Dobiegający końca świąteczny tydzień nie przyniósł istotnych, godnych komentowania, wydarzeń w edukacyjnym świecie. Jedyny temat, który wywołał u mnie żywą reakcję, to artykuł pt. „Pełnoletni uczeń może spędzać przerwy poza szkołą”, jaki zamieszczono w tych dniach na portalu oswiata.abc . Jest to właściwie promocja publikacji Michała Łyszczarza z najnowszego numeru miesięcznika „Dyrektor Szkoły”. Oto jego fragmenty:

 

Ustanowienie w szkole zakazu opuszczania w czasie przerw terenu placówki przez ucznia pełnoletniego wydaje się nadmiernym ograniczeniem jego swobody osobistej. Szkoła może wprowadzić takie ograniczenia w sytuacjach wyjątkowych, wyłącznie jeżeli wymagają tego względy bezpieczeństwa.[…] Ograniczenie wolności poruszania się powinno wprost wynikać z regulacji ustawy, tymczasem tak nie jest, bowiem art. 39 u.s.o. nakazuje wyłącznie zapewnienie bezpieczeństwa, to zaś nie musi się wiązać z zakazem opuszczania szkoły.

 

Warto przeczytać całą tą publikację, gdyż wiedzy prawnej, zawłaszcza tej, która odnosi się do codziennych sytuacji, jakie mają miejsce w szkołach ponadgimnazjalnych nigdy za dużo. Zwłaszcza świadomość konsekwencji, jakie mogą nieść za sobą zdarzenia, w których bierze udział taki uczeń po opuszczeniu terenu szkoły podczas planowych zajęć:

 

Trzeba podkreślić, że w momencie gdy uczeń opuści szkołę, czyni to na własną odpowiedzialność. Jak słusznie zauważył poseł Arkadiusz Litwiński (Sejm VII kadencji, interpelacja nr 7999), nadmierne ograniczenie wolności pełnoletnich uczniów w zakresie opuszczania szkoły w imię ich bezpieczeństwa stałoby w sprzeczności z zasadą prawną wywodzącą się jeszcze z prawa rzymskiego volenti non fit iniuria (chcącemu nie dzieje się krzywda), bowiem pełnoletnia osoba wychodząca ze szkoły na ulicę dobrowolnie liczy się z ryzykiem, jakie wynika z tego faktu (np. potrącenia przez samochód interpelacja w tej sprawie). Z przywołanej paremii wynika, że jeśli ktoś dobrowolnie naraża się na szkodę, wiedząc, iż szkoda ta może nastąpić, nie będzie mógł wnieść skargi przeciwko innym stronom.

 

 

Przywołałem te obszerne fragmenty owej publikacji, gdyż są one dowodem na tezę, sformułowaną w tytule tego felietonu. Bo dla mnie kwestia ograniczania praw obywatelskich uczniom pełnoletnim w polskich szkołach ponadgimnazjalnych stała się bliska już w 2006 roku, kiedy to napisałem, w ostatnim, drukowanym numerze „Gazety Edukacyjnej”, skromny co do jego długości artykulik pt. „Uczeń czy obywatel, czyli szkolne dylematy o miejscu pełnoletniego ucznia w systemie”. Zaczynał się on informacją o – wówczas bardzo bulwersującym – wydarzeniu, jakie miało miejsce w pewnym łódzkim liceum ogólnokształcącym:

 

 Artykuł w GE

 

Król okazał się nagi z chwilą, gdy świadom swej pełnoletniości uczeń jednego z łódzkich liceów zaczął domagać się od dyrektora szkoły prawa do samodzielnego usprawiedliwiania swoich nieobecności na lekcjach. […] Otóż okazało się, że świat ludzi dorosłych łatwiej godzi się na alkoholową obrzędowość tzw. „osiemnastek”, niż na uznanie, że uczeń który stał się pełnoprawnym obywatelem, który może wybierać i być wybieranym do władz państwowych i samorządowych, który może mieć samodzielne konto w banku i prowadzić działalność gospodarczą, może być za siebie odpowiedzialnym!”

 

I był to mój pierwszy tekst, który Adam Kowalski – ówczesny redaktor naczelny „Gazety Szkolnej” – uznał za wart przedruku w jego tygodniku. Od tego zaczęła się moja z nim współpraca. Zaś ów uczeń, co nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem, poszedł po maturze na prawo i – według tego co dowiedziałem się w jego dawnej szkole – kontynuował te studia za granicą! Natomiast nasi krajowi nauczyciele i dyrektorzy szkół przechodzili kolejne etapy edukacji w kwestii praw uczniów pełnoletnich. Po sprawie usprawiedliwień zrodził się problem przekazywania rodzicom dorosłych uczniów informacji o ich ocenach. Pojawiły się w tej sprawie wykładnie obowiązującego prawa, jak choćby ta, przytoczona przez portal pedagogszkolny.pl:

 

Po dokonaniu analizy przepisów regulujących dostęp rodziców i ich dzieci do ocen, Główny Inspektor Ochrony Danych Osobowych stwierdził, że oceny szkolne pełnoletnich uczniów nie mogą być bez ich zgody udostępniane rodzicom, bo to narusza ich prawo do prywatności. […] Podkreśla, że prawo rodziców do wiedzy o tym, jak sobie radzą w szkole pełnoletni uczniowie, ma niższą wagę od prawa konstytucyjnego. Zdaniem GIODO, taki stan rzeczy nie może dalej trwać i domaga się zmiany przepisów. Jego zdaniem Ministerstwo Edukacji musi wprowadzić regulacje, które umożliwią pełnoletnim uczniom ograniczanie dostępu do swoich ocen.

 

O tym, że dylemat ten domaga się szybkich zmian legislacyjnych świadczy artykuł z 4 lutego 2014 w „Rzeczpospolitej” pt. „Pełnoletni uczeń nie ukryje oceny przed rodzicami”:

 

W obowiązującym systemie prawnym szkoła nie może przyjąć od ucznia, który ukończył osiemnaście lat, zastrzeżenia zakazującego ujawniania jego ocen rodzicom lub opiekunom prawnym.[…] Z jednej strony mamy do czynienia z osobą pełnoletnią, która w świetle prawa, wraz z ukończeniem 18 lat, uzyskuje pełną zdolność do czynności prawnych. Sama odpowiada za swoje czyny.

 

Z drugiej strony takie osoby pozostają zwykle na utrzymaniu rodziców lub opiekunów, a ci pragną zapewnić im dobre wykształcenie. Jak pogodzić te sprawy? To wyzwanie dla ministerstwa edukacji. Jednak na razie odpowiedź na postawione pytania jest prosta. Takie zastrzeżenie nie ma żadnej mocy. Mówiąc inaczej szkoła (nauczyciel) ma prawo i obowiązek przekazać rodzicom (opiekunom) informacje o wynikach ucznia. Nawet wtedy, gdy ten ukończył 18 lat. Wynika to z przepisów rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej z 30 kwietnia 2007 r. w sprawie warunków i sposobu oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów i słuchaczy oraz przeprowadzania sprawdzianów i egzaminów
w szkołach publicznych .

 

No i teraz mamy problem z tym pełnoletnim uczniem, który, mimo obowiązującego – zgodnie ze statutem szkoły – zakazu opuszczania terenu szkoły podczas zajęć, postanowił wyjść na długiej przerwie do pobliskiego sklepiku. Co tam będzie kupował, czy po drodze nie spotka się z dilerem zabronionych specyfików, czy to co nabędzie od razy skonsumuje, czy może wniesie na teren szkoły – to już temat na inne opowiadanie. Zwłaszcza, że pracownicy szkoły, nawet jej dyrektorzy, nie mają prawa przeprowadzania rewizji osobistej…

 

Wszystkie te trzy sytuacje, w których pełnoletni uczeń musi być traktowany inaczej niż jego młodsi koledzy, do dzisiaj wzbudzają negatywne reakcje wśród wielu nauczycieli i dyrektorów szkół ponadgimnazjalnych. Jakoś trudno pogodzić się nam z oczywistą konsekwencją nabycia przez takiego ucznia pełni praw obywatelskich. Choć od przywołanego wcześniej mojego artykułu na ten temat minęło ponad osiem lat, nic nie stracił na aktualności mój apel, którym go zakończyłem:

 

„Pełnoletniość uczniów w szkołach ponadpodstawowych dla młodzieży może i powinna stać się ważnym elementem ich systemów wychowawczych. […] Pełnoletni uczeń szkoły ponadpodstawowej to jej wielka szansa, a nie zagrożenie!”

 

Nic dodać, nic ująć…

 

Włodzisław Kuzitowicz



Zostaw odpowiedź