Foto: Damian Burzykowski/Newspix.pl[www.wprost.pl]

 

Bohaterka” poniższego tekstu – była minister edukacji Anna Zalewska w roli posłanki do Parlamentu Europejskiego. Zdjęcie zamieszczone przez nią przed rokiem na Twitterze

 

 

Kolejny tydzień witamy z zaproszeniem do lektury najnowszego (z soboty 20 listopada 2021r.) tekstu z bloga Jarosława Pytlaka. Jako że i ten post jest dość obszerny (10 972 znaki) – dla „posmakowania” o czym to jest i zachęcenia do kliknięcia w link z pełną wersja – zamieszczamy jedynie kilka wybranych (subiektywnie) fragmentów:

 

 

Koszmarne żniwo reformy pani Z.

 

No i wydało się! Michał Dworczyk w jednym ze swoich sławnych „domniemanych” e-maili ujawnił światu, że była minister edukacji Anna Zalewska jest „przeżarta kłamstwem”. Dla mnie było to oczywiste odkąd usłyszałem jej zachwyty nad rzekomymi konsultacjami społecznymi reformy edukacji, którą firmowała własnym nazwiskiem. Granitową pewność uzyskałem, kiedy stwierdziła, że wszystko zostało w owej reformie policzone.

 

Na tych i wielu innych kłamstwach pani Z. ufundowana jest nasza obecna rzeczywistość oświatowa.

 

Przypomnę dzisiaj w tym miejscu szkody wyrządzone przez reformę Zalewskiej, które za sprawą pandemii odczuwamy tym bardziej dotkliwie. Uczynię to z myślą o rodzicach obecnych siódmo- i ósmoklasistów, do których być może nie dociera świadomość tego, co zgotowano ich dzieciom, a także z myślą o nauczycielach, którzy – jeśli nie są pozbawieni choćby śladowej empatii – muszą czuć, jak fatalną rolę im przypisano. Artykuł dedykuję również autorom płomiennych apeli o opamiętanie, kierowanych urbi et orbi w imię dobra uczniów, aby wskazać dlaczego ich szlachetne intencje trafiają w kosmiczną próżnię.

 

Obraz, który zarysuję, zapewne w największym stopniu dotyczy dobrze znanego mi wielkomiejskiego środowiska. Nie mogę wykluczyć, że tu i ówdzie, w mniejszych ośrodkach, gdzie wybór szkół ponadpodstawowych jest niewielki, a plany i aspiracje życiowe może mniej ambitne, jest spokojniej. Ale zjawisko, które opiszę, dotyczy znacznej części populacji, a poza tym, jak wiele innych problemów systemu oświaty, np. brak chętnych do pracy w zawodzie nauczyciela, stopniowo wykracza poza wielkomiejskie opłotki i dotyka coraz szerszych kręgów społeczeństwa.[…].

 

Uczeń pierwszej klasy gimnazjum miał w tygodniowym planie zajęć, nie licząc religii/etyki, 29 lekcji, w klasie drugiej 30. Siódmoklasista 32, ósmoklasista 31 i to jest najniższy wymiar kary do odsiedzenia w ławkach, bo jeśli szkoła chce cokolwiek dodać (np. nauczanie dwujęzyczne), albo dochodzi religia/etyka, to liczby te rosną. A nie uwzględniam wszelkiej maści zajęć przygotowujących do egzaminu ósmoklasisty, o których wspomnę poniżej, bo w gimnazjum amok przedegzaminacyjny pojawiał się dopiero w klasie trzeciej.[…]

 

 

Istotne jest nie tylko obciążenie czasowe, ale też obowiązkowy materiał nauczania. Tutaj miara jest mniej precyzyjna, ale powinno wystarczyć porównanie objętości podstawy programowej. […] Do tego dochodzi obciążenie psychiczne związane z egzaminem ósmoklasisty. Mniejszym problemem jest sama merytoryczna treść tego sprawdzianu, a znacznie większym towarzyszące mu emocje. Zawdzięczamy je kolejnemu skutkowi nieszczęsnej reformy, tzw. kumulacji licealnej. Po prostu w pierwszym roku wysłano do szkół ponadpodstawowych dwa roczniki uczniów naraz, a właściwie dwa i pół, jeśli policzyć nieszczęsnych pionierów akcji „sześciolatki w szkole”. Miało to zapełnić szkoły zawodowe, ale w rezultacie spowodowało tylko wypełnienie pod korek większości liceów ogólnokształcących i co bardziej renomowanych techników. […]

 

Już to, co napisałem powyżej powinno wystarczyć by pojąć, w jak fatalnej sytuacji znajdują się obecnie uczniowie najstarszych klas szkoły podstawowej. A przecież dochodzą jeszcze pośrednie skutki niszczycielskiego dzieła pani Zalewskiej: frustracja i wypalenie zawodowe nauczycieli, ich pauperyzacja, coraz bardziej powszechne braki kadrowe i królująca w oświacie wszechobecna nieufność. Sygnałem rozpaczy, który, niestety, został powszechnie odebrany jedynie jako wyraz roszczeniowości, był strajk nauczycielski z 2019 roku. […]

 

Powiedzieć, że dzisiejszy ósmoklasista znajduje się pomiędzy młotem i kowadłem, to żałosne uproszczenie. Presja nadchodzi z wielu kierunków. Jej źródłem jest niekończący się kierat lekcji, dociążony pracami domowymi, bo podstawy programowej nie da się zrealizować w czasie przewidzianym w szkole. Jest lęk przed egzaminami, który skutkuje tresurą w rozwiązywaniu testów, nie mającą nic wspólnego z sensowną edukacją, dostosowaną do obecnych czasów i wyzwań. Są dodatkowe zajęcia, korepetycje, bo przecież trzeba zrobić wszystko, żeby dziecku pomóc. W sumie daleko ponad 40 godzin pracy w tygodniu. Są oczekiwania rodziców, wypowiadane wprost lub tylko w domyśle. Nawet niewinne pytanie „Czy wiesz już, kochanie, do jakiej szkoły chcesz pójść?!” u niektórych młodych ludzi wywołuje gulę w gardle. Większość nie ma pojęcia, bo w stanie zawieszenia życia społecznego trudno im było nawet zdobywać informacje na ten temat. Większość nie wie, kim chce być w przyszłości, bo mają oczy i uszy i wiedzą, że ta przyszłość jest coraz bardziej niepewna. […]

 

Abstrahując od tego, kto jest bardziej odpowiedzialny za obecny stan rzeczy, przed nami jest ściana a my idziemy na czołowe zderzenie. Przyznaję z pokorą i wstydem, że mimo wielu lat pracy i pełnej świadomości co się dzieje nie starcza mi odwagi i determinacji, żeby odmówić udziału w tym przestawieniu. Jak już napisałem, nauczycielowi mniej wolno. Czasem tylko stawiam opór. Mogę jednak tłumaczyć, co właśnie starałem się uczynić w tym artykule.

 

PS.

 

Wiem, że są tacy, ludzie skądinąd mądrzy i godni szacunku, którzy uważają, że zbyt wiele egzaltacji towarzyszy opisom problemów, jakie trapią obecnie młodzież w wieku szkolnym. Że młodość powinna radzić sobie z wyzwaniami. Też kiedyś tak myślałem. Teraz już nie. Problem jest realny. Młodzi nie radzą sobie ze światem. Z jednej strony dlatego, że ten świat jest zbyt złożony (nawet dla wielu dorosłych), z drugiej, bo od małego pozbawiano ich poczucia mocy sprawczej. Ot, są takimi wyhodowanymi trybikami w machinie zwanej powszechną edukacją. Z błogosławieństwem swoich nieświadomych rodziców i nauczycieli.

 

 

Cały tekst „Koszmarne żniwo reformy pani Z” – TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl

 



Zostaw odpowiedź