Foto: www.google.com

 

Tekst, którego obszerne  fragmenty poniżej zamieszczamy, a do którego pełnej wersji odeślemy załączonym linkiem, napisał Jarosław Pytlak jeszcze w sobotę. Pisał go jednak w dwu etapach – drugą jego część zamieścił na swoim blogu „Wokół Szkoły” dopiero wieczorem. Jako że naszą zasadą (łamaną jedynie w ekstraordynaryjnych sytuacjach) jest zamieszczanie w niedzielę jedynie felietonu redaktora, śpieszymy już teraz, rankiem w poniedziałek 23 marca, aby upowszechnić ten artykuł (tak nazwał to sam Autor) bez zbędnej zwłoki. Tradycyjnie – znakomita większość pogrubień i wszystkie podkreślenia w cytowanym tekście – redakcja OE:

 

O szkole w czasach zarazy, specjalnie dla rodziców

 

Szanowni Rodzice!

 

Jeśli Wasze dzieci są w wieku szkolnym, to z pewnością jesteście bardzo niespokojni, jak będą funkcjonować przez najbliższe tygodnie, kiedy placówki oświatowe pozostaną nadal zamknięte. Większość z Was ma już za sobą pierwsze doświadczenia, jak w praktyce wygląda praca z uczniem na odległość. Niestety, nie wszystkie są dobre.

 

Docierające z różnych stron rodzicielskie głosy świadczą, że wprowadzanie nauki zdalnej może być trudne i rodzić wiele frustracji. Powszechne jest narzekanie na obciążanie uczniów pracą ponad siły, bez koordynacji, a często i bez sensu, czego symbolem stało się zadawanie wypracowań z WF-u. Akurat to ostatnie zdarza się zapewne rzadko, ale w dobie internetu szybko zostało nagłośnione i uzupełnione innymi „kwiatkami”, tworząc w sumie obraz mało roztropnych nauczycieli. W pełnej napięcia atmosferze od złych indywidualnych doświadczeń jest tylko krok do surowej oceny całej grupy zawodowej, która i tak nie cieszy się ostatnio popularnością i uznaniem w społeczeństwie.

 

Nauczyciele na pewno popełniają wiele błędów. W tej nadzwyczajnej sytuacji robią ich zapewne jeszcze więcej. Wcale nie musi to jednak wynikać tylko z niekompetencji, czy złej woli. W końcu wszyscy, jako społeczeństwo, znaleźliśmy się na głębokiej wodzie i rozpaczliwie uczymy się pływać. Krytyka jest oczywista i może być pożyteczna, ale poruszenie i oburzenie powinno trafiać na filtr zbudowany z rozumu oraz świadomości sytuacji, w jakiej się wszyscy znajdujemy.

 

Piszę ten artykuł z myślą o rodzicach gotowych poznać opinię człowieka, który w rozmaitych odgrywanych w życiu rolach, jak to się czasem mówi, „zjadł zęby” na edukacji. Który patrzy na sytuację nauczycieli, uczniów i rodziców bez zbędnych emocji wiedząc, że owe emocje niczego nie zmienią na lepsze. Który wierzy, że większa świadomość złożoności sytuacji, w jaką uwikłana jest w dobie zarazy polska szkoła, może tylko pomóc każdemu zapanować nad emocjami i odpowiednio wyważyć postępowanie pomiędzy tym, czego wymaga otoczenie, a tym, co dyktuje rozum.

 

A sytuacja jest naprawdę złożona. […]

 

Zdaję sobie sprawę, że większa długość tekstu zmniejsza liczbę jego potencjalnych czytelników. Dlatego z myślą o osobach poszukujących syntetycznych komunikatów przygotowałem kilka prostych stwierdzeń, które zebrałem poniżej. Gorąco zachęcam jednak do lektury także dalszej części artykułu, którą dla ułatwienia odbioru podzieliłem śródtytułami na krótkie rozdziały.

 

 

Realia polskiej szkoły w czasach zarazy, w pigułce dla niezorientowanych

 

1. Rozporządzenie nie ma czarodziejskiej mocy zmieniania rzeczywistości!

Większość nauczycieli nie ma możliwości technicznych oraz potrzebnych umiejętności, by prowadzić wartościową edukację zdalną, rozumianą jako regularna interakcja w czasie rzeczywistym z uczniami i pomiędzy nimi. Możliwości technicznych nie ma też wielu uczniów. Państwo nie dysponuje żadnym pomysłem ani zasobami, by w krótkim czasie stworzyć potrzebującym niezbędne warunki do pracy. Tego stanu rzeczy nie da się zaczarować żadnym ministerialnym rozporządzeniem. Frustracji zrodzi się mnóstwo.

2. Dyrektorzy, niemożliwe róbcie od ręki, na czynienie cudów dajemy Wam dwa dni!

Rozporządzenie ministra o kształceniu na odległość nakłada na dyrektorów szkół szereg zadań trudnych lub po prostu niemożliwych do zrealizowania. Wywoła to lawinę lokalnych konfliktów i skarg do kuratoriów, a przy okazji spotęguje w szkołach działania pozorne, obliczone przede wszystkim na możliwość wykazania, że obowiązek został wypełniony. Co jednak dla władzy najważniejsze, da jej możliwość podpisania się pod sukcesami, a zepchnięcia winy za wszelkie porażki na dyrektorów. Mechanizm znany z historii: car jest dobry, tylko bojarzy do niczego.

3. Piękna sprawozdawczość rozwinie się… (na melodię „O mój rozmarynie…”)

Działania władz państwowych niezawodnie wykażą ich pełną kompetencję i skuteczność w obliczu kryzysu. Sprawozdania zaświadczą o wzorowej mobilizacji personelu pedagogicznego. Zaprawieni w bojach dyrektorzy i nauczyciele udokumentują doskonałą realizację podstawy programowej. Tylko rodzice powszechnie będą zastanawiać się, jaki to fatalny pech sprawił, że akurat ich dzieci trafiły na nieudaczników, skoro według TVP cały polski system edukacji pod właściwym przewodnictwem tak świetnie poradził sobie ze zdalnym nauczaniem.

4. Zarządzanie strachem nie przeszkodzi w ogłoszeniu sukcesu

Nauczyciele są grupą zawodową sfrustrowaną materialnie i moralnie, mającą poczucie lekceważenia ze strony władz i społeczeństwa. Od początku przymusowej przerwy nie otrzymali ze strony swojego ministra żadnego wyrazu troski i wsparcia; wręcz przeciwnie, musieli znieść nowe upokorzenie, gdy powiedział na antenie radiowej, „To jest szansa na to, aby nauczyciele także pokazali, że nie tylko potrafią strajkować i ubiegać się o wyższe wynagrodzenia, ale także są po prostu dobrymi wychowawcami i nauczycielami”. Przy tak nędznym wodzu trudno oczekiwać, że armia ochoczo rzuci się do walki. Poza niemałą, ale jednak ograniczoną grupą entuzjastów, podstawowym motywem działania będzie strach przed utratą choćby części wynagrodzenia. Władza najwyraźniej niczego innego nie potrzebuje. Wie, że na podstawie sprawozdań niezawodnie będzie mogła ogłosić sukces.

5. „Mama nie może się doczekać, kiedy wrócę do szkoły” (z e-maila do wychowawczyni)

Nie ma żadnej możliwości, by ktokolwiek w okresie zamknięcia placówek oświatowych mógł znacząco ulżyć rodzicom w obowiązkach związanych z opieką nad dziećmi. Ogromne rodzicielskie frustracje pokażą, że polska szkoła, zwana przez niektórych pogardliwie „przechowalnią dzieci”, póki co, jest w swojej funkcji opiekuńczej nie do zastąpienia.

6. Udręka rodziców uderzy rykoszetem w nauczycieli. Bo autorefleksji wiele nie wywoła…

Okres przymusowej izolacji to prawdziwe wyzwanie dla rodzin. Ludzie stłoczeni na małej przestrzeni i skazani na swoje długotrwałe towarzystwo, często zobowiązani do wykonywania zdalnie obowiązków służbowych, a dodatkowo obciążeni opieką i nadzorem nad nauką dzieci, już po krótkim czasie odczują mordercze myśli pod adresem otoczenia. Niezależnie od tego, jak będzie zorganizowane zdalne nauczanie, stanie się ono w wielu domach źródłem udręki i pretensji do tych, którzy je prowadzą. Nie ułatwi ogarnięcia sytuacji brak refleksji, że przez lata zgodnie i skutecznie oduczyliśmy dzieci inicjatywy i odpowiedzialności za siebie, czyniąc je niezdolnymi do samodzielnego zdobywania wiedzy. Wykorzystanie czasu zarazy, by nadrobić w rodzinie ten istotny brak wychowawczy, przyjdzie do głowy tylko nielicznym, a i wśród nich nie wszystkim starczy na to cierpliwości.

 

[Tu był koniec części pierwszej, zamieszczonej przed południem w sobotę 21 marca]

 

x           x           x

 

Zgniłe fundamenty systemu

 

Powiedzmy sobie wprost, bo ma to wielkie znaczenie dla zrozumienia obecnej sytuacji, że w ciągu dziesięcioleci zbudowaliśmy w Polsce system edukacji oparty na trzech zgniłych fundamentach: strachu, hipokryzji i ignorancji pedagogicznej.

 

W oświacie króluje strach. Boją się wszyscy. Dyrektorzy odpowiedzialności za niedopełnienie obowiązków, co z racji mrowia przepisów jest raczej standardem niż zjawiskiem nadzwyczajnym. Oskarżenia o niekompetencję. Skarg, które mogą trafiać do kuratorium, organu prowadzącego, związków zawodowych, a nawet lokalnego SANEPID-u. Kontroli, które zawsze mogą coś wykryć (znajomy strażak z północno-wschodniej Polski powiedział mi kiedyś, że w zasadzie powinien zamknąć 90% budynków szkolnych w swoim powiecie). Boją się również rodziców, a nawet problemów z uczniami, które coraz częściej wymykają się kontroli. Zbyt niskiego miejsca w rankingu. Obstawienia niewłaściwego w danym sezonie politycznym zestawu konkursów i uroczystości.[…] Strach nauczycieli przenosi się na dół. Choć uczniowie zdają się dzisiaj hardzi i bezkarni, to jednak często boją się nauczycieli, a już szczególnie ich zabójczego oręża, jakim jest możliwość postawienia złej oceny.

 

Można powiedzieć, że polska szkoła ufundowana jest na strachu i strachem się w niej zarządza. A jego wszechobecność rodzi hipokryzję, czyli powszechne udawanie, że stan rzeczy przedstawia się inaczej, lepiej, niż w rzeczywistości. Główną rolę w tym teatrze odgrywa sprawozdawczość. Pracownicy systemu oświaty tworzą sprawozdania na okrągło. W sprawozdaniach wszystko wygląda pięknie. Czystą hipokryzją jest coroczne oświadczanie, że podstawa programowa jest zrealizowana. Może i tak, ale jaka jest jakość tej realizacji?! Hipokrytą jest premier ogłaszający 20 marca, że 92% szkół prowadzi e-learning. Nawet wierzę, że tak wynikło z ankiet on-line, wypełnionych przez dyrektorów. Sam też wypełniłem. Nie wierzę tylko, że ów e-learning w takim odsetku, póki co, zasługuje na tę dumną nazwę.

 

Pisząc o ignorancji pedagogicznej nie mam bynajmniej na myśli indywidualnych braków nauczycieli, choć każdy, kto ma do czynienia ze szkołą skwapliwie poda smakowite przykłady. Chodzi mi o niezgodność przyjętych rozwiązań systemowych z tym, co dyktuje wiedza pedagogiczna. Poszatkowanie nauki na kilkanaście przedmiotów nauczania. Ścisły reżim 45-minutowych lekcji, przedzielonych zbyt krótkimi zazwyczaj przerwami. Jednorodne wiekowo grupy, niezależnie od specyfiki zajęć. Prowadzenie dziewięciu i więcej godzin zajęć obowiązkowych dziennie, gdy wiadomo, że już na siódmej lekcji dziecko się nie uczy, a i nauczyciel odpływa. Milcząca zgoda na psychozę przedegzaminacyjną. Szkoła jest skansenem wielu złych rozwiązań, na które wszyscy godzą się bez wiary, że można coś zmienić. […]

 

I problem fundamentalny…

 

Czy uczniowie w dobie zarazy naprawdę najbardziej potrzebują lekcji przez internet, choćby w najlepszej wersji technicznej, prac do wykonania wylewających się z librusa, domowej rywalizacji o dostęp do komputera? Nauczycielka Roku 2019 jest innego zdania:

 

 

Na pociechę

 

Pewnie nie wszyscy mi uwierzą, ale największymi wygranymi obecnej sytuacji mają szansę stać się ósmoklasiści i maturzyści. Przerwanie obłędnego wyścigu, jakie nastąpiło 12 marca, daje im szansę na złapanie oddechu. Nieco równowagi psychicznej. Obserwując wcześniej psychozę przedegzaminacyjną w ósmych klasach mogę tylko powiedzieć, że te dzieci nie potrzebują teraz lekcji przez internet. Mają tyle możliwości samodzielnego ćwiczenia, oferowanych na setkach witryn internetowych, i szansę, żeby sięgać do tego stosownie do potrzeb. Bardziej potrzebują jasnych informacji, co muszą zrobić, by uzyskać jak najlepsze oceny. Ale tutaj naprawdę możliwości są duże, bez konieczności zabijania ich pracą. Niby zdalną, choć przecież i tak wykonywaną w domu.

 

Zresztą, wygrać mogą wszyscy uczniowie, jeśli tylko dorośli w najszlachetniejszej intencji nie przyprawią ich o przemęczenie i nerwice. Jakby strach przez koronawirusem nie był sam w sobie wystarczającym obciążeniem. Nie nawołuję wszakże rodziców do buntu. Uważam, że o ile się da, należy respektować wymagania stawiane przez szkołę. Ale gdy czytam o dzieciach pracujących cały boży dzień nad kartami pracy, o rodzicach, którzy po pracy całymi wieczorami popychają swoje pociechy na wyboistej drodze edukacji, mogę tylko poradzić, żeby dać sobie luz. Żadna „realizacja” podstawy programowej, żadne oceny nie są warte traconego zdrowia. Myślę, że wielu nauczycieli, o dziwo, podzieli ten pogląd.

 

 

Zakończenie

 

Nie napisałem tego artykułu, żeby wkładać kij w szprychy rozpędzonego rydwanu ministra Piontkowskiego. Moim celem jest tylko uświadomienie rodzicom przyczyn, z powodu których piękna wizja zdalnego nauczania nie przyoblecze się w ciało. Chciałbym, żeby sfrustrowani nie strzelali do pianisty tylko dlatego, że właściciel knajpy kazał mu grać na rozstrojonym pianinie.

 

Jakoś to będzie. Nigdy jeszcze w oświacie nie było, żeby jakoś nie było. Dlatego w trudnych czasach proponuję wszystkim skorzystanie z szansy, którą niespodziewanie otrzymaliśmy od losu. Zwolnienia tempa. Slow life przynajmniej na krótką metę na pewno przyniesie dzieciom więcej pożytku, niż najlepsza nawet zdalna edukacja.

 

Powyższy tekst nie jest katalogiem narzekań malkontenta. Mam własny pomysł na zdalną edukację i go realizuję. Z priorytetem, którym jest zdrowie psychiczne dzieci. Dlatego też czuję się w prawie dzielić refleksjami. Ze wszystkimi, którzy mają ochotę posłuchać i przemyśleć.

 

 

Cały tekst „O szkole w czasach zarazy, specjalnie dla rodziców”   –  TUTAJ

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl

 



Zostaw odpowiedź