Z wszystkich materiałów jakie zamieściłem w minionym tygodniu na OE, najbardziej pogłębione refleksje wywołał ten z 20 stycznia: „W Davos odbyła się debata o kompetencjach przyszłości i ich zrównoważonym rozwoju”. Zaczęło się od tego, że kiedy przeglądałem różne strony internetowe w poszukiwaniu wartościowej informacji z obszaru zainteresowań moich oraz czytelniczek/czytelników tego informatora, całkiem przypadkowo, trafiłem na stronie „Dziennika Gazety Prawnej” na tekst „Edukacja na miarę współczesnego świata”. Informacje tam zawarte były dla mnie zaskoczeniem – nie miałem świadomości, że w miejscu i czasie spotkania „Wielkich Tego Świata” redakcja tej polskiej gazety zorganizowała debatę na taki właśnie temat. A kiedy przeczytałem ten tekst, gdy w niektórych poruszanych tam kwestiach poszukałem w Internecie głębiej – nie miałem już wątpliwości: to będzie temat najbliższego felietonu.
Bo od dawna, nie potrafiąc nazwać tego, myślałem podobnie o kierunkach zmian, jakie będą musiały zajść w systemach edukacji na całym świecie, aby „produkt” tych systemów – absolwenci szkół – odpowiadał na zapotrzebowanie gospodarki przyszłości. I czytając zapis fragmentów tej debaty odnajdywałem tam to, co ja w niedookreślonej formie przewidywałem, ale fachowo i kompetentnie nazwane. Oto – moim zdaniem – synteza tego, co musi się stać z edukacją, aby odpowiadała na wyzwania przyszłości, którą wypowiedział podczas tamtej debaty Paweł Poszytek – dyrektor generalny Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji:
„Wchodzimy w erę Przemysłu 4.0, cyfryzacji i sztucznej inteligencji. To oznacza, że będziemy musieli pracować nad dużymi zbiorami danych. Tego typu umiejętności będą potrzebne we wszystkich sferach i we wszystkich dziedzinach życia”. Wskazał też na potrzebę kreowania umiejętności komunikacyjnych pod kątem pracy w interdyscyplinarnych zespołach, a w przyszłości – z myślą o komunikacji z maszynami.
„- Wiemy, jakich umiejętności potrzebujemy. Teraz musimy stworzyć coś na kształt efektywnego ekosystemu łączącego system edukacji oraz świat biznesu i gospodarki tak, żeby te dwa światy mogły mówić tym samym językiem.”
Padło tam także odwołanie do publikowanej co pięć lat podczas Światowego Forum Ekonomicznego listy kluczowych kompetencji, najbardziej przydatnych we współczesnym świecie. Niezwłocznie poszukałem tej najbardziej aktualnej – z roku 2020. Oto ona:
1.Analityczne myślenie i innowacje
2.Aktywne uczenie się i strategie uczenia się
3.Rozwiązywanie złożonych problemów
4.Krytyczne myślenie* i analiza
5.Kreatywność, oryginalność i pomysłowość
6.Przywództwo i oddziaływanie społeczne
7.Korzystanie z technologii, monitoring i kontrola
8.Projektowanie technologii i programowanie
9.Odporność, umiejętność radzenia sobie ze stresem, elastyczność
10.Wnioskowanie, rozwiązywanie problemów i tworzenie idei.
Źródło: https://ltprofessional.pl/kandydat/aktualnosci-1/kompetencje-przyszlosci
*Rozwinięcie wiadomości o tej kompetencji – TUTAJ
Stop! Wszak piszę felieton, a nie esej o kierunkach niezbędnej reformy edukacji. Teraz już tylko kilka moich refleksji i odwołań do naszej polskiej edukacyjnej codzienności.
Gdyby to nie było tak bolesne, to można by szczerze ubawić się, analizując na tym tle model naszego szkolnictwa, zwłaszcza tego pod rządami tzw. Zjednoczonej Prawicy” – począwszy od reformy Zalewskiej, a kończąc na centralistyczno-indoktrynacyjnym jego modelu, do którego dąży aktualny szef tego resortu.
Wszak „koń jaki jest każdy widzi”, przeto nie muszę tu przypominać detali naszej szkolnej rzeczywistości. Czy, realizując „wyścigowy” model tego systemu, w którym nie kompetencje, a skala ocen cyfrowych, wizja testów egzaminacyjnych, wyścig szkół średnich o pozycję w kolejnym rankingu, podporządkowanie programów nauczania „partyjnej” wizji świata, możliwe jest formowanie u uczniów tych oczekiwanych przez gospodarkę kompetencji, choćby takich jak analityczne i krytyczne myślenie czy kreatywność i rozwiązywanie złożonych problemów?
I na koniec jeszcze taka – smutna – refleksja:
Po przeczytaniu informacji o owej debacie w Davos pomyślałem, że to była taka kolejna jaskółka, która wszak wiosny nie uczyni. Podobnie jak wiele tych, krajowych spotkań i debat, inicjowanych przez nieliczne grupy nauczycieli „eduzmieniaczy”, choćby tych z kręgu „Budzących się Szkół”, i jeszcze bardziej nielicznych naukowców, jak prof. Leppert czy dr Kaczmarzyk. Bo szkół w Polsce (wg GUS – dane z roku 2021) mamy: 13 266 szkół podstawowych, 2 319 liceów, 1864 techników i 1470 szkół branżowych I stopnia. W szkołach wszystkich typów pracuje ok. 700 000 nauczycielek i nauczycieli.
Wszystkie owe spotkania i szkolenia, organizowane przez tych już „obudzonych” inicjatorów zmiany, mają jedynie kilkuset uczestników. A to jest ułamek procenta wszystkich pracujących w szkołach nauczycielek i nauczycieli. Cała reszta prowadzi lekcje tak, jak sami byli uczeni, jak zostali nauczeni w uczelniach, które pokończyli. Czyli – jak to przyjęto określać – wg. modelu „pruskiej szkoły” – podawczo, pamięciowo, z testami i „kartkówkami”, realizując posłusznie zalecenia MEiN i wizytatorów z lokalnego kuratorium.
Czy jest jakakolwiek szansa na rzeczywistą reformę metodyki i „filozofii” kształcenia? Ile jeszcze wody upłynie w Wiśle, do czasu, kiedy uczniowie w polskich szkołach będą NAPRAWDĘ przygotowywali się do przyszłego funkcjonowania w świecie przemysłu 4.0, cyfryzacji i sztucznej inteligencji, a nie do kolejnych egzaminów? Czy wystarczy zmiana we władzach wyniku nadchodzących wyborów? A co, jeżeli nic się w Warszawie nie zmieni?…
Włodzisław Kuzitowicz