Dziś postanowiliśmy zamieścić fragmenty tekstu, który wczoraj pojawił się na stronie magazynu HOLISTIC, opatrzony specyficznym tytułem: „Z notatnika prowokatora: Czas na reset systemu oświaty”. Mam świadomość kim jest jego autor: prof. Jan Hartman. Z takiego punktu widzenia nie prezentowaliśmy jeszcze obrazu polskiego systemu edukacji.

 

Nie dokonaliśmy podkreśleń i wyróżnień grubością czcionki fragmentów tekstu – nie chcemy sugerować naszej oceny wagi prezentowanych myśli. Wybór przytoczonych poniżej fragmentów podyktowany został jedynie zamiarem skrócenia naszej prezentacji:

 

 

Foto: www.twitter.com/JanHartman

 

Prof. dr hab. Jan Hartman

 

Szkoła to instytucja. Jednakże jeśli chcemy naprawdę ją zmienić, musimy przestać myśleć o niej w ten sposób, a za to przypomnieć sobie, co jest w szkole jej niezmiennym fundamentem, jej „czystą materią”. Tym fundamentem nie są lekcje, programy nauczania, oceny, klasyfikacje, kuratoria i ministerstwa, lecz „buda”, czyli budynek, a w budynku – uczniowie, nauczyciele i dany im wspólny czas, który powinni mądrze i z pożytkiem dla rozwoju młodzieży wypełnić. Tego nie zmienimy i nie musimy zmieniać – cała reszta jest do zakwestionowania. I warto to zrobić!

 

Narzekaniu na szkoły nie ma końca. I nie ma końca reformom. Z edukacją jest zupełnie tak jak z ochroną zdrowia – jesteśmy wciąż niezadowoleni i nieustannie musimy naprawiać „system”. Tylko że system ochrony zdrowia mimo naszej frustracji realizuje swoje cele coraz lepiej, podczas gdy wykształcenie absolwentów szkół bynajmniej się nie poprawia. […]

 

 

Reset szkolnictwa to konieczność

Kto pracuje na uniwersytecie dostatecznie długo, aby mieć skalę porównawczą, ten wie, jak jest. Młodzież przychodzi z sieczką w głowach. Nie wie mnóstwa rzeczy dla każdego dorosłego wykształconego człowieka oczywistych, a w dodatku nie wie, że nie wie i – co gorsza – nie życzy sobie wiedzieć. Nie ma już „kanonów”, „klasyki” ani żadnych „oczywistości”. Nie ma już takiej rzeczy, której posiadacz matury „nie może nie wiedzieć”. Pewnym można być ledwie tego, że młody student umie czytać (niekoniecznie ze zrozumieniem), zapisywać słowa i wykonywać cztery działania. Reszta jest całkowicie nieprzewidywalna. Każdy kurs zaczyna się więc od zera – nie wolno zakładać żadnej wiedzy wyniesionej ze szkoły. Reset jest zupełny.

Jestem jak najdalszy od tezy, że dawniej szkoły były lepsze. Były ważniejsze i groźniejsze i dlatego miały posłuch. […]

 

Przewaga dawnej szkoły dyscyplinarnej nad współczesną szkołą wspólnotową i egalitarną jest iluzoryczna i wiąże się z kontekstem kulturowym i politycznym, którego w naszych czasach już nie akceptujemy. Niegdyś szkolnictwo powszechne służyło państwu – państwu narodowemu o niemałych zwykle, jeśli nie wręcz imperialnych ambicjach – do kształtowania oddanych władzy obywateli patriotów, żołnierzy, dobrych i subordynowanych urzędników oraz przydatnych dla gospodarki specjalistów zawodowców. Państwo płaciło i wymagało – szkoła służyć miała rządowi, a nie uczniowi.

 

Potrzeba szkoły demokratycznej

 

A jednak cele polityczno-propagandowe szkoły nie zostały unieważnione – po prostu są one inne niż dawniej. Choć i to nie zawsze i nie do końca. Nadal szkoły (nawet w krajach znacznie bardziej demokratycznych niż Polska) przedkładają wychowanie patriotyczne nad kształtowanie postaw krytycyzmu, bezstronności w ocenach, dociekliwości i szacunku dla odmiennych punktów widzenia.

 

Uczciwe, wolne od „polityki historycznej” szkolnictwo publiczne jest rarytasem nawet w północnej Europie. Szkoła była i jest propaństwowa, i nawet jeśli tym państwem jest współczesna liberalna demokracja, a nie autorytarne państwo armii i kapitału, to w końcu i ona ma pewną swoją ideologię czy aksjologię i nie zrezygnuje – w imię niezależności szkoły, pluralizmu i wolności słowa – z posługiwania się systemem publicznej edukacji do wpajania młodym obywatelom swoich ideałów, czyli ideałów wolności, równości, szacunku dla innych, niedyskryminowania i otwartości. […]

 

System przeżarty anachronizmem

Generalnie jednak szkoła już się nie sroży i z pewnością nie ma już monopolu na wiedzę oraz jej przekazywania (skąd od zarania czerpała swój władczy autorytet), lecz mimo wszystko nadal jest „systemem”. Systemem hierarchicznym, wyobcowanym, w znacznym stopniu wyizolowanym z przestrzeni życia społecznego, zbiurokratyzowanym i anachronicznym.[…]

 

Bardzo trudno przyznać się do tego, że nauczyciel nie jest dziś i nie może być głównym źródłem wiedzy dla ucznia. Bardzo trudno przyznać się i do tego, że wiedza, którą uważano przez 100 lat za bardzo przydatną i moralnie budującą, stała się tak bardzo niepotrzebna i oderwana od głównego nurtu życia umysłowego, że nie da się już w żaden sposób zmodyfikować programów nauczania, aby to zapóźnienie i nieadekwatność zredukować.

 

Program nauczania w strzępach

Można było gonić tego króliczka jeszcze pół wieku temu. Dziś nie ma to już żadnego sensu. Upadła bowiem cała formacja kulturowa, na której przed 100 laty pozytywiści patrioci oparli nauczanie szkolne. Formacją tą był pozytywizm, sprzężony z prawicowym humanizmem, który znów miał dwa główne składniki: wykształcenie klasyczne oraz narodowe. Pozytywizm oznaczał przekonanie, że wszystkie zagadnienia poznawcze należą do nauk ścisłych, wobec czego szkoła powinna skupiać się na kształceniu matematyczno-fizycznym. […]

 

 

Zmiana listy lektur to za mało

Naiwne jest myślenie, że wystarczy zmienić listę lektur, tematy zadań matematycznych i zagadnienia poruszane na lekcjach historii. Że jak przestaniemy nasze dzieci dręczyć Słowackim i Żeromskim, pantofelkiem i dwumianem Newtona, a w to miejsce pojawi się coś bardziej pożytecznego, to szkoła nabierze wreszcie sensu. […]

 

W epoce internetu problemem nie jest dostęp do wiedzy ani nawet jej selekcja i wiarygodność, lecz utrzymanie w młodych ludziach ciekawości poznawczej, dociekliwości i chęci wspólnego poznawania świata. Zasób szkoły to nie zasób wiedzy. Tym, co szkoła powinna oferować dzieciom i młodzieży, jest uwaga i czas poświęcany jej przez mądrych, wykształconych i kulturalnych ludzi, którymi są (powinni być!) nauczyciele. Jeśli szkoła ma dobrą kadrę, to przecież można jej zaufać, zamiast dręczyć ją programami, nadzorem i sprawozdawczością.

 

Wspólna podróż przez morze wiedzy

Dobry nauczyciel sam sobie poradzi i sam zdobędzie autorytet u swych uczniów. Jego rola w dzisiejszym świecie to wspólna podróż z uczniami przez morze wiedzy, które każdy ma za szybką swojego ekranu. Każdy z nas ma w głowie tysiące „toposów wiedzy”, czyli wyobrażeń, idei, informacji, obrazów, pojęć, skojarzeń. Wygląda to jak wielka pstrokata plansza i w niczym nie przypomina uporządkowanego systemu. […]

 

Jestem przekonany, że gdy już w końcu porzucimy pozytywistyczno-patriotyczną szkołę dyscyplinarną, z jej sztucznymi podziałami i anachronicznymi wymogami, stanie się dla nas całkiem naturalne, że szkoła to po prostu „buda” – takie miejsce, gdzie młodzież w towarzystwie mądrych, godnych zaufania dorosłych robi ciekawe, rozwijające rzeczy. Czyta, słucha, ogląda, rozmawia, przygotowuje prezentacje, działa społecznie… Słowem, uczy się życia i myślenia.

 

I spokojna głowa – czytać, pisać i mnożyć jednocyfrowe liczby w pamięci przy okazji też się nauczy. A cała reszta to już będzie czysty zysk!

 

 

Cały tekst „„Z notatnika prowokatora: Czas na reset systemu oświaty”    –    TUTAJ

 

 

Źródło: www.holistic.news

 



Zostaw odpowiedź