Od dnia gdy napisałem poprzedni felieton minęły tym razem dwa tygodnie. Można również powiedzieć, że napisałem go w zeszłym roku. Był to wszak czas świątecznej przerwy w zajęciach szkolnych, sylwestrowych zabaw i fajerwerków, a w mediach – czas podsumowań tego, co zdarzyło się w minionym roku i prognozowania tego, co ma przynieść ten nowy 2014 rok. W obszarze edukacji najbardziej ambitnie do rozliczenia rządzących z ich grzechów podszedł blogujący profesor Bogusław Śliwerski. Poświęcił temu zadaniu aż dwa wpisy na swoim blogu „Pedagog”: 1 stycznia – Jak MEN psuł polską oświatę w 2013 r. i 2 stycznia – Jeszcze jeden skok w oświatowy stary rok. Myślę, że dobrze zrobi nauczycielom i dyrektorom szkół i przedszkoli, gdy zapoznają się z punktem widzenia przewodniczącego Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN. Nie wiem jak Wam, ale mnie po tej lekturze odeszłaby chęć do pracy w takim bu….u, przepraszam – bałaganie. I tak sobie myślę, nie po raz pierwszy: jaki sens ma ta cała praca naukowa naszych uczonych od pedagogiki, skoro jej jedynym widocznym owocem jest takie „kibicowskie” wygwizdywanie zawodników drużyny przeciwnej? No, przepraszam, są jeszcze setki, a może i tysiące, prac doktorskich i uczonych rozpraw licznych habilitantów i profesorów, zalegające półki uczelnianych bibliotek.Tylko co z tego wynika dla codziennej pracy nauczyciela? I czyja to jest wina: władzy – że nie słucha areopagu skupionego w KNP PAN, czy tychże uczonych, którzy zadowalają się recenzowaniem działań władzy?

 

Pozostawiam te pytania bez odpowiedzi i podejmują inny wątek wydarzeń minionych dni. A jest to nasze lokalne, łódzkie wydarzenie z 3 stycznia, którym była konferencja prasowa czterech radnych łódzkiej Rady Miejskiej z klubu ”Polska 2010”, poświęcona ujawnieniu szkół podstawowych źle przygotowanych do przyjęcia sześciolatków.

 

Powie ktoś – gdzie tu temat do felietonowego komentowania? To, że cztery panie radne –  jak mówiły o tym podczas konferencji prasowej – po sygnałach odebranych podczas wspólnych dyżurów od zaniepokojonych złym stanem szkół obywateli, postanowiły wybrać się do tych placówek osobiście, by to sprawdzić?  Nic, tylko pochwalić je za to należy, zwłaszcza, że owocem tej inicjatywy ma być wniosek do Rady Miejskiej o przyznanie 120 tys. zł. na doposażenie tych szkół. To wszystko prawda, ale…

 

Ale moje ucho obserwatora edukacji jest szczególnie uczulone na takie nagłe przejawy radzieckiej troski. I skład owego kwartetu też dość egzotyczny! Zacznijmy od tego ostatniego. Te cztery radne, to Joanna Kopcińska – przewodnicząca Rady Miejskiej Łodzi, lekarz epidemiolog z zawodu, Wiesława Zewald – przewodnicząca Komisji Edukacji RMŁ, Grażyna Gumińska – członek tej komisji oraz Marta Grzeszczyk – radna będąca członkiem 5 stałych i 2 doraźnych ale przede wszystkim przewodnicząca  Komisji Promocji i Współpracy Zagranicznej Łodzi, Ale nie wymieniona w składzie Komisji Edukacji… Że też ta 28-letnia, chyba jeszcze studentka, sprawująca po raz pierwszy w życiu, zaledwie od trzech lat, mandat radnego, obarczona takimi obowiązkami, znalazła czas na wizyty w 12-u łódzkich szkołach!

 

Zaskoczeniem, przynajmniej dla mnie, jest także aż takie zaangażowanie „w tym temacie” samej, tak niedawno wybranej przewodniczącą Rady – Joanny Kopcińskiej, radnej zaledwie od maja 2011, kiedy to objęła mandat po radnym Tomaszu Sadzyńskim, gdy ten złożył mandat w wyniku powołania go na stanowisko prezesa Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Wszak obok obowiązku organizowania pracy całej rady ma ona  jeszcze obowiązki, wynikające z pracy w 5-u stałych i jednej doraźnej komisji. Jest wśród nich ta, do pracy w której jest najlepiej przygotowana – Komisja Ochrony Zdrowia i Opieki Społecznej. Czyżby w łódzkich placówkach ochrony zdrowia tak dobrze się działo, że nie ma po co przeprowadzać tam lustracji?

 

Nie może być zaskoczeniem udział w tych wywiadach środowiskowych radnej Grażyny Gumińskiej. Pracuje ona w Komisji Edukacji od chwili, gdy tylko została radną – na miejsce Johna Godsona, po tym jak został on posłem, czyli od grudnia 2010 roku. Jak sama o sobie mówiła dziennikarzom, jest doświadczonym urzędnikiem, bo „przez 30 lat pracowałam w Wydziale Edukacji”. Z tej deklaracji wynika jasno, że początki tej pracy musiały mieć miejsce jeszcze w PRL-u, i to w czasach stanu wojennego! Pozostaje wierzyć, że tak długi staż pracy za biurkiem zaowocował naprawdę bogatym doświadczeniem i wiedzą o codzienności łódzkich szkół, a nie urzędniczą rutyną.

 

I na koniec liderka tej ekipy, była wiceprezydent Miasta Łodzi ds.edukacji – w okresie komisarycznej prezydentury Tomasza Sadzyńskiego (od 15 lutego do wyboru nowych władz miasta w grudniu 2010r), była Łódzka Kurator Oświaty (od 6 marca 2008r. do powołania jej na wiceprezydenta miasta w 2010r.), była wieloletnia dyrektorka renomowanego łódzkiego Liceum Ogólnokształcącego  Nr. 1 im. Mikołaja Kopernika. Nie powinna dziwić jej troska o doposażenie szkół w sprzęt, dostosowany do potrzeb sześciolatków. Ale zadziwiła mnie ubolewając, że „jedynie 64,7% łódzkich nauczycieli ma przygotowanie do sprawowania funkcji opiekuńczej na świetlicy szkolnej.” Wszak to w czasie, gdy pani przewodnicząca Zewald  była kuratorem oświaty, czyli reprezentantką ówczesnej minister edukacji na województwo łódzkie, owa minister – Katarzyna Hall – swym rozporządzeniem z dnia 12 marca 2009r. w sprawie kwalifikacji nauczycieli, w jego 24 paragrafie, zadecydowała, że do wykonywania pracy w charakterze wychowawcy świetlicy ma kwalifikacje każdy nauczyciel, który ma kwalifikacje wymagane do zajmowania stanowiska nauczyciela w danym typie szkoły, w której prowadzona jest świetlica szkolna. Od tej chwili przestały być potrzebne, wymagane dotychczas, studia podyplomowe w zakresie pracy opiekuńczo-wychowawczej! Wtedy pani kurator nie ubolewała. A ja tak!!! *)

 

Cóż, widać tak bywa od tysiącleci, że Paweł, który był Szawłem, pragnie być lepszym apostołem od Piotra! Do niedawna członkinie rządzącej Łodzią i Polską Platformy Obywatelskiej nie były tak wrażliwe na stan przygotowań szkół podstawowych do przyjęcia sześciolatków. Jako dysydentki – z neoficką gorliwością włączyły się w orkiestrę, od lat grającą pod batutą Karoliny i Tomasza – małżonków Elbanowskich.

 

Włodzisław Kuzitowicz



*) Napisałem wówczas artykuł, opublikowany w Nr 25-26/2008 „Gazety Szkolnej” pod tytułem „Przechowalnia dzieci i… nauczycieli”.



Komentarze niedostępne