Foto:Adam Jastrzębowski[www.lubimyczytac.pl]

 

 

Dziś zachęcamy do lektury tekstu neutralnego sytuacyjnie i politycznie. Nic związanego z wizją edukacji, Polski – w kontekście wyborów. Proponujemy tekst Tomasza Tokarza, zatytułowany „Kanon lektur, czyli o rozmowie między pokoleniami”, zamieszczony wczoraj na portalu EDUNEWS.PL. Oto jego obszerne fragmenty i link do pełnej wersji:

 

Gdybym miał teraz chodzić do wyższych klas podstawówki albo do liceum i musiał przerabiać pozycje z kanonu lektur też bym czytał bryki. Nie dałbym rady przejść niektórych pozycji. Świat kultury w ciągu ostatnich 40 lat przeszedł niesamowite zmiany. Mamy nowe narzędzia, nowe formy wyrazu, nowe pozycje. Fantastyczne dzieła wizualne. Porywające duszę i dające do myślenia.

 

A kanon lektur w szkole wygląda tak samo jak pięć dekad temu, tylko dodano kilka pozycji, które i tak średnio przemawiają do młodzieży. Jeśli spojrzymy na listę lektur obowiązkowych dla klasy VII i VIII (podana jest zbiorczo) to okazuje się, że najmniej wiekowy dłuższy utwór w wykazie pochodzi z… 1957 roku. Sprzed 62 lat! Oczywiście trzy pierwsze klasy liceum to z założenia (chronologia) brak nowszych pozycji. Te pojawiają się (niezwykle zdawkowo) dopiero pod koniec IV klasy szkoły średniej.

 

Możliwe, że przez ponad 5 lat edukacji polski nastolatek (w okresie burzy hormonów, wykuwania się zainteresowań, ugruntowania pasji) będzie przerabiał obowiązkowo wyłącznie pozycje, które powstały na wiele lat przed erą lotów w kosmos, kontrkultury i muzyki rockowej. Już nie mówiąc o epoce Internetu. Oczywiście część nauczycieli to nadrobi, włączy wytwory kultury z ostatniego półwiecza. Ale w czy w dobie obróbki pod egzamin będzie czas na analizę treści bliższych uczniom? […]

 

 

Nie jestem wrogiem lektur. Uznaję jednak, że powinny mieć sens. Ich celem winno być poruszenie czytelnika, zapewnienie mu przeżycia emocjonalnego, pozwalającego stać mu się lepszym. Dobra lektura to taka, która w atrakcyjnej formie odnosi się do potrzeb odbiorcy. Która ma bohaterów, z którymi może się utożsamiać. Która daje coś uczniowi, przez którą nie może zasnąć, przez którą szumi mu w głowie od wrażeń. Do której chce wracać. Taka, która z jednej strony dotyka rzeczy mu bliskich, o których dyskutuje ze znajomymi. A z drugiej – pokazuje inną perspektywę, rozszerza horyzonty, wprowadza w nieznany świat. Skłania do myślenia. […]

 

Możemy wciąż proponować uczniom pozycje z XIX wieku. I przekonywać ich, że Sienkiewicz wielkim pisarzem był. Ale jeśli uczeń tego nie kupi a zazwyczaj nie kupuje, to kończy się na przymusie i obowiązkowych kartkówkach ze znajomości narzuconych dzieł. W reakcji uczniowie czytają bryki, bo tam wydawnictwa im zaznaczają, na co mają zwrócić uwagę. I dzięki temu lepiej piszą sprawdziany. Szybko się uczą, jak dostać lepsze stopnie bez czytania. Tylko czy o to chodzi?

 

Tak znam argumenty o tym, że uczeń musi umieć poruszać (się) w obrębie kultury polskiej, czytać nawiązania, które dla nas są oczywiste. […] Mimo wielu lat nauki absolwenci szkół średnich raczej nie żyją w świecie wrażeń dostarczonych przez lektury szkolne. Proszę spytać dorosłych na ulicy, ile realnie pamiętają z „Pieśni” Karpińskiego, utworów Lechonia czy nawet „Kordiana”. Może okazać się, że żyjemy w wielkiej fikcji. […]

 

Czy kultura polska to tylko pozycje sprzed wieku? Tylko książki? A filmy Kieślowskiego? Smarzewskiego? Wajdy? A proza Dukaja? Sapkowskiego? A teksty polskich zespołów rockowych? Czy dzisiejszym czterdziestolatkom łatwiej dogadać się ze sobą (za) pomocą utworów Ciechowskiego, Staszewskiego, Grabowskiego, Świetlickiego czy tekstów Morsztyna, Krasickiego, Wierzyńskiego? Częściej cytują ”Misia” i “Rejs” czy “Zemstę” Fredry? Bliższe są im piosenki Paktofoniki czy wiersze Krasińskiego?

 

Mam wrażenie, że żyjemy w błędnym kole. Ponieważ byliśmy uczeni pewnych rzeczy (w epoce Gierka i Jaruzelskiego!), uważamy że nasze dzieci też muszą to robić…. bo inaczej się z nimi nie dogadamy. Zamiast rozmawiać językiem naturalnym, posługujemy się sztucznym, którego obie strony nie lubią. I de facto nie rozumieją.

 

Czy przy stole rodzice z dziećmi rozmawiają językiem nasyconym nawiązaniami do Orzeszkowej czy Nałkowskiej? O czym tak naprawdę rozmawiają dorośli z dziećmi? A może… nie rozmawiają. Może te wszystkie bajania o kodzie kulturowym to tylko pretekst, by nie musieć rozmawiać?

 

 

Cały tekst Tomasza Tokarza „Kanon lektur, czyli o rozmowie między pokoleniami”    –    TUTAJ

 

 

Źródło: www.edunews.pl



Zostaw odpowiedź