Foto www.se.pl

 

 

Dziś proponujemy lekturę kolejnego tekstu Tomasza Tokarza – tym razem nie z jego fejsbukowego profilu, a z portalu EDUNEWS.PL. Artykuł zatytułowany „Młodzież a Internet a smartfony” został tam zamieszczony wczoraj. Dziś prezentujemy jego pierwszą część i link do całości. Pogrubienia i podkreślenia fragmentów tekstu – redakcja OE:

 

Temat ten wraca jak bumerang. Kiedy rozmawiam z dorosłymi na ten temat, dostrzegam dużo lęku. Czy jest uzasadniony? Czy w Polsce nie ma problemu z uzależnieniem młodzieży od Internetu czy smartfona?. Jest… ale dotyczy dużo mniejszego odsetka niż to się wydaje. I nie jest to takie uzależnienie, jakie się nam kojarzy z substancjami. W badaniach używa się raczej problematyczne używanie Internetu (PUI).

 

Ostatnio pojawiło się kilka badań na ten temat. Uśredniając – tzw. uzależnionych (czyli osób u których występują pełne symptomy PUI) jest ok. 2%, zagrożonych – ok. 10-12%. Reszta generalnie sobie z tą siecią radzi… I ze smartfonami także. Przykładowo z badań Jacka Pyżalskiego (EU Kids Online) wynika, że 82% młodzieży nie ma ani jednego syndromu PUI w stopniu najwyższym. Z innych analiz można wyciągnąć wnioski, że u 71% młodzieży – brak jakichkolwiek symptomów PIU lub występują w stopniu minimalnym. Pełne PUI pojawia się jedynie u 1,6% młodzieży (Tomczyk, Solecki 2019).

 

Czuwajmy, obserwujmy, rozmawiajmy z młodzieżą. Ale nie wpadajmy w panikę. Być może trudno nam to zrozumieć, ale Internet jest dla młodych tym czym kiedyś dla nas było podwórko: miejscem spotkań, budowania relacji, wymiany informacji, przestrzenią wspólnej zabawy…

 

A przede wszystkim obszarem wolnym (wciąż jeszcze) od kontroli dorosłych. W szkole są ciągle monitorowani. Wyznacza im się zadania i pilnuje ich wykonania. Nawet na przerwach są ciągle obserwowani i wyznacza im się pożądane formy aktywności.

 

W domu zmieniają się strażnicy. Kiedy z niego wychodzą – niosą ze sobą smycze („wie pan, ja bym nawet nie brał tego smartfona, ale mama wciąż do mnie pisze gdzie jestem i jak nie odpiszę w ciągu godziny to zrobi alarm”).

 

W ciągu ostatnich kilkunastu lat pozytywna odpowiedź rodziców na pytanie: „czy wiesz co w danym momencie robi Twoje dziecko i z kimwzrosła dwuipółkrotnie. Gdzie te czasy, kiedy nastolatek wychodził na 5-6 godzin z domu i (nie) było z nim kontaktu?

 

Ciągłej kontroli rodzicielskiej podlegają także ich postępy w szkole. Rodzic dzięki aplikacji na smartfonie (połączonej z dziennikiem elektronicznym) wcześniej niż samo dziecko wie, jaką ocenę właśnie dostało. Dzisiaj pierwsze pytanie rodzica przy powrocie ucznia do domu nie brzmi już: „co dostałeś” tylko „dlaczego tylko 3″…

 

Nastolatki znalazły sobie w Internecie przestrzeń wolną od inwigilacji dorosłych. Gdzie się komunikują, tworzą wspólnoty i budują relacje. W taki sposób, na tyle, ile potrafią. A przestraszeni dorośli już próbują dokonać na nią abordażu, by móc przejąć nad nią kontrolę. By rozszerzyć kuratelę. I móc wypełnić luki w ich głowach tymi danymi, które oni sami uznają za istotne.

 

Pojawia się pytanie, czy wspieranie w rozwoju jest tożsame z intensyfikacją dozoru. I czy permanentna kontrola jest najlepszą formą edukacji medialnej…

 

Bo oni nie potrafią nawiązywać kontaktów społecznych, ani się komunikować, ani współpracować tylko na smartfonach siedzą…” Ludzie uczą się kompetencji społecznych przez modelowanie (obserwowanie zachowań osób, które uważają za wartościowe) oraz przez doświadczanie. Jeśli nie potrafią – to czyja to jest wina? Ich? Kto ponosi za to odpowiedzialność? Smartfony? […]

 

 

Cały artykuł „Młodzież a Internet a smartfony”   –    TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.edunews.pl

 



Zostaw odpowiedź