Robert Raczyński zamieścił 21 lutego b.r. na swoim blogu  tekst, w którym podjął problem wpływu rewolucji technologicznej na przyszłość edukacji. Poniżej, nie chcąc ingerować wartościująco poprzez wybór fragmentów, zamieszczamy pierwsze i  końcowe fragmenty tego tekstu, zachęcając do przeczytania tekstu na blogu „Eduopicum”:

 

 

Nowy, wspaniały człowiek

 

Załóżmy jednak, że zastrzeżenia, wymienione w pierwszej części tego wpisu, są możliwe do obejścia, albo też są jedynie marudzeniem starego zgreda, bez konta na Instagramie – jakie to sztucznie-inteligentne cuda czekać nas mają od jutra, w szkole naszej powszechnej? Wedle całkiem rozpowszechnionych sądów, ma to być „rewolucja w działaniu i postrzeganiu edukacji”, „ułatwienie życia” i oczywiście „pogłębienie kompetencji ludzkich” (sic!). Jak miałoby się to dokonać? Otóż, według naszych oświatowych futurystów, tak samo jak przy wprowadzeniu do użytku maszyny parowej – poprzez uwolnienie nas od żmudnych czynności dnia powszedniego. Do ich świadomości jakoś słabo przebija się myśl, że np. rewolucja przemysłowa raczej pogłębiła kryzys rodziny i oddaliła ludzi od siebie, mimo iż teoretycznie uwolniła ich ręce od wielu czasochłonnych i męczących zajęć – takie proste intuicje na ogół zawodzą.

 

Rewolucja informatyczna, uwalniając od dowolnej, monotonnej rutyny, wpędza nas w inną, domagającą się tyle samo, lub nawet więcej naszego czasu i uwagi. Poza tym, o ile przewroty minione uwalniały w większości nasze ręce i plecy, dając nam większe szanse na rozwój intelektualny i wywracając do góry nogami rynek pracy, sięganie po AI oraz zdawanie się na coraz sprawniejsze i coraz głębiej ingerujące w nasze życie algorytmy uwolni nas od… No właśnie, od czego? Od odpowiedzialności? Samodzielności? Konieczności podejmowania decyzji? Czy o to właśnie chodzi w nowoczesnej oświacie? Dokąd ma nas doprowadzić uwalnianie mózgów od rutyny myślenia i rozwiązywania „prostych” problemów? Do sublimacji zdolności intelektualnych? Nawet gdyby było to możliwe (tak, jak nie jest), jest wysoce nieprawdopodobne, byśmy byli w stanie wykreować świat, w którym liczyłyby się i napędzały gospodarkę tylko wspomniane wartości, nie doprowadzając przy tym do ruiny wszystkich tych głęboko humanistycznych rojeń, którymi karmi nas na co dzień politycznie poprawna propaganda, wysługując się przy tym oświatą powszechną. Najprawdopodobniejszym scenariuszem jest więc nadpisanie dziejącej się historii odpowiednią ideologią – ta głosząca wyższość tych, czy innych kompetencji zostanie podmieniona kolejną iteracją nowego, wspaniałego człowieka, a dzisiejsi głosiciele jedynie słusznych metod i podejść, ze zdziwieniem dowiedzą się, że do tej wersji polityki oświatowej już nie pasują, a ich para religia nie okazała się w żaden sposób lepsza od innych, dawno już przebrzmiałych i przez nich samych odsądzonych od czci i wiary.

 

Przeanalizujmy kilka obietnic najczęściej składanych przez zachłyśniętych rosnącą dostępnością narzędzi IT w oświacie entuzjastów pedagogiki jutra, najwyraźniej nieświadomych swojego własnego rychłego końca. Na jednym z pierwszych miejsc na tej liście przebojów jest oczywiście szerszy dostęp do informacji (nagminnie i chyba często celowo mylonej z wiedzą). Dzięki algorytmom AI, „wiedza” ma być przez uczącego się pozyskiwana 24/7, bez względu na bariery geograficzne, kulturowe, językowe, środowiskowe i biologiczne. Będę mógł mieć dostęp do dowolnego kursu, w dowolnym języku, o dowolnej porze dnia i nocy, a jak stracę wzrok lub ogłuchnę, odpowiednie urządzenia zniwelują moje upośledzenie. Cudowne, prawda? I jakie demokratyczne! Czego to nie nauczyłbym się w tydzień! A może i szybciej! […]

 

 

Na koniec, przywołam zapowiedziane w pierwszej części skojarzenie (link), które podczas rozważań o AI nie jest zbyt popularne. Mówię o koncepcji AI jako Genialnego Idioty, o na pierwszy rzut oka zaskakującej (a dziś najbardziej prawdopodobnej) opcji sawanta, o superinteligencji, która nie wymaga wcale zaistnienia świadomości, ani nawet dążenia do niej. Przy tym założeniu, nie powinniśmy się wcale obawiać, że na pewnym etapie rozwoju i organizacji technologii, nasz laptop porazi nas prądem, bo stwierdzi, że jesteśmy zbyt głupi, by z niego korzystać i że ma lepszy pomysł na wykorzystanie przepływu elektronów w swoim procesorze niż wyszukiwanie filmików ze śmiesznymi kotami. Przemoc (przynajmniej ta postrzegana i odczuwana) nie jest tu do niczego potrzebna. Taki sam skutek może przynieść zupełnie nieświadome uczenie maszynowe, które, mając raz postawiony cel (np. Umiejętności ludzkie, głupcze!), wyprodukuje indywidualnie dobrany algorytm, który dokona takiej manipulacji naszą świadomością, że na sam widok kota zrobi nam się niedobrze i natychmiast wrócimy do porzuconego kursu mindfullness.

 

W taki więc sposób, zniknie odwieczny i przez nikogo dotąd nierozwiązany problem motywacji do uczenia się czegokolwiek! Wystarczy, że wspomniany algorytm będzie mógł non stop i bez żadnych ograniczeń zbierać informacje o nas, o nowych, wspaniałych ludziach, naszych upodobaniach i „wyborach”, wykorzystując naszą głupotę i wygodnictwo. Otwiera to drogę do wszelkiej manipulacji, np. do motywowania do uczenia się geografii, ale także, a może przede wszystkim, do tej niezaplanowanej, nieukierunkowanej, ale absolutnie nieubłaganej, prowadzącej w zupełnie nieprzewidywalnym kierunku. Nie jest to kwestia fantastyki, a jedynie czasu i skali – żeby się o tym przekonać, wystarczy poobserwować niektóre globalne skutki zastosowania już istniejących, wciąż jeszcze dość prymitywnych algorytmów, często na wyrost kojarzonych z AI[3]. Jeśli te same mechanizmy chcemy zaprząc do wozu oświaty, wkrótce nie będzie komu zastanawiać się nad jakimikolwiek wyborami – jako gatunek, padniemy ofiarą nie globalnego kataklizmu, zmian klimatycznych, inwazji z kosmosu, wrażych sił totalitarnych, nuklearnego konfliktu, czy eksterminacji przez bezduszne Terminatory – wykończy nas nasze własne lenistwo i oportunizm. Nirwana powszechnego upupienia czeka od dawna. To, że zyskała ostatnio miano AI, niczego nie zmienia.

 

Czy przedstawione wyżej zastrzeżenia są argumentem za przerwaniem prac nad sztuczną inteligencją? Czy mamy rzucać się w progu szkół z okrzykiem No pasaran!? No cóż, takich Rejtanów nie brakuje, choć jest to postawa równie głupia, co nieskuteczna. Tej lawiny, ze wszystkimi jej dobrymi i złymi skutkami nie da się powstrzymać. Główne wnioski, jakie proponuję wyciągnąć z tych rozważań, mogą być bulwersujące dla wychowanych na postmodernistycznych lękach, a jednocześnie zachłyśniętych żądzą technologicznego przewrotu. Pamiętajmy jednak, że te wnioski mogą być niepokojące dla nas, ale niekoniecznie dla właścicieli kolejnych generacji smartfonów, czy też czegoś co je wkrótce zastąpi. Młode pokolenia z pewnością stają przed nieco innymi, nowymi wyzwaniami, ale trzeba brać pod uwagę to, że one są nowe… przede wszystkim dla nas. Młodzi ludzie nie zdążyli jeszcze do nich nabrać dystansu – są dla nich po prostu wyzwaniami bieżącymi, z którymi muszą sobie poradzić tak samo, jak my radzimy sobie ze swoimi. Nie narzucajmy im swoich lęków, nie obarczajmy ich swoim czarnowidztwem. Tak jak wszyscy ludzie od zarania naszego gatunku, obecnie i w przyszłości, jakoś sobie poradzą. Lepiej lub gorzej (w naszej opinii). Tych kilka refleksji tu przedstawionych powinno jedynie uświadomić ludziom upatrującym w nadchodzących zmianach zbawienia, że nie będzie to zbawienie ani dla nich, ani dla świata, który znają i że fala nowego, której nadejścia wyczekują z takim utęsknieniem, to tsunami, które zmyje nie tylko resztki, których chcą się pozbyć, ale także ich samych, z całą ich „nowoczesnością” i przekonaniem o posiadanej racji. Pozostanie nowy, wspaniały człowiek. Czy sapiens? Wątpię. Raczej insciens. Być może lepiej dla niego.

 

 

 

Cały tekst „Nowy, wspaniały człowiek”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.eduopticum.wordpress.com

 

 



Zostaw odpowiedź