Źródło: www.szkoladobrejrelacji.pl

 

Dziś zabieramy Nasze Czytelniczki i Czytelników na stronę bloga Szkoła dobrych relacji, prowadzonego przez Natalię Boszczyk nauczycielką j. polskiego w Społecznej Szkole Podstawowej nr 13 z Oddziałami Dwujęzycznymi w Warszawie, psychoedukatorkę i trenerkę pomagającą ludziom budować wspierające relacje, ale także mamę trójki dzieci. Można ją znaleźć także na stronie „Szkoła jutra już dziś”. Naszą uwagę przyciągnął tam jej najnowszy post, zatytułowany „Szkolne życie bez spiny, czyli: co wspiera nasze relacje?”

 

Oto wybrane fragmenty tego tekstu i link do jego pełnej wersji:

 

W jednej z nauczycielskich grup na facebooku zobaczyłam grafikę, na której widać było górę lodową. Na jej czubku widniało słowo „sukces”, a pod spodem hasła takie jak: „poświęcenie”, „nieprzespane noce”, „zmęczenie”, „stres”, „krytyka” i „samotność”. Jest we mnie duży sprzeciw dla takiego ujmowania pojęcia „sukcesu”. Czy naprawdę, żeby osiągnąć „sukces”, trzeba wypruć sobie żyły…? I jaki to wszystko ma związek ze szkolnymi relacjami…?

 

 

Nie zajeżdżam siebie

 

W komentarzu do tej grafiki zgodziłam się, że sukces wymaga naszego uporu i wysiłku, ale że chcę go widzieć (i widzę) w kategoriach pozytywnych, radosnych, chcę, by drogę do sukcesu kojarzyć z lekkością i szczęściem. Oczywiście – każdy z nas ma za sobą doświadczenia, że musieliśmy się wytężyć, zwiększyć obroty, coś poświęcić, żeby wejść na kolejny poziom. Ale gdy przykładamy zbyt dużą wagę do haseł „wysil się”, „zaciśnij zęby”, „wytrzymaj”, to zamieniamy nasze życie w ciągłą walkę…

 

Czy tylko ja mam z tym problem? Nie sądzę. Słucham opowieści nauczycieli – przekazywanych mi bezpośrednio i tych, które „czytam” między wierszami. Wyłaniają się z nich tego typu przekonania: „żeby coś osiągnąć, trzeba się wysilić”, „nie marudź, rób”, „zepnij cztery litery”, „nikt nie mówił, że będzie lekko”. Te przekonania drenują z energii, sprawiają na przykład, że zapominamy o swoich podstawowych potrzebach – nauczyciel, który nie ma czasu zjeść, pójść do toalety – to jest zupełna norma w tym zawodzie. Zajeżdżamy się i stosujemy przemoc wobec siebie na różne wyrafinowane sposoby.

 

Jak budować relacje w takim stanie? Z takimi przekonaniami i takim nastawieniem? Jak mówić o dobrostanie, gdy sukces kojarzymy z tym, że dobrostan trzeba odstawić na bok i cisnąć…?

 

 

A dalej blogerka dzieli się swymi poglądami na takie tematy:

 

 

Nie zajeżdżam innych

 

Budowanie relacji zaczynam zatem od siebie – uczę się odpuszczać, uczę się słuchać siebie z łagodnością, sprawdzam, czy na pewno i kiedy chcę się bardziej wysilić. I moje wysilanie się coraz częściej przestaje być „zapieraniem się”, robieniem czegoś jeszcze więcej, jeszcze bardziej wytrwale. Czasem w osiągnięciu sukcesu pomaga mi paradoksalnie zaprzestanie działania – przestaję robić to, co mi nie służy, a zaczynam to, co służy. I najczęściej okazuje się, że ta zmiana była kluczowa, by jakiś projekt/działanie „pchnąć” dalej (nie robić więcej, mocniej, tylko inaczej). Te wszystkie kroki budują bardzo silnie moją relację z samą sobą, a dopiero gdy zbuduję taką relację, mogę startować do budowania relacji z innymi. […]

 

 

Nie zajeżdżam ucznia

 

Publicznie biję się w piersi – w jednym ze swoich blogowych artykułów (TU ) zachęcałam, by kształtować w dzieciach i młodych ludziach postawę uporu i wytrwałości. Dziś poważnie zastanawiam się nad tym podejściem, bo widzę, że łatwo w nim „przegiąć”. Widzę, jak bardzo mało rozwijające jest dla uczniów, gdy myślą, że tylko to, co okupione dużym wysiłkiem jest wartościowe. Nie twierdzę, że nie warto uświadamiać dzieci, skąd biorą się sukcesy, ale chcę im raczej pokazać, że drogi dojścia do tych sukcesów są bardzo różne – czasem wymagają wysiłku, a czasem właśnie mądrego odpuszczenia.

 

Jak zatem buduję z uczniem relacje bez spiny? […]

 

Szkoła może sprawiać frajdę

System edukacji wpaja nam przekonanie, że jak się nie natrudzisz, nie namęczysz, to nie ma sukcesu. Sukcesem może być tylko to, w co włożyliśmy wiele czasu, wiele wysiłku i wiele poświęciliśmy. Z tego bierze się potem w dorosłym życiu brak radości z małych rzeczy i ciągłe poczucie, że jestem „nie OK”, „jeszcze wystarczająco się nie natrudziłam”, „jeszcze nie spełniałam swoich wygórowanych wymagań”. Moje doświadczenia pokazują, że wiele pięknych osiągnięć przyszło mi stosunkowo łatwo i lekko, bo zagrał zbieg okoliczności albo ogromną rolę odegrała pomoc innych. Czasem osiągnęłam sukces, bo w pewnym momencie umiałam odpuścić i przestałam się spinać… Opowiadam o tych doświadczeniach uczniom i nie boję się, że ich zdemotywuję… Widzę, że relacje, jakie mamy i moja autentyczność wzmacniają ich i pomagają w szkolnych zmaganiach. Widzę też, że na spokojnie zaczynają się zastanawiać nad tym, co nas prowadzi do małych i dużych sukcesów…. A szkoła? Szkoła ma być szkołą bez spiny, “relacyjnym centrum”, w którym odkrywanie świata jest frajdą, a nie wysiłkiem okupionym bólem brzucha i drżącymi dłońmi…

 

 

Cały post Szkolne życie bez spiny, czyli: co wspiera nasze relacje?” TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.szkoladobrejrelacji.pl

 



Jedna odpowiedź to “Natalia Boszczyk o życiu bez „spiny” i szkole, która może być fajna.”

  1. Grzegorz napisał:



    Przykład pedagoga z powołania. Oby więcej takich.

Zostaw odpowiedź