W minioną sobotę (11 grudnia 2021 r.) Jarosław Pytlak podzielił się na swoim blogu przemyśleniami na temat związku jaki zachodzi między niechęcią młodych absolwentów szkół wyższych do podejmowania pracy w szkole a… nie, nie tylko niskimi płacami, ale także – jako to on określił – dramatycznym wzrostem liczby uczniów z różnymi zaburzeniami i problemami.

 

Oto fragmenty tego tekstu:

 

 

Nauczyciele w służbie zdrowia psychicznego

 

Pan wiceminister Piontkowski w Radiu Wrocław stwierdził dzisiaj między innymi, że na razie nie ma tendencji masowego odchodzenia nauczycieli z zawodu. Dane z kilku ostatnich lat, jakimi dysponuje ministerstwo edukacji i nauki, tego zjawiska nie pokazują.

 

Niestety, zupełnie nie ufam przedstawicielom MEiN. Gdy słyszę deklarację szefa wszystkich edukacyjnych szefów, pana ministra Czarnka, że 95% szkół pracuje obecnie stacjonarnie – w szczycie czwartej fali pandemii, ogarnia mnie pusty śmiech. Jestem przekonany, że jest to w najlepszym razie projekcja jego pragnień. […]

 

Również w przypadku pana Piontkowskiego skłaniam się do podejrzenia, że ściemnia, choć widzę też inną możliwość – że mówi prawdę, tylko niecałą. Jeśli nawet nauczyciele nie odchodzą gremialnie, to na pewno brakuje nowych adeptów tego zawodu. Oczywiście i to można by tłumaczyć, że stara kadra zazdrośnie strzeże swoich drogocennych etatów, gdyby nie coraz bardziej dotkliwy brak w szkołach różnych specjalistów. Odejście z placówki jednego fizyka czy informatyka faktycznie nie ma charakteru masowego, jednak coraz częściej pozostawia lukę niemożliwą do załatania, szczególnie jeśli ktoś oczekiwałby następcy dysponującego pełnymi kwalifikacjami. O młodym przy tej okazji można tylko pomarzyć. A lista deficytowych specjalności wciąż się wydłuża.

 

Nie marnowałbym pikseli na ekranie w celu skomentowania przypadkowej wypowiedzi wiceministra, gdybym jak raz nie wziął udziału w dyskusji panelowej, jaka w minionym tygodniu odbyła się w ramach projektu Erasmus + poświęconego badaniu uwarunkowań pozostania w zawodzie lub nie młodych nauczycieli. […]

Przy okazji tej kronikarskiej notatki chciałbym zwrócić uwagę Czytelnika na zjawisko wskazane przez mnie we wspomnianej debacie, które może nie tylko tłumaczyć brak młodych nauczycieli, ale również odchodzenie tych starszych stażem, a już szczególnie specjalistów przedmiotów. Chodzi o dramatyczny wzrost liczby uczniów z różnymi zaburzeniami i problemami. […]

 

Jeśli świeżo wykształcony młody geograf czy historyk idzie do szkoły nawet z porywu serca, w romantycznym pragnieniu oświecania dzieci lub młodzieży, szybko czeka go konfrontacja z rzeczywistością. Dzieci nadpobudliwe, niepotrafiące skoncentrować się na zadanym problemie, zamknięte w sobie, z trudem komunikujące się, po prostu niezainteresowane tematem lub najzwyczajniej w świecie samowolne – można dzisiaj spotkać w większości klas szkolnych. Pół biedy, jeśli któreś ma orzeczenie, bo w nim są chociaż jakieś wskazówki, co młodemu człowiekowi jest i czego mu potrzeba. Czasem zdarzy się nawet nauczyciel wspomagający. Ale bardzo często problem, choć widoczny, oficjalnie nie istnieje, bo rodzice nie byli zainteresowani diagnozą, a nikt nie podjął udanej próby przekonania ich o takiej potrzebie. […]

 

Nagle, w klasie szkolnej, okazuje się, że  przekazywanie wiedzy chemicznej czy matematycznej ląduje na dalekim miejscu listy spraw do ogarnięcia, choć zarówno w oczach dyrekcji, jak rodziców, jest oczywiście na miejscu pierwszym, a nawet jedynym. Jeśli dodać do tego żałosne wynagrodzenie, to trudno dziwić się, że wg badań przeprowadzonych przy okazji wspomnianego na początku projektu Erasmusa + połowa młodych polskich nauczycieli rozważa lub planuje zmianę pracy. […]

 

Ministerstwo dodatkowo miesza w tym kotle. W konsultacjach krąży zamysł reformy systemu, mający upowszechnić nauczanie włączające, czyli skierować więcej dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi do placówek otwartych. Po ogłoszeniu pierwszych założeń poszła fama, że szkoły specjalne zostaną w ogóle zlikwidowane, a zmianie ulegnie status poradni psychologiczno-pedagogicznych. Jedno i drugie przedstawiciele MEiN dementują, ale niepewność co się z planów tej reformy wykluje jest ogromna.

 

W istocie dla pana ministra to żaden problem, bo obecne stanowisko najwyraźniej ma być tylko przystankiem w jego w karierze politycznej. Ale opisany w tym artykule szereg problemów powinien zajmować (i martwić) wszystkich, którzy tworzą jakieś wizje przyszłości. Niezależnie od tego, czy są to programy partii politycznych, czy wizje nowej edukacji tworzone przez entuzjastów wielkiej zmiany. Ta rzeczywistość już skrzeczy, a będzie skrzeczała jeszcze bardziej.

 

 

Cały tekst „Nauczyciele w służbie zdrowia psychicznego”  –  TUTAJ

 

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl

 

 



Zostaw odpowiedź