Dziś proponujemy lekturę fragmentów – tylko dla zorientowania się w temacie, ale zaraz potem kliknięcie w link do źródła z pełną wersją – najnowszego (bo z soboty 6 listopada 2021 r.) tekstu kolegi Jarosława Pytlaka, który – jak zawsze – bez ogródek, odważnie i ze znajomością (z autopsji) opisywanej sytuacji – prezentuje realia funkcjonowania dyrektorów szkół w czasie narastającej czwartej fali pandemii. Przepraszamy Autora za dokonanie znacznych skrótów, ale uznaliśmy, że naszym celem jest tylko zachęcenie czytelniczek i czytelników do wejścia na stronę „Wokół Szkoły” i przeczytanie całości:

 

 

                                                            Na jakiej podstawie prawnej?!

 

Jeśli ktoś zorganizowałby plebiscyt na pytanie roku, to powyższe w dobie pandemii miałoby wielkie szanse. A wśród dyrektorów przedszkoli i szkół prawdopodobnie wygrałoby bez apelacji.

 

Niby wszystko jest jasne. Opasłe tomy ustaw i rozporządzeń dekretują wszelkie przejawy aktywności w oświacie, od programów, przez organizację, po finansowanie. I tylko mnogość firm szkoleniowych oraz wszelkiego typu poradników świadczy, że jest tego zbyt dużo, aby prosty dyrektor placówki był w stanie wszystko sensownie ogarnąć. Ogarnia więc wycinkowo, gdy coś jest potrzebne. W normalnych czasach to zupełnie wystarcza, bo kuchnia takiego zarządzania rzadko tylko stanowi przedmiot zainteresowania szerszego grona ludzi: nauczycieli lub rodziców uczniów. Ale za sprawą pandemii czasy nie są normalne. A już podejmowanie decyzji o wysyłaniu uczniów na tzw. zdalne nauczanie budzi obecnie mnóstwo wątpliwości i emocji. Tym więcej, im więcej jest zakażeń, których jednym z głównych ognisk są przecież placówki oświatowe. […]

 

Kwestia kierowania uczniów na zdalne nauczanie ujęta jest w Rozporządzeniu MEiN w sprawie bezpieczeństwa i higieny w publicznych i niepublicznych szkołach i placówkach. Jego §18 ust.2a głosi:

Dyrektor, za zgodą organu prowadzącego i po uzyskaniu pozytywnej opinii właściwego państwowego powiatowego inspektora sanitarnego, może zawiesić zajęcia na czas oznaczony, jeżeli ze względu na aktualną sytuację epidemiologiczną może być zagrożone zdrowie uczniów.

 

I tyle. Cała reszta tego, co uznaje się w tym temacie za prawo jest radosną twórczością ministra, aplikowaną za pomocą zaleceń, komunikatów i wytycznych. Ich wartość prawna jest żadna, ale mało kto zdaje sobie z tego sprawę. Poza tym, na straży realizacji owych wytycznych etc. stoją zbrojne ramiona władzy – kuratoria oświaty oraz Sanepid. Który dyrektor zechce kopać się z koniem?! […]

 

Kluczem do zrozumienia tego, co się dzieje jest niewinne słówko „może” z zacytowanego wyżej fragmentu rozporządzenia. Wynika z niego, że to dyrektor sam decyduje o podjęciu (lub nie) decyzji o zdalnym nauczaniu. I tylko decyzja podjęta wymaga kontrasygnaty Sanepidu i organu prowadzącego. Czy dyrektor ma obowiązek kierowania się wytycznymi, zaleceniami? Niekoniecznie, bo to do niego należy ocena zagrożenia zdrowia uczniów. A komunikatami ministra? Tym bardziej nie. To jednak teoria. Praktyka jest inna, bo prawo powielaczowe ma się w oświacie doskonale. […]

 

Z perspektywy dyrektora szkoły mogę zapewnić, że funkcjonowanie w sytuacji, w której niezależnie od tego, jaką podejmę decyzję, zostanę skrytykowany, z lewa albo z prawa, nie budzi zapału do pracy. A już kompletnie zniechęca konieczność szukania odpowiedzi na pytanie o podstawę prawną, której tak naprawdę nie ma.

 

W najbliższych dniach w szkołach narastać będzie lawina zakażeń. W ślad za tym pójdą kolejne kwarantanny i liczne zwolnienia lekarskie nauczycieli, nie tylko z powodu COVID, ale także dlatego, że ludzie pękają w obliczu zagrożenia i w fatalnej atmosferze. Uciec na L4 jest łatwo i ja to w zasadzie rozumiem. Sam mam ochotę.

Tyle zasadniczego wywodu, ale jeśli  ktoś chciałby lepiej poznać, jak fatalna, a zarazem absurdalna jest obecna sytuacja w szkołach, proponuję lekturę dalszej części tego tekstu. Najpierw proszę przeczytać bardzo ciekawy artykuł z „Dziennika Gazety Prawnej” pt. „Szkoły pustoszeją z dnia na dzień”, a następnie zapoznać się z komentarzami do jego wybranych fragmentów, jakie zamieściłem poniżej.

 

Artykuł: „Szkoły pustoszeją z dnia na dzień”

 

x           x           x

 

Ministerstwo Edukacji precyzuje, że odsetek szkół pracujących w trybie zdalnym lub mieszanym nie jest obecnie statystycznie istotny”. 

 

W mojej dzielnicy, a także w znanych mi warszawskich szkołach STO nie ma już chyba placówek, w których nie było kwarantanny dla mniejszej lub większej grupy uczniów. Co najmniej jedna szkoła jest na zdalnym w całości. A z każdym dniem liczba zakażeń rośnie. Liczby podane w artykule (1580 na 35000), jeśli nawet były rzetelne, są na pewno już nieaktualne. […]

 

Dyrektorzy nie czują swobody podejmowania decyzji, choć, jak napisałem wcześniej, w zasadzie ją mają. Co więcej, warszawski Sanepid zapewnił mnie, że nie zamierza recenzować decyzji o zdalnym nauczaniu, po prostu uzgadniamy tylko termin i otrzymuję zgodę. Ale takie podejście nie wspiera mnie jako dyrektora w przypadku gdybym chciał pozostawić klasę w szkole, mimo przypadku kwarantann. „Resort jest przeciwny”.[…]

 

Załóżmy, że mam klasę dzieloną na zajęcia językowe. W jednej części znalazł się ktoś z dodatnim wynikiem. Tu wszyscy idą na zdalne. Ode mnie zależy, czy pójdzie też reszta. Ale żeby zorganizować równocześnie dla jednych naukę z domu, dla drugich w klasie, sala powinna być wyposażona niemal jak studio nagrań. Takich warunków nie mamy. Nie wyobrażam sobie, by nauczyciel siedział 45 minut przed kamerką laptopa, bez możliwości podejścia do tablicy czy do uczniów, którzy są w klasie.

 

To jest coś, co MEiN mógł przez rok przygotować. A tak… Nie ma dobrego rozwiązania.

 

x          x          x

 

Tak to, proszę Państwa, wygląda. I powtórzę w tym miejscu coś, co już kiedyś napisałem: proszę nie winić pianisty, że dano mu do grania roztrojony instrument!

 

 

Cały tekst „Na jakiej podstawie prawnej?! TUTAJ

 

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl

 



Zostaw odpowiedź