Foto: www.facebook.com/tomasztokarzIE

 

 

Dziś proponujemy lekturę dwu postów z fejsbukowego profilu Tomasza Tokarza, wybranych z wczorajszych jego wpisów. Jako pierwszy – ten, będący bardzo osobistym wspomnieniem:

 

W liceum nie szło mi najlepiej. Nie zajmowały mnie szkolne treści. I pewnego dnia wychowawczyni wzięła mnie na rozmowę.


W: Tomek jesteś bystry chłopak, czemu nie chcesz się uczyć.
Ja: Ale pani profesor, ja się cały czas uczę, nawet w wakacje siedzę w bibliotekach.
W: Ale nie uczysz się tego, czego trzeba.

 

Myślę, że całe życie uczyłem się nie tego, czego trzeba. Cała moja edukację można właśnie streścić jako NTCT.


I chyba właśnie to, uczyniło mnie tym, kim jestem. Zdecydowanej większości rzeczy, których używam obecnie nauczyłem się sam, a nie było ich w kanonie.

Nie ma lepszego motywatora jak ciekawość…

 

 

Kilka godzin później pojawił się na profilu post, który w skondensowanej formie zawarł to co najistotniejsze w „technologii” motywowania uczniów do uczenia się:

 

Jeśli myślimy o angażowaniu uczniów warto odwołać się do podstawowych mechanizmów działania naszego mózgu. Otóż jest on przede wszystkim nastawiony na: tu i teraz. Odwoływanie się do sukcesu w przyszłości (odroczonej gratyfikacji) bywa zawodne.

 

Tym bardziej jeśli odbywa się mniej więcej tak:


„Musicie poświęcić wiele czasu i energii na przyswojenie tych informacji. Co prawda nie rozumiecie teraz ich celowości, nie wyglądają na atrakcyjne ani nie przydadzą Wam się do rozwiązywania codziennych trudności. ALE! Za dwadzieścia lat może się zdarzyć taka sytuacja, że część z tych informacji może Wam się przydać…”. I wtedy jest ten moment kiedy uczniowie z entuzjazmem zrywają się i krzyczą: „Tak!, to ma sens..!…”

 

Wszyscy wiemy, że to tak nie działa.

 

Aby uczniowie byli zaangażowani potrzebne są inne czynniki. Ująłem je kiedyś w schemacie SMART.

 

S jak sens, poczucie sensu, spełnienia. Świadomość, że to czego się uczymy służy czemuś istotnemu: tu i teraz. Pomaga rozwiązać jakąś trudność. Odpowiada na lokalne problemy. Dlatego tak dobrze sprawdza się projekt społeczny, gdzie uczniowie ucząc się rzeczy z PP jednocześnie osiągają jakiś namacalny efekt, np. pomagają dzieciom z domu dziecka. Odpowiada to na naszą potrzebę zaangażowania w coś większego niż my sami.

 

M jak mistrzostwo. To poczucie, że ucząc się – jednocześnie doskonalę się w tym, co ma dla mnie znaczenie, w czymś co jest dla mnie ważne, w czymś, w czym jestem dobry/dobra. To może być robienie zdjęć, rysowanie, występy publiczne, sport itd. Dlatego tak ważne jest rozpoznanie potencjału uczniów i umiejetne włączenie ich talentów i zainteresowań w projekt.

 

A jak autonomia. To odczucie, że mogę przynajmniej pewne rzeczy zrobić po swojemu. Że nie działam pod przymusem i presją. Że nawet jeśli cele są zewnętrzne, to mam przestrzeń, by podejść do nich na własny sposób. Że mogę wymyślić własne rozwiązanie.

 

R jak relacje. Nie wszyscy jesteśmy nastawionymi na interakcje ekstrawertykami, ale wszyscy potrzebujemy innych ludzi. Szukamy więzi, chcemy być częścią grupy. Szczególnie nastolatkowie mają mózgi jak radary wyostrzone na rówieśników. W sprawnie działającym zespole, gdzie członkowie lubią i szanują się wzajemnie, dużo ławiej zmagać się z wyzwaniami. Projekt zespołowy mocno odpowiada na tę potrzebę.

 

T jak… tajemnica. Z czasem nawet rzeczy które lubimy mogą nas znużyć – jeśli są potwarzalne, jednolite, opartne na schemacie. Dlatego tak ważny jest element nowości, efekt zaskoczenia, pewna niestandardowość. Dlatego tak pozytywnie uczniowie reagują na nowe metody, narzędzia. Po jakimś czasie mogą się nudzić, ale błysk świeżości działa. I to napięcie – „hmm, co się dziś wydarzy”, które łączy się z wrodzoną nam ciekawością. Czasem wystarczy zawieszenie zdania, czasem wciągająca opowieść, czasem zmiana miejsca lekcji.

 

Dzięki temu przedmioty mogą zamienić się w fajną przygodę, służącą naszemu rozwojowi.

,

 

Źródło: www.facebook.com/tomasztokarzIE



Zostaw odpowiedź