Dzisiejszy felieton jest powrotem do – ostatnio zarzuconej – tradycji pisania o kilku sprawach, czyli takich, które w minionym tygodniu stały się bodźcem, wywołującym moje emocje. Lub przynajmniej refleksje.
Zacznę od „koszuli bliższej ciału”, czyli od piątkowego news’a o powołaniu dotychczasowego wicedyrektora łódzkiej OKE – Marka Szymańskiego – na jej szefa. Powie ktoś – też mi wydarzenie! Rzeczywiście, gdyby znaczenie mierzyło się jego rozgłosem, to trudno byłoby tę nominację uznać za godną uwagi: z wszystkich łódzkich mediów fakt ten odnotował jedynie „Dziennik Łódzki”.
Ale już wcześniej tylko ta gazeta, dzięki redaktorowi Maciejowi Kałachowi, prawidłowo zdiagnozowała znaczenie zmiany na kierowniczym stanowisku w tej oświatowej instytucji ds. egzaminów. Przypomnę, że sprawa zaczęła się od tajemniczej, bo nie uzasadnionej w żaden racjonalny sposób, dymisji poprzedniej dyrektorki OKE Danuty Zakrzewskiej, do której doszło jeszcze w grudniu 2019 roku. Można powiedzieć, że dyrektor CKE, pytany o powody tego odwołania odpowiedział redakcji: „Bo ja tak chciałem”. [W rzeczywistości wyjaśnienie brzmiało tak: „… działalnością okręgowej komisji egzaminacyjnej kieruje dyrektor, którego powołuje i odwołuje dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej”.]
Taka niedookreślona sytuacja trwała aż do 3 lutego, kiedy to na stronie CKE zamieszczono ogłoszenie o konkursie na stanowisko dyrektora OKE w Łodzi. Chętni na fotel dyrektora mogli zgłaszać się do 18 lutego. Jako że decydowała data stempla pocztowego na kopercie ze zgłoszeniem – z informacją o tym ilu jest kandydatów czekano do 21 lutego, kiedy to „wyciekło do prasy”, że na konkurs wpłynęły cztery oferty.
„Tu przerwał, lecz róg trzymał…”
Od chwili, gdy w łódzkim środowisku oświatowym rozeszły się te wiadomości, pojawiły się różne hipotezy o ewentualnych powodach decyzji o odwołaniu dyrektor Zakrzewskiej – bez podania powodu… To wtedy pojawiła się plotka (mówią, że w każdej plotce jest ziarno prawdy), iż to stanowisko zostało zwolnione dla zapewnienia „miękkiego lądowania” szefowi innej ważnej wojewódzkiej instytucji oświatowej.
Nie będę zaprzeczał – ja także zacząłem przychylać się do tej hipotezy – zwłaszcza po informacjach o – aż dwu w krótkim odstępie czasu (6 lutego i 4 marca) – wizytach kuratora Wierzchowskiego w toruńskim „Radiu Maryja”. [Zobacz: 6 marca „ŁKO gwiazdą ‚Rozmów niedokończonych’ w „Radiu Maryja”, a także 8 marca „Felieton nr 312. Kto się w opiekę oddał … radiu toruńskiemu”]
Wracam do résumé wydarzeń wokół powołania nowego dyrektora OKE w Łodzi.
Co jest w tej sprawie najbardziej zastanawiające? Czas, jaki minął od zamknięcia zgłoszeń kandydatów na to stanowisko – 18 lutego, do dnia ogłoszenia decyzji o wyborze kandydata – 24 kwietnia: 68 dni! Tyle czasu dyrektor Smolik (o ile tak naprawdę to do niego należała ta decyzja) zwlekał z podjęciem ostatecznej decyzji personalnej o obsadzeniu stanowiska dyrektora łódzkiej „okręgówki”. Przez ponad dwa miesiące „trwały procedury” pierwszego etapu konkursowego, czyli sprawdzenia wymogów formalnych, który zakończył się w połowie marca (jak wiemy dwójka kandydatów wtedy odpadła), a następnie drugiego etapu, czyli właściwego konkursu, polegającego na przeprowadzeniu rozmów sprawdzających stopień przygotowania kandydatów do pełnienia tej funkcji. Jak znam życie – wystarczą na takie „wysłuchanie” dwu kandydatów dwie do trzech godzin.
Ale wszystko to okryte jest głęboką tajemnicą: nie tylko nie znamy danych personalnych pozostałych kandydatów (nawet ich płci), ale nie znany jest także skład komisji konkursowej…
Minęło 68 dni, podczas których w Polsce rozwinął się stan epidemii koronawirusa, zamknięte zostały szkoły, przedszkola i inne placówki oswiatowo-wychowawcze, setki tysięcy ludzi traciło prace, rosła liczba zakażonych, zmarłych z powodu wirusa COVID19, zainteresowanie społeczeństwa skupiło się na innych sprawach… Można było spokojnie, nie obawiając się, że ktoś przypomni sobie o wakacie w łódzkiej OKE, poczekać na ostateczne wyklarowanie się decyzji w tej drugiej łódzkiej sprawie kadrowej. I – jak widać – w końcu decyzja zapadła: Marek Szymański mógł już zostać powołany na dyrektorskie stanowisko, które na zasadzie p.o. pełnił już od grudnia ubiegłego roku.
I tylko nie wiem który czynnik bardziej pomógł obu panom: ojciec dyrektor, czy koronawirus…
X X X
Drugim wydarzeniem, a właściwie całym ciągiem, także „niewydarzeń”, było to, czego początkiem była piątkowa konferencja prasowa „trzech tenorów”, czyli trzech ministrów: edukacji, szkolnictwa wyższego i nauki oraz zdrowia. Zaczął ją „nasz” minister, i to od razy takimi słowami, które spowodowały, że przysłowiowy scyzoryk otworzył mi się w kieszeni:
„Dziś mamy dzień, w którym maturzyści kończą swoje zajęcia w szkołach. Dziękuję nauczycielom którzy ich przygotowywali do egzaminu przez trzy lata – do egzaminu maturalnego, egzaminu dojrzałości, którzy w ostatnim czasie musieli przejść na nauczanie zdalne.
Wiemy, że nie było to łatwe wyzwanie, ale to nauczanie funkcjonuje. Dzięki temu uczniowie, także i maturzyści, nie mieli czasu wolnego, tylko mieli możliwość przygotowania się do egzaminów.” [Źródło:https://www.youtube.com/watch?v=zi9nOdaMgUU]
Dość, wystarczy! Cztery zdania, a tyle do skomentowania.
Zacznę od pierwszej – nazwę to elegancko – nieścisłości: „maturzyści kończą zajęcia w szkołach”. Wszak w szkołach byli oni ostatni raz w środę 11 marca! Jednak najbardziej diagnostycznym wskaźnikiem* stopnia (nie)kompetencji pana ministra jest następna fraza: „Dziękuję nauczycielom którzy ich przygotowywali do egzaminu przez trze lata…” W imieniu wszystkich nauczycielek i nauczycieli pracujących w polskich technikach PROTESTUJĘ i domagam się przeprosin. Bo oni pracowali ze swoimi uczniami przez CZTERY LATA, i nie doczekali się podziękowania!
Jednak najbardziej wołającą o pomstę do Nieba jest ta, powtarzająca się, fraza, która ujawnia fundament przekonań pana ministra o celu i sensie nauczycielskiej pracy: jest nią przygotowanie do egzaminu maturalnego. Nie wyposażenie ich w wiedzę i umiejętności (kompetencje) przydatne w życiu rodzinnym, społecznym, zawodowym, nie rozbudzenie potrzeby i wyposażenie ich w techniki „uczenia się przez całe życie”, a przygotowanie do egzaminu!!!
A już zupełnie na marginesie: panie Piątkowski, naprawdę nie zauważył pan, że ostatni egzamin dojrzałości odbył się : w liceach – w 2004, a w technikach – w 2005 roku?
Nie będą dłużej analizował tej wypowiedzi – niechaj edukacyjni masochiści zaspokoją swoje potrzeby słuchając nagrania na You Tube. Natomiast nie mogą pozostawić bez słowa komentarza braku logiki w informacji o przedłużeniu zawieszenia dzialalności szkół i przedszkoli do 24 maja z tą, ogłoszoną tego samego dnia wieczorem przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, że świadczenie opiekuńcze dla rodziców dzieci w wieku do lat 8-u zostało przedłużone tylko na najbliższy tydzień. Dopiero wczoraj, sam szef rządu, osobiście, oświadczył:
„Podjąłem decyzję o przedłużeniu zasiłku opiekuńczego po 3 maja – powiedział premier Mateusz Morawiecki. Dodał jednak, że skorzystać z niego będą mogli tylko ci rodzice, którzy nie będą mogli skorzystać z innych form opieki. Te rząd ma przedstawić w przyszłym tygodniu.”
Wszystko wskazuje na to, że posiedzenia Rządowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego w wersji telełączności odbywają się przy zaburzeniach w komunikacji między ich uczestnikami, albo… albo pan premier nie potrafi koordynować międzyresortowych decyzji…
X X X
W tym miejscu, samoobsługowo, mówię do siebie: „Kończ waść, wstydu oszczędź!” Ale wypadałoby zwieńczyć ten dwutematyczny felieton jakąś łączącą je wspólną myślą przewodnią.
Jedyna, która przyszła mi w tej chwili na myśl, to ta, która w swej klasycznej wersji brzmi:„Kto ma informacje, ten ma władzę”. Jednak obserwując wydarzenia w naszej ojczyźnie należałoby chyba tę sentencję zmienić na: „Kto ma władzę, ten ma informacje…”
*Wskaźnikiem jakiegoś zjawiska „Z” (nie poddającego się bezpośredniemu poznaniu) nazywamy takie zjawisko „W” (dostępne poznaniu naszymi zmysłami lub narzędziami badawczymi), którego wystąpienie pozwala, z prawdopodobieństwem większym od przeciętnego, wnioskować, iż zaszło zjawisko „Z”. [A. Kamiński]
Włodzisław Kuzitowicz