22 sierpnia 2025 r. na platformie X Episkopat Polski zamieścił post, przypominający o swoim stanowisku w sprawie wchodzącego do szkół nowego przedmiotu „Wychowanie zdrowotne”:

 

 

 

Dzisiaj rano w Radiu TOK FM wystąpiła wiceministra edukacji Katarzyna Lubanuer, która skomentowała informacje, jakie na temat przedmiotu „edukacja zdrowotna” rozpowszechnia Episkopat Polski. Oto obszerny fragment zapisu tego wystąpienia, zamieszczonego na stronie Radia TOK FM:

 

 

 Kościół straszy edukacją zdrowotną. Lubanuer w TOK FM: Typowy przykład fake newsa

[…]

 

Od września uczniowie będą mieli nowy – nieobowiązkowy przedmiot. To budząca sporo kontrowersji edukacja zdrowotna. Episkopat Polski przypomniał ostatnio list w sprawie nowego przedmiotu. „Przyszłość dzieci jest w waszych rękach. Nie wolno wam zgodzić się na systemową deprawację waszych dzieci” – napisano. Jest też apel do rodziców: „W trosce o wychowanie i zbawienie, apelujemy, abyście nie wyrażali zgody na udział waszych dzieci w tych demoralizujących zajęciach”. Hierarchowie między innymi zarzucają MEN-owi, że tematyka „seksualności w ramach Edukacji zdrowotnej jest oderwana od kontekstu małżeństwa i rodziny. Małżeństwo jest tu tematem prawie nieobecnym, zaś rodzina – rozumiana jako ojciec, matka i dzieci – jest całkowicie zmarginalizowana„.

 

– Jest to typowy przykład fake newsa. Tak można to śmiało powiedzieć komentowała w „Poranku TOK FM” wiceministra edukacji Katarzyna Lubnauer. 

 

Rozmówczyni Dominiki Wielowieyskiej cytowała fragmenty podstawy programowej. – Przeczytam wprost fragmenty podstawy programowej: „Wymienia i omawia funkcje rodziny, opisuje przejawy jej prawidłowego funkcjonowania, omawia wartość rodziny w życiu osobistym człowieka, czynniki wpływające na atmosferę w rodzinie, prawa i obowiązki dziecka oraz rodziców; omawia sposoby dbania o więzi rodzinne, relację z matką, ojcem, rodzeństwem, dziadkami, dalszą rodziną, opisuje zmiany mogące wystąpić w rodzinach – w tym separacje, rozwód, wejście rodziców w nowe związki, adopcje, chorobę i śmierć, a także wymienia sposoby radzenia sobie w takich sytuacjach„. Jak widzimy, to jest po pierwsze, przestrzeń dla nauczyciela do tego, żeby bardzo z bardzo dużą wartością mówić o tym, co się dzieje w naszych rodzinach, a to rodzina zwykle jest tym podstawowym, najbardziej bezpiecznym miejscem – mówiła wiceministra.

 

Gościni „Poranka TOK FM” poinformowała, że „Instytut Badań Edukacyjnych pracuje nad podstawą programową, w której mają się znaleźć moduły związane z edukacją medialną„. Zmiany miałby wejść w życie w przyszłym roku (2026). Moduł dotyczący edukacji medialnej ma być częścią podstawy programowej – jak stwierdziła – między innego języka polskiego. Moduł ma zostać wprowadzony w starszych klasach szkoły podstawowej i w szkole ponadpodstawowej.  […]

 

 

Cały tekst „Kościół straszy edukacją zdrowotną. Lubanuer w TOK FM: Typowy przykład fake newsa”  –  TUTAJ

 

 

Źródło: www.tokfm.pl

 

Treść Listu Prezydium Konferencji Episkopatu Polski w sprawie nowego przedmiotu Edukacja zdrowotna z dn. 15 maja 2025 roku  –  TUTAJ



 

 

Zamieszczając wczoraj na OE fragmenty tekstu Katarzyny Mazur z portalu „Strefa Edukacji”, zatytułowanego „Coś złego zadziało się ostatnio wokół polskiej szkoły”, który jest syntezą wypowiedzi Marka Pleśniara w debacie Czy potrafimy zaufać szkole”, nieuchronnie uruchomiłem wspomnienia, dotyczące naszej z Markiem znajomości.  I z owych lat (19-u) naszej znajomości wynikły takie właśnie, spowodowane owymi  jego wypowiedziami, refleksje.

 

Zacznę od tego, że do naszego  pierwszego spotkania doszło podczas I Kongresu Zarządzania Oświatą, który – powstałe w 2002 roku Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kadry Kierowniczej Oświaty, mające swoją stałą siedzibę (biuro) w Olsztynie – zorganizowało w dniach 27 – 29 września właśnie w Łodzi. Zbiegiem okoliczności był fakt, że trzy tygodnie wcześniej zaistniała w Internecie, wydawana przez Wyższą Szkołę Pedagogiczną w Łodzi „Gazeta Edukacyjna”, której redaktorem naczelnym kierownictwo tej uczelni (pani Kanclerz Małgorzata Cyperling i pan Rektor prof. Bogusław Śliwerski) uczynili właśnie mnie. Nie muszę chyba uzasadniać, że pozyskawszy informację, że takie ważne dla oświatowego świata wydarzenie będzie w naszym mieście – nie omieszkałem zrobić wszystko, aby tam być, obserwować, a potem w „Gazecie Edukacyjnej” zrelacjonować.

 

Zawarta tam znajomość z Markiem Pleśniarem – już wtedy dyrektorem biura OSKKO – stała się znakomitym fundamentem dla kolejnych spotkań – zawsze podczas następnych (acz – z różnych powodów – nie wszystkich) Kongresów Zarządzania Oświatą. W sumie doliczyłem się ich jedenaście – ostatnie w dniach 30 września – 2 października 2019 r., podczas  XIV Kongresie w Zakopanem.

 

Może jeszcze kiedyś znajdę czas (i pretekst), aby bardziej faktograficznie powspominać je wszystkie. Ale dziś napisałem o tych faktach z jednego powodu: aby udokumentować moje prawo do uświadomienia czytającym ten felieton ten niesamowity fakt: Marek Pleśniar jest dyrektorem biura OSKKO w Olsztynie, NIEPRZERWANIE od 14 listopada 2002 roku, kiedy to Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kadry Kierowniczej Oświaty zostało zarejestrowane w Krajowym Rejestrze Sądowym. I przez te wszystkie lata jest także członkiem Zarządu tego Stowarzyszenia.

 

W tym czasie funkcję Prezesa OSKKO pełniły trzy kobiety:  Joanna Berdzik – od 2002 do 2010 roku, Ewa Halska – w latach 2011 – 2024 i od marca 2024 roku – Izabela Leśniewska.

 

I jeszcze jedno muszę tu uświadomić: Marek Pleśniar przez te wszystkie lata trzyma w swoich rękach wszystkie nici informacji i decyzji owego Stowarzyszenia, zrzeszającego kadrę kierowniczą – szkół, innych placówek oświatowo-wychowawczych oraz kadrę odpowiadającą za oświatę w samorządach miejskich i powiatowych, stowarzyszenia które liczy ponad 6000 członków, w którego Kongresach co roku uczestniczy zazwyczaj około (prawie lub ponad) 1000 osób.

 

W okresie, w którym OSKKO prowadzi swoją działalność, czyli od owego 2002roku, w  czasie kiedy cały czas był tam aktywny Marek Pleśniar – w Polsce za oświatę odpowiadało piętnaście osób pełniących urząd ministra edukacji. Warto sobie to uświadomić, a zwłaszcza przypomnieć z jakich opcji politycznych były to osoby i jakie to programy dla polskich szkół lansowali i realizowali.

 

A przez te wszystkie lata na swoim fotelu Dyrektora Biura OSKO zasiadał Marek Pleśniar!

 

Dlatego tak warte uwagi i docenienia są jego opinie o sytuacji polskich szkół, a w nich nauczycieli, uczniów, a w konsekwencji – także rodziców owych uczniów. Warto mieć na uwadze także i ten fakt, że obecna ministra edukacji, w roku, kiedy Marek Pleśniar współtworzył OSKKO i został dyrektorem biura Stowarzyszenia, miała 27 lat!!!

 

Wzorem ks. Leonarda Świderskiego może Marek Pleśniar powiedzieć „Oglądały oczy moje…”

 

Przeczytajcie jeszcze raz ów tekst z najnowszymi ocenami polityki oświatowej MEN Marka Pleśniara  –  bo warto!   

TUTAJ

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 



Przeglądając ponownie Internet pod kątem  materiałów, w których można znaleźć warte upowszechnienia na OE wypowiedzi o aktualnej sytuacji w oświacie, odkryliśmy, ze naszej uwadze umknął tekst Katarzyny Mazur, zamieszczony w miniony wtorek na portalu „Strefa Edukacji” w którym jego autorka zawarła najważniejsze fragmenty z wypowiedzi, jakie podczas debaty poświęconej roli szkoły w budowaniu sprawczości uczniów udzielał Marek Pleśniar – dyrektor biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.

 

Oto obszerne fragmenty tekstu Katarzyny Mazur, link do jego pełnej wersji oraz do filmowej relacji z debaty:

 

 

Coś złego zadziało się ostatnio wokół polskiej szkoły

 

Screen z filmowej relacji debaty

 

Marek Pleśniar podczas podczas debaty poświęconej roli szkoły w budowaniu sprawczości uczniów, zorganizowanej 19 sierpnia 2025 r. przez portal „Strefa Edukacji”

 

[…]

 

Podczas debaty poświęconej roli szkoły w budowaniu sprawczości uczniów Marek Pleśniar, dyrektor biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, krytycznie ustosunkował się do działań resortu edukacji. Jego zdaniem obecne reformy i projekty ustaw pokazują wyraźny brak zaufania władzy do nauczycieli, prowadzą do nadmiernej centralizacji i odbierają szkołom realną autonomię.

 

Kryzys zaufania to mało powiedziane. Niemal wszystkie projekty aktów prawnych oraz wszystkie zmiany, których doświadczamy od roku świadczą o braku zaufania władzy do nauczycieli – powiedział podczas debaty Strefy Edukacji „Czy potrafimy zaufać szkole”.

 

Przykładów podał wiele, począwszy od słynnej regulacji prac domowych – która odbyła się bez wysłuchania nauczycieli. Odniósł się też do nowelizacji ustawy Prawo Oświatowe i niektórych innych ustaw z dn. 8 lipca, która wprowadza m.in. jednolite prawa i obowiązki ucznia.

 

Ta ustawa wprowadzi masę zmian w najdrobniejszych przejawach życia szkolnego, wprowadza centralistyczne regulacje dotyczące właściwie wszystkiego, jak mamy karać i nagradzać uczniów w tej a nie innej szkole – mówił jak my mamy na przykład karać i nagradzać uczniów w tej, a nie innej szkole. […]

 

Pleśniar przypomniał, że po 1989 roku polska szkoła miała być miejscem samorządnym, zakorzenionym w lokalnej społeczności.

 

Myśmy się kiedyś umówili na demokrację i na szkołę publiczną, samorządową, która jest tu, na miejscu i jest własnością nas, nauczycieli, uczniów, rodziców. W statucie każda szkoła ma prawo, zgodnie z ogólnymi przepisami, stworzyć swoją szkołę – to jest nasza konstytucja tu, w tej miejscowości, gdzie się znajdujemy. Teraz zachodzi proces centralizacji i usztywniania wszystkich tych rzeczy – podkreślił.

 

W jego ocenie obecne tendencje przypominają czasy PRL, kiedy każda szkoła stosowała identyczny regulamin ustalany w Warszawie.

 

Będzie tak jak w latach 70., gdy na ostatniej stronie dzienniczka drukowano regulamin, bo taki sam był w każdej szkole w Polsce. Jest to przeszkoda tak ogromna, że mówienie o tzw. sprawstwie, mówienie o autonomii, o tym, że my mamy pokazywać, jak być samodzielnymi, jest dla nauczycieli kpiną – ocenił. – Jest dla nas kpiną, że ludzie, którzy są pozbawiani wpływu, mają uczyć wpływu.

 

Sytuacja ta oczywiście rzutuje także na zaufanie nauczycieli i dyrektorów do rządu.Jesteśmy centralizowani i brak zaufania panuje także ze strony nauczycieli i dyrektorów do władzy, która tak i tak nam robi. Stąd mamy naprawdę duży problem z tą kwestią.

 

Marek Pleśniar świadomie dotyka dwóch delikatnych wątków: politycznej trwałości reform oraz fundamentalnych warunków pracy nauczyciela.

 

Pierwszy z nich to kwestia niepewności politycznej. Ekspert zwraca uwagę, że w perspektywie dwóch lat może zmienić się władza, a wraz z nią – kierunek lub nawet sam fakt realizacji zapowiadanych reform. Planowanie głębokich zmian w oświacie bez gwarancji ich ciągłości politycznej może się okazać fiaskiem. Reforma może zostać zatrzymana lub odwrócona, zanim zacznie realnie działać.

 

Drugi wątek, który ekspert nazywa wręcz „punktem zerowym”, dotyczy relacji nauczyciel–uczeń. Podkreśla on, że wszelkie programy kształtowania „umiejętności życiowych” czy „sprawczości” są puste, jeśli nauczyciel nie zna swoich uczniów. To jest argument strukturalny – przy obecnych, często przepełnionych klasach, indywidualne poznanie ucznia staje się nierealne. Pleśniar stawia tu tezę, że bez kontaktu i relacji nie ma edukacji w sensie wychowawczym czy rozwojowym. […]

 

Pleśniar zwrócił uwagę, że w procesie reformowania oświaty brakuje głosu rodziców. Mamy 16 kuratorów, którzy mogą zaprosić przedstawicieli rad rodziców na ogólnopolską konferencję. Oni przyjadą, bo chcą być wysłuchani. A my dziś tego głosu nie znamy – zaznaczył.

 

Mimo tej gorzkiej krytyki, widzi szansę na odwrócenie negatywnych tendencji, wskazując tu na duży udział pracy wykonywanej w Instytucie Badań Edukacyjnych przez wielu ekspertów oświatowych. – To wszystko naprawdę można jeszcze odkręcić. Można sobie powiedzieć: zacznijmy sobie ufać. Dostajecie narzędzia, macie ideę, ale wy macie swoje statuty i swoje grona, z którymi pracujcie i się przygotujcie podsumował.

 

 

 

Cały tekst „Coś złego zadziało się ostatnio wokół polskiej szkoły”  oraz relacja filmowa z  debaty „Czy potrafimy zaufać szkole” [56’20”]  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www. strefaedukacji.pl

.



Foto: Adam Jankowski [ www.strefaedukacji.pl ]

 

Zadowolony z siebie Prezydent Karol Nawrocki podczas dzisiejszej konferencji prasowej, na której poinformował o podpisaniu 21 ustaw skierowanych przez Parlament

 

 

 

Oto ważna dla nauczycieli informacja – fragment tekstu Moniki Sewastianowicz z portalu Prawo.pl:

 

 

Prezydent podpisał nowelę Karty nauczyciela – od września zmiany korzystne dla nauczycieli

 

Prezydent podpisał długo oczekiwaną zmianę Karty Nauczyciela. Zmiany obejmują m.in. ujednolicenie pensum i rozwiązań w zakresie nagrody jubileuszowej. Doprecyzowane zostaną ponadto m.in. przepisy dotyczące doraźnych zastępstw, roli mentora, a także umów nauczycieli. Senat przyjął ustawę bez poprawek.

 

Nowela ma wejść w życie 1 września 2025 r. – choć nie od razu w całości. – Bez najmniejszych wątpliwości (…) podpisałem (…) ustawę odnoszącą się do Karty nauczyciela, która zyskała rodzaj konsensusu w polskim parlamencie – wskazał prezydent Karol Nawrocki. – Cieszę się, że środowisku nauczycielskiemu przygotowano rozwiązania, na które czekało – dodał.[…]

 

 

Cały tekst „Prezydent podpisał nowelę Karty nauczyciela – od września zmiany korzystne dla nauczycieli”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.prawo.pl/oswiata/

 

 

USTAWA z dnia 25 lipca 2025 r. o zmianie ustawy – Karta Nauczyciela oraz niektórych innych ustaw  –  TUTAJ

 



Oto główna część tekstu Magdaleny Konczal, zamieszczonego dzisiaj na portalu „Strefa Edukacji”:

 

 

Większość rodziców tego chce, ale szkoły nie są przygotowane

 

Większość rodziców chce, aby szkoły uczyły o zagrożeniach związanych ze sztuczną inteligencją. Jednocześnie prawie połowa z nich uważa, że placówki nie są jeszcze na to przygotowane. […]

Jak wynika z badania SW Research Agencji Badań Rynku i Opinii, 62 proc. rodziców uważa, że szkoły powinny uczyć o zagrożeniach związanych z AI. 56 proc. deklaruje, że chciałoby, by ich dzieci korzystały ze sztucznej inteligencji pod nadzorem nauczycieli lub samych rodziców.

 

W badaniu zapytano rodziców m.in. o to, jak postrzegają wykorzystanie narzędzi opartych na AI przez dzieci w kontekście edukacji. 39 proc. z nich przyznało, że ich dzieci już teraz korzystają z takich rozwiązań – głównie do wyszukiwania informacji (45 proc. wskazań), streszczania lektur (28 proc.), rozwiązywania i sprawdzania zadań matematycznych (26 proc.).

 

Mimo to, 32 proc. rodziców nie widzi przeciwwskazań, by uczeń wspomagał się AI w celu uzyskania lepszych ocen, a 40 proc. opowiada się za codziennym wykorzystywaniem tej technologii w szkole.

 

Technologię postrzegają też jako pomoc przy trudnych przedmiotach (35 proc.), sposób na rozwój kompetencji cyfrowych (31 proc.) i narzędzie ułatwiające dostęp do wartościowych treści edukacyjnych (30 proc.). Jednocześnie 14 proc. badanych nie widzi w AI żadnych korzyści dla edukacji.

 

Rodzice zwracają uwagę na potencjalne zagrożenia. 33 proc. z nich obawia się ograniczenia kreatywności uczniów, a 31 proc. wskazuje na ryzyko uzależnienia od technologii. Tyle samo martwi spadek umiejętności takich jak krytyczne myślenie, pisanie czy liczenie.

 

62 proc. respondentów uważa, że w programie nauczania powinny znaleźć się treści o zagrożeniach związanych z AI” – czytamy w badaniu. Z kolei 52 proc. chciałoby, by szkoły uczyły, jak korzystać z tej technologii w sposób bezpieczny i efektywny.

 

Niemal połowa badanych (49 proc.) twierdzi, że szkoły nie są jeszcze gotowe na edukacyjne wykorzystanie AI.

 

Badanie przeprowadzono metodą CAWI na zlecenie Empiku w dniach 2–15 lipca 2025 r. na ogólnopolskiej próbie 1005 dorosłych respondentów mających dzieci.

 

 

 

Źródło: www.strefaedukacji.pl

 

x           x           x

 

 

Proponujemy także lekturę tekstu  „AI nas zastąpi? Tylko jeśli na to pozwolimy”, zamieszczonego wczoraj przez Witolda Kołodziejczyka na portalu „Edunews.pl”  – TUTAJ

 



Od dnia, w którym zamieściliśmy tekst Jarosława Pytlaka z jego bloga „Wokół Szkoły” minęły dwa miesiące i dwa dni. Jedynym wytłumaczeniem tego zaniedbania są trwające nadal wakacje. Ale nie możemy nie zamieścić, choćby fragmentów, jego najnowszego tekstu, który ukazał się wczoraj:

 

 

Dura lex, sed mala lex

 

Jak co roku, w połowie sierpnia znajduję w służbowej skrzynce mailowej kuszące propozycje doszkolenia się w sprawie zmian w prawie oświatowym, które w tym sezonie zachodzą tylko na poziomie rozporządzeń. Ustawy, nawet jeśli przeszły już przez parlament, to oczekują na podpis prezydenta, ale mogą się nie doczekać, bo nowemu lokatorowi Belwederu nie po drodze z ministrą Nowacką. Mimo to, jest o czym się szkolić. Od września kadra zarządzająca w oświacie będzie miała na głowie dwa nowe przedmioty – edukację zdrowotną i edukację obywatelską, błyszczącą od nowości podstawę programową wychowania fizycznego (jako obietnicę rewolucji do wdrożenia), zmniejszenie wymiaru zajęć z religii, z obowiązkiem lokowania tego, co pozostało, na skrajnych lekcjach, oraz nowelizację rozporządzenia o kwalifikacjach nauczycieli. To tylko niektóre wchodzące w życie zmiany, ale już te wystarczą, by zapragnąć zarówno szkolenia, jak i poczytania czegoś napisanego z pasją o prawie oświatowym i prawodawcach z ministerstwa.

 

Szkolić nikogo nie będę, natomiast napiszę coś z pasją. Szewską.

 

Zacznijmy od wychowania fizycznego. Już 22 lipca, a więc na całe 40 dni przed rozpoczęciem roku szkolnego, ministra Nowacka podpisała rozporządzenie w sprawie nowej podstawy programowej. Projekt znany był wcześniej, ale bez podpisu trudno było się nim zajmować. No więc dostaliśmy go w środku wakacji, a w myśl prawa już na początku września powinny być gotowe programy nauczania i zasady oceniania, które należy podać uczniom i ich rodzicom. Dobrze, że przynajmniej podręczników nie potrzeba. […] Nawet w tak sprzyjających okolicznościach ogłoszenie nowej podstawy programowej, na pięć tygodni przed wdrożeniem, trąci absurdem. Niestety, w naszym systemie edukacji nikogo to już nie dziwi i nie bulwersuje. W rezultacie będziemy mieli do czynienia z radosną improwizacją, o ile w ogóle ktokolwiek się tym przejmie, mając na głowie tysiąc jeden innych kłopotów. Najprędzej można spodziewać się wzmożonego popytu na opracowania programowe, które da się szybko rzucić na żer molochowi oświatowej biurokracji, poprzez wpisanie do zasobów librusa. […]

 

x           x           x

 

Szkoły są bez przerwy na cenzurowanym, jeśli chodzi o przestrzeganie prawa i jakość kodyfikowania swojej działalności w statutach. Z jednej strony nie bez racji, z drugiej jednak materia prawa oświatowego jest nader mętna i często oparta na bardzo idealistycznych i/lub biurokratycznych założeniach. Do takich należy wspomniany już wyżej obowiązek każdego nauczyciela podania uczniom i rodzicom, na początku roku szkolnego, informacji dotyczącej stawianych przez wymagań oraz oceniania. Takie jest prawo. Co zrobiła tymczasem 1 kwietnia 2024 roku ministra Nowacka?! Ano wprowadziła rozporządzenie w sprawie prac domowych, które w klasach 4-8 większości szkół podstawowych podważyło te wrześniowe ustalenia. I co? I nic! Prawo oświatowe sobie, a wola polityczna sobie. Wzburzenie było duże, bo pogwałcono przy okazji ustawową autonomię nauczycieli w zakresie stosowania uznanych narzędzi metodycznych, ale spłynęło to po MEN jak po kaczce, łącznie z całą litanią krytycznych opinii, jakie zgłoszono do ministerstwa na etapie opiniowania projektu tego rozporządzenia. Znowu klasyk: „Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobisz”?! [..]

 

x           x           x

 

Prawo oświatowe jest tak złożone i pogmatwane, że czasem przestrzeganie go rodzi zaskakujące skutki. Oto podstawa programowa jest z założenia tożsama w tej chwili z wymaganiami egzaminacyjnymi, choć przez 10 lat od reformy Handkego te ostatnie funkcjonowały osobno. Obecne rozwiązanie pojawiło się w 2009 roku, oczywiście w atmosferze epokowej zmiany. Utrzymała je Anna Zalewska, a teraz ten sam kurs zapowiada Barbara Nowacka. Osobiście uważam, że lepiej było, gdy wymagania egzaminacyjne formułowano osobno, ale jest jak jest i już! Co więcej, podstawa programowa stanowi, w myśl prawa oczywiście, jedyny punkt odniesienia przy formułowaniu w szkole wymagań edukacyjnych i ustalaniu ocen. W ramach działań prouczniowskich ogłoszono, że nauczyciel nie może wymagać więcej niż w podstawie, a treści poza nią wykraczające należy wyraźnie oznaczać w podręcznikach. No i na tym tle powstał ostatnio zonk.

 

Oto bowiem ogłoszona publicznie wstępna wersja nowej podstawy programowej matematyki dla szkoły podstawowej została, również publicznie, skrytykowana przez jedną ze współautorek, jako zbyt uproszczona, zamykająca drogę do edukacji matematycznej uczniów uzdolnionych, na miarę współczesności. I obok wyrazów niekłamanej radości przeciwników tego przedmiotu, podniósł się lament, że odbieramy wyzwania uczniom utalentowanym matematycznie, bo przecież jeśli czegoś nie będzie w podstawie (i na egzaminie), nie będzie tego w ogóle. Cóż, Szanowni Państwo, jeśli się powiedziało „a”, to trzeba powiedzieć „b”! Jeśli wykraczanie poza podstawę programową stanowi tylko hobby nauczyciela i ucznia, co więcej, jest w swoisty sposób piętnowane w prawie i w podręcznikach, to znaczy, że efekty edukacyjne zapisane w tym dokumencie będą coraz mniej ambitne intelektualnie. Nie pokryją tego strzeliste deklaracje o kompetencjach i sprawczości, bo bazą sukcesu w edukacji jest (jednak) pewien poziom wiedzy i mozół związany ze stawianiem sobie wyzwań i pokonywaniem trudności w trakcie nauki. […]

 

Wielokrotnie podnosiłem bardzo ważny zarzut pod adresem planowanej reformy, że powstaje ona zbyt szybko. Jak widać, zabrakło czasu na przygotowanie rzetelnej podstawy prawnej. Rozumiem prace studyjne nad rozwiązaniami programowymi, ale prowadzenie (i finansowanie) zaawansowanych prac w oparciu o rozwiązania pozbawione podstawy ustawowej, to wyraz politycznego woluntaryzmu i braku szacunku dla prawa. Delikatnie mówiąc.

 

Prawo oświatowe może jest twarde (dura lex), ale na pewno jest złe (mala lex). Z tego powodu wszelkie systemowe reformy edukacji należy zacząć od analizy prawa, dostosowania go do zamierzonych zmian, a akty prawne ogłaszać z takim wyprzedzeniem, by szkolenia pod kątem kolejnego roku szkolnego mogły odbywać się w lutym!

 

 

Cały tekst „Dura lex, sed mala lex”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl/blog/

 



 

Koniec wakacji już coraz bliżej. Jeszcze tylko dwie niedziele i … I skaczemy na nieznaną, głęboką wodę „nowego”  oświatowego prawa. A że od lat nie mam bezpośredniego kontaktu ze szkolną rzeczywistością, nie mam prawa występowania w roli autorytetu i wyroczni w sprawach „jak być powinno”. Po raz kolejny powtórzę, że zakładając stronę „Obserwatorium Edukacji”  – świadomie – przyjąłem taką właśnie jej nazwę, i od 12 lat patrzę na edukacyjne „rozgrywki” polityków i praktyków z pozycję kibica. Idąc dalej tropem tej metafory uczciwie dodam, że nie jestem „kibicem neutralnym” – mam swoje ulubione kluby, i to z ich sukcesów się cieszę i je nagłaśniam, a „zagrywki” tych „nie z mojej bajki” poddaję krytycznej ocenie.

 

Stali czytelnicy wiedzą, że od początku kibicuję „eduzmieniaczom” – tym ze świata nauk o edukacji, ale i tym „z pracy u podstaw”, tym ze świata dziennikarskiego, ale i tym, którzy oświatą zarządzają i chcą to robić niesztampowo,  tym z dużych miast, ale i tym z tzw. „Polski powiatowej”.

 

Najtrudniej jest mi kibicować władzom oświatowym – tym zarządzającym edukacją z gmachu ministerstwa – jakkolwiek by się ono nazywało, jak i ich „długim rękom” – pod szyldami kuratoriów oświaty. Ale także „organom prowadzącym”, czyli ogniwom wykonawczym samorządów powiatowych i miejskich. A wszystko dlatego, że ich działalność najczęściej jest przyprawiona „politycznym sosem”, który jest nieuchronną konsekwencją okoliczności, w jakich dochodzą one do władzy. Moje poparcie najczęściej zyskują one podczas kampanii wyborczych partii, które wtedy właśnie ogłaszają swoje programy „jak będą rządzić” – w tym – jak zadbają o edukację.

 

Ale po wygranych wyborach, gdy dokona się podział stanowisk, rozpoczyna się konfrontacja „obiecać” ze „zrealizować”. Pewnie nie tylko ja w okresie tych kilku pierwszych miesięcy obserwuję  pracę nowych ministrów, kuratorów, dyrektorów wydziałów edukacji, cierpliwie i z życzliwością.  Ale – wiemy to z doświadczenia – nie można długo „płynąć na fali” wyborczych obietnic. Prędzej czy później przychodzi  czas na „sprawdzam”. I – niestety – często okazuje się, ze „król jest nagi”,  że dłużej nie możemy już mówić, iż „czarne jest białe”, że „pierwsze koty za płoty”, że… że to „obiektywne trudności”, a oni przecież „chcą dobrze”.

 

Pewnie zaczęliście się zastanawiać skąd w tym felietonie takie ”zasadnicze” rozważania. Śpieszę z wyjaśnieniem:

 

Otóż to wszystko dlatego, że nie bardzo umiałem znaleźć bieżący temat z naszego oświatowego podwórka, który by mnie na tyle zainteresował, abym go felietonowo zaprezentował. I postanowiłem wykorzystać tę sytuację „ciszy przed…” rozpoczęciem roku szkolnego, aby podjąć temat „z własnego podwórka”. A jest nim, zbliżająca się nieuchronnie, dwunasta rocznica zaistnienia w Internecie „Obserwatorium Edukacji. Bo pierwszy materiał, zatytułowany Łódzka inauguracja roku szkolnego 2013/2014 można było zobaczyć na stronie OE 4 września 2013 roku. Była to środa, gdyż 1. września wypadł wtedy w niedzielę, i dlatego uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego szkoły organizowały w poniedziałek.

 

A teraz przypomnę fragment pierwszego, zamieszczonego także tego samego dnia, felietonu – jeszcze nie opatrzonego numerem, zatytułowanego „Felieton na dzień dobry”:

 

Witając Was, drodzy Czytelnicy, pragnę zapewnić, że dołożę wszelkich starań, aby lektura zamieszczanych tu materiałów dostarczała Wam nie tylko możliwie obiektywnych informacji o tym, co ważnego wydarzyło się w polskiej edukacji w skali całego kraju, regionu i miasta, ale by stała się także impulsem do pogłębionej refleksji nad tymi wydarzeniami.”

 

Czy to zawsze mi się udawało? Czy zawsze były to obiektywnie prezentowane informacje?…

 

Stali czytelnicy będą potrafili na te pytania odpowiedzieć. Nowi – zawsze mogą kliknąć w zakładkę „Felietony i poczytać te sprzed lat…

 

Dzisiaj na tym kończę, ale do refleksji o tym jak w moim „Obserwatorium”  było, ale i do przemyśleń „co dalej”,  jeszcze powrócę.

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Niezastąpiony portal „Strefa Edukacji” zamieścił dzisiaj tekst Magdaleny Konczal, informujący o opublikowaniu kontrowersyjnego rozporządzenia w sprawie finansowania edukacji domowej. Oto jego fragmenty i link do pełnej wersji:

 

 

Stało się. Kontrowersyjna zmiana w edukacji opublikowana w Dzienniku Ustaw

 

Zmiana w finansowaniu edukacji domowej wzburzyła środowisko. Po licznych apelach, interpelacjach poselskich i głośnych słowach sprzeciwu, stało się. W Dzienniku Ustaw pojawiło się rozporządzenie wprowadzające tę zmianę. Tym samym jest ono w mocy prawa. W trakcie debaty organizowanej w naszym studiu z okazji zbliżającego się nowego roku szkolnego Marcin Józefaciuk apelował, by tego Rozporządzenia nie publikować.

 

> Będzie inne, mniejsze finansowanie dla edukacji domowej. Zmiana pojawiła się w Dzienniku Ustaw

 

> MEN i samorządy po stronie zmian w finansowaniu. „Rozmawiajmy, jak to sensownie rozwiązać”

 

> Spór wokół finansowania edukacji domowej trwa. „To nie jest edukacja zdalna”

 

[…]

 

Spór wokół finansowania edukacji domowej trwa. „To nie jest edukacja zdalna”

 

W trakcie naszej debaty „Nowy rok szkolny. Oczekiwania i wyzwania”, która w całości pojawi się w Strefie Edukacji 1 września, Marcin Józefaciuk opowiadał o tym, czym tak naprawdę jest edukacja domowa.

To nie jest edukacja zdalna, to nie jest edukacja gdzie dziecko w ogóle nie ma kontaktu ze szkołą, a szkoła z dzieckiem. To jest w niezwykle przystępny i niezwykle wycelowany wprost w danego ucznia i potrzeby danej rodziny model wybrania alternatywnej formy edukacji, bo jest taka potrzeba w danej rodzinie – podkreślał.

 

Zapytany o to, do czego doprowadzić może taka zmiana w finansowaniu, odparł: – Wydaje mi się, że inaczej dojdzie do różnego rodzaju tworzenia szkół córek i matek, żeby były do 96, a później kolejna szkoła do 96 itd. My Polacy jesteśmy bardzo przedsiębiorczy i jesteśmy w stanie różne przepisy obchodzić. Ale znowu, gdzie jest dobro dziecka? Z dobrem dziecka nie można w żadnym wypadku walczyć, tylko trzeba walczyć o dobro dziecka – podkreślał.

 

Podobne głosy wybrzmiewały podczas parlamentarnego zespołu do spraw edukacji domowej. Padały argumenty, że edukacja domowa jest niezwykle ważną częścią systemu, np. dla dzieci szczególnie uzdolnionych lub mierzących się z problemami psychicznymi. Z tej formy nauczania bardzo często korzystają rodziny wielodzietne.

 

Jeśli ograniczy się dostęp do edukacji domowej w Polsce, dojdzie do wielu tragedii. Nasz system sobie nie radzi (pomijam kwestie światopoglądowe, które też, szczególnie obecnie, mocno trzymają nas przy tej formie nauki). Patrząc na otaczającą nas rzeczywistość, widać powolny upadek tego, co miało dać realne szansę na rozwójmówiła Magdalenie Ignaciuk, pani Dominika, mama trójki dzieci.

 

W argumentach środowisk edukacji domowej padają nawet zarzuty mówiące, że zmiana ta jest niekonstytucyjna, bo ogranicza się dostęp do formy nauczania, która powinna być jedną z opcji. Jednak MEN się z taką argumentacją nie zgadza. – Podobnie jak w przypadku innych kategorii uczniów (np. uczniów z niepełnosprawnościami, uczniów oddziałów sportowych czy uczniów z terenów wiejskich), sposób naliczania środków uwzględnia rzeczywisty poziom kosztów edukacji – zaznacza ministerstwo.

 

 

Cała debata „Nowy rok szkolny. Oczekiwania i wyzwania” ukaże się w Strefie Edukacji 1 września 2025 r.

 

 

 

Cały tekst „Stało się. Kontrowersyjna zmiana w edukacji opublikowana w Dzienniku Ustaw”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.strefaedujacji.pl



Wczoraj na stronie „Gazety Prawnej” zamieszczony został tekst Artura Radwana, w którym jego autor zawarł informacje o reakcji dyrektorów szkół na projekt zmian w Prawie oświatowym. Oto jego fragmenty i link do pełnej wersji:

 

 

Dyrektorzy mówią „nie” radom szkół, które będą mogły opiniować nauczycieli, i rzecznikowi praw ucznia

 

[…]

 

Zakończyły się konsultacje kolejnego projektu nowelizacji Prawa oświatowego (t.j. Dz.U. z 2024 r. poz. 737 ze zm.) przygotowanego przez resort edukacji. Na nowelizacji suchej nitki nie zostawili dyrektorzy szkół. Krytycznie do zaproponowanych rozwiązań odniosły się też organizacje związkowe. Stowarzyszenia rodziców popierają zaproponowane rozwiązania, ale pod warunkiem, że ich wpływ na szkoły będzie realny, a nie fasadowy. [[…]

Duży opór dyrektorów budzi zaproponowany w ustawie katalog praw i obowiązków uczniów. Dyrektorzy uważają, że ta zmiana doprowadzi do centralizacji zarządzania placówkami oświatowymi. Jako przykład nadmiernej regulacji wskazują rozwiązanie, zgodnie z którym szkoła może ograniczyć do trzech miesięcy udział ukaranego ucznia w wydarzeniach szkolnych, w tym sportowych. […]

 

Nie wszyscy jednak krytycznie podchodzą do tego rozwiązania. – Pozytywnie oceniamy ustalenie katalogu praw i obowiązków na poziomie ustawy. W projekcie powinny być też wskazane obowiązki wychowawcze rodziców, bo w przypadku niepełnoletnich uczniów to oni odpowiadają za wychowanie i realizację obowiązku szkolnegomówi Sławomir Wittkowicz, członek prezydium Forum Związków Zawodowych, przewodniczący WZZ „Forum-Oświata”.

 

MEN proponuje, by instytucja rzecznika praw ucznia powstała na poziomie krajowym, wojewódzkim i szkolnym. Ma jednak na to tylko częściową zgodę dyrektorów, którzy nie mają nic przeciw rzecznikom krajowym i wojewódzkim, ale w swoich szkołach taką funkcję widzą niechętnie. Ich zdaniem niezależność i obiektywizm szkolnego rzecznika będą wątpliwe, jeśli jego przełożonym ma być dyrektor szkoły, a przedmiotem oceny – zastrzeżenia wobec koleżanek i kolegów z jednego zespołu nauczycielskiego. – Protestujemy zwłaszcza przeciwko wyposażeniu rzecznika w uprawnienia związane z postępowaniami dyscyplinarnymi nauczycieli – już teraz występują problemy z antynauczycielską postawą rzecznika praw dziecka – dodaje Sławomir Wittkowicz. Dodatkowo pojawia się pytanie o zasadność rzecznika w małej szkole, w której problemy są wyjaśniane na bieżąco. […]

 

MEN chce doprowadzić do większego uspołecznienia systemu oświaty. Projekt przewiduje obowiązek tworzenia w każdej placówce rady szkoły – gremium składającego się w równej liczbie z nauczycieli, rodziców i uczniów. Obecnie jest taka możliwość, ale niewiele placówek z niej korzysta. Rada miałaby uprawnienia m.in. do uchwalania statutu szkoły, opiniowania planu jej pracy oraz występowania z wnioskami do dyrektora, rady pedagogicznej, organu prowadzącego szkołę oraz do wojewódzkiej rady oświatowej, w szczególności w sprawach organizacji zajęć. Wskutek proponowanych zmian rada szkoły będzie miała kompetencje do opiniowania nauczycieli, a przecież rodzice i uczniowie często nie mają odpowiedniej wiedzy i kwalifikacji do tegoobawia się Krzysztof Baszczyński ze Związku Nauczycielstwa Polskiego. Dodaje, że już 25 lat temu próbowano wpisać do prawa oświatowego obligatoryjne rady szkoły, których się nie udało powołać.

 

Sceptycy uważają, że rola rodziców we wspieraniu szkół po znowelizowaniu przepisów wcale nie wzrośnie. – Tymi zmianami na siłę chce się ich uszczęśliwić. Gdzie tu jest miejsce na autonomię rodziców, uczniów oraz nauczycieli. Jak zaczynałam być dyrektorem, była możliwość tworzenia rad, tylko nie było chętnych do zasiadania w nich. Obawiam się, że obecnie mogłoby być podobniemówi Izabela Leśniewska, prezes OSKKO. [….]

 

Zupełnie inaczej zapatrują się na to stowarzyszenia rodziców. – Bez przygotowania szkół takie rady nie zadziałają. Aby je wprowadzić, trzeba dać większą autonomię szkole i rodzicom, a następnie je budować, co nie jest takie łatwe i oczywiste – mówi Elżbieta Piotrowska-Gromniak, prezes Stowarzyszenia Rodzice w Edukacji. Dodaje, że odbiera wiele telefonów od rad rodziców, którzy się żalą, że są bojkotowani i niewiele mogą zdziałać.

 

 

 

Cały tekst „Dyrektorzy mówią „nie” radom szkół, które będą mogły opiniować nauczycieli, i rzecznikowi praw ucznia”  –  TUTAJ

 

 

Źródło: www.serwisy.gazetaprawna.pl/

 



Wyniki analizy tegorocznej rekrutacji do szkół ponadpodstawowych, wykonanej przez firmę  VULCAN prezentuje w zamieszczonym wczoraj na portalu „Strefa Edukacji” tekst Magdaleny Ignaciuk. Oto jego fragmenty i link do pełnej jego wersji:

 

Zmiany w rekrutacji do szkół ponadpodstawowych. Nowy trend, który może zaskoczyć

 

Foto: www.strefaedukacji.pl

 

Pierwsza tura rekrutacji do szkół ponadpodstawowych zaskakuje – coraz więcej uczniów wybiera szkoły techniczne i branżowe. Z danych VULCAN wynika, że liczba kandydatów do techników wzrosła o 4 punkty procentowe, a licea, choć nadal najpopularniejsze, straciły nieco na znaczeniu. Co skłania młodych Polaków do wyboru praktycznego wykształcenia i jak ten trend wpłynie na przyszłość zawodową kolejnych pokoleń? […]

 

Według analiz z systemu VULCAN, rok temu szkoły techniczne wybrało 37 proc. kandydatów do szkół ponadpodstawowych, a w tym było to już 41 proc. Z kolei licea ogólnokształcące, dotąd pewny lider, straciły część swojej przewagi – ich udział spadł z 50 proc. do 47 proc. Szkoły branżowe cieszą się podobną popularnością – w tym roku zdecydowało się na nie blisko 13 proc. uczniów. Zdaniem ekspertów, wybory ósmoklasistów pokazują, że młodzi coraz lepiej rozumieją realia rynku pracy. Dostrzegają, że droga do stabilnego i dobrze płatnego zatrudnienia nie musi prowadzić przez mury uczelni wyższej, ponieważ często wyższy popyt jest dziś na specjalistów z wykształceniem technicznym i zawodowym.  […]

 

Wyniki analizy firmy VULCAN pokazują, że podobnie, jak w ubiegłym roku – 17 proc. kandydatów do szkół ponadpodstawowych wybrało tylko jedną szkołę, a 19 proc. uczniów dwie szkoły w procesie rekrutacji. Na złożenie podania do trzech placówek zdecydowało się jednak aż 42 proc. ósmoklasistów, co oznacza wzrost o 4 p.p. r/r. Pozostali wybierali więcej niż trzy szkoły w samorządach, gdzie jest większy limit lub go nie ma go wcale. W pojedynczych przypadkach kandydaci wskazywali dziesiątki, a nawet ponad setkę szkół.  […]

 

 

 

Cały tekst „Zmiany w rekrutacji do szkół ponadpodstawowych. Nowy trend, który może zaskoczyć”  –  TUTAJ

 

 

Źródło: www.strefaedukacji.pl