



Jak to mówią – „chodziło to za mną” już od dawna. Ale szczególnie pilnym wydal mi się ten temat w minionym tygodniu, gdy branżowe i nie tylko branżowe strony – w tym media społecznściowe, obfitowały w materiały, krytycznie oceniające propozycje odchudzenia podstaw programowych, jakie zapowiadało MEN. Szczególnie wiele tych krytycznych ocen dotyczyło programu nauczania j. polskiego – w tym kanonu lektur.
Nie, nie, nie spodziewajcie się, że ja tu zaraz dołożę swoje trzy grosze i odsądzę od czci i wiary autorów owych propozycji. Byłoby to nieuczciwe, gdyż nie tylko że nie jestem i nigdy nie byłem polonistą, ale przede wszystkim nie mam nic do czynienia ze szkołą już od 19-u lat!
Ten temat, który już od dawana zamierzałem podjąć w którymś z kolejnych felietonów, to obsada kadrowa resortu edukacji. I tylko jedną mam obawę: to co mam do napisania, to nie będzie w stylu felietonu. Ale trudno – nie pierwszy to raz pod szyldem „felieton” zamieszczam teksty, „faktograficzne”…
Zacznę od przypomnienia, że ekipa ministerialna tego resortu liczy, chyba rekordowe w skali minionego trzydziestolecia, aż 6 osób, w tym – obok stanowiska ministra – troje w randze sekretarza stanu i dwie panie w randze podsekretarza”
Pozwolę sobie przypomnieć jakie wykształcenie i jaki dorobek zawodowy „wniosły” te osoby do owego urzędu – informacje pochodzą ze strony MEN. Zakresy czynności podawałem czerpiąc informacje z Zarządzenia MEN z dnia 5 stycznia 2024 r. w sprawie zakresów czynności członków Kierownictwa Ministerstwa Edukacji Narodowej.
Barbara Nowacka – Z wykształcenia jest informatyczką, ale ukończyła również studia z zakresu zarządzania na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego oraz MBA we Francuskim Instytucie Zarządzania. W latach 2004-2009 pełniła funkcję dyrektorki marketingu, a od 2009 do 2019 roku była kanclerką Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych, której rektorem jest jej ojciec – Jerzy Nowacki. NIGDY NIE PRACOWAŁA W SZKOLE.
Katarzyna Lubnauer – Absolwentka matematyki na Uniwersytecie Łódzkim. W 2001 roku uzyskała stopień doktora nauk matematycznych w specjalności teoria prawdopodobieństwa na podstawie rozprawy pt. „Twierdzenia graniczne w teorii prawdopodobieństwa kwantowego”. Następnie objęła stanowisko adiunkta w Katedrze Teorii Prawdopodobieństwa i Statystyki. Pracowała też jako nauczycielka matematyki w VIII Liceum Ogólnokształcącym im. Adama Asnyka w Łodzi – ale bardzo krótko, zanim uzyskała stopień doktora. Nie udało mi się znaleźć źródła, które podawało czy ową nauczycielką była rok czy dwa, bo na pewno nie dłużej. I było to ponad 20 lat temu!!!
Ale, na tym tle, zobaczcie jaki jest jej zakres czynności – 49 pozycji ! – TUTAJ
Joanna Mucha – Z wykształcenia ekonomistka. Absolwentka studiów w zakresie zarządzania, a także studiów podyplomowych z ekonomiki zdrowia na Uniwersytecie Warszawskim. W 2007 roku obroniła doktorat z ekonomii zdrowia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II. W latach 2002-2010 asystentka w Instytucie Ekonomii KUL
Zobaczcie jaki jej został przydzielony zakres czynności – tylko 26 pozycji – TUTAJ
Henryk Kiepura – Absolwent prawa na Wydziale Prawa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, studiów podyplomowych z zakresu Funduszy Unii Europejskiej na Wydziale Prawa Uniwersytetu Łódzkiego, a także studiów podyplomowych Executive MBA Collegium Humanum w Warszawie na kierunku administracja. Studiował także Obronność i Bezpieczeństwo Rzeczypospolitej Polskiej oraz Zarządzanie Bezpieczeństwem Narodowym na Akademii Sztuki Wojennej. Prezes Zarządu Oddziału Wojewódzkiego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych RP Województwa Śląskiego. W latach 2001-2006 kierował redakcją TVP w Częstochowie.
I z takim wykształceniem i doświadczeniem zawodowym realizuje zakres czynności, zapisany także w 26 punktach – TUTAJ
Izabela Ziętka – Absolwentka pedagogiki, licencjatka polonistyki i pedagogiki specjalnej. Ukończyła również studia podyplomowe w zakresie: oligofrenopedagogiki, logopedii, neurologopedii klinicznej i wczesnej logopedii klinicznej, zarządzania oświatą, pracy z osobami z autyzmem i Zespołem Aspergera, neuropsychologii. Obecnie studentka 5 roku psychologii. Nauczycielka, pedagożka, neurologopedka. Dyrektorka placówek oświatowych: specjalnego ośrodka szkolno-wychowawczego oraz Kita Musikspielhaus w Niemczech, a także pełniąca obowiązki dyrektora poradni psychologiczno-pedagogicznej.
I to nie ona została pierwszym zastępcą ministra (patrz Katarzyna Lubnauer), ale dostała przydział czynności, zapisany jedynie w 11 punktach – TUTAJ
Paulina Piechna-Więckiewicz – W latach 2001-2017 należała do Sojuszu Lewicy Demokratycznej, którego była również wiceprzewodniczącą. Ma za sobą trzy kadencje w Radzie Miasta Stołecznego Warszawy. W Radzie Warszawy pełniła funkcję wiceprzewodniczącej Komisji Edukacji i Rodziny Rady m.st. Warszawy.
I z takim „partyjnym” przygotowaniem (nie podano na stronie MEN jakie ma wykształcenie) została podsekretarzem stanu z przydzielonym jej zakresem 13 czynności – TUTAJ
x x x
Po co o tym wszystkim napisałem? Bo może te fakty pozwolą lepiej zrozumieć sytuację, w jakiej znalazła się polska edukacja po 13. grudnia 2023 roku. Wszyscy czekaliśmy na zmianę, jak na oczywistą oczywistość – na lepsze. Wszak po rządach pana Czarnka, a przed nim Piontkowskiego, nie wspominając o wyczynach niejakiej Zalewskiej – mieliśmy prawo liczyć, że tym razem za problemy szkół, spędzających tam ważną część swego życia nauczycieli, ale także uczniów, wezmą się kompetentni i nie obciążeni partyjnymi mitami fachowcy.
I co? Miesiąc temu minęło 100 dni rządów Tuska, a jak na razie to ta nowa władza nie radzi sobie nie tylko z rządzeniem, ale nawet z diagnozowaniem sytuacji, rozróżnianiem poważnych argumentów, popartych obiektywną wiedzą, od populistycznych hasełek…
Gdzie te czasy, kiedy, choć ministrem edukacji był profesor Mirosław Handke – chemik, rektor AGH, to jego prawą ręką i twarzą ówczesnej reformy była Irena Dzierzgowska – wieloletnia nauczycielka i była wicekuratorka ówczesnego województwa warszawskiego.
Czy jest jeszcze jakaś nadzieja, że ci nominaci partyjni. powołani na te a nie inne stanowiska, akurat w resorcie edukacji, potrafią stanąć na wysokości zadania i NAPRAWDĘ przeprowadzić polski system szkolny od pisowskiej zapaści do modelu szkoły, przygotowującej młode Polki i młodych Polaków do funkcjonowania w świecie połowy XXI wieku?
Nie odważę się na prognozę…..
Włodzisław Kuzitowicz
Nie mieliśmy cienia wątpliwości, że tekst, który wczoraj prof. Bogusław Śliwerski zamieścił na swoim blogu powinniśmy udostępnić, bez skrótów, naszym Czytelniczkom i Czytelnikom. Wyróżnienie fragmentów tekstu pogrubioną czcionką – redakcja OE:
Michała Klichowskiego „Efekt NEURO”
Dawno nie czytałem tak znakomicie napisanej monografii, która spełnia nie tylko formalne wymagania naukowego pisarstwa, ale już od prologu potwierdza swoją treścią, jak ważne i cenne jest kompetentne a interdyscyplinarne podejście do badanych zjawisk.
Wywodzący się z nauk humanistycznych i społecznych Autor wzbogacił swoje kompetencje o wiedzę z neuronauk, odczytując w tej ostatniej potencjał pedagogiczny na rzecz technologicznego wspomagania procesu uczenia się. Krytycznie, refleksyjnie i w sposób udokumentowany badaniami empirycznymi odnosi się do jednego z elementów konstruktywistycznego paradygmatu w edukacji, który ma swoje podstawy w psychologii poznawczej od lat 50. XX wieku, ale nieobecnej w kształceniu młodych pokoleń w szkolnictwie publicznym.
Dociekliwe spojrzenie nań z perspektywy trafnie odczytanego zjawiska uwiedzenia znajduje tu swoje logiczne, metodologicznie uzasadnione podejście. Ma ono charakter demistyfikacji neuronauk z ich wnętrza jako swoistej mody naukowej, która ma służyć ignorantom do realizacji celów dydaktycznych. Klichowski nie ukrywa, że napisał tę książkę:
„(…) zarówno jako uwiedziony neuronauką, ale też neuronauką uwodzący i – poniekąd – drwiący z tego uwodzenia. Choć więc próbując spojrzeć na to wszystko, co wydarzyło się w latach mojej naukowej emigracji niejako z meta-perspektywy, balansuję jednak między fascynacją a krytycyzmem. Chociaż celowo zawieszam moją narrację między stanem, w którym nie pragnę wracać z tej emigracji, a tym, w którym powrotu nie mogę się już doczekać, nie jestem bezstronnym . Zanurzałem się w neuronaukę także emocjonalnie, i jak bardzo o tych emocjach silę się nie pisać, to ukrywać ich wpływu nie mogę”.
Rolą nauki jest dociekanie prawdy, a to znaczy, że zanim ją odkryjemy, nie powinniśmy nie dostrzegać wiedzy, której upowszechnianie w klimacie zachwytu coraz bardziej oddala nas od niej. Przeprowadzone badania i sposób udokumentowania ich wyników przez uczonego, który nie jest outsiderem w odniesieniu do badanej problematyki, sprawia, że wytwarzany w tej pracy zasób argumentacji generuje kluczowe bezpieczniki dla wiarygodności pedagogiki jako nauki.
Po raz pierwszy bowiem otrzymujemy empiryczne dowody tak na stan nieuzasadnionego uwiedzenia neuronauk przez część środowiska akademickiej pedagogiki, jak i jego następstw. Te zaś są istotne z punktu widzenia odpowiedzialności kreatorów wiedzy naukowej i potocznej za jej aplikację w praktyce oświatowej, która obejmuje nie tylko dzieci i młodzież, ale także, a może w tym zakresie – przede wszystkim kadry nauczycielskie.
Co ważne, Autor książki nie poprzestaje na odsłonie uwiedzeń i ich także toksycznych następstwach, ale zwraca uwagę na możliwości wyjścia apologetów neuronauk ze stanu uwiedzenia nimi, co wcale nie będzie łatwe. Konieczne jest przeciwdziałanie powyższej „infekcji” przez potencjalnych jej przyszłych a bezrefleksyjnych fascynatów. Najważniejszym osiągnięciem M. Klichowskiego jako wiarygodnego uczonego-pedagoga (nie użyję tu słowa neuropedagoga, by nie wpisać się w krytykowaną przez niego redundancję słowotwórczą) jest upomnienie się o uwzględnienie pedagogiki w neurononauce i nauronauki w pedagogice.
Rozprawa ma także wątki autobiograficzne i autoetnograficzne, kiedy to jej Autor opisuje swoje doświadczenie stawania się neurobadaczem dochodzącym do tej pozycji po realizowaniu eksperymentów behawioralnych i neuroobrazowych. Wszystko, o czym pisze, nie jest zatem opowiadaniem o czyichś badaniach i ich wynikach, nie jest też bezmyślnym zachwytem nad nimi, ale pogłębioną o własne doświadczenia badawcze ich rekonstrukcją i krytyką, dostrzeganiem w nich potencjału aplikacyjnego, ale i ostrożnym wyciąganiem wniosków.
Uczciwie przyznaje, mając przecież za sobą wiele laboratoryjnych neuroeksperymentów z osobami dorosłymi, że nadal niewiele wiemy o interferujących między sobą mechanizmach neuronalnych, a tak modne badania funkcjonalnego obrazowania metodą rezonansu magnetycznego mają swoje liczne ograniczenia, które odbiegają od wykorzystywanych przez człowieka na co dzień realnych narzędzi. Ostrzega tym samym przed pozorem rozumienia wyników badań opartych na symulacji, neuromodulacji.
To ważne, jak Klichowski odnosi się do sztuki prowadzenia badań naukowych, do obowiązujących w nich zasad etycznych i jak istotne jest wspieranie rozwoju młodych naukowców. Absolutnie popieram jego praktykę kreowania kultury akademickiej, która powinna łamać istniejące w kraju konwenanse oddalające większość naukowców od rzetelności, uczciwości i autentycznego zaangażowania w naukę. Potrzeba jest kreowania wspólnot naukowców pasjonujących się dążeniem do prawdy, odkryć, otwartych na niestandardowe podejście do badań.
Przewiduję wysokie zainteresowanie tą rozprawą, gdyż fascynuje problematyką i naukową wiarygodnością, a przy tym jest napisana klarownie, by mógł zrozumieć jej treść każdy nauczyciel, wychowawca, a nawet niewykształcony specjalistycznie rodzic. Co ważne, demistyfikacja uwiedzenia pozorem neurodydaktyki powinna uświadomić aplikującym o udział w studiach podyplomowych, kursach, treningach pod tym szyldem, że wydają zbytecznie pieniądze. To będzie naukowy bestseller w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Nareszcie nie jest to publicystyka ani popnauka, która zalewa przestrzeń cyfrową i naukawe konferencje.
Źródło: www.sliwerski-pedagog.blogspot.com
Kontynuując wątek stanowisk w sprawie proponowanych przez MEN nowych podstaw programowych tego przedmiotu i listy lektur, poniżej udostępniamy tekst petycji, jaką nauczycielki i nauczyciele tego przedmiotu ze szkół ponadpodstawowych skierowali do MEN:
List otwarty polonistek i polonistów w sprawie nowej formuły Matury 2023 z języka polskiego
Fragmenty
W roku 2019/20 weszła do szkół ponadpodstawowych reforma edukacji zmieniająca znacznie dotychczasową podstawę programową z języka polskiego oraz zapowiadająca zupełnie nową formułę egzaminu maturalnego z tego przedmiotu. W trakcie wprowadzenia reformy edukacja uczniów szkół ponadpodstawowych odbywała się w dużej mierze w formie zdalnej – ze względu na pandemię koronawirusa. Przez pierwsze dwa lata edukacji młodych ludzi, którzy w 2023 roku będą zdawać tę maturę po raz pierwszy, polonistki i poloniści przygotowywali uczniów i uczennice do egzaminu, bazując tylko na własnej intuicji oraz doświadczeniu, ponieważ informatory maturalne pojawiły się dopiero w marcu 2021 roku.
Do dzisiaj na stronie Centralnej Komisji Egzaminacyjnej nie zostały opublikowane ŻADNE dodatkowe przykładowe arkusze maturalne oraz materiały ćwiczeniowe, które zarówno nauczyciele, jak i uczniowie, mogliby wykorzystać w pracy dydaktycznej oraz własnej, przygotowując się do – przecież – dużo bardziej wymagającego egzaminu z języka polskiego – zwłaszcza w formule pisemnej.
Od momentu pojawienia się informatorów (marzec 2021) do dzisiaj nauczycielki i nauczyciele nie zostali w ogóle (albo rzetelnie) przeszkoleni i nie otrzymali jakiejkolwiek pomocy, która byłaby dla nich w naszej ocenie wsparciem w procesie przygotowania do egzaminu maturalnego z języka polskiego. […]
Naszym celem jest sumienne i rzetelne przygotowanie uczniów i uczennic do nowej formuły maturalnej, jednak nie jesteśmy w stanie tego zrobić, ponieważ sami nie otrzymaliśmy niezbędnej wiedzy i fachowej pomocy. Nieprzygotowani odpowiednio nauczyciele nie są przecież w stanie przygotować we właściwy sposób swoich uczniów, a nowy egzamin wymaga zupełnej zmiany metodyki nauczania języka polskiego. W świetle powyższych faktów trudno nam będzie przyjąć współodpowiedzialność za wyniki uzyskane przez abiturientów.
Faktycznie, od lat jako środowisko polonistów domagaliśmy się tego, aby egzamin maturalny z języka polskiego zyskał na randze, dlatego nie podważamy kierunków zmian, choć uważamy, że niektóre z wymagań (zarówno na maturę pisemną, jak i ustną) są niemożliwe do realizacji przez przeciętnych uczniów – zwłaszcza przygotowujących się do tego egzaminu w dobie pandemii. […]
Biorąc pod uwagę powyższe, zachęcamy rodziców przyszłych maturzystów do zapoznania się ze zmianami matury z języka polskiego i ewentualnego podjęcia wspólnych działań.
Apelujemy do instytucji i osób odpowiedzialnych i współodpowiedzialnych za przygotowanie egzaminu o:
>ograniczenie wymagań dla maturzystów zdających ten egzamin w 2023 i 2024 roku oraz rozważenie ograniczenia tych wymagań na stałe i niezwłoczne poinformowanie o tych zmianach;
>ograniczenie spisu lektur obowiązujących maturzystki i maturzystów tylko do tekstów literackich wymaganych w całości oraz zredukowanie pozycji książkowych wymaganych w całości do utworów o istotnym i szczególnym znaczeniu w historii literatury polskiej i powszechnej (np. jedna polska powieść pozytywistyczna, jeden z utworów Stefana Żeromskiego, dwa z trzech dramatów romantycznych, itp.);
>zorganizowanie w trybie pilnym rzetelnych i merytorycznych szkoleń dla nauczycieli i nauczycielek języka polskiego, zwłaszcza w zakresie dookreślenia formy wypracowania, funkcjonalności kontekstów oraz kryteriów i sposobów oceniania arkuszy egzaminacyjnych i wypowiedzi ustnych (ze szczególnym uwzględnieniem egzaminatorów i kandydatów na egzaminatorów) oraz umieszczenie na stronach Centralnej Komisji Egzaminacyjnej przykładowych zestawów maturalnych oraz poradników dla nauczycieli i uczniów.
Polonistki i poloniści ze szkół ponadpodstawowych
Agata Karolczyk-Kozyra, Anna Konarzewska, Dariusz Martynowicz,
grupa Fb: Matura 2023 – język polski dla nauczycieli
List otwarty polonistek i polonistów w sprawie nowej formuły Matury 2023 z języka polskiego – bez skrótów, z możliwością podpisania się pod tą petycją – TUTAJ
Dzisiaj (26 kwietnia 2024r.) na „Portalu Samorządowym – Portalu dla Edukacji” zamieszczono tekst, którego obszerne fragmenty i link do pełnej wersji udostępniamy poniżej:
Pozorne działania, wątpliwe efekty. Zmiany w podstawie programowej nie idą w dobrym kierunku
Foto. oldm.polonistyka.uj.edu.pl
Dr hab. Krzysztof Biedrzycki, profesor w Katedrze Krytyki Współczesnej na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz w Instytucie Badań Edukacyjnych w Warszawie
[…]
We wtorek do konsultacji publicznych skierowano dwa projekty nowelizacji rozporządzeń ministra edukacji w sprawie podstawy programowej. Zgodnie z nimi zakres treści, jakie powinien umieć uczeń, ma być „odchudzony” o ok. 20 proc. „Odchudzona” podstawa ma obowiązywać od nowego roku szkolnego.
„Odchudzenie podstawy programowej jest zdecydowanie konieczne, ponieważ podstawa z 2017 r. była nie do zrealizowania” – powiedział filolog dr hab. Krzysztof Biedrzycki, profesor nadzwyczajny w Katedrze Krytyki Współczesnej na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz w Instytucie Badań Edukacyjnych w Warszawie. […]
Zapytany, co istotnego zmienił projekt MEN, zwrócił uwagę, że przez ostatnie lata obowiązywały mniejsze wymagania egzaminacyjne wprowadzone z powodu pandemii. „Podstawa programowa z 2017 r. nigdy w pełni nie funkcjonowała. Była wprowadzona, ale żaden rocznik nie przeszedł przez całą” – zauważył.
„Niebezpieczeństwo było takie, że skoro tylko do tego roku obowiązują wspomniane wymagania egzaminacyjne, w przyszłym wróciłaby rozbudowana podstawa programowa z 2017 r.” – powiedział ekspert. Jedyny zysk z ostatnich działań jest więc jego zdaniem taki, że „usankcjonowano to, co w już było praktyce przez cztery ostatnie lata”. „Poza tym niewiele się zmienia” – ocenił.
Zaznaczył, że „praca nad zmianami była prowadzona w dużej mierze pod auspicjami Centralnej Komisji Egzaminacyjnej„, więc zostały one dokonane w takim zakresie, by dostosować je do wymagań egzaminacyjnych. Tymczasem „egzamin ma być zwieńczeniem, narzędziem do sprawdzenia czegoś ważnego, a nie – mamy uczyć po to, żeby spełnić wymagania egzaminacyjne” – podkreślił. […]
Poszukując tekstu na dzisiejsze przedpołudnie zatrzymaliśmy się na Fb profilu Mikołaja Marceli, gdzie zwróciły naszą uwagę dwa, zamieszczone wczoraj, w odstępstwie kilkudziesięciu minut, teksty:
Nieustannie mnie zastanawia, jaki proces musi zajść w głowie dorosłego, by wpadł na taki pomysł? Zastanawia mnie też, czego sam musiał doświadczyć jako dziecko, skoro zachowuje się w ten sposób wobec młodych ludzi?
Jest to o tyle zastanawiające, że przecież nauczyciele i nauczycielki to osoby, które w sposób szczególny powinny być empatyczne i w odpowiedzialny sposób wspierać młodych ludzi.
Problem chyba w tym, że szkoła nie była i nadal nie jest miejscem rozmowy i dialogu. Głównie dlatego, że na ogół nie traktujemy uczniów i uczennic jak ludzi. Korczaka dobrze się cytuje, znacznie trudniej wprowadzić go w życie w realiach polskiej szkoły – i to dotyczy zarówno nauczycieli, jak i rodziców.
I w sumie w polskiej edukacji tak długo nic się nie zmieni, jak długo będzie w niej obecne słynne „co wolno wojewodzie…” – a zatem tak długo, jak młodzi ludzie nie będą partnerami w dyskusji, zamiast tego traktowani będą jak osoby przymusowo skazane na szkołę, których praw nie trzeba respektować…
x x x
Po kilkudziesięciu minutach zamieścił kolejny tekst:
Dziś przypomniała mi się rozmowa z nauczycielką matematyki, która w drugi tygodniu września przekonywała mnie, że musi zrobić kartkówkę uczniom pierwszej klasy liceum, bo inaczej nie będą się uczyli i nie zdadzą matury… MIMO ŻE MIELI PRZED SOBĄ CZTERY LATA.
Ta rozmowa przypomniała mi się w trakcie rozmowy o nauczycielu matematyki w liceum, który zamiast dyscyplinować i karać swoich uczniów od pierwszej klasy, robi wszystko, by wzbudzić w nich ciekawość przedmiotem. I nie potrzebuje do tego kartkówek i karnego pytania przy tablicy.
No i zastanawia mnie też, skąd przekonanie, że uczniów trzeba zastraszyć, by się uczyli? Jasne, lęk przed karą – na przykład złym stopniem – sprawi, że ktoś zaliczy sprawdzian czy kartkówkę, ale czy rzeczywiście nauczy się tego, czy zakuje, zaliczy i zapomni?
Przecież niemal wszyscy byliśmy w szkole i wiemy, jak to się kończy. Dlaczego zamiast powtarzać te same błędy w nieskończoność, nie spróbujemy czegoś nowego? Niektórzy na szczęście próbują, ale jak wielu uczniów i jak wiele uczennic ma szczęście trafić na takich dorosłych?
Źródło: www.facebook.com/mikolajmarcela.oficjalna.strona
Foto: Syda Productions/ Shutterstock
Oto obszerne fragmenty tekstu zamieszczonego wczoraj (24 kwietnia 202r.) na portalu „Prawo.pl”:
Smartfony już znikają z niektórych szkół, eksperci sugerują ogólnokrajowy zakaz
Zakaz używania smartfonów i na przerwie, i na lekcji – są szkoły, które już wprowadzają takie zapisy do swoich statutów. Już w zeszłym roku wprowadzenie ogólnego zakazu sugerowała Rada Młodzieży przy MEN, teraz dołącza do niej Instytut Spraw Obywatelskich. Eksperci podkreślają, że coraz więcej dzieci uzależnia się od internetu, a nadużywanie smartfona niszczy ich zdolność koncentracji.[…]
Smartfony jak narkotyk?
O zmiany w przepisach apeluje Instytut Spraw Obywatelskich. – Oczekujemy, że w placówkach oświatowych wejdzie w życie od 1 września 2024 r. całkowity zakaz używania telefonów komórkowych lub innych indywidualnych urządzeń elektronicznych, chyba że urządzenie to stanowi pomoc naukową – pisze Rafał Górski, prezes instytutu. Wskazuje – odwołując się do badań – że od smartfona łatwo się uzależnić, a jego nadużywanie zaburza koncentrację dzieci. Podkreśla, że badania pokazują, że negatywny wpływ urządzenia można zauważyć zwłaszcza u uczniów, którzy nawet bez niego mają problem ze skupieniem. Smartfon przyczynia się do pogorszenia ich wyników.
Są kraje, które dostrzegając to zjawisko, wprowadziły zakazy korzystania ze smartfonów w szkołach i placówkach oświatowych – zdecydowały się na to Francja, Hiszpania, Szwecja. Wkrótce dołączyć ma do nich również Holandia. W Polsce taka dyskusja trwa już od roku – w 2023 r. wprowadzenie zakazu rozważał Przemysław Czarnek, zainspirowany m.in. apelem Rady Młodzieży przy MEN. Niektóre szkoły już decydują się na wprowadzenie odpowiednich zapisów do statutu – ostatnio zrobiła to jedna z wrocławskich szkół. Jej nauczyciele podkreślają, że uczniowie dzięki temu więcej ze sobą rozmawiają i nie mają tak dużych problemów z koncentracją. […]
O ile nauczyciele na pomysł patrzą raczej przychylnym okiem, nie wszyscy rodzice podzielają ten entuzjazm – bywa, że ruszają na pomoc, gdy dziecko choćby na chwile zostanie bez dostępu do smartfona, np. gdy musi go wyłączyć lub odłożyć, bo takie zasady obowiązują w szkole.
– Znam takie przypadki, matka kolegi mojej córki specjalnie „wyrwała” się z pracy, bo jej syn został na chwilę pozbawiony telefonu i była możliwość, że nie zobaczy go przez cały wieczór. Inne nie wyobrażają sobie nawet sekundy bez możliwości kontaktowania się z dzieckiem. No ale rozumiem, w końcu, skąd wiedziałyby, że muszą natychmiast przyjechać do szkoły, by interweniować w jakimś dziecięcym sporze – ironizuje. […]
Obecnie polskie przepisy pozostawiają regulacje szkołom – zgodnie z art. 99 Prawa oświatowego w statucie szkoły określa się m.in.: „przestrzeganie warunków wnoszenia i korzystania z telefonów komórkowych i innych urządzeń elektronicznych na terenie szkoły”.
– W mojej ocenie obecne sformułowanie zawarte w art. 99 Prawa oświatowego nie pozwala na zastosowanie w szkole całkowitego zakazu wnoszenia i korzystania z urządzeń elektronicznych w szkole. Statut szkoły nie może decydować o zasadzie, a jedynie o warunkach wnoszenia i korzystania z tych urządzeń – tłumaczy Maciej Sokołowski, radca prawny. Podobne zdanie na ten temat ma dr hab. Mateusz Pilich, który w komentarzu do art. 99 PO podkreśla, że wprowadzenie całkowitego zakazu przynoszenia urządzeń elektronicznych do szkoły nadmiernie ingerowałoby w prawo własności. A skoro o tym mowa – niezgodna z prawem jest też konfiskata komórki, jeżeli zgody na to nie wyrażą rodzice. – Jak wynika m.in. ze stanowiska rzecznika praw obywatelskich, konfiskata telefonu może odbyć się wyłącznie po uprzednim uzyskaniu przez pedagoga zgody na takie działanie od rodziców ucznia – tłumaczył Prawo.pl Piotr Stankiewicz z Kancelarii Adwokackiej Wachowski. – Jeżeli szkoła wprowadzi obowiązek pozostawienia telefonów komórkowych na czas trwania zajęć w depozycie, ponosi odpowiedzialność za wynikłe z tego szkody (np. kradzież czy uszkodzenie sprzętu) – podkreślał.
Lepiej pozostawić decyzję szkołom
Eksperci wskazują, że zamiast ogólnego zakazu, należy pozostawić decyzję szkołom – szkoły i ich społeczności doskonale wiedzą, że istnieje możliwość ograniczenia czy rozluźnienia zasad korzystania z telefonów. Wskazują, że całkowity zakaz używania smartfonów w szkołach to stawianie sprawy na ostrzu noża – tym bardziej, że dorośli niekoniecznie są wzorem do naśladowania, jeżeli chodzi o cyfrową higienę. […]
Podobnego zdania na ten temat jest Marek Pleśniar, dyrektor Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. – Pozostawiłbym to szkołom. Nie zapominajmy, że smartfony to bardzo pożyteczne narzędzie, mogą pomóc nauczycielowi w przeprowadzeniu ciekawej lekcji, a restrykcyjny, odgórny zakaz uniemożliwiłby ich wykorzystanie w takich celach – wskazuje.
Cały tekst „Smartfony już znikają z niektórych szkół, eksperci sugerują ogólnokrajowy zakaz” – TUTAJ
Źródło: www.prawo.pl/oswiata/
Wczoraj (2 kwietnia 202r.) w „Akademickim Zaciszu” jego gospodarz – prof. Roman Leppert – poprowadził rozmowę z dr. hab. Piotrem Mikiewiczem – profesorem Uniwersytetu Dolnośląskiego DSW, na temat edukacji jako fenomenu społecznego.
Prof. Mikiewicz zajmuje się społecznymi uwarunkowaniami funkcjonowania edukacji, procesami kształtowania biografii przez edukację oraz relacjami edukacji i struktury społecznej. Jest on autorem książki „Socjologia edukacji. Teorie, koncepcja, pojęcia.„, opublikowanej przez WN PWN.
Jak zwykle zapraszamy zainteresowanych tą tematyką, którzy wczoraj nie mogli śledzić tej rozmowy:
Edukacja jako fenomen społeczny – TUTAJ
W miniony poniedziałek – 22 kwietnia – obchodzony był „Międzynarodowy Dzień Ziemi”. I ten fakt stał się bodźcem podjęcia decyzji, aby zamieścić tekst, który pojawił się wczoraj na blogu prof. Stanisława Czachorowskiego „Profesorskie Gadanie”:
Z czym kojarzy ci się Dzień Ziemi
Zbiorowe myślenie młodzieży.
W webinarium uczestniczyły 32 klasy (Olsztyn, Elbląg, Iława, Wegorzewo, Kleczewo), z telefonu skorzystało 95 osób. Nie wiem jaki to odsetek uczestników spotkania. Część wypowiedzi jest poważna i sensowna, część to wygłupy. Z czego wynikają te wygłupy? Może z niezrealizowanej potrzeby poczucia wpływu na rzeczywistość? Może rzadko biorą udział w publicznych debatach i chcieli sprawdzić czy jak wpiszą coś głupiego lub niecenzuralne słowo, to się ukaże? Chcieli zostawić swój ślad. Zróżnicowani tak jak my wszyscy. Niektórzy chcą się wypowiedzieć, zaistnieć, nawet jak nic sensownego nie mają do powiedzenia? Najwyraźniej. A czyż nie ma ludzi dorosłych, którzy zaśmiecają lasy, rzeki i jeziora? A czyż nie ma dorosłych niszczących elewacje nieodpowiednimi, głupimi napisami, czasem pełnymi agresji i ze stereotypami? I też musimy to jakoś znosić, też musimy (powinniśmy?) zadziałać. Jak? Też mamy prawo do naszego świata i też mamy prawo do wypowiedzi i współdecydowania. Dać sobie nasz własny świat zawłaszczyć?
Chmura słów bez koloryzowania, tacy po prostu jesteśmy i wiele jest do zrobienia. Zarówno z zakresie rozwoju zrównoważonego jak i poczucia sprawstwa czy możliwości wypowiedzi.
Na ile odporni jesteśmy na fake newsy? Na destrukcyjne myślenie spiskowe? Wyzwaniem jest wiedzieć i rozumieć procesy przyrodnicze, wiedzieć jak działać by zapobiec katastrofie klimatycznej oraz jak działać by przekonać do tych działań powstałych ludzi, mieszkańców planety Ziemia.
Nie jest łatwo. Przed edukacją formalną i nieformalną ogromne wyzwania. Żniwo jest wielkie lecz chyba żniwiarzy brakuje. Pracowitych i kompetentnych żniwiarzy, rozumiejących procesy przyrodnicze jak i procesy społeczne.
Dzień Ziemi to jeden dzień świętowania. Zbieraliśmy doświadczenia. Teraz długi czas na refleksję i planowanie skutecznych działań w małej i dużej skali.
Źródło: www.profesorskiegadanie.blogspot.com
Na portalu „KRONIKA 24.pl” zamieszczona została informacja o wyniku tegorocznego, już czwartego Rankingu Szkół Przyjaznych LGBTQ+. Oto jej obszerne fragmenty:
Ranking Szkół Przyjaznych LGBTQ+ 2024. Wyniki zaprezentowano w… Ministerstwie Edukacji Narodowej
[…]
Pierwszy raz w historii wyniki zostały zaprezentowane w Ministerstwie Edukacji Narodowej.
O miejscach szkół w Rankingu zadecydowały głosy młodzieży. Z całego kraju spłynęło łącznie ponad 20 tysięcy (12 tysięcy o osób uczniowskich i 8 tysięcy od rodziców i grona pedagogicznego).
Wyniki Rankingu 2024
Ogólnopolski Ranking Szkół Przyjaznych LGBTQ+ dotarł do ponad 2000 szkół. W krajowym zestawieniu pierwsze miejsce zajęło 1 Społeczne Liceum Ogólnokształcące „Bednarska” z Warszawy, drugie XXX Liceum Ogólnokształcące im. Jana Śniadeckiego z Warszawy, a trzecie – III Liceum Ogólnokształcące z Oddziałami Dwujęzycznymi w Zabrzu. W pierwszej 25 pojawiają się takie miejscowości jak: Żywiec, Opole, Kielce, Rumia, Chojnice, Człuchów, Kędzierzyn-Koźle. 55% głosów pochodziło spoza 10 największych miast w Polsce.
Cała lista znajduje się – TUTAJ
Zwycięskie szkoły otrzymują Tarcze Zaufania podpisane przez wiceministra Paulinę Piechnę-Więckiewicz. Szkoła Zaufania to hasło tegorocznej edycji projektu. Ranking odbywa się w tym roku pod patronatem trzech instytucji państwa (Ministerstwo Edukacji Narodowej, Ministra Równości, Rzeczniczka Praw Dziecka) a także z rekordowym wsparciem samorządowym miast i województw. […]
Tegoroczny Ranking pokazuje, że niewiele ponad 50% osób uczestniczących w badaniu deklaruje, że atmosfera w szkole jest dobra. To ciągle niewiele, dlatego kluczowe jest wspieranie społeczności uczniowskiej, nauczycielskiej i rodzicielskiej, żeby poprawiać atmosferę w szkołach w całej Polsce.
Cały czas jest wiele do zrobienia w kwestii przemocy rówieśniczej, aż 41% uczestników i uczestniczek badania doświadczyło przemocy psychicznej (np. wykluczenie, przezwiska, wyśmiewanie) ze względu na orientację seksualną lub tożsamość płciową, a 49% uczestników i uczestniczek badania doświadczyło przemocy psychicznej z innych względów. Alarmujący jest poziom przemocy fizycznej (np. szturchnięcia, przepychanki): 28% osób uczestniczących doświadczyło jej ze względu na orientację seksualną lub tożsamość płciową, a 27% z innych względów. Doświadczenie przemocy w przypadku dzieci i młodzieży to nie tylko bycie ofiarą, ale też świadkiem.[…]
Cały tekst „Ranking Szkół Przyjaznych LGBTQ+ 2024. IV LO w Łodzi uplasował się na 7 miejscu.” – TUTAJ
Źródło: www.kronika24.pl
I jeszcze fragmenty informacji, zamieszczonej dzisiaj na stronie Radia Łódź:
Ogólnopolski ranking szkół przyjaznych LGBTQ+
IV LO w Łodzi uplasował się na 7 miejscu.
[…]
Ranking Szkół Przyjaznych LGBTQ+ 2024. Wyniki im. Emilii Sczanieckiej. O tym, w jaki sposób szkoła wspiera mniejszości seksualne, mówi jej dyrektorka, Katarzyna Felde.
– Chyba najistotniejsze jest to, żeby tych młodych ludzi dobrze, przyjaźnie traktować, żeby oni się dobrze czuli i naprawdę nie interesować się, bo uważam, że to nie jest najistotniejsze, jaka jest tożsamość płciowa, jaka jest orientacja seksualna danego człowieka – a cóż to za różnica? Mam nadzieję, że taki ranking za te kilka, może kilkanaście lat przestanie istnieć, bo nie będzie tematu – mówi Katarzyna Felde.
Z kolei w taki sposób o swojej szkole wypowiadają się uczniowie IV LO w Łodzi:
– Po prostu nie ma żadnej nienawiści – mówi uczeń IV LO.
– Każdy może się czuć jak u siebie, a nauczyciele nie oceniają nikogo za to, jaką jest osobą – podkreśla uczennica IV LO.
– Szkoła przyciąga otwarte osoby, dlatego społeczność tworzy się w atmosferze ogólnej otwartości i nikt nie czuje się wykluczony – dodaje druga licealistka.
– Osoby transpłciowe mogą komfortowo i szybko zmienić imię, którego używają nauczyciele – zaznacza licealista z „czwórki”.
– Cieszę się, że mamy taką reputację, bo to faktycznie prawda – zapewnia licealista.
Wśród szkół z województwa łódzkiego, wyróżnionych w rankingu, znalazły się również te z mniejszych miejscowości, w tym Akademickie LO Thomas w Tomaszowie Mazowieckim oraz I LO w Zduńskiej Woli.
Źródło: www.radiolodz.pl
Dziś proponujemy lekturę tekstu, który znaleźliśmy na Fb profilu Dariusza Martynowicza – Nauczyciela Roku 2021, pracującego jak nauczyciel w dwu szkołach niepublicznych: krakowskim liceum STO oraz eksperymentalne liceum Artes Libres w Warszawie. Rzecz dotyczy bardzo aktualnego w ostatnim czasie tematu reformy podstaw programowych, a w szczególności – zestawu lektur obowiązkowych:
O czym myślisz Dariusz? O tym, jak można spieprzyć szansę, by polskim uczniom i uczennicom ulżyć, szkolną polonistykę przejściowo uzdrowić i dać polonistkom i polonistom przestrzeń, byśmy mogli skupić się na czytaniu i doświadczaniu piękna polskiej i obcej literatury – kilka czy kilkanaście książek „na poważnie”, a nie kilkadziesiąt. Nie posłuchano nas. Nie posłuchano głosu praktyków i praktyczek. Widocznie, mają nas w dupie. Naprawdę wszyscy mają nas w dupie.
Myślę, że dr Marcin Smolik i Wioletta Kozak przeżywają właśnie uniesienie egzystencjalne i ekstazę – otóż nie wykreślono z podstaw programowych ani „Odprawy posłów greckich”, których uczniowie nie rozumieją (była wykreślona w wersji prekonsultacyjnej), został „Potop” w całości”, dorzucono „Chłopów”, co by było jeszcze mniej czasu, a poziom rozszerzony dopchano do granic możliwości. Co się zmieni? Nic. Praktycznie nic. Bo zmiany są kosmetyczne i prawie niewyczuwalne. Już wersja prekonsultacyjna listy lektur była dużo sensowniejsza, ale najwidoczniej Ministerstwo Edukacji Narodowej woli udawać, że coś się zmienia, choć w praktyce nie zmienia się prawie nic. Podczas spotkania prekonsultacyjnego w sprawie ograniczenia podstawy programowej właściwie prawie wszyscy jego uczestnicy apelowaliśmy do Katarzyny Lubnauer i Barbary Nowackirjj – ciąć – jeszcze więcej, odważniej, sensowniej. Tylko jedna pani lamentowała, jak to się usuwa tożsamość z listy lektur. To mamy. Odwrót i powrót do narodowej jaskini i do udawania, że się uczymy i coś tam jeszcze czytamy. Nie, nikt nie będzie czytał dwudziestu książek obowiązkowych poznawanych w całości, wśród których NIE MA nawet jednej pozycji z ostatnich kilkunastu lat. Wielki narodowy, k…a, sukces – wykreślono „Konrada Wallenroda”. Wielki narodowy, k…a, sukces – dodano cały stos lektur uzupełniających, wśród których są co prawda pozycje XXI wieku, ale nikt nie będzie miał na nie czasu, bo dochodzą „krótkie utwory” i „lektury poznawane we fragmentach”.
Nie mam słów, żeby wyrazić swoją złość na projekt podstawy programowej z języka polskiego, która ma wejść od września do polskich szkół. Zarówno w kwestii wymagań, jak i lektur na poziomie szkoły ponadpodstawowej, to zaprzepaszczenie szansy, o którą apelowaliśmy. To projekt, który nie bierze pod uwagę nie tylko głosu praktyczek i praktyków – nauczycieli języka polskiego, ale także realiów współczesnego świata i sytuacji współczesnego ucznia.
Ale tak to jest – pisali o tym i Paweł Lęcki, i Ola Korczak i Belfer na zakręcie – jak „ograniczeniem” zajmują się Ci, którzy uwielbiają narodową polską martyrologię, romantyzm i staropolszczyznę. Ja już walczyć o nic nie zamierzam, ani pisać – bo widać, że nie ma to najmniejszego sensu.
Ten projekt to ostateczny cios w szkolną polonistykę, która będzie udawaniem spotkania z literaturą. W rzeczywistości królować będą uproszczenia, półprawdy, podlane narodowymi kłótniami o to, czy Jackowi Soplicy podano czarną polewkę i sprawdzianami pisanymi w oparciu o brykowe opracowania oraz tutoriale youtubowych gwiazd.
A poniżej – proponowana lista lektur, którą „czytać” będą polscy uczniowie i uczennice w szkole ponadpodstawowej przez kolejnych kilka lat.
Źródło: www.facebook.com/DarekkM/
