W moich planach było pisanie tego felietonu, jako komentarza do wniosków i postulatów młodzieży zgłoszonych wokół problemów, jakie zadano im do dyskusji w 7. grupach, na jakie podzieleni zostali uczestnicy Forum Uczniów Województwa Łódzkiego, jakie odbyło się 16 listopada w Łodzi.
Niestety, nie po raz pierwszy sprawdziła się wielka mądrość z Psalmów Dawida: „Taki co w głowie uradzi, do skutku nie doprowadzi…” [Psalm 111] Do dzisiaj organizatorzy nie przekazali na adres OE obiecanych materiałów, uzasadniając tę zwłokę faktem, iż liderzy Fundacji „Osnowa”, jako trzecioklasiści, mają teraz na głowie przygotowania do matury….
Jako, że jest to argument nie do zbicia – muszę się z tą sytuacją nie tylko pogodzić, ale ją zaaprobować. A liderzy z Fundacji „Osnowa” mają okazję przekonać się na własnym przykładzie jak trudno jest chwytać dwie sroki za ogon…
Będzie więc dziś o tym, dlaczego mam inny pogląd niż ZNP i – o dziwo – Biuro Analiz Sejmowych, na wydłużenie ścieżki awansu zawodowego nauczycieli, zapisane w czekającej na podpis Prezydenta Ustawie o finansowaniu zadań oświatowych. Aby nie było niedomówień – pokrótce streszczę na czym owa „straszna” zmiana ma polegać i czego w jej konsekwencji obawia się Biuro Analiz Sejmowych:
„Z 10 do 15 lat planowane jest wydłużenie podstawowej ścieżki awansu zawodowego […] Powstaje jednak wątpliwość, czy planowane zmiany nie wpłyną demotywująco na młodych nauczycieli, w szczególności tych, którzy będą otrzymywać ocenę wyróżniającą.” [Opinia merytoryczna i prawna dotycząca rządowego projektu ustawy o finansowaniu zadań oświatowych, s. 20 – TUTAJ ]
Godna przytoczenia jest też interpretacja stanowiska BAS, dokonana na stronie oswiata.abc.kom. Oto fragmenty informacji z piątku 24 listopada, zatytułowanej „Nowe przepisy zniechęcą do wybierania zawodu nauczyciela?”:
„Proponowane zmiany znacznie wydłużają czas potrzebny do osiągnięcia najwyższego szczebla zawodowego, jakim jest nauczyciel dyplomowany.” – zauważają sejmowi prawnicy. […]
Oznacza to, że młody nauczyciel będzie musiał pracować dłużej, aby osiągnąć najwyższy stopień awansu, nie mogąc specjalnie liczyć ani na ułatwienia, ani na nagrody za dobrą pracę.
„Przepisy wprowadzają dodatek za wyróżniającą naukę tylko dla nauczycieli dyplomowanych, co w przyszłości będzie prowadziło do zwiększenia rozwarstwienia dochodowego wśród nauczycieli i może działać demotywująco na młodych nauczycieli, zwłaszcza tych, którzy będą otrzymywać ocenę wyróżniającą” – podkreślają prawnicy z Biura Analiz Sejmowych. [Źródło: www.oswiata.abc.com.pl]
Przypomnę, że według aktualnie obowiązującej procedury, osoba wchodząca do zawodu nauczycielskiego, od chwili podpisania umowy o pracę nauczyciela stażysty, potrzebuje 9 lat, aby osiągnąć najwyższy stopień awansu zawodowego – zostać nauczycielem dyplomowanym! Następne kilkadziesiąt lat pracuje bez wizji na podwyższenie swego statusu zawodowego, nie mówiąc o znaczącym wzroście wynagrodzenia. Może liczyć jedynie na okazjonalnie przyznawane za wyróżniającą pracę nagrody z okazji Dnia Edukacji Narodowej: Nagrodę Dyrektora Szkoły, Kuratora Oświaty lub Ministra Edukacji Narodowej.
Jakiej skali jest to problem? Oto diagram, ukazujący populację nauczycieli w podziale na stopnie awansu zawodowego – stan w roku szk. 2014/2015:
Źródło: Nauczyciele w roku szkolnym 2014/2015. ORE, s. 17
Jak widać – najliczniejszą grupę stanowili nauczyciele dyplomowani – 49,81% , co przekłada się w liczbach bezwzględnych na 334 399 osób. Ważną informacją jest także ta, co ukazują statystyki wieloletnie, że procent udziału nauczycieli dyplomowanych z roku na rok rośnie. Już rok później było to 51,7%, czyli 353 933 osób. Dla porównania podam jeszcze, że w roku 2006 nauczyciele dyplomowani stanowili tylko 31,3% i było ich 203 516 osób. Najliczniejszą kategorią awansu byli wtedy nauczyciele mianowani: pracowało ich 294 868, co stanowiło 45,4% ogółu zatrudnionych.[Źródło – NauczEtatyOsoby2006-2016_Woj2016v4]
Należy jeszcze przypomnieć, że w pierwszych latach funkcjonowania tego systemu awansu zawodowego nauczyciele mogli (i najczęściej to czynili) przechodzić na emeryturę po przepracowaniu 30 lat – niezależnie od ich wieku. Aktualnie obowiązujące przepisy emerytalne powodują, że o wiele więcej osób pracuje dłużej niż owe 30 lat, co oznacza, że niejednokrotnie wiele ponad 2/3 ich lat pracy nauczycielskiej przebiega bez jakichkolwiek „zewnętrznych”, systemowych, motywacji do samorozwoju zawodowego.
Czy jest to sytuacja, której nie powinno się zmienić? Pytanie retoryczne. Odpowiedź – jak zawsze – zależy od punktu widzenia. Nie przeprowadzając tu bardziej pogłębionej analizy, ograniczę się jedynie do dwu:
Z punktu widzenia nauczyciela – tego „wypalonego”, który najwyżej ceni sobie „święty spokój” – nich tak będzie jak jest.
Z punktu widzenia ucznia, jego rodzica, a także idealistycznie pojmowanego „interesu społecznego” – to bardzo niedobra sytuacja. Skoro przyjmujemy za pewnik, że „szkoła nauczycielem stoi”, to nie możemy cieszyć się z petryfikacji systemu, który zapewnia błogi status quo, bez bodźców, pobudzających wolę doskonalenia swego warsztatu pracy, modyfikowania go zgodnie z postulatami aktualnej wiedzy o człowieku, nadążaniu za nowymi możliwościami, jakie oferuje procesom dochodzenia do wiedzy cyfrowy świat nowych technologii…
Powie ktoś, że już od kilku lat z różnych źródeł płynnie postulat wzbogacenie ścieżki awansu zawodowego nauczyciela o jeszcze jeden stopień – nauczyciela specjalisty, który otrzymywaliby nauczyciele dyplomowani, po uzyskaniu stopnia doktora lub po wdrożeniu innowacji pedagogicznej. A w czekającej na podpis Prezydenta ustawie tego rozwiązania nie ma.
Tym to akurat bym się nie martwił, bo nie jestem przekonany, że nauczyciel ze stopniem naukowym doktora, to jest właśnie to, co naszym szkołom i uczącym się w nich uczniom jest najbardziej potrzebne! Dalej ten temat rozwijając musiałbym otworzyć nowy obszar refleksji: jakie kompetencje, przez kogo i w jakich formach kształcenia i doskonalenia zdobyte powinni posiadać współcześni nauczyciele – trenerzy, tutorzy, przewodnicy uczniów w ich samodzielnym dochodzeniu do wiedzy i umiejętności. Pozostawiam to do innej okazji.
Kończąc ten przydługi wywód: nie uważam, że spowolnienie procesu awansu zawodowego, wydłużenie okresów czasu, dzielących uzyskanie stopnia od daty rozpoczęcia stażu na kolejny, z punktu widzenia „dobra społecznego” – w skali makro, ale też ucznia i jego rodziców – w skali mikro, to złe rozwiązanie i nie podzielam zdania ekspertów Biura Analiz Sejmowych, że planowane zmiany wpłyną demotywująco na młodych nauczycieli. Jeśli nawet na niektórych – to i bardzo dobrze. Bo po co nam taki belfer, który pracuje tylko „na motywacji zewnętrznej”!
Wodzisław Kuzitowicz