13 lutego na portalu <mama:DU> zamieszczono obszerny tekst Alicji Cembrowskiej, zatytułowany „Produkcja ‚ludzi bez głosu’ to specjalność polskich szkół. A wszystko to zgodnie z prawem”. Oto jego wybrane fragmenty i link do całego artykułu:

 

 

Ostatnimi czasy dużo mówi się o polskiej szkole. I niestety nie są to rozmowy pozytywne, o tym, jak uczniowie się rozwijają i zdobywają wiedzę, a nauczyciele czerpią radość ze swojej pracy.

 

„Kilka” problemów szkolnych
Lista problemów jest długa. Nadmiar prac domowych, niskie wynagrodzenia nauczycieli, „podwójny rocznik”, brak miejsc, a w konsekwencji przemęczenie i frustracja dzieci i rodziców. To efekt reformy edukacji, w której, poza pomysłodawcami, niewielu zauważa plusy.

 

Do niechlubnego rankingu warto dopisać jeszcze jeden element, który nieśmiało, acz coraz wyraźniej, przebija się do świadomości zarówno nauczycieli, jak i dzieci. Statut szkoły, który jest „najwyższym prawem Rzeczypospolitej Polskiej. Przepisy Konstytucji stosuje się bezpośrednio, chyba że Statut stanowi inaczej”.

 

Te dwa zdania to polska szkoła w pigułce: nierespektowanie praw ucznia, naginanie ustaw i rozporządzeń, samowolka dyrektorów i nauczycieli napisał Łukasz Korzeniowski, który prowadzi na Facebooku profil „Stowarzyszenie Umarłych Statutów”.

 

Autor artykułu, który opublikowano na stronie alternatywa.net.pl, zwrócił uwagę na strajk. Nie analizuje jednak czy działania nauczycieli są zasadne, czy niepotrzebne, nie ocenia i nie wyrokuje. Zadaje jedno pytanie, które zmusza do zastanowienia: „Czy uczniowie mogą strajkować?”. […]

 

Statut szkoły zmieści wszystko

Czym jest natomiast sam statut szkoły? To taka jakby konstytucja. I jak się okazuje, to nazewnictwo ma swoje konsekwencje. Niektórzy traktują statut ponad wszelkie inne akty prawne. Z czym to się wiąże w praktyce? W prawdziwym polskim statucie, w prawdziwej polskiej szkole uczeń pełnoletni nadal jest niepełnoletni. Zatem nie można mu pozwolić, aby sam składał wnioski o usprawiedliwienie swoich nieobecności, czy samodzielnie zwalniał się z zajęć. Przecież od czegoś w końcu ma rodziców

 

 


W mniej radykalnych przypadkach dopuszczana jest możliwość samodzielnego dokonywania wyżej wymienionych czynności przez uczniów pełnoletnich, ale pod pewnymi warunkami: rodzic musi wyrazić zgodę na samodzielne usprawiedliwianie przez ucznia swoich nieobecności lub akceptowane są jedynie zaświadczenia od rodziców. […]

 

Statut po stronie nauczycieli

Moc statutu odczuwają również młodsi uczniowie. Najsilniej objawia się to w przekonaniu, że nauczyciel ma zawsze rację. W wymaganiach zachowania można wpisać, by dzieci zwracały się do niego „panie profesorze”, witały ukłonem innych pracowników, a także, że „po zmroku uczniowie nie powinni chodzić po mieście”, a „poza terenem szkoły nie mogą przeklinać”.

 

Problem stanowią również nauczyciele, którzy teoretycznie są wyznawcami statutu, a praktycznie stosują go jedynie, gdy jest on im na rękę. Na grupach na rodziców często pojawiają się pytania z serii: „Co zrobić, gdy…?”, „Czy nauczyciel ma prawo…?”. Sami opiekunowie często nie wiedzą, czy „dziecko przesadza”, czy „nauczyciel się uwziął”. […]

 

Takie tam przesadzanie

„Przesadzacie”. To klasyczny komentarz, który przy podobnych tematach pojawia się zawsze. Oczywiście. Każdy z nas znał lub zna młodzież, która podejmuje aktywne działania lub się buntuje. Wszyscy zdajemy sobie również sprawę, że wielu nauczycieli współpracuje z uczniami i nie działa w myśl zasady „ja rozkazuję – wy wykonujecie”.

 

Mowa jednak o podejściu systemowym. Statut w obecnym kształcie jest argumentem dla tych, którzy w szkole widzą niejako fabrykę z linią produkcyjną. Trzeba przerobić materiał. Trzeba przygotować do egzaminów. Trzeba zadowolić rodziców. Trzeba pilnować porządku. Trzeba wypełnić obowiązki. Trzeba karać i nagradzać.

 

Uczniowie nie mają zbyt szerokiego pola manewru. Uczy się ich bezsilności. Nie może protestować, sprzeciwiać się. Niektórzy nawet, gdy podejmują jakieś działania, odbijają się od ściany. I rodzą się pytania, czy warto się starać, może jednak lepiej siedzieć cicho, zacisnąć zęby i to przetrwać? Po co ponosić konsekwencje? I wysłuchiwać, że „uczniowi nie wypada”? […]

 

Wielu uczniów przyzwyczaiło się, że nie ma nic do gadania. Sama pamiętam, jak w liceum denerwowaliśmy się, że mamy kilka sprawdzianów w tygodniu (z oczywistym tłumaczeniem, że to „tylko kartkówka”), a potem przedłużał się czas ich oddania. Jednak do terminu poprawkowego już każde z nas musiało bezwzględnie się dostosować. Nieraz zgłaszaliśmy to dyrekcji, nieraz problem poruszali rodzice na zebraniach. Ostatecznie czuliśmy bezsilność. Jedna z nauczycielek miała natomiast metodę „obrażania się”, która skutkowała jeszcze bardziej napiętą atmosferą na lekcjach. My, uczniowie, obrażać się nie mogliśmy.

 

Dlatego warto uczyć młodych ludzi szacunku. Warto mówić o autorytetach. Ale czy warto wpajać im bezwarunkową uległość i poddaństwo? Bierność? Podporządkowywanie się bez słowa sprzeciwu? Przecież młody wiek nie zawsze oznacza brak racji. Często jest to po prostu inna perspektywa. Czy mamy prawo zakładać, że zawsze gorsza?

 

Przeciwko łamaniu praw ucznia opowiada się inicjatywa Stowarzyszenie Umarłych Statutów, która zajmuje się upowszechnianiem wiedzy o prawach ucznia oraz interweniowaniem przeciwko naruszeniom praw uczniów.

 

 

Cały tekst Alicji Cembrowskiej „Produkcja „ludzi bez głosu” to specjalność polskich szkół. A wszystko to zgodnie z prawem”   –   TUTAJ

 

 

Źródło: www.mamadu.pl

 

 



Zostaw odpowiedź