



Tak jak obiecaliśmy – niezwłocznie po tym, jak ta wiadomość do nas dotarła – informujemy, że konkurs na stanowisko dyrektora ŁCDNiKP został tym razem rozstrzygnięty! Oczywiście, tak jak przewidywaliśmy, na korzyść jedynej kandydatki – Agnieszki Ochmańskiej, dotychczasowej – od grudnia 2024 roku – pełniącej obowiązki dyrektora tej placówki, ponieważ poprzedni konkurs zakończył się brakiem rozstrzygnięcia.
Teraz czekamy na decyzję o jej powołaniu i na pierwsze decyzje kadrowe – bo z posiadanej przez nas informacji wiemy, ze dotychczasowe, wieloletnie wicedyrektorki złożyły już wypowiedzenia z pracy.
Ostatnio często zaglądamy n fb-profil Zyty Czechowskiej. Ale są po temu merytorycznie uzasadnione powody. Oto kolejny przykład, że naprawdę warto:
Rys. Lisa Aisato
Niektóre plecaki dzieci wypełnia nie tylko zeszyt, ale i lęk, smutek, samotność.
Szkoła powinna być miejscem, gdzie można ten bagaż odłożyć choć na chwilę…
Zanim ocenisz…
Zanim ustalisz roczną ocenę, zanim zdecydujesz o pozostawieniu ucznia w tej samej klasie… zanim uznasz, że to dziecko nie zasługuje na żadną nagrodę na zakończenie roku – pomyśl, z czym przyszło do Twojej klasy i z czym z niej wychodzi.
Nie każde dziecko powie, jaki niesie bagaż doświadczeń – tych domowych, rodzinnych, osobistych, rówieśniczych.
Nie każde przyzna się, że spało dziś w kurtce na klatce schodowej.
Że nikt nie przypomniał o plecaku.
Że znowu musiało zaopiekować się młodszym rodzeństwem.
Że boli brzuch – nie z powodu choroby, a stresu.
Że opuścił je najlepszy przyjaciel.
Że znów usłyszało, że nie jest wystarczające.
>Łatwo jest ocenić brak podręcznika, brak zeszytu, zapomniane przybory
.
>Łatwo jest zirytować się, że znowu przysypia na lekcji.
>Łatwo uznać nonszalancję za lenistwo, a trudne zachowanie za brak szacunku.
Ale to może być cichy krzyk: „Zobacz mnie. Zrozum. Nie karz mnie… Pomóż mi.”
Zanim powiesz: „Nie zasługuje”, pomyśl, czy jest coś, za co możesz go docenić.
Za to, że mimo wszystko przychodzi?
Za to, że nie rezygnuje?
Za to, że stara się na swój sposób przetrwać każdy dzień?
Bo czasem jedno dobre słowo, jedna zauważona iskierka, może dać temu dziecku wiarę, że ma znaczenie.
Że ktoś je widzi.
Że nie jest przegrane.
Że może się udać.
Zanim podejmiesz decyzję…
P.S.
Tu nie chodzi o litość, żadne dziecko nie chce litości i upokorzenia. Nie chodzi też o to, by kogoś faworyzować kosztem innych. Chodzi o to, by dać szansę – i zobaczyć człowieka tam, gdzie inni widzą tylko problem.
Więcej o ocenianiu uczniów, o ocenie rocznej przeczytasz na mojej stronie Niepublicznego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli – TUTAJ
Źródło: www.facebook.com/zyta.czechowska/
Oto informacja zaczerpnięta z portalu „Prawo.pl”, który lepiej niż ten na tronie MEN, informuje o rozstrzygnięciu konkursu na wsparcie wniosków, zgłoszonych do dwu programów”: „Młodzi obywatele” i „Odkrywcy”:
MEN rozstrzygnął dwa konkursy
Ministerstwo Edukacji Narodowej ogłosiło rezultaty dwóch konkursów, mających na celu wspieranie projektów edukacyjnych, które rozwijają u uczniów kompetencje obywatelskie i naukowe. W ramach programu „Młodzi obywatele” 164 organizacje otrzymały łącznie 29,9 mln zł wsparcia, natomiast z programu „Odkrywcy” przyznano dotacje w tej samej kwocie 123 podmiotom.
[…]
Wnioski złożyło 431 podmiotów. Pozytywną ocenę otrzymało 199 z nich. Dotację otrzymają 164 podmioty, które od ekspertów dostały najwyższą średnią liczbę punktów. Dotacja na realizację jednego projektu wynosi od 50 tys. zł do 500 tys. zł. Wnioskodawca ma zapewnić wkład własny w minimalnej wysokości 10 proc. kosztów realizacji projektu. Na realizację projektów w programie „Młodzi obywatele” MEN przeznaczy łącznie 29 916 092 zł z zaplanowanych 30 mln zł.
Najwyższe dofinansowanie, po 500 tys. zł, otrzymają: Związek Harcerstwa Polskiego i projekt „Tu zaczyna się zmiana!” oraz Fundacja Centrum Działań Profilaktycznych i projekt „Młodzieżowi Liderzy Małopolski”.
Wysokie dofinansowanie otrzymają też: Fundacja Liga Niezwykłych Umysłów i projekt „Demos Kratos w cyfrowym świecie. Kompetencje cyfrowe na rzecz demokracji” – 499 tys. zł, Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej im. Jerzego Regulskiego i projekt „Młodzi dla wspólnoty – lekcje obywatelskie w praktyce lokalnej” – 499 tys. zł, Fundacja Europejski Instytut Outsourcingu i projekt „mlodyobywatel.eu – Kliknij i działaj” – 490 tys., Fundacja Bohaterek i Bohaterów i projekt „E-dukacja Obywatelska” – 475 tys. zł, Stowarzyszenie Morena „Czas na młodzież” – 465 tys. zł, Fundacja Infotech i projekt „Akademia Młodych Obywateli INFOTECH” – 455 tys. zł, Fundacja Warto Żyć i projekt „Młodzi Obywatele – innowacyjne zajęcia dla dzieci i młodzieży z powiatu zawierciańskiego” – 450 tys. zł.
Program „Odkrywcy” ma m.in. pobudzić ciekawość naukową uczniów i rozwijać ich umiejętności badawcze dzięki współpracy szkół z instytucjami naukowymi. Wnioskujący musieli zaproponować projekt badawczo-edukacyjny z nauk ścisłych lub przyrodniczych, opisać metodykę zajęć i sposób włączenia uczniów do pracy badawczej, a także przedstawić kosztorys i planowane efekty dydaktyczne.
Wnioski złożyło 690 podmiotów. Pozytywną ocenę otrzymało 329 z nich. Dotację otrzymają 123 podmioty. Wysokość dotacji na realizację jednego projektu wynosi od 100 tys. zł do 1 mln zł. Wnioskodawca ma zapewnić wkład własny w minimalnej wysokości 5 proc. kosztów realizacji projektu. Na realizację projektów w programie „Odkrywcy” MEN przeznaczy łącznie 29 936 388 zł z zaplanowanych 30 mln zł.
Najwyższe dofinansowania w programie otrzymali: Fundacja Drogi Mazowsza i projekt „Wychowanie komunikacyjne. Grywalizacja” – 987 tys. zł, Polskie Stowarzyszenie Nauczycieli Przedmiotów Przyrodniczych i projekt „Odkryj, doświadcz, inspiruj innych, czyli od nauczyciela, który działa – do ucznia, który odkrywa” – 945 tys. zł, Stowarzyszenie Robisz.to i projekt „Robisz To STEAMowo” – 945 tys. zł, Stowarzyszenie POLARIS-OPP i projekt „Discovery Space Station” – 939 tys. zł, Uniwersytet Warmińsko-Mazurski i projekt „SEED – Zasiej ciekawość” – 887 tys. zł, New Space Foundation i projekt „Kosmiczni Odkrywcy – interaktywny, ogólnopolski program rozwoju kompetencji STEAM dla społeczności w małych ośrodkach na terenach wiejskich i gminach miejsko-wiejskich” – 748 tys. zł, Fundacja Edukacji Finansowej Dzieci i Młodzieży Trampki na Giełdzie i projekt „Zainwestuj w STEM, czyli innowacyjna i interdyscyplinarna edukacja ekonomiczna dzieci i młodzieży motywująca do pogłębiania wiedzy z zakresu nauk ścisłych” – 699 tys. zł, Fundacja Nicolaus Copernicus i projekt „Młodzi Odkrywcy 2025” – 689 tys. zł, Uniwersytet Szczeciński i projekt „explorUS! – Nauka Bez Granic” – 666 tys. zł.
Na stronie internetowej resortu edukacji są pełne listy wniosków złożonych w obu programach z przyznanym dofinansowaniem i wniosków nieobjętych dofinansowaniem.
Źródło: www.prawo.pl/oswiata/
W zakończeniu Felietonu nr 571 padła informacja, że „od pewnego czasu mamy z panią redaktor kontakt, a wkrótce zobaczycie nowe jego owoce.” Ową panią redaktor jest Katarzyna Stefańska – dziennikarka łódzkiej redakcji „Gazety Wyborczej”. I właśnie dzisiaj możemy tę zapowiedź zrealizować, to znaczy udostępnić zapis wywiadu, jaki jakiś czas temu przeprowadziła ona z redaktorem „Obserwatorium Edukacji” – Włodzsławem Kuzitowiczem. Mamy nadzieję, że redakcja nie pozwie nas do sądu za udostępnienie tego tekstu – wyjątkowo – w całości:
„Rodzice traktują nauczycieli, jak krawcową, która źle uszyła”. Polska szkoła do poprawy
[…]
Jak się powinna zmieniać szkoła? Przed jakimi wyzwaniami stoją nauczyciele? Rozmawiam z Włodzisławem Kuzitowiczem, 81-letnim emerytowanym nauczycielem, wieloletnim dyrektorem placówek oświatowych i publicystą edukacyjnym, który w swoim „Obserwatorium Edukacji” obnaża wady systemu.
Katarzyna Stefańska: – Gdyby dziś w MEN zapytano pana, co w szkołach powinno zmienić się jak najszybciej, to co by pan odpowiedział?
Włodzisław Kuzitowicz: Bez zastanowienia: Trzeba skończyć z tą pruską szkołą. Bo my dalej udajemy, że dzieci siedzą w ławkach, jak w 1890 roku, że wszystko można rozpisać w podstawie programowej, a nauczyciel ma być tylko wykonawcą. Świat się zmienił, dzieci się zmieniły, a szkoła udaje, że nic się nie stało. I potem się dziwimy, że nie działa.
K.S. – To co w takim razie poszło nie tak?
W.K. – Jest coraz gorzej. Przede wszystkim dlatego, że oświatą rządzą ludzie kompletnie oderwani od rzeczywistości szkolnej, którzy nie mają o niej pojęcia. I to się nie zmienia bez względu na opcję polityczną. Ostatni raz czułem, że coś idzie w dobrą stronę, kiedy wprowadzano gimnazja. A później było już coraz gorzej. Reforma za reformą, żadna nie była sensowna. Przecież likwidacja gimnazjów to było coś najgorszego, co było można wymyślić w skali Europy, a może i świata. I do tego jeszcze robiona na szybko, bez przygotowania i bez słuchania ludzi z praktyką. Najgorsze jest to, że teraz też nie słucha się praktyków.
K.S. – Przecież są konsultacje. Ministerstwo rozmawia z nauczycielami, dyrektorami. Choćby przy okazji zmian w podstawie programowej czy wprowadzenia nowych przedmiotów.
W.K. – To bzdury, bo nie ma żadnych szerokich konsultacji. To rozmowy z tymi, którzy już wcześniej kiwali głowami. A jak ktoś powie coś niewygodnego, to się go nie zaprasza.
Weźmy chociażby OSKKO, Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kadry Kierowniczej Oświaty. Tam są konkretni ludzie z konkretnych szkół. I oni nie rzucają haseł, tylko mówią, co działa, a co nie. I co postulują? Po pierwsze, żeby wreszcie unowocześnić przepisy dotyczące statusu nauczyciela i dyrektora. Żeby Karta Nauczyciela nie była jak z epoki kredy i tablicy, tylko z dzisiejszego świata. Żeby szkoły nie były sterowane z Warszawy, tylko żeby dać więcej autonomii dyrektorom. Bo teraz to dyrektor odpowiada za wszystko, ale decyduje o niewielu rzeczach. Po trzecie – żeby przestać dobijać nauczycieli dokumentacją. Naprawdę, już nie wiadomo, gdzie się kończy praca z uczniem, a gdzie zaczyna robota papierkowa dla papieru.
I jeszcze jedno – trzeba pogadać o awansie zawodowym. Bo teraz to fikcja. Służy systemowi, a nie rozwojowi nauczyciela. To są głosy ludzi z terenu. I co? I jak zawsze cisza. Tylko ładne frazy w komunikatach, że „trwa dialog”. Ani jednego konkretnego odniesienia ze strony ministerstwa. Tylko medialne zapewnienia, że „wszystko jest analizowane”.
K.S. – Jak pan zaczynał, było inaczej?
W.K. – Było inaczej. Nie chcę tu PRL-u wybielać, bo swoje za uszami miał. Ale wie pani co? Wtedy nauczyciel wiedział, na czym stoi. System był przewidywalny. Owszem, ideologia była wszędzie, ale przynajmniej było wiadomo, co można, a czego nie. A dziś? Wszystko jest płynne, niepewne. Reforma goni reformę, co władza, to nowy pomysł. I jeszcze każą wierzyć, że wszystko zmierza w dobrą stronę. W głębokim PRL-u w szkołach było łatwiej niż teraz.
K.S. -To defetystyczna wizja.
W.K. – Może i brzmi mocno, ale ja nie mam potrzeby pudrowania rzeczywistości. Wolę mówić, jak jest, niż udawać, że wszystko się jakoś ułoży. I nie chodzi o narzekanie, ja mówię z pozycji człowieka, który całe życie był w szkole. Widziałem pokolenia uczniów i nauczycieli. I wiem, że jeśli nie zaczniemy na serio rozmawiać o tym, co nie działa, to będzie tylko gorzej. Więc jak mam wybierać między optymistycznym kłamstwem a realistycznym niepokojem, to wybieram to drugie.
K.S. – A autorytet nauczyciela? Przepadł?
W.K. – Bo ja wiem… On się po prostu rozmył. Kiedyś nauczyciel miał autorytet z definicji. Nawet jeśli nauczyciel był przeciętny, to się go słuchało, bo tak wypadało. Dziś? Uczeń ma w kieszeni więcej informacji niż nauczyciel w szafie z podręcznikami. A do tego jeszcze wie, że jego nauczyciel zarabia mniej niż jego mama na kasie. Więc skąd ten szacunek ma się wziąć?
K.S. – Może ze strony rodziców?
W.K. – A gdzie tam. Rodzice dziś są jak klienci w pralni chemicznej. Oddają dziecko i mają oczekiwania: proszę odczyścić, wyprasować i najlepiej jeszcze poskładać emocjonalnie. I jak coś nie wyjdzie, to reklamacja. Z pretensją. Nauczyciele traktowani są jak krawcowa, która źle uszyła. Kiedyś rodzic przychodził na wywiadówkę z duszą na ramieniu. Dziś przychodzi i żąda: „proszę poprawić synowi ocenę”.
K.S. – Nauczyciel stał się usługodawcą?
W.K. – W oczach wielu rodziców – tak. A przecież szkoła to nie sklep, w którym można zamówić piątkę z matematyki i spokój w domu. I to jest właśnie problem. Bo jak rodzic nie szanuje nauczyciela, to dziecko też nie będzie. A jak dziecko go nie szanuje, to i nauczycielowi się odechciewa. Koło się zamyka.
K.S. – Kiedy mówi pan o relacjach, to czy w tym zawiera się też potrzeba większej podmiotowości uczniów i nauczycieli?
W.K. – To podmiotowość nie na zasadzie „róbta co chceta”. Podmiotowość to nie jest anarchia. Ona znaczy: jestem ważny, moje zdanie się liczy, mam wpływ na to, co się dzieje. Z takim przekonaniem powinien funkcjonować w szkole i uczeń, i nauczyciel. Tylko jak uczeń ma się poczuć podmiotowo, jeśli nauczyciel nie ma prawa głosu? Jak nie może nic zmienić, niczego zaproponować, a jedynie realizować krok po kroku to, co mu kazano z góry? A dyrektor też niewiele może, bo ma na głowie dziesięć arkuszy, plany, sprawozdania i kontrole. To nie jest żadna relacja, to tresura, nie edukacja.
A przecież mamy XXI wiek, mamy pluralizm – młodzi ludzie są otoczeni różnymi narracjami, poglądami, opiniami. I to jest dobre, to daje możliwość wyboru, ale jednocześnie sprawia, że wszystko, co narzucone z góry, budzi bunt. Zwłaszcza jeśli nie ma przestrzeni do rozmowy. I potem się dziwimy, że młodzi nie chcą słuchać, że się buntują, że nie mają związku ze szkołą.
K.S. – Gdzie znaleźć nić powiązania?
W.K. – W relacji. Tylko i aż tyle. Podam przykład. Kiedy byłem dyrektorem, miałem w szkole chłopaka, który wpadł w narkotyki. Wychowawczyni przyprowadziła go do mnie z oczekiwaniem, że go wyrzucę. A ja z nim usiadłem. Pogadałem. Zaproponowałem, że załatwię mu miejsce w ośrodku Monaru. I że jak wróci, to go przyjmę z powrotem. On się zgodził. Pojechał. Wrócił. I się utrzymał w szkole. To jest relacja. Bo jeśli tego nie będzie, to choćbyśmy wymieniali podstawy programowe przy każdej zmianie rządu, nic się nie zmieni.
K.S. – Rola nauczyciela też się zmienia. Kiedyś miał być ekspertem, teraz mentorem?
W.K. – Teraz to czasem nie wiadomo, kim ma być. Trochę terapeutą, trochę opiekunem społecznym, trochę informatorem, a na końcu – człowiekiem od wszystkiego. Ale jedno się nie zmienia: jeśli nie będzie sobą, jeśli nie będzie autentyczny, to nic z tego nie będzie. Bo uczniowie wyczują fałsz na kilometr.
Dlatego uważam, że rola nauczyciela dziś to nie tylko przekazywanie wiedzy. To umiejętność bycia z uczniem. W sensie najprostszym: obecność, uważność, rozmowa. I choć wszystko się zmienia – to właśnie to zostanie. Bo szkoła to wciąż ludzie, a nie tylko systemy, wykresy i procedury. Bo nawet kiedy rozwinie się technologia i AI zostanie dopuszczona do szkół jako źródła szybkiego pozyskiwania wiedzy, szkoła przyszłości stać będzie nauczycielem. Ale w roli mentora i przewodnika w drodze ku umiejętności odróżniania fałszywych informacji od faktów. W roli inspiratora zainteresowań oraz odkrywcy talentów swoich uczniów.
Źródło: www.lodz.wyborcza.pl/lodz/
Aby być wiernym deklaracji: „Zgodnie ze starymi, dobrymi zasadami rzetelnego dziennikarstwa, wydarzenia i problemy, zwłaszcza te budzące kontrowersje lub mające charakter konfliktu, będą prezentowane z możliwie wielu punktów widzenia”. złożonej w „Felietonie nadzień dobry”, jak zamieszczony został 4 września 2013 roku, czyli w dniu inauguracji naszego informatora oświatowego „Obserwatorium Edukacji”, udostępniamy dzisiaj, zaczerpnięty z portalu „Strefa Edukacji”, tekst Magdaleny Ignaciuk, będący omówieniem apelu, jaki do rządzących skierowali uczestnicy II Zjazdu Koalicji na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły, który odbył się 24 maja tego roku w Warszawie.
„Nie” dla edukacji włączającej i inwigilacji uczniów. Mocny apel do rządzących
Religia, edukacja włączająca, status nauczyciela i… „inwigilacja uczniów”? Koalicja na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły, skupiająca ponad 70 organizacji społecznych, przyjęła rezolucję skierowaną do władz. Domaga się m.in. wycofania z programu edukacji inkluzyjnej, przywrócenia dwóch godzin religii lub etyki tygodniowo i sprzeciwia się gromadzeniu danych o uczniach. W dokumencie pojawił się również apel o poprawę sytuacji zawodowej nauczycieli i większą elastyczność w polityce płacowej.
[…]
Koalicja na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły, zrzeszająca ponad 70 organizacji społecznych, przyjęła 24 maja podczas zjazdu rezolucję pt. „Szkoła wiedzy – nie ideologii”, skierowaną do władz państwowych, posłów i senatorów.
„Apelujemy do Władz Rządowych, do Posłów i Senatorów Rzeczypospolitej Polskiej o przywrócenie systemu oświaty skupionego na integralnym kształtowaniu dojrzałego człowieka w procesie wychowania i edukacji oraz zawrócenie z drogi transformacji szkolnictwa polskiego według szkodliwych wzorców narzucanych przez globalne instytucje i Unię Europejską.”
W liście otwartym opisano postulaty i wizję szkoły Koalicji na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły. […]
Autorzy rezolucji wyrażają stanowczy sprzeciw wobec wprowadzania tzw. „oceny funkcjonalnej” uczniów, która – ich zdaniem – wiąże się z nadmierną ingerencją w życie prywatne dzieci i ich rodzin. Podnoszą obawy dotyczące gromadzenia szczegółowych informacji o uczniach oraz ich środowisku rodzinnym w systemach informatycznych, takich jak Centralna Platforma Informatyczna. Zwracają uwagę, że dane te mogłyby być zbierane przez cały okres edukacji, co budzi ich sprzeciw wobec potencjalnej inwigilacji.[…]
W liście otwartym znalazł się postulat przywrócenia dwóch godzin religii lub – alternatywnie – etyki w tygodniowym wymiarze godzin na każdym etapie edukacji. Autorzy dokumentu sprzeciwiają się próbom usuwania tych zajęć ze szkół lub ich marginalizowania. Podkreślają, że lekcje religii i etyki powinny być traktowane równorzędnie z innymi przedmiotami – bez przesuwania ich na skraj planu lekcji ani ograniczania ich rangi.
– Sprzeciwiamy się wdrażaniu tzw. „oceny funkcjonalnej”, powiązanej z inwigilacją środowiska ucznia i jego rodziny. Nie zezwolimy na gromadzenie na Centralnej Platformie Informatycznej ani w innym podobnym systemie, szczegółowych danych o naszych dzieciach i ich środowisku rodzinnym, pozyskiwanych w całym okresie szkolnym.
– Żądamy zagwarantowania właściwego miejsca lekcjom religii. Odrzucamy wszelkie działania mające na celu ich usunięcie ze szkoły lub zdeprecjonowanie. Należy przywrócić dwie godziny religii bądź dwie godziny etyki (do wyboru) w wymiarze tygodniowym na każdym etapie edukacji. Lekcje te nie mogą być w żaden sposób różnicowane wobec innych lekcji.
Autorzy rezolucji wyrażają zdecydowany sprzeciw wobec realizowanego w Polsce modelu edukacji włączającej. Ich zdaniem prowadzi on do tworzenia klas, w których uczniowie o bardzo zróżnicowanych potrzebach i możliwościach edukacyjnych uczą się razem, co ma szkodzić zarówno dzieciom rozwijającym się w normie, jak i tym wymagającym wsparcia specjalistycznego. Podkreślają również, że taki system ogranicza rozwój uczniów szczególnie uzdolnionych.
– Żądamy wycofania polskiej oświaty z programu „edukacji włączającej” (inkluzyjnej), która pod fałszywymi hasłami grupuje w oddziałach uczniów o skrajnie różnych możliwościach i potrzebach edukacyjnych. Szkodzi to zarówno dzieciom w normie rozwojowej, jak i wymagającym kształcenia specjalistycznego, a także zaprzepaszcza szanse rozwoju uczniów szczególnie uzdolnionych
W dokumencie znalazł się postulat wycofania polskiej oświaty z programu edukacji inkluzyjnej oraz wzmocnienia roli szkół specjalnych – zarówno pod względem dostępności, jak i finansowania.
Sygnatariusze sprzeciwiają się także przekształcaniu szkół w placówki opiekuńczo-terapeutyczne i zastępowaniu nauczycieli specjalistami z zakresu pomocy psychologiczno-pedagogicznej. Ich zdaniem szkoła powinna koncentrować się przede wszystkim na nauczaniu i rozwoju intelektualnym uczniów.
– Sprzeciwiamy się czynieniu ze szkoły placówki opiekuńczo-terapeutycznej, która nie dba o dobro ucznia, a zaledwie o jego „dobrostan”. Nie zgadzamy się na zastępowanie nauczycieli rzeszą psychologów i pedagogów włączających ani na wprowadzanie w mury szkoły treningów i terapii.
W rezolucji znalazł się postulat dotyczący poprawy sytuacji zawodowej i materialnej nauczycieli. Sygnatariusze dokumentu podkreślają konieczność zagwarantowania stabilnego statusu zawodowego, ale jednocześnie postulują uelastycznienie przepisów w taki sposób, by dyrektorzy szkół lub organy prowadzące mogły prowadzić efektywną politykę płacową.
Celem takiego rozwiązania miałoby być lepsze docenianie nauczycieli, którzy – zdaniem autorów rezolucji – wyróżniają się zaangażowaniem i jakością pracy. Hasło „Niech polska szkoła prawdziwie nauczycielem stoi” ma podkreślać wagę tej grupy zawodowej dla całego systemu edukacji.
Źródło: www.strefaedukacji.pl
Tekst Rezolucji II Zjazdu Koalicji na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły – TUTAJ
Po kilkunastu dniach „posuchy” na blogu „Wokół Szkoły”, Jarosław Pytlak zamieścił nowy tekst. Ale warto było czekać, gdyż tym czasie napisał baaardzo długą, prognostyczną analizę sytuacji oświaty w powyborczej rzeczywistości, zakończoną konkretnymi propozycjami co należy zrobić w obszarze edukacji. Poniżej zamieszczamy jedynie wybrane fragmenty tego tekstu, odsyłając linkiem do jego pełnej wersji na blogu. Wyróżnienie fragmentów pogrubioną czcionką – redakcja OE::
Po wyborach. Co dalej z polską edukacją?
Wybór kandydata opozycji na prezydenta sprowokował wiele pytań o przyszłość naszego kraju, szczególnie tę najbliższą. Jedno z nich dotyczy edukacji, która jest takim samym polem ścierania się różnych ugrupowań politycznych, jak niemal wszystkie dziedziny życia społecznego. Niestety, partie obecnej koalicji, mimo że przed dojściem do władzy zdawały się popierać postulat wyłączenia tej sfery z bieżącego sporu politycznego, po objęciu rządów w Ministerstwie Edukacji Narodowej, tylko utrwaliły podział.
Często słyszy się, że edukacja jest niezwykle ważna, bo decyduje o przyszłości społeczeństwa/narodu/kraju. W praktyce to pusta deklaracja pięknoduchów. Każda kolejna opcja rządząca uważa ją za łup polityczny, nawet jeśli mało atrakcyjny ekonomicznie, to świetnie nadający się do krzewienia bliskiego sobie światopoglądu. Nikt nie łączy kropek, że PRL pogrzebali ludzie wykształceni w PRL-u, a Karol Nawrocki uzyskał szczególnie wysokie poparcie w rocznikach, które chodziły do gimnazjów, uznanych przez PiS za samo zło. Tendencja trwa od dziesięcioleci, znaczona nazwiskami kolejnych rządowych namiestników politycznych. Nie zerwała z nią także Barbara Nowacka, a muszę przyznać, że po „nocy czarnkowej” bardzo na to liczyłem.
Przyczyny przegranej kandydata Koalicji Obywatelskiej przeanalizowano po wielokroć w ciągu powyborczego tygodnia, z bardzo wielu punktów widzenia. Co ciekawe, wśród licznych głosów, jakie do mnie dotarły, w żadnym nie wskazano błędów ekipy z MEN. Cóż, sondaże preferencji pokazują znikomą wagę sfery edukacji dla elektoratu. Pomimo to, pominięcie jej w powyborczych analizach uważam za błąd, który postaram się tutaj naprawić. Nie tylko dlatego, by dodać kolejny element do panoramy klęski, ale przede wszystkim z myślą o dalszych działaniach. Do najbliższych wyborów pozostało jeszcze ponad dwa lata i właśnie tyle czasu ma koalicja, by ogarnąć się po porażce, wyciągnąć wnioski i… zrobić coś pożytecznego. W tym konkretnym przypadku – dla polskiej oświaty, a pośrednio także dla siebie. Co się stało, nie odstanie, ale pewne możliwości istnieją. Jeśli podjęcia próby korekty kursu nie doradzi rozsądek, to może chociaż polityczny instynkt samozachowawczy…?!
x x x
Koalicja 15 października szła do wyborów parlamentarnych z dużą niepewnością, by jednak odnieść sukces umożliwiający objęcie rządów. Jej kapitałem założycielskim w dziedzinie edukacji były dwa dokumenty: „Pakt dla edukacji” oraz „Plan 10 działań na pierwsze 100 dni rządów”, oficjalnie parafowane w czerwcu przed wyborami przez przedstawicieli wszystkich partii przyszłej koalicji. Stanowiły one efekt pracy dużej grupy działaczy społecznych, skupionych w Sieci Organizacji Społecznych dla Edukacji. Zawierały naprawdę sensowne i ambitne postulaty, za którymi nie poszła jednak polityczna praca nad projektami konkretnych aktów prawnych.
Na miesiąc przed wyborami Koalicja Obywatelska, już na własne konto, ogłosiła jeszcze jeden dokument: „100 konkretów na pierwsze 100 dni rządów”. […]
Co konkretnie wynikło z „Konkretów”?
W pierwszym możliwym terminie wprowadzono zapowiedzianą wysoką podwyżkę wynagrodzeń. Została ona bardzo dobrze przyjęta przez nauczycieli. Również bez zwłoki wymieniono kuratorów oświaty, sięgając po osoby cieszące się powszechnym uznaniem. I byłby to świetny punkt wyjścia do zdobycia zaufania środowiska oświatowego, gdyby nie cały szereg błędów i zaniechań władz MEN w dalszych działaniach. […]
Pięć grzechów ekipy Barbary Nowackiej
Z perspektywy minionych 18 miesięcy dostrzegam w działaniach MEN kilka zasadniczych błędów. Zgodnie z odwieczną tendencją podjęła ona działania nacechowane ideologicznie, bez względu na różnice poglądów dzielące nie tylko polityków, ale i całe społeczeństwo. Włożyła przy tym wiele wysiłku, by stworzyć pozory partycypacji i poparcia w środowisku oświatowym, a co gorsza, uwierzyła we własną propagandę. Wykazała się brakiem szacunku i uważności wobec ludzi, którzy na co dzień zajmują się kształceniem i wychowaniem młodego pokolenia i borykają się z problemami w tej pracy, jakie rodzą obecnie przemiany społeczne. Mimo pozytywnych deklaracji, w praktyce władze wielokrotnie okazały brak zrozumienia, a nawet lekceważenie nauczycieli. Jednym z pośrednich skutków takiej polityki było stworzenie w społeczeństwie wykrzywionego obrazu szkoły i jej pracowników, jako źródła opresji i krzywdy wobec uczniów. Wreszcie, w dążeniu do wykazania się skutecznością – zlekceważyła czynnik czasu. Zmiany w tak złożonym systemie jak oświata wymagają go bardzo dużo: na diagnozę, przemyślenie pomysłów, przygotowanie rozwiązań i wprowadzenie ich w życie. Tego całkowicie zabrakło.
Dalszą część tekstu zasygnalizujemy tytułami jego kolejnych akapitów:
Zwrot w pełni ideologiczny […]
Nauczyciele w poczuciu krzywdy […]
Wielka gra pozorów […]
A oto ostatni fragment tekstu:
Co dalej?
Wiele działań MEN, szczególnie tych związanych z reformą, wypadłoby znacznie lepiej, gdyby nie presja czasu. Wiele działań miałoby szansę przynieść dobry skutek, gdyby były na nie fundusze. Bez jednego i drugiego czeka nas raczej tylko przepychanie pewnych pomysłów i obserwacja destrukcji polskiej szkoły. Trudno spodziewać się innego scenariusza. Co warto więc zrobić w najbliższym czasie?
Po pierwsze, korzystając z planowanej rekonstrukcji rządu, zmienić kierownictwo MEN. Przykro to pisać, ale obecny skład raczej nie będzie w stanie zmienić przyjętego wcześniej kursu.
Po drugie, przeprosić się z koncepcją ponadpartyjnej Komisji Edukacji Narodowej. Powierzyć jej dalsze losy reformy, co spowoduje opóźnienie, ale otworzy szansę, że nie zostanie odwołana zaraz po kolejnych wyborach.
Po trzecie, przeprowadzić jeszcze przed 1. września przez parlament gotową już nowelizację Karty Nauczyciela. Niech nowy prezydent stanie wobec decyzji, czy ją podpisać.
Po czwarte, w równie ekspresowym trybie uchwalić likwidację „godziny czarnkowej”.
Po piąte (i doraźnie ostatnie) – zmierzyć się w końcu z problemem wynagrodzeń nauczycieli.
Powyższe sugestie są propozycją dla obecnej koalicji, jeśli zechce poszukać szansy, by za dwa lata nie przesiąść się w ławy opozycji. Są zarazem propozycją dla dowolnego ugrupowania politycznego, które miałoby objąć rządy w Polsce. Problemy edukacji są naprawdę ponadpartyjne i chciałoby się wierzyć, że ktoś to w końcu w tym kraju zrozumie.
Cały tekst „Po wyborach. Co dalej z polską edukacją?” – TUTAJ
Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl/blog/
Jak wiecie, od dawna we wszystkich zamieszczanych, a także moich własnych, tekstach, opowiadam się przeciw tzw. „pruskiej szkole” i udostępniampoglądy i doświadczenia nauczycielek i nauczycieli, prezentujących alternatywne modele szkoły.
Zastanawiając się o czym powinien być ten felieton, zamieszczony tydzień po II turze wyborów prezydenckich, doszedłem do wniosku, że na pewno nie o ich wynikach, o tym kto jak i nia kogo głosował, co teraz będzie z „koalicją 15 października”, zgadywać jaki będzie wynik głosowania w sprawie wotum zaufania dla rządu Tuska, postanowiłem, iż – na przekór temu co od tygodnia zalewa nas ze wszystkich mediów i portali społecznościowych – napiszę o moim osobistym dylemacie, sformułowanym w tytule tego felietonu, to znaczy jaki model szkoły byłby najlepszy w nadchodzących czasach – nie dla rządzących, ale dla zwykłych ludzi, tych którzy dziś są uczniami, a za kilkanaście, kilkadziesiąt lat będą w tym – nie do przewidzenia – świecie musieli żyć, pracować, znajdować czas na życie rodzinne, na relaks…
Ja, absolwent zideologizowanych i super scentralizowanych,peerelowskich szkół, dyrektor szkoły w pierwszych kilkunastu pionierskich latach tworzenia się nowej rzeczywistości III RP, od 20-u lat obserwator i komentator kolejnych pomysłów na szkołę, wprowadzanych przez zmieniające się ekipy rządowe, coraz częściej mam poczucie niepewności, która z licznych, lansowanych koncepcji reformowania polskiego systemu edukacji jest mi najbliższa.
Chcąc od czegoś zacząć, co mogłoby stać się fundamentem dalszych rozmyślań, zwróciłam się do skarbnicy wszelkiej wiedzy, czyli do „sieci”, uruchamiając moją przeglądarkę Firefoks.
Na moje „zlecenie”, które tam wpisałem: ”Wyznawcy i propagatorzy wizji szkoły, w której nie nauczyciel, a uczeń będzie decydował jak i czego ma się uczyć”, na pierwszej pozycji otrzymałem odpowiedź sztucznej inteligencji:
Wyznawcami i propagatorami idei szkoły, w której uczeń, a nie nauczyciel, decyduje o swoim procesie uczenia się, są przede wszystkim zwolennicy pedagogii rozwojowej i alternatywnych form edukacji. Są to osoby, które wierzą w samouczność, indywidualne ścieżki rozwoju i aktywny udział uczniów w kształtowaniu swojej przyszłości.[…]
Zwolennicy i propagatorzy tej idei to osoby, które zgłębiają i propagują teorie pedagogiczne, takie jak pedagogia rozwojowa, pedagogia Maria Montessori, pedagogia demokratyczna, czy pedagogia włączająca. […]
Osoby, które tworzą i prowadzą szkoły, które nie opierają się na tradycyjnych metodach nauczania, np. szkoły wolne, szkoły Montessori, czy szkoły demokratyczne. […]
Więcej – TUTAJ
Natomiast na kolejne pytanie: „Komu zależy na utrzymywaniu scentralizowanego systemu szkolnego, realizującego obowiązkowo takie same, narzucone, podstawy programowe?” – odpowiedzi nie uzyskałem [Zobacz TUTAJ]
Widocznie odpowiedzi na ten temat są ściśle chronioną „tajemnicą państwową”, skrywaną, jak widać skuteczne, nawet przed IA. Cóż mi innego pozostało, jak podjęcie proby samodzielnego zgłębienia tego problemu.
Zacznę od tego drugiego pytania, czyli jak ja tłumaczę sobie, ze – w zasadzie wszystkie, z wyjątkiem rządów, w którym wiceministerkami były dwie, doświadczone panie nauczycieli: Anna Radziwiłł i Irena Dzierzgowska, w mniejszym lub większym stopniu, starały się utrzymać swój decydujący wpływ na to czego i jak będą się w polskich szkołach uczyły polskie dzieci.
Przypomnę, że Anna Radziwiłł brała udział w obradach Okrągłego Stołu jako reprezentantka strony solidarnościowo-opozycyjnej, a podsekretarzem stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej była w latach 1989–1992, kiedy powstała pierwsza Ustawa o systemie oświaty (7 września 1991), oraz w latach 2004–2005, w pierwszym rządzie Marka Belki, w którym Ministrem Edukacji i Sportu był Mirosław Sawicki, zaś Irena Dzierzgowska – od 17 listopada 1997 do 1 grudnia 2000 – pełniła funkcję sekretarza stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej w koalicyjnym rządzie (AWS – UW) premiera Jerzego Buzka. To wtedy zmieniono system szkolny, wprowadzając do niego gimnazja.
I o jeszcze jednym, mam wrażenie e już zapomnianym, fakcie muszę przypomnieć. Otóż Platforma Obywatelska, przed wyborami parlamentarnymi w 2007 roku obiecywała likwidację kuratoriów oświat. Jednak kiedy w ich wyniku utworzyła rząd koalicyjny (z PSL), a ministra edukacji została Katarzyna Hall o tej obietnicy zapomniała…
Oto fragment tekstu „Program wyborczy PLATFORMY OBYWATELSKIEJ, Warszawa 2007”:
„Zwiększenie autonomii szkół i kompetencji ich dyrektorów. Należy umożliwić dyrektorom prowadzenie niezależnej i spójnej polityki kadrowej, decydowanie o organizacji pracy szkoły, programach nauczania i realizacji budżetu. Działania te nadzorowałyby rady oświatowe szkół, składające się z przedstawicieli władzy samorządowej i nadzoru pedagogicznego oraz rodziców.” [Str. 52 – 53]
Źródło: https://mamprawowiedziec.pl/file/14512
Ja wyciągnąłem z tej historii ostatnich 35-u lat taki wniosek:
Każda siła polityczna, która dochodzi do władzy i ma wpływ na stanowienie prawa, szybko dochodzi do wniosku, że – dla jej (partii) dobra – nie powinna tracić decydującego wpływu na to czego i jak nauczyciele uczą w szkołach.
Co nam – eduzmieniaczom – pozostaje? Tylko partyzantka, robienie swojego na lokalnym szkolnym podwórku. I budowanie pozaformalnych sieci wsparcia swoich inicjatyw…
I na zakończenie – już krotko – wyjaśnienie co miałem na myśli, zamieszczając w tytule felietonu owe słowa: „O szkole między „urawniłowką”, a „róbta co chceta”.
Chciałem w ten sposób opowiedzieć się za kompromisem miedzy szkołą zcentralizowaną i zakutą w rządowe rygory, a modelem szkoły, lansowanym rzez niektóre koncepcje alternatywne, w której – jak w szkole Summerhill – brak jest przymusu uczenia się i uczęszczania na lekcje. W moim przekonaniu nie dla wszystkich uczniów ta daleko posunięta swoboda jest dobra. Mogą się w takich szkołach uczyć tylko niektóre dzieci, ale tylko gdy są to szkoły niepubliczne, do których rodzice posyłają je na własną odpowiedzialność, .Szkoły publiczne, masowe, powinny w sprawie stopnia uczniowskiej autonomii zachować właśnie ów kompromis, to znaczy – stosując podmiotowe, zindywidualizowane odejście do ucznia, pozostawić pewne formy dyscyplinowania procesu uczenia się. Bo oprócz dzieci, które mają potrzebę rozwoju i poszukiwania wiedzy, są jeszcze i tacy, którzy najchętniej wyłącznie bawili by się, albo… siedzieli w smart fonach.
Nie mówiąc już o szkołach ponadpodstawowych, w których model Summerhill – w moim głębokim przekonaniu – jest niemożliwy!!!
Włodzisław Kuzitowicz
Foto: www.dialog.org.pl
Anita Rucioch-Gołek
Wczoraj, na portalu „Strefa Edukacji” zamieszczono zapis rozmowy, jaką z Anitą Rucioch-Gołek, nauczycielka j. psiego w Szkole Podstawowej w Zbąszyniu, laureatką Nagrody im. Ireny Sendlerowej „Za naprawianie świata” 2024, przeprowadziła Magdalena Ignaciuk. Oto fragmenty tego tekstu oraz link do pełnej wersji:
„To nie jest mój gruz, proszę pani”. Nauczyciele muszą stawiać granice
[…]
Magdalena Ignaciuk: – Chciałam zacząć od tego, jak to jest w 2025 roku być nauczycielem? Czy jeszcze da się w tej pracy odnaleźć taki sens i poczucie, że to co robię jest misją, jest ważne? Czy to już jest raczej częściej taka walka o przetrwanie, o bycie na powierzchni?
Anita Rucioch-Gołek: – Jak to jest? Wiesz co, w sumie… jakoś to jest. Dobrze chyba? Chociaż jak mam być szczera, to może nawet nie najlepiej. Jak sobie myślę o tym, co mówią inni nauczyciele – szczególnie ci w moim wieku, około pięćdziesiątki, bo to jest teraz takie najbardziej liczne pokolenie w szkołach – to zdecydowanie nie jest łatwo. I mam wrażenie, że wyrażam opinię większości.
Nie chcę narzekać, wiem, że każdy sam podejmuje decyzję o pracy, ale wielu z nas jest po prostu zmęczonych. Przepracowanych. A to, że mamy „tylko 18 godzin przy tablicy” – to frazes. Większość z nas pracuje znacznie więcej, tylko tej pracy nie widać. Szkoła bardzo się zmieniła. I to jest w niej zarazem najpiękniejsze i najtrudniejsze – że zmienia się nieustannie.
M.I. – To, co chyba najbardziej obciąża w pracy nauczyciela, to konieczność nieustannego balansowania między rolą dydaktyka a rolą opiekuna. Problemy uczniów zostają z nami po lekcjach. Trudno od nich uciec.
A.R.-G. –W pracy nauczyciela bardzo łatwo przekroczyć granicę zaangażowania. Kiedy zbyt głęboko wchodzi się w problemy uczniów, a przecież nie jest się ani psychologiem, ani pracownikiem socjalnym, tylko nauczycielem – zaczyna się to odbijać na zdrowiu psychicznym. To pierwszy krok do wypalenia. Zawsze mówi się: „zadbaj o siebie”, „masz swoje życie, bliskich, swoje dzieci” – i coś w tym jest. Trzeba te granice wyznaczać, bo inaczej nie da się w tym zawodzie funkcjonować.
To nie znaczy, że mamy być obojętni. Wręcz przeciwnie – nauczyciele nadal bardzo się angażują, bo widzą, co się dzieje. Ale ważne, by pamiętać, że mamy do dyspozycji konkretne narzędzia – procedury, instytucje, które są po to, by reagować, gdy sytuacja dziecka budzi niepokój. Nauczyciel nie musi wszystkiego brać na siebie.
M.I. – Ale też jest w nauczycielach taki strach. Mam poczucie, że mało kto naprawdę dobrze zna przepisy – prawo oświatowe, Kartę nauczyciela… Często coś się słyszy, coś obiło się o uszy, ale żeby mieć konkretną, pewną wiedzę – to już rzadkość. Niby mamy ścieżkę awansu zawodowego, są egzaminy, do których trzeba się przygotować i poznać te przepisy, ale w praktyce większość z nas uczy się tego „pod obowiązek”, a nie z realnego poczucia bezpieczeństwa czy pewności swoich praw.
A.R.-G. –Nie czujemy się pewnie w kwestiach formalnych. Nauczyciele często nie znają dobrze przepisów, a to rodzi niepewność. Z drugiej strony – mamy przecież wsparcie. Związki zawodowe oferują pomoc prawną, nawet jeśli nie jesteś ich członkiem. Są fora internetowe, grupy, możliwości konsultacji. Informacja jest dostępna – tylko trzeba mieć odwagę, żeby po nią sięgnąć. I nie zostawiać problemów wyłącznie sobie.
Myślę też, że duży problem mamy z komunikacją – zarówno między sobą jako nauczycielami, jak i w relacji z uczniami. Sama pracuję z dziećmi w duchu komunikacji bez przemocy i widzę, że to naprawdę działa. One się wtedy inaczej zachowują, reagują z większym spokojem i zaufaniem. Nie mam problemów z dyscypliną, mimo że nie jestem osobą opresyjną czy surową. To bardzo mocno łączy się z tematem dobrostanu nauczyciela – dlatego tak wielu z nas mówi, że jest im ciężko.
Zamiast skupiać się na tym, że uczniowie „nic nie robią”, „siedzą z miną”, „nie mają zeszytu” – warto zadać sobie pytanie: czy to w ogóle jest o mnie? Czy to, że uczeń nie przeczytał lektury, naprawdę powinno tak bardzo mnie dotykać? Może to nie moja odpowiedzialność, tylko jego i jego rodziców?
Mam wrażenie, że nauczyciele często biorą na siebie zbyt wiele. Obwiniamy się, że uczniowie źle napisali egzamin – jakby to była tylko nasza wina. A prawda jest taka, że nawet jeśli wkładamy serce w tę pracę, nie jesteśmy w stanie zbawić świata. I trzeba sobie na to pozwolić. […]
M.I. – Pod tym względem doświadczonym nauczycielom jest po prostu łatwiej. Często słyszymy zarzuty typu: „ona nie ma własnych dzieci”, „jest za młoda, żeby coś wiedzieć”. A przecież każdy nauczyciel kiedyś zaczyna. Nie da się być od razu doświadczonym pedagogiem z dwudziestoletnim stażem.
A.R.-G. –Nie da się – to prawda. Ale z drugiej strony, jak patrzę na młode nauczycielki, które do nas przychodzą, to widzę w nich coś naprawdę wyjątkowego. Mają świeżość, odwagę, zadają pytania: „Dlaczego robicie to w taki sposób? Przecież to nie ma sensu.” I to jest piękne. Młody nauczyciel to dzisiaj zjawisko – naprawdę coś fenomenalnego.
M.I. – Często słyszymy, że doświadczeni nauczyciele są wypaleni, że im się już nie chce, że tylko czekają na emeryturę. I że fajnie by było, gdyby przyszło trochę świeżej krwi – ktoś młodszy, z nowym spojrzeniem. A kiedy taki młody nauczyciel rzeczywiście przychodzi, zaczynają się zarzuty: że nic nie wie, że nie ma doświadczenia, że się jeszcze musi nauczyć. I koniec końców nie bardzo już wiemy, jakich nauczycieli chcielibyśmy mieć w szkole – i skąd ich właściwie brać.
A.R.-G. –To też zależy od środowiska. Ja pracuję w jednej szkole w małym miasteczku – wszyscy się znają, wszystko się niesie. Jest i marketing szeptany, i pozytywny, i negatywny. Więc z jednej strony łatwiej, z drugiej – trudniej.
Mam takie przekonanie, że po pierwsze, jak jesteś autentyczna i niczego nie udajesz, to to jest chyba pierwsza taka cecha fajnego nauczyciela. Takiej autentyczności, szeroko pojętej. I nie chodzi mi o to, żeby nie mieć swojego zdania – można krytykować, mówić otwarcie, że coś w szkole nie działa, że coś się nie podoba. Ale co innego krytyka, a co innego ciągłe narzekanie.
Bardzo mnie boli, kiedy nauczyciele źle mówią o swojej pracy – tak publicznie. Kiedy słyszę: „u nas w szkole to już wszystko źle”, „a ta ministra znowu coś głupiego wymyśliła”. I mówią to do ludzi, którzy nie mają pojęcia o systemie edukacji, o tym, jak to wszystko działa. I myślę sobie: kurczę, nie mów tak – bo to nie tylko twoja frustracja, to też wpływa na to, jak ludzie postrzegają nas wszystkich.
Bo jak ktoś z zewnątrz to słyszy, to myśli: „skoro nauczycielka tak mówi, to chyba naprawdę jest źle.” A przecież to nie jest rozmowa w gronie profesjonalistów, tylko w przestrzeni publicznej. I to robi różnicę
Cały tekst „To nie jest mój gruz, proszę pani”. Nauczyciele muszą stawiać granice” – TUTAJ
Źródło: www.strefaedukacji.pl
Oto dwie informacje o tym samym spotkaniu, które odbyło się dzisiaj – jakże inaczej je opisujące:
Ze strony Ministerstwa Edukacji Narodowej
Spotkanie zespołu ds. pragmatyki zawodowej nauczycieli
W Ministerstwie Edukacji Narodowej odbyło się dziś posiedzenie Zespołu ds. pragmatyki zawodowej nauczycieli poświęcone omówieniu konsekwencji prawnych uchwały Sądu Najwyższego w zakresie czasu pracy nauczycieli.
Podczas dyskusji uczestnicy spotkania podjęli temat dotyczący rozliczania nauczycielskich godzin nadliczbowych w związku uchwałą Sądu Najwyższego, który rozstrzygnął, że wobec nauczycieli mają zastosowanie przepisy Kodeksu pracy w zakresie pracy w godzinach nadliczbowych.
Uczestnicy przyjęli propozycję Pani Minister Barbary Nowackiej rozpoczęcia prac w grupie roboczej nad wypracowaniem niezbędnych rozwiązań prawnych w zakresie czasu pracy nauczycieli w związku z wyrokiem Sądu Najwyższego. Do udziału w pracach tej grupy zostali zaproszeni przedstawiciele organizacji jednostek samorządu terytorialnego, eksperci Państwowej Inspekcji Pracy, Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej oraz Ministerstwa Finansów.
Podczas spotkania omówione zostały również wyniki uzgodnień i konsultacji projektu ustawy o zmianie ustawy – Karta Nauczyciela.
W piątkowym posiedzeniu Zespołu ds. pragmatyki zawodowej nauczycieli uczestniczyli również wiceministrowie: Katarzyna Lubnauer, Paulina Piechna-Więckiewcz oraz Henryk Kiepura.
Źródło: hwww.gov.pl/web/edukacja/
x x x
A teraz informacja o tym spotkaniu ze strony ZNP:
Komentarz ZNP po rozmowach w MEN
[…]
– To było długie, merytoryczne i nerwowe spotkanie Zespołu – mówił prezes ZNP Sławomir Broniarz. – Dzisiaj dowiedzieliśmy się, że zmiany, o które apelował ZNP – ta nowelizacja Karty Nauczyciela – może nie wejść w życie 1 września. To spotyka się z bardzo dużym rozczarowaniem naszego środowiska i pojawia się pytanie, dlaczego ten czas został zmarnowany i dlaczego te propozycje nie były szybciej procedowane. Należało pracować dzień i noc, biorąc pod uwagę fakt, że wiele rozwiązań miało wejść 1 września i na to nauczyciele czekają.
Dodał, że minister edukacji zapewniała, że dołoży starań, aby nowelizacja weszła w życie od września br., ale w lipcu są tylko dwa posiedzenia Sejmu a w sierpniu jedno. – Dlatego pesymistycznie się do tego odnosimy – komentował prezes ZNP.
– Drugim wątkiem jest brak prac nad obywatelską inicjatywą ZNP. Nie rozumiemy, dlaczego sejmowa podkomisja nie podjęła pracy nad projektem. Przypomnę, także panu premierowi, że obywatelski projekt ZNP jest w Sejmie od stycznia 2024 roku.
– Wiele emocji wywołał też temat rozliczania godzin ponadwymiarowych i sprawa pracy podczas wycieczek szkolnych – mówił prezes ZNP. – Dlatego w poniedziałek zbierze się nadzwyczajne posiedzenie Prezydium ZG ZNP, które odniesie się zarówno do propozycji odłożenia w czasie wejścia w życie nowelizacji Karty Nauczyciela, jak i do propozycji dotyczących rozliczania godzin.
W lutym br. Sąd Najwyższy orzekł, że praca wykonywana przez nauczyciela ponad tygodniowe normy czasu pracy jest pracą w godzinach nadliczbowych w rozumieniu przepisów Kodeksu pracy a płacenie za przekroczenie norm czasu pracy, czyli za nadgodziny, jest zasadą w polskim systemie prawnym.
Godziny nadliczbowe są to godziny realizowane ponad tygodniową normę czasu pracy, czyli ponad 40 godzinę pracy w tygodniu. Związek Nauczycielstwa Polskiego – w ramach dotychczasowych prac Zespołu ds. pragmatyki – przedstawił już MEN konkretną propozycję rozwiązania kwestii rozliczania godzin nadliczbowych.
Źródło: www.znp.edu.pl
x x x
Na stronie Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”, do chwili publikowania tego materiału, nie znaleźliśmy informacji o tym spotkaniu – ZOBACZ TUTAJ
Dopiero dzisiaj, pięć dni po ogłoszeniu oficjalnych wyników II tury wyborów prezydenckich, zaladając że już opadły emocje związane z ich wynikami, postanowiliśmy udostępnić tekst, zamieszczony 20 maja na blogu CEO. Jako że jest on bardzo obszerny zamieszczamy jedynie jego fragmenty, ale zachęcamy do zapoznania się z jego pełną wersją . patrz link w zakończeniu tego materiału:
Między 5 a 16 maja młodzież w niemal 700 szkołach z całej Polski zagłosowała na kandydatki i kandydatów, startujących w wyborach na Prezydenta RP. Oznacza to, że blisko 200 000 uczennic i uczniów miało okazję stanąć przed podobną decyzją jak dorośli wyborcy i wyrazić swoje poglądy.
Program „Młodzi głosują” to ogólnopolska inicjatywa edukacyjna stworzona przez Centrum Edukacji Obywatelskiej, w której uczniowie i uczennice szkół podstawowych (od klas VI) oraz ponadpodstawowych organizują prawdziwą lekcję demokracji w praktyce. Młodzież samodzielnie przygotowuje szkolne wybory, prowadzi kampanie profrekwencyjne, powołuje komisje wyborcze i zlicza głosy, a nawet organizuje debaty na ważne dla nich tematy – często pomijane przez starszych polityków. Centrum Edukacji Obywatelskiej wspomaga nauczycieli, udostępniając gotowe scenariusze lekcji, które pozwalają w angażujący, ale bezstronny sposób prowadzić zajęcia o urzędzie prezydenta i wyborach, a także oferując przewodniki projektowe, webinaria, plakaty i inne materiały wspierające. Wszystko, żeby niepełnoletni mogli poznać mechanizmy demokracji przez doświadczenie. Celem projektu jest zwiększenie zainteresowania polityką wśród młodzieży oraz kształtowanie nawyków obywatelskich na przyszłość. W edycji 2025 – powiązanej z wyborami prezydenckimi – uczniowie ponownie wcielili się w rolę wyborców. Poniżej podsumowujemy wyniki tej symulacji oraz płynące z nich najważniejsze wnioski.
Wyniki symulacji wyborów 2025 – Młodzi głosują inaczej
W szkolnej symulacji „Młodzi głosują 2025” młodzież oddała głosy na 13. kandydatów startujących w wyborach Prezydenta RP. Zdecydowany prym wśród młodych wiedli kandydaci spoza głównego politycznego nurtu. Sławomir Mentzen (lider Konfederacji) zdobył w głosowaniu młodzieży 19,1% poparcia i uplasował się na pierwszym miejscu. Adrian Zandberg (kandydat partii Razem) uzyskał 17,4% głosów, zajmując drugie miejsce tuż za Mentzenem. Dopiero na trzeciej pozycji znalazł się przedstawiciel głównej partii rządzącej – Rafał Trzaskowski z wynikiem 13,2%, o włos wyprzedzając Joannę Senyszyn, która otrzymała 12,6%. Wspierany przez Prawo i Sprawiedliwość Karol Nawrocki znalazł się na siódmym miejscu – 6,9% głosów młodych, przegoniony również przez Magdalenę Biejat – 10,5% i Grzegorza Brauna – 9,2%. Pozostali kandydaci otrzymali poniżej 5%, w tym Krzysztof Stanowski – 4,5% i Szymon Hołownia – 3,1%.
Warto zauważyć, że Trzaskowski i Nawrocki, którzy weszli do II tury prawdziwych wyborów prezydenckich, cieszyli się relatywnie niskim poparciem wśród młodzieży, wspólnie otrzymując jedynie 20% poparcia (o 41 punktów procentowych mniej niż w oficjalnych wyborach).
Frekwencja w szkolnych wyborach wyniosła 53%, co oznacza, że głos oddało ponad 100 000 uczennic i uczniów. Poniżej analizujemy, dlaczego młodzi najchętniej głosowali na Mentzena i Zandberga, dlaczego kandydaci głównych partii nie zyskali ich przychylności, a także co mówią nam te wyniki o postawach młodego pokolenia.
Dlaczego młodzież wybrała Mentzena i Zandberga?
Najmłodsi wyborcy biorący udział w symulacji wyłamali się z klasycznej polaryzacji politycznej. Zamiast powielać dominujący w dorosłej polityce podział na konserwatywny obóz opozycyjny (PiS) i najsilniejszą w rządzie liberalną KO, młodzież tłumnie poparła kandydatów spoza mainstreamu. Najwięcej głosów dostały skrajnie odmienne ideowo postaci: wolnorynkowo-narodowy Sławomir Mentzen i lewicowy Adrian Zandberg. Jak pokazały sondaże exit poll, Mentzen i Zandberg zdobyli najwięcej głosów także w grupie 18–29 lat w prawdziwych wyborach, zdecydowanie wyprzedzając mainstreamowych konkurentów. Z tą różnicą, że przewaga Mentzena była w grupie 18-29 lat jeszcze większa, a poparcie dla wszystkich kandydatów lewicowych zdecydowanie niższe. To zjawisko wskazuje, że młodzi nie boją się głosować na kandydatów o jednoznacznych, wyrazistych poglądach – są gotowi poprzeć zarówno partie mocno lewicujące, jak i antysystemową prawicę, rzadziej głosują na partie, które od lat rozdają karty w polityce.
Dlaczego to właśnie Mentzen i Zandberg okazali się dla młodzieży najbardziej atrakcyjni? Oto kluczowe według nas powody:
Wyrazistość i autentyczność przekazu: Młodzi wyborcy cenią polityków konsekwentnych i wyrazistych, którzy nie boją się głosić jasno zdefiniowanych poglądów. Mentzen i Zandberg prezentują odmienne wizje, ale obaj robią to wiarygodnie i bez oglądania się na polityczne kompromisy. W odczuciu wielu młodych kandydaci ci wydają się bardziej autentyczni niż ci z głównego nurtu, którzy stawiają na kompromis i łagodzą przekaz z myślą o starszym elektoracie – taki styl nie trafia do młodzieży. „Młodzi nie obawiają się popierać kandydatów o wyrazistych, nawet skrajnych poglądach” – komentuje Michał Mazur, koordynator programu „Młodzi głosują” w Centrum Edukacji Obywatelskiej – „jednocześnie szczerość i spójność przekonań liczy się bardziej niż przyporządkowanie do tradycyjnej lewej czy prawej strony”. Taką tezę potwierdzają też badania. Z raportu „Portret polityczny młodych Polaków” wynika, że aż 61,2 % osób w wieku 18–29 lat nie potrafi określić się na tradycyjnej osi ideologicznej. Można przypuszczać, że wśród osób młodszych podział lewica-prawica jest jeszcze bardziej zatarty. „Częściej można usłyszeć, że osoba młoda głosuje na tego, a nie innego kandydata, bo «mówi jak jest», a nie bo «prawicowe lub lewicowe ideały są mi bliskie»” – dodaje Mazur.
Bunt przeciw obecnej polityce: Głosując na Mentzena i Zandberga, młodzi wyrażają sprzeciw wobec politycznego status quo. Obaj ci kandydaci stoją w opozycji do establishmentu. Sławomir Mentzen mocniej kontestuje rządzący liberalno-centrowy konsensus, Adrian Zandberg zwrot w stronę konserwatyzmu, ale obaj po prostu jasno i głośno mówią «NIE» zastanej rzeczywistości. Buntownicze narracje zawsze znajdowały posłuch u młodych – obietnice rozbicia „skostniałego układu” czy wywrócenia zastanego porządku politycznego przemawiają do nowego pokolenia. Wybór Mentzena i Zandberga można więc odczytać jako formę młodzieżowego buntu przeciw dotychczasowym elitom politycznym.
Sprawna kampania w internecie i „tiktokizacja” polityki: Dzisiejsza młodzież czerpie informacje głównie z mediów społecznościowych – zwłaszcza z YouTube’a, Instagrama czy TikToka. Sławomir Mentzen doskonale wykorzystał TikToka, zdobywając tam ogromną popularność i deklasując pod względem wyświetleń wszystkich rywali politycznych. Jego krótkie filmiki i ironiczne komentarze stały się viralami, co przełożyło się na rozpoznawalność wśród nastolatków. Również Adrian Zandberg aktywnie komunikował się z młodymi w sieci – wielu osobom po tej kampanii na długo zostanie w głowie chwytliwy tekst piosenki: “głosuję na Adriana na na na na na na…”. Memiczność przekazu i humor obecny w internetowej komunikacji tych kandydatów sprawiły, że ich kampanie były bliższe młodym ludziom niż stateczne przekazy telewizyjne konkurentów. To przykład postępującej tiktokizacji polskiej polityki – kto potrafi zaistnieć w nowych mediach, ten zyskuje głos młodego pokolenia.
O młodych, do młodych i w sprawach młodych: Zarówno Mentzen, jak i Zandberg trafiali w nastroje i problemy młodego pokolenia. Choć każdy z innej strony ideowej, Mentzen i Zandberg adresowali swoje kampanie bezpośrednio do nastolatków i dwudziestolatków, regularnie zwracając się do nich bezpośrednio i podkreślając, że polityka powinna odpowiadać na ich codzienne doświadczenia. Mentzen dużo mówił o wolności słowa, wolności osobistej, polityce imigracyjnej i wysokich kosztach życia. Zandberg natomiast kładł nacisk na prawa pracownicze, inwestycję w energetykę jądrową i politykę zdrowotną. Obaj często odnosili się do problemów z mieszkalnictwem i edukacją. Chętnie krytykowali też obecną władzę wskazując na nepotyzm i kolesiostwo.
[…]
W dalszej części tego opracowania są części, zatytułowane:
Głos sprzeciwu […]
Wzmocnienie lewicy, osłabienie Hołowni […]
Szkoły podstawowe i średnie, dalekie od średniej […]
Frekwencja 53% – sygnał buntu czy apatii? […]
A oto zakończenie tego opracowania:
Czego uczy nas „Młodzi głosują”?
Obraz młodego pokolenia jest bardziej złożony, niż wynikałoby to z klasycznych podziałów ideologicznych. Choć wśród młodych wyborców są zarówno ci, którym bliskie są wartości progresywne – prawa człowieka, klimat, feminizm – jak i zwolennicy wolnościowych, nacjonalistycznych czy konserwatywnych narracji, to wielu z nich nie postrzega siebie w kategoriach tradycyjnej osi lewica-prawica. Młodzi wybierają raczej wyraziste przekazy i autentycznych kandydatów, niezależnie od ich politycznych etykiet. W efekcie najbardziej aktywni młodzi wyborcy coraz częściej głosują na formacje takie jak Konfederacja czy Lewica, które nie unikają jasno zdefiniowanych postulatów, podczas gdy duże partie (PO, PiS) zbierają w tej grupie znacząco mniej głosów niż wśród starszych wyborców.
“Młodzi Głosują” pokazuje, że młodzi chcą brać udział w obywatelskich inicjatywach i że spora grupa uczniów chce wyrazić swój głos, ale nadal potrzebne są działania, które pomogą im poczuć większą odpowiedzialność i pewność w głosowaniu. To ważna lekcja dla polskiej demokracji. Młodzi nie są obojętni – oni czekają na powód, by zaufać demokracji i jej przedstawicielom. Chcą widzieć odwagę i efekty w działaniu. Gdy tego brakuje, uciekają w bunt albo apatię. Dlatego wsłuchanie się w głos młodych, danie im realnego wpływu oraz odpowiadanie na ich potrzeby powinno stać się priorytetem dla decydentów, którzy chcą zdobyć głosy młodych dorosłych. Demokracja w oczach młodych powinna być żywa, autentyczna i sprawcza – inaczej ryzykujemy utratę całego pokolenia obywateli, którzy zniechęceni odwrócą się od udziału w życiu publicznym.
Dlatego „Młodzi Głosują” to nie tylko jednorazowe wydarzenie – to program, który uczy, że głos ma znaczenie, a udział w wyborach to coś więcej niż wrzucenie karty do urny. „Młodzi głosują” to też wsparcie dla nauczycieli i nauczycielki w prowadzeniu rozmów o polityce z zachowaniem neutralności. Dzięki niemu szkoła staje się miejscem realnego przygotowania do bycia aktywną obywatelką i aktywnym obywatelem.
Dając młodym przestrzeń do praktykowania demokracji w bezpiecznych warunkach szkolnych, program buduje ich sprawczość i przekonanie, że mają wpływ. Pokazuje, że polityka to nie „gra dorosłych”, ale obszar, w którym młodzi mogą działać, współdecydować i zmieniać rzeczywistość.
Dbając o najwyższe standardy neutralności politycznej projektu „Młodzi głosują 2025”, ogólnopolskie wyniki opublikowaliśmy dwa dni po wyborach powszechnych (20 maja). Wystrzegamy się wszelkich form agitacji, a naszym celem jest wzmacnianie społeczeństwa obywatelskiego i edukacji wyborczej. Projekt „Młodzi głosują 2025” realizowany jest zgodnie z art. 108 § 3. kodeksu wyborczego.
Autorzy: Michał Mazur, Paulina Pękalska
Cały tekst „Niepełnoletni też głosowali” – TUTAJ
Źródlo: www.ceo.org.pl
