W miniony wtorek (25 kwietnia 2023 r.) Tomasz Tokarz zamieścił na swoim Fb profilu tekst, w którym zgłębił problem stresu w ogóle i stresu uczniowskiego.  Oto ten post bez skrótów:

 

 

Z jednej strony słyszę, że szkoła jest zła, bo wywołuje w uczniach stres. Z drugiej, że polskie szkoły opanowała edukacja bezstresowa. W obu przypadkach mam wrażenie, że nie rozumiemy czym jest stres i jaka jest jego rola.

 

Chodzi chyba o to, że stres jest mylony z przemęczeniem psychicznym. Przemęczenie oczywiście może być efektem nadmiernego stresu – ale nie jest tym samym.

 

Jest też mylony z tremą lub lękiem.

 

Tymczasem stres, jak sama nazwa wskazuje, jest po prostu rodzajem napięcia (fizjologicznego i psychicznego) na sytuację niestandardową, która pozostaje poza naszą pełną kontrolą. Stres wytrąca nas z emocjonalnej równowagi (homeostazy). W założeniu ma pomagać w poradzeniu sobie z nią. Zmobilizować do działania. Więcej noradrenaliny, więcej tlenu do mózgu, ale także więcej kortyzolu jeśli stres trwa za długo.

 

Egzamin, gdy nie znamy pytań, konferencja, którą organizujemy, występ publiczny przed nieznaną publicznością (nie wiemy jak zostaniemy przyjęci), ślub, gdzie nie możemy przewidzieć, czy wszystko wyjdzie – wszystko wywołuje stres.

 

Jeśli stres pojawia się tam, gdzie nowe – a ucząc się – mierzymy się wyzwaniami, których wcześniej nie znamy, to stres jest nieodłącznym elementem uczenia się i nie ma czegoś takiego jak edukacja bez stresu.

 

Stres nie jest sam w sobie ani dobry ani zły. Może dodawać kopa lub rzucić na ziemię. Wytrącenie z homeostazy bywa ożywcze i rozwojowe. Ważne, by umieć się z nim zmierzyć i go opanować. Chodzi o umiejętne panowanie nad nim. Aby stał się impulsem do konstruktywnego działania a nie jego hamulcem, pobudzaczem – nie źródłem podłamań. Chodzi o zrozumienie go, uświadomienie sobie, że istnieje i że ma na nas wpływ. Na rozpoznaniu jego przyczyn i skutków, emocji, jakie wywołuje, jego oddziaływań na nasz organizm.

 

Ważne jest to, aby stres, jeśli się już pojawia, stawał się bodźcem do autentycznego rozwoju. Bo wywołać go można bardzo łatwo – stymulując uczniów karami i nagrodami, ocenami, zapowiedziami sprawdzianów i odpytań, kontrolując, grożąc i strasząc konsekwencjami. Warto jednak zadać sobie pytanie czemu służą tego rodzaju sztuczne napięcia. I czy rzeczywiście pomagają w czymś naszym dzieciom…

 

Stres może być wywołany przez kartkówkę reprodukującą wdrukowane dane lub przez prezentację autorskiego projektu. W oparciu o własne zainteresowania.

 

W obu przypadkach mamy do czynienia z wyzwaniem. Jednak w pierwszym przypadku jest ono nużące. Chodzi o zmuszenie się (wbrew sobie, pod groźbą kary) do zrobienia czegoś, do czego zupełnie nie jesteśmy przekonani. Co nie ma dla nas sensu. Co nie wiąże się ze światem naszych doświadczeń.

 

W drugim przypadku mamy do czynienia z wyzwaniem trudnym lecz pozwalającym na wyrażanie siebie w obszarze, który ma dla nas znaczenie. I który tym samym pozwala na autentyczne doskonalenie.

 

Problemem polskiej szkoły jest to, że stawia uczniom zdecydowanie za mało wyzwań drugiego typu, a także takich skłaniających do refleksji, krytycznego myślenia, poznawania siebie, wytyczania sobie celów i ich realizacji, kreatywnych rozwiązań, współpracy. Czyli takich, które przygotują ich do działania w realiach pozaszkolnych.

 

Podsumowując, źródłem stresu może być konieczność odklepania formułek pod groźbą jedynki, a może być – zmierzenie się z inspirującym wyzwaniem, dzięki któremu tworzymy coś, co jest zgodne z naszymi zainteresowaniami, doskonalimy ważne kompetencje i osiągamy to, co ma dla nas znaczenie. I właśnie więcej takiego stresu brakuje mi w szkole.

 

Stresu w szkole nie unikniemy. Ale jeśli się pojawia powinien być produktywny – pozwalający na lepsze poznanie i wyrażenie siebie.

 

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/tomasztokarzIE/

 

 



Zostaw odpowiedź