Foto: www.nobell.edu.pl

 

Szkoła No Bell w Konstancinie-Jeziornej. On właśnie „się uczy”, bo nie siedzi karnie w ławkach i nie jest „nauczany”.

 

We wtorek na stronie portalu „Juniorowo” redakcja zamieściła tekst, zatytułowany „Czy nasze szkoły są nowoczesne czy są dwustuletnim skansenem?” Jego autorką jest nasza dobra znajoma – dr Marzena Żylińska, która tym razem nie skorzystała z prowadzonego przez siebie na stronie „Budzącej się Szkoły” bloga, a wystąpiła gościnnie w „Juniorowie” – portalu adresowanym do rodziców.

 

Mamy wrażenie, że jest to przejaw „działalności misyjnej” pani dr Żylińskiej, gdyż to obszerne opracowanie jest syntezą filozofii zmian w szkole, od lat promowanych nie tylko przez nią słownie, ale także czynnie przez coraz liczniejsze szkoły skupione w ruchu, który ostatnio woli nazywać się „Szkołami w Drodze”.

 

 

Oto wybrane fragmenty, których lektura – na progu kolejnego roku szkolnego – raz jeszcze przypomni jaką to drogę mamy do pokonania, my – wszyscy, nie tylko nauczyciele, ale i rodzice aktualnych i potencjalnych uczniów, a przede wszystkim politycy, odpowiedzialni za decyzje, hamujące lub pobudzające do zmiany:

 

 

Gdybyśmy nagle cofnęli się o sto lat i naszym prapradziadkom pokazali smartfon, nie wiedzieliby, że służy on do tego samego, co używany przez nich telefon. Telefony podobnie jak wiele innych urządzeń i – ogólniej rzecz ujmując – dziedzin życia, przez ostatnie dziesiątki lat niezwykle się rozwinęły, czerpiąc z odkryć nauki, z rozwoju naszej wiedzy i z możliwości coraz to nowszych technologii.

 

Ale jeśli ktoś żyjący przed stu laty wszedłby do dzisiejszej szkolnej klasy, od razu wiedziałby, że jest w szkole. […]

 

Są tacy, którzy mówią „Przecież mamy nowoczesne szkoły. Popatrzcie, mamy tablice interaktywne, mamy tablety, mamy tyle nowoczesnych urządzeń”. Ale jeśli z przodu klasy wisi nowoczesna tablica interaktywna, a przed nią stoi nauczyciel, który – jak kiedyś – wszystko wyjaśnia, a potem oczekuje od dzieci, że będą to wiernie reprodukować, to zmieniły się didaskalia, ale model został taki sam. Jeśli dzieci na tabletach robią to samo co w zeszytach ćwiczeń, tzn. zaznaczają A, B, C, D, to cóż za różnica, że robią to na tablecie? […]

 

Spróbujmy przez chwilę uwolnić się od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, od tego, co wydaje się oczywiste. Zobaczmy, co tak naprawdę jest w edukacji herezją, a co jest lub powinno być oczywistością i normą. […]

 

W tradycyjnym modelu szkoły głównym kanałem przekazu wiedzy jest kanał werbalny. Wydaje się oczywiste, że człowiek uczy się słuchając innych albo czytając z podręcznika o nowych zjawiskach. Tymczasem dziś już wiadomo, że można się uczyć na różne sposoby. Można uczyć się jak sadzić rośliny z książki, ale można też po prostu wysiać je lub posadzić, obserwować, jak rosną i opisać cały proces. Mamy już w Polsce wiele szkół, które pokazują, że oprócz kanału werbalnego, są jeszcze inne metody poznawania świata, że człowiek ma więcej zmysłów i każdy zmysł to jest kolejna droga prowadząca do mózgu. Co jest więc herezją: edukacja wykorzystująca wiele zmysłów, różne metody i aktywizująca wiele obszarów mózgu, czy uparte trwanie przy wykładach spod tablicy?

 

Błąd – demon edukacji

 

Wyobraźmy sobie siedmiolatka w pierwszej klasie, który siedzi przy stoliku, z zapałem pisze literki, stara się jak może, by utrzymać się w liniaturze. Oczywiście że za pierwszym, piątym, czy nawet dziesiątym razem te literki nie wyjdą idealnie – ręka musi nabrać wprawy, w mózgu muszą się utworzyć odpowiednie połączenia, to wymaga pracy i czasu. Pierwszoklasista stara się najlepiej jak może, pisze najlepiej, jak umie. Wtedy przychodzi nauczyciel i na czerwono zaznacza: „tu źle, tu źle, tu źle, jak się postarasz to będzie lepiej”. Jakież okrucieństwo kryje się za „jak się postarasz, to będzie lepiej”! Przecież ten mały człowiek właśnie się postarał, pracował ze wszystkich sił, napisał najładniej jak w tym momencie mógł napisać i usłyszał, że … to wszystko nie wystarczy. Oczywiście wyszedł poza linię – przecież dopiero się uczy, przecież jeszcze tego nie umie, przecież jego mózg potrzebuje czasu, żeby wytworzyć odpowiednie połączenia. Tego procesu nie da się przyspieszyć, tak samo, jak nie można zmusić rośliny do tego, by szybciej rosła.

 

Nie wolno ci robić błędów, ja ci każdy błąd wytknę, nie powiem co robisz dobrze, powiem ci tylko co robisz źle. Jeśli całą stronę zrobisz dobrze, ale jedna literka ci nie wyjdzie, to tę jedną właśnie podkreślę i to na nią zwrócę uwagę”. Pomyślmy, co się dzieje z motywacją dziecka, kiedy dostaje od dorosłego takie komunikaty.

 

Na czym powinien skupić się nauczyciel – na błędach, czy na tym, co uczeń zrobił dobrze? Czy lepszy efekt osiągniemy zaznaczając błędy, czy może to, co udało się zrobić najlepiej („O, tak pisz, tu świetnie!”). […]

 

Przestańmy oszukiwać dzieci

 

W życiu pytania zadają ci, którzy nie wiedzą, tym którzy wiedzą, po to, żeby się dowiedzieć. W szkole jest odwrotnie: ten, kto wie, pyta tych, którzy nie wiedzą. Nauczyciel pyta tylko po to, żeby usłyszeć to, co wcześniej powiedział. Pyta po to, by sprawdzić, czy to, co podał zostanie wiernie odtworzone. Najlepsza ocena jest za najwierniejsze reprodukowanie. Tylko czy to jest dobre dla społeczeństwa? Czy przyszłość Polski, podobnie jak każdego innego kraju, nie zależy od innowacyjności naszej gospodarki?

 

Polska, jak i każdy inny kraj, będzie się rozwijać wtedy, kiedy nasza gospodarka będzie innowacyjna. Ale gospodarka sama z siebie nie jest innowacyjna, gospodarkę tworzą ludzie. Żeby się rozwijać, musimy wykształcić ludzi, którzy potrafią szukać innych, własnych, nowych rozwiązań, a nie powielać znane schematy i powtarzać to, co wszyscy wiedzą. Sukces Polski (i wysokość naszych emerytur) zależy od tego, czy młodzi Polacy nauczą się w szkole schodzić z wydeptanych ścieżek i szukać nowych rozwiązań. Bo przecież dzieci, które dziś siedzą w szkolnych ławkach, będą musiały rozwiązać problemy, z którymi my nie daliśmy sobie rady. Ale choć rozwój naszego społeczeństwa i kraju zależy od innowacyjności i kreatywności młodych, to wciąż przez kilkanaście lat edukacji nagradzamy ich za udzielanie najbardziej typowych i oczywistych odpowiedzi.

 

Powinniśmy przestać oszukiwać dzieci. To nie te odniosą sukces, które w szkole nastawionej na odtwarzanie podanej wiedzy, dostają piątki i szóstki. Sukces w życiu mogą odnieść ludzie, którzy w szkole rozwiną własne pasje, którzy wierzą w siebie i którzy lubią się uczyć. Jeśli mury szkół opuszczać będą dzieci wierzące we własne siły, znające swoje talenty, mające poczucie sprawstwa, umiejące współpracować, wyznaczać sobie własne cele i konsekwentnie dążyć do ich realizacji, to szansa na sukces jest ogromna. I jeszcze coś, co być może jest czynnikiem najważniejszym! […]!

 

Cały artykuł „Czy nasze szkoły są nowoczesne czy są dwustuletnim skansenem?”   –   TUTAJ

 

 

Źródło: www.juniorowo.pl



Zostaw odpowiedź