającego już sezonu wystawiania ocen w szkołach. Pozwolę sobie zacytować go tutaj w całości.

 

x            x          x

 

„Za miesiąc koniec szkoły… a tu same alerty RCB przychodzą… gdybym to ja tak mogła wysłać alercik…

– Czy wiedzą, czym jest ocenianie…

– Czy pamiętają, że nie wystawianiem stopni?!

– Czy wiedzą, że mają się posługiwać wymaganiami…

– Czy myślą wymaganiami…

– Czy stosują dostosowania…

– Czy wiedzą, że przy przewidywanej niczego się nie zdaje…

– Czy w ogóle wiedzą, co to za ciekawe narzędzie…

– Czy zarzucili tę koszmarną średnią, a patrzą na rozwój i przyrost wiedzy i umiejętności…

– Czy wiedzą mimo pokus, że formy sprawdzania są jednakowo ważne względem siebie?

– Czy wiedzą, że klasyfikuje się z całego roku… bo to roczne podsumowanie…

– Czy wiedzą, że nie klasyfikuje się, jeśli większość wymagań jest niespełniona ze względu na nieobecności, a nie ze względu na brak stopni szkolnych…

   Oby ta burza nas minęła…

Sprawdzę w książce „O!Cena w szkole. Nieodrobione lekcje. Od przepisów do sztuki”, jakie problemy mogą się jeszcze pojawić.”

x           x          x

 

Większość niepokojów wyrażonych w cytowanym poście podzielam. Co więcej, obawiam się, że na część pytań padłoby więcej odpowiedzi „nie” niż „tak”. Nawet powszechna lektura książki „O!Cena w szkole” niewiele by zmieniła. Obecna sytuacja stanowi wypadkową wielu czynników, wśród których nieświadomość/brak wiedzy nauczycieli jest tylko jednym, raczej nie najważniejszym. To także kwestia ugruntowanej tradycji, sposobu myślenia nie tylko samych nauczycieli, ale również uczniów i ich rodziców, kulejącej współpracy w zespołach pedagogicznych, funkcjonowania nadzoru pedagogicznego, biurokratycznego podejścia organów prowadzących, systemu kwalifikacji do szkół ponadpodstawowych. Jak widać, część tych przyczyn ma charakter systemowy i apelowanie do nauczycieli, a nawet ich intensywne dokształcenie, nie zmieni zbyt wiele.

 

Prezentując tutaj post pani Olszowskiej pragnę przede wszystkim zwrócić uwagę, jak niezwykle złożonym systemem naczyń połączonych jest narodowa edukacja. Boję się wizji zapowiadanej reformy, do której kluczem ma być tylko nowa podstawa programowa, oparta o profil absolwenta. Rysująca się wiara, że z jednego elementu da się wywieść wszystkie inne, wydaje mi się utopijna. Żeby zilustrować powyższe stwierdzenie, pozwolę sobie poszerzyć listę alercików RCB pani Gabrieli:

 

– Czy [nauczyciele] mają odpowiednie warunki pracy, a przede wszystkim czas, by móc głębiej podejść do kwestii oceniania poszczególnych uczniów?!

 

– Czy mają wsparcie dyrektorów i pozwalające na to zapisy w dokumentach szkolnych, aby zmieniać rolę i sposób oceniania?!

 

– Czy są w stanie wprowadzać takie zmiany nie po partyzancku, ale w całych zespołach pedagogicznych, ze zrozumieniem ze strony rodziców uczniów oraz dyrektorów i nadzoru pedagogicznego?!

 

– Czy mają w sobie siłę, by nie ulegać presji rodziców i samych uczniów, dla których stopień to zaspokojenie potrzeb klienta a nie odzwierciedlenie przyrostu wiedzy i umiejętności?!

 

– Czy nie utoną pod rosnącą listą dostosowań, które powodują, że skuteczne dostosowywanie wymagań w dużej klasie szkolnej może przekraczać ludzkie możliwości?! Czyli, czy system masowej edukacji jest zdolny obsłużyć wszystkie indywidualne potrzeby? I czy aby na pewno musi?!

 

– Czy poradzą sobie z oczekiwaniem rodziców i dużej części uczniów stopni, stopni i jeszcze raz stopni, oczywiście punktowych i jak najwyższych?!

 

– Czy nie ugną się pod presją uczniów i rodziców na dobre stopnie na świadectwie w ósmej klasie, od których zależą przecież szanse w rekrutacji do szkół ponadpodstawowych?

 

– Czy znajdą inne niż oceny metody motywowania uczniów do nauki, w czasach, gdy nawet szpagat z przewieszką uczyniony w klasie przez nauczyciela nie jest zdolny konkurować z najnowszym filmikiem dowolnego influencera na Tiktoku?! I czy znajdą w sobie siłę, by poszukiwać innych źródeł motywacji dla uczniów, nie mając gwarancji, że jest to w ogóle możliwe?!

 

 

Takie pytania mógłbym mnożyć, ale już tyle pozwala wykazać, jak bardzo złożony jest problem jednego wycinka systemu, fakt, że budzącego ogromne emocje Chciałbym wierzyć, że koncepcja nowej reformy zacznie się od naszkicowania jej wszystkich węzłowych elementów, wśród których podstawa programowa zajmie należne miejsce jednego z wielu.

 

A co do westchnienia pani Gabrieli z końcówki jej posta, pozostaje mi skomentować ze smutkiem, że burza nas nie ominie. Nadejdzie niezawodnie, a właściwie już trwa, jak co roku o tej porze. Co gorsza, w związku ze zmianami klimatu… społecznego, okaże się jeszcze bardziej niszcząca niż dawniej. Choć oczywiście, nauczyciele wciąż mają pewną moc, by łagodzić jej skutki. Także dla zachęty ku temu pozwoliłem sobie napisać tutaj o „alercikach” pani Kurator.

 

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl/blog/

 

 

 

P.s.

 

Polecamy także zamieszczone na blogu pod tym tekstem komentarze.



Dzisiaj proponujemy Wam lekturę tekstu, który dotyczy edukacji, ale – wyjątkowo – na poziomie szkolnictwa wyższego. Zdecydowaliśmy się na to, gdyż to szkoły wyższe, to jak funkcjonują, jakie stawiają sobie cele, mają ogromny wpływ na system szkolnictwa podstawowego i średniego.

 

Proponowany tekst pochodzi z bloga „Profesorskie Gadanie” i zamieścił go tam wczoraj – 24 maja – prof. Stanisław Czachorowski:

 

 

Uniwersytet w kryzysie ponownie: metamorfoza czy zmierzch?

 

 

Jest cicho i spokojnie, gorących dyskusji nie słychać nad jeziorami i nad rzeką Łyną. Piękna sielanka? Jednak powiedzieć, że uniwersytety są w kryzysie, to nic nie powiedzieć. Ostatni raz taki kryzys był na początku epoki przemysłowej, wtedy więcej się działo poza uniwersytetami, w towarzystwach naukowych, bo na uniwersytetach nawet badań w zasadzie nie prowadzono. Była tylko dydaktyka i przetrawianie przeszłości. Potrzebna metamorfoza. A gdzie my w Olsztynie w tym procesie jesteśmy?

 

Uniwersytet w dobie rewolucji: metamorfoza czy zmierzch?

 

Uniwersytety, będące od wieków bastionami wiedzy i postępu, stoją dziś przed obliczem bezprecedensowego wyzwania. Pisząc wprost – są w głębokim kryzysie, tak jak cała edukacja. W obliczu gwałtownych przemian technologicznych i społecznych, obecny model edukacji akademickiej wydaje się coraz mniej adekwatny do potrzeb współczesnego świata.

Rzeczywiście, ostatni raz z podobnym kryzysem uniwersytety borykały się na początku epoki przemysłowej. Wówczas, w obliczu dynamicznego rozwoju nauki i techniki, wiele istotnych badań i odkryć dokonywało się poza murami uczelni, w towarzystwach naukowych. Uniwersytety skupiały się głównie na dydaktyce, przekazując studentom wiedzę z przeszłości, bez uwzględniania dynamicznie rozwijających się realiów.

 

W odpowiedzi na te wyzwania narodził się humboldtowski model uniwersytetu, łączący nauczanie z badaniami naukowymi. Wprowadzenie nowych wydziałów, dostosowanie programów nauczania do potrzeb gospodarki i państwa oraz położenie nacisku na kształcenie umiejętności praktycznych – to tylko niektóre z kluczowych reform, które zaważyły na kształcie współczesnego uniwersytetu. Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie powstawał w czasie ukształtowanego i ugruntowanego w swej tradycji uniwersytetu współczesnego. Były gotowe i sprawdzone wzorce. Wystarczyło je naśladować.

 

Jeszcze wcześniej uniwersytet średniowieczny był metamorfozą starożytnej akademii i liceum. Powstał i ukształtował się w odpowiedzi na potrzeby społeczne i cywilizacyjne. W nowej formule sprzyjał powstającym państwom, i rozwojowi cywilizacyjnemu, kształcił potrzebne kadry, rozwijał naukę. Absorbował pisma starożytności. Był odpowiedzią na rodzącą się kulturę pisma. Okrzepł w swojej strukturze i tradycji, ale w zmienionych warunkach epoki przemysłowej stało się to kulą u nogi. Uniwersytety znalazły sie w kryzysie i na obrzeżach zachodzących zmian. Kryzys wywołał rewolucję i transformację – powstały uniwersytety współczesne, znacząco rozwijały naukę, kształciły kadry. Ten model przemysłowego i humboldtowskiego uniwersytetu przejęły wszystkie państwa rozwinięte. Zakorzeniony w średniowieczu lecz znacznie odmieniony okrzepł w nowej strukturze. Tymczasem świat znowu się zmienił i uniwersytety znowu znalazły się w kryzysie. I to bardzo głębokim. To nie tylko punktoza i „publikuj albo giń” z drapieżnymi czasopismami. Nie tylko polskie uniwersytety na to chorują.

 

Dziś, stojąc na początku trzeciej rewolucji technologicznej, mierzymy się z podobnymi wyzwaniami co na początku epoki przemysłowej. Szybki postęp technologiczny, globalizacja i nowe trendy społeczne wymuszają na uniwersytetach kolejną metamorfozę. Potrzebne jest odejście od schematów i śmiałe reformy, które pozwolą uczelniom sprostać nowym wyzwaniom i utrzymać pozycję liderów w dziedzinie edukacji i badań naukowych. Jak poradzić sobie w czasach internetu i demokratyzacji dostępu do wiedzy? Uniwersytety w tym obszarze już na początku XXI wieku straciły monopol. A teraz dochodzi powszechne użycie generatywnej sztucznej inteligencji. Środowiska akademickie trącą monopol na kreatywność i tworzenie wiedzy. W uproszczeniu można napisać, że tak jak rozproszeniu i decentralizacji podlega produkcja energii (wiatraki, solary niemalże w każdym miejscu i daleko od centrum), tak rozproszeniu i znaczącej demokratyzacji i decentralizacji podlega zarówno kształcenie jak i tworzenie wiedzy. Odpowiedzią mógłby być uniwersytet rozproszony i jednocześnie konektywny. To chyba już się dzieje. Trzeba jednak wymyślać nową strukturę i nową dydaktykę hybrydową, łączącą spotkania w kontakcie i online w trybie synchronicznym i asynchronicznym.

W tym kontekście, warto zastanowić się nad miejscem Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie w procesie transformacji. Jakie kroki podejmuje uczelnia, aby dostosować się do zmieniających się realiów? Jakie nowe kierunki kształcenia oferuje? A przecież nie tylko o nowe kierunki chodzi a bardziej o cały sposób tworzenia warunków do uczenia się. W jaki sposób wspiera badania naukowe i współpracuje z biznesem? Jak łączy się ze społecznością Warmii i Mazur i ze społecznością globalną?

 

Odpowiedzi na te pytania są kluczowe dla przyszłości uniwersytetu jako takiego i jego roli w rozwoju regionów. Czy wystarczy czerpać z bogatej tradycji humboldtowskiej, ale jednocześnie otwierać się na nowe wyzwania i potrzeby współczesnego świata? Być może ta metamorfoza musi być dużo głębsza. Jaka? Czy rozumiemy świat wokół nas i dokonujące sie zmiany? By rozumieć trzeba dyskutować, zarówno na lokalnym podwórku jak i w środowisku globalnym. Kluczem do sukcesu jest śmiała wizja, otwartość na zmiany i konsekwentna realizacja strategii rozwoju, która uwzględnia potrzeby zarówno studentów, jak i całego społeczeństwa. Czy w tym procesie jesteśmy liderami zmian, wczesnymi naśladowcami, późnymi naśladowcami czy maruderami?

 

Uniwersytety to nie tylko instytucje edukacyjne. To również centra badań naukowych, inkubatory innowacji i platformy wymiany myśli. W obliczu niepewności przyszłości, rola uniwersytetów staje się potencjalnie jeszcze ważniejsza. To właśnie one mogą stać się siłą napędową pozytywnych zmian i pomóc nam zbudować lepszą przyszłość dla nas wszystkich. O ile wyjdą z kryzysu i stworzą zarówno strukturę jak i środowisko do uczenia sie – gromadzenia, przekazywania i tworzenia wiedzy oraz rozwiązań praktycznych. W przeciwnym razie, gdzie indziej ukształtują się społeczne i cywilizacyjne tkanki twórcze i macierzyste, budujące nową rzeczywistość.

 

Jestem przekonany, że niezbędnym warunkiem jest dyskusja. Nie tylko w tradycyjnych formach, lecz także  w tych współczesnych, social-medialnych w ramach trzeciej, społecznej misji uniwersytetu. W swej intencji taką funkcję pełni dla mnie niniejszy blog – jest wychodzeniem poza tradycyjne mury i struktury uniwersytetu.

 

UWM w Olsztynie ma już sukces na swoim koncie, powstał na fali zmian społecznych po 1989 roku i dobrze wpisał się w wyzwania czasu. Integracja trzech róznych środowisk akademickich i stworzenie jednego uniwersytetu to było nie tylko łączenie sił lecz i stworzenie nowej jakości. Wtedy byliśmy wśród liderów zmian w Polsce. Teraz trzeba kolejnych, i to znacznie głębszych zmian. Wynikają nie tylko z tego, co w kraju lecz i tego co globalne.

 

Zatem mamy kryzys. Co on przyniesie – metamorfozę czy zmierzch?

 

 

 

 

Źródło: www.profesorskiegadanie.blogspot.com

 

 



Dzisiaj przedstawiamy tekst z bloga „Polonistka przy tablicy”, gdzie we wtorek, 21 maja 2024, prowadząca go Joanna Heftowicz zamieściła warty upowszechnienia pomysł – do zapamiętania i wykorzystania za rok:

 

 

 

                                               Pomysł na karciane powtórki przed egzaminem

 

W swojej pracy edukacyjnej często stawiamy sobie za cel nie tylko przekazywanie wiedzy, ale także stworzenie środowiska sprzyjającego aktywnemu uczeniu się i angażującego uczniów. Dlatego przygotowałam zestaw kart, które mogą być wykorzystane jako narzędzie do powtórek treści lektur w sposób interaktywny i angażujący. Chciałabym podzielić się z Wami pomysłem na materiał, który może uczynić tę aktywność bardziej atrakcyjną i dla Waszych ósmoklasistów.

 

 

1.Pytanie do ucznia: Co tam się wydarzyło?

 

2.Lokalizację: Miejsce związane z wydarzeniem z lektury.

 

Zadaniem ucznia jest odpowiedzieć, z jaką lekturą kojarzy lokalizację, co tam się stało dokładnie. Następnie gracz musi podać autora dzieła literackiego, jego rodzaj i gatunek. Karty mogą być wykorzystane jako narzędzie do różnorodnych aktywności:

 

1.Losowanie: Każdy uczeń losuje jedną kartę i odpowiada na pytania dotyczące lokalizacji, wydarzenia, lektury, autora oraz rodzaju i gatunku literackiego.

 

2.Gra w pary: Uczniowie mogą pracować w parach, w których jeden czyta pytanie z karty, a drugi udziela odpowiedzi.

 

3.Quizy zespołowe: Karty mogą być wykorzystane do gry w quizy zespołowe, w których drużyny rywalizują ze sobą, odpowiadając na pytania dotyczące lektur.

 

4.Stacja powtórkowa: Karty mogą stanowić jedną ze stacji w rotacyjnym systemie nauki, w których uczniowie przechodzą przez różne stanowiska, odpowiadając na pytania związane z lekturami.

 

5.Dlaczego to działa?

 

 

Wykorzystanie kart powtórkowych w takiej formie pozwala na:

 

aktywizację uczniów: są oni aktywnie zaangażowani w proces nauki poprzez udzielanie odpowiedzi na pytania.

 

– wzmacnianie pamięci: systematyczne powtarzanie treści lektur pozwala na lepsze ich utrwalenie w pamięci uczniów.

 

– interaktywność: karty stanowią element interaktywności, co sprawia, że nauka jest przyjemna.

 

 

 

 

Karty do lektur klas 7-8 możesz nabyć TUTAJ.

 

 

 

 

Źródło: www.polonistkaprzytablicy.blogspot.com/?

 

 



Choć tematem wczorajszej rozmowy prof. Romana Lepperta  z zaproszonym gościem była książka prof. Pawła Rudnickiego Kto, jak nie my? Wspólnota i działanie na Dworcu Głównym we Wrocławiu”, co ma luźny związek z głównym nurtem zainteresowań naszej redakcji, to namawiamy osoby, które nie zamykają się tylko w szkolno-oświatowej „bańce” do zapoznania się z przebiegiem tego spotkania:

 

Paweł Rudnicki – jest profesorem na Wydziale Studiów Stosowanych Uniwersytetu Dolnośląskiego DSW we Wrocławiu. Pedagog.  Zajmuje się pedagogiką krytyczną oraz edukacyjnymi wymiarami działań organizacji pozarządowych i grup nieformalnych. Współpracuje z organizacjami pozarządowymi zajmującymi się tematyką m.in. edukacji globalnej, edukacji antydyskryminacyjnej oraz praw człowieka.

 

Jest także autorem monografii: „Oblicza buntu w biografiach kontestatorów…” (2009), „Pedagogie małych działań. Krytyczne studium alternatyw edukacyjnych” (2016), współautorem – razem z Marianną Pogorzelską, książki „Przecież jesteśmy! Homofobiczna przemoc w polskich szkołach – narracje gejów i lesbijek” (2020).

 

 

Oto zapis filmowy wczorajszej rozmowy w „Akademickim Zaciszu”:

 

 

Badanie, działanie, uczenie się (siebie)  –  TUTAJ

 

 

 



Dziś, dzięki postowi Anny Szulc na jej fejsbukowym profilu, proponujemy lekturę tekstu z portalu <twojahostoria.pl>:

 

 

Wielu ludziom trudno uwierzyć, że obecny model szkoły, którą jak najbardziej należy docenić, ma ponad dwieście lat. Bez niego nie byłoby tego, co jest postępem cywilizacji. Problem jest w tym, że doceniać należy w uznaniu historycznym. To nie jest dobrze, że gdyby człowiek, który żył dwieście lat temu znalazłaby się we współczesnej rzeczywistości, tylko w szkole wiedziałby gdzie jest.

 

Mam wrażenie, że w kwestii spraw edukacji dorośli zachowują się jak dzieci, które przysłaniają swoje oczy i są przekonani, że jeśli oni nie widzą, to inni też nie widzą.

 

Czas otworzyć szeroko oczy i zobaczyć, bo czasu coraz mniej, bo nie będzie już czego naprawiać. Chciałoby się, by dorośli zamiast tworzyć warunki uczenia się na wzór i podobieństwo swoich doświadczeń, przekonań, swoich potrzeb, zeszli z katedr, realnie i refleksyjnie zobaczyli jakie są skutki grzechów zaniechania w polskiej szkole. Jakie będą konsekwencje w dobie AI, jeśli tego nie dokonamy.

 

 

 

A poniżej zamieściła link do obszernego tekstu na portalu „twoja historia.pl”:

 

 

Prusacy wymyślili system edukacji dla robotników i żołnierzy. Do dziś kształcimy w nim dzieci  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/anna.szulc.505/