Foto: www.facebook.com/photo

 

Magdalena Sierocka nauczycielka j. angielskiego w Szkole Podstawowej nr 236 w Warszawie

 

Wczoraj (4 września 2022 r.) na portalu OKO.press zamieszczono zapis wywiadu, jaki z Magdaleną Sierocką – nauczycielką j. angielskiego w Szkole Podstawowej nr 236 w Warszawie, określającą się jako członkini Ruchu Budzących się Szkół – przeprowadziła Maria Hawranek.

 

Jako że jest to bardzo długi tekst – poniżej zamieszczamy jedynie wybrane (subiektywnie) fragmenty, odsyłając zamieszczonym linkiem do pełnej wersji zapisu:

 

 

Nie można ocenić człowieka w skali 1 do 6. Dlatego nad ocenami się nie rozczulam [Hawranek pyta, jak ratować szkołę]

 

[…]

 

Z Magdaleną Sierocką, nauczycielką języka angielskiego w szkole podstawowej w Warszawie rozmawia Maria Hawranek.

 

Maria Hawranek: „Jak to nie zachwyca Gałkiewicza, jeśli tysiąc razy tłumaczyłem Gałkiewiczowi, że go zachwyca”. Co ten cytat robi na twoim Facebooku?

 

Magdalena Sierocka: Gdy czytałam Gombrowicza w liceum, wydawał mi się dziwny i śmieszny. Mam wrażenie, że dorosłość polega na tym, że przestaje taki być. Ten cytat dobrze oddaje obraz szkoły, która trenuje nas, by odtwarzać to, czego oczekują od nas inni. W efekcie na wiele lat tracimy kontakt ze sobą. Już się na to nie zgadzam. W mojej pracy staram się, by Gombrowicz przestał być prawdziwy.

 

Jak przestałaś być Gombrowiczowską nauczycielką?

 

Długo byłam nauczycielką, która radziła rodzicom, co powinni robić po szkole. Pamiętam, jak mówiłam jednej mamie: „Pani córka nie nadąża, więc będzie miała więcej zadań w domu, a pani powinna jej w nich pomóc”. Spojrzała na mnie i powiedziała: „Ale ja nie wiem, jak te zadania zrobić”. Zamilkłyśmy. Ona patrzyła na mnie, a ja na nią. I teraz co? Zrozumiałam, że więcej zadań nie sprawi, że ta uczennica się nauczy.

 

Kiedy mój syn poszedł do szkoły, zobaczyłam tę rzeczywistość z drugiej strony. Że dziecko siedzi w szkole osiem godzin, a ja spieszę się do domu, by siąść z nim do lekcji. To co on tam robi? […]

 

Jest, przecież właśnie dlatego system edukacji jest tak oporny na zmiany, że replikujemy go z automatu, bo brak nam innych doświadczeń. No chyba, że coś nami wstrząśnie. Jak się zmieniałaś?

 

Stopniowo. Kiedyś nasza dyrektorka Magdalena Księżopolska przyniosła do szkoły „Neurodydaktykę” metodyczki Marzeny Żylińskiej. Z początku postulaty Żylińskiej wydały mi się niemożliwe do realizacji, bo przecież dzieci chcą nam dopiec, a nie z nami współpracować. Czułam też, że jej metody to atak na mnie – czyli co, do tej pory źle pracowałam? Krzywdziłam dzieci przez 10 lat? To kim ja jestem?

 

Mam w sobie wiele miłości do nauczycieli, którzy czują opór wobec zmian, bo też byłam w tamtym miejscu.[…]

 

Dzieci nauczyły cię jak być lepszym nauczycielem?

 

Oj tak. I dorośli, którzy komunikowali się z nimi z szacunkiem. Podstawą stało się dla mnie porozumienie bez przemocy. Poczytałam, co robią z ludźmi kary i nagrody, zorientowałam się, że oceny właśnie nimi są i postanowiłam, że skoro mogę ich nie oceniać, to nie będę tego robić. Powiedziałam też dyrektorce o Ruchu Budzących Się Szkół, nasza szkoła dołączyła do niego jako jedna z pierwszych. Bez dyrektorki nic bym nie zrobiła.

 

W tej chwili do Ruchu, który oddolnie zmienia szkołę, należy już koło setki szkół w Polsce, publicznych i prywatnych. Choć nie ma sztywnego programu, jednym z jego postulatów jest odejście od ciągłego oceniania oraz wystawianie oceny „jeszcze nie” zamiast jedynki. Inni nauczyciele chętnie się dołączyli?

 

Kilku nauczycieli już od lat pracowało według postulatów Ruchu, intuicyjnie. Ale wielu się zdziwiło, tak jak ja zdziwiłam się kilka lat wcześniej. Mnie samej na początku brakowało odwagi, by zupełnie porzucić oceny. Zrobiłam to dopiero, gdy znalazłam sojuszniczkę w nowej polonistce, która dołączyła do naszej szkoły.[…]

 

Z jakich jeszcze technik i aplikacji korzystasz?

 

Jak jest za dużo fajerwerków, to potem, kiedy ich nie ma, jest nudno – już nie da się czytać czytanki. Więc odeszłam od fajerwerków, poza tym chcę zostawić dzieciom przestrzeń na współtworzenie lekcji, a nie, że ja wszystko projektuję. Przynoszę podstawowe rzeczy: kolorowe kartki, długopisy, miękka piłka, która wyznacza, kto ma głos. Z aplikacji używam Quizziz i Kahoota!

 

Każde dziecko ma swój telefon?

 

Tak, gdzieś od V klasy. Jak ktoś nie ma, łączą się w pary lub grupy, pożyczam swój telefon. Kiedyś miałam tablety, ale one zrobiły się wolniejsze od telefonów. W młodszych klasach pracuję z tablicą interaktywną i aplikacją Wordwall, dzieci bardzo lubią te gry.

 

Wielu dorosłych boi się odejść od ocen, są przekonani, że dzieci stracą motywację do nauki.

 

Stracą motywację zewnętrzną, ale mogą wrócić do tej silniejszej, wewnętrznej. Bardzo widoczny efekt braku ocen jest taki, że dzieci nie boją się popełniać błędów. Tylko w ten sposób, przez „learning by doing”, możemy dojść do mistrzostwa. To jest dla nas jakoś oczywiste wszędzie poza szkołą.

 

Kiedy nie ma ocen, dzieci chcą działać i to nie tylko te małe, które potrafią się na mnie obrazić i wejść pod ławkę za to, że „pani o mnie zapomniała”. Choć nastolatki są bardziej wstydliwe, również na angielskim, to i starsi uczniowie są u mnie aktywni. Kiedyś chciałam podsumować ćwiczenie, w które musieli włożyć dużo serca, i nagle słyszę jak jeden uczeń, którego pominęłam, gwałtownie podnosi się razem z ławką, oburzony: a ja?! Też chciał pokazać efekt swojej pracy.

 

Ale takie rzeczy są możliwe tylko wtedy, kiedy ktoś wie, że nie będzie oceniany. Brak ocen daje uczniom moc niewartościującej uwagi. […]

 

Jak tłumaczysz rodzicom, że nie będzie ocen?

Piszę do nich list na początku roku. Wyjaśniam, dlaczego tak pracuję, odsyłam do źródeł, z których czerpię i zapraszam do kontaktu. Nie pytam o zdanie ani o zgodę. Skoro rodzice zapisują dziecko do szkoły, to ufają specjalistom, którzy tam pracują. Później rodzice czytają oceny pisemne. Jeszcze nikt nie przyszedł z pretensjami.

[…]

 

Wielu dorosłych, a za nimi dzieci, jest przekonanych, że do nauki języka trzeba mieć te słynne zdolności językowe.

 

Chciałabym z całą mocą powiedzieć, że to nieprawda. Skoro nauczyliśmy się jednego języka, to nauczymy się drugiego. Kwestia tego jak często i intensywnie eksponujemy się na ten język. Jeśli uświadomisz sobie, że jak uczysz się pierwszego języka, to przez dwa, trzy lata codziennie go od wszystkich słyszysz, a do tego przez kilka lat ciągle popełniasz błędy, to możesz odetchnąć i dać sobie czas. No bo jak często masz kontakt z językiem obcym? Podstawówkę kończą dzieci, którą mówią płynnie, i takie, które mówią słabo, tak jak podstawówkę kończą dzieci, które mają biegają szybciej lub wolniej czy dojrzewają w różnym tempie. W żadnym wypadku to nie znaczy, że tak będzie już zawsze. […]

 

Wspomniałaś, że uczniowie chętnie dyskutują na angielskim. W szkole mało jest czasu na to, by mogli mówić o sobie, swoich poglądach i opiniach.

 

Na moich lekcjach widać jak bardzo dzieci są niewysłuchane. Rok temu z ósmą klasą umówiłam się na lekcję dyskusyjną raz w tygodniu. Nie mogli się jej doczekać. Zaczęliśmy od prostego tematu: kto woli psy, a kto koty, a potem zeszło na poważne. Gdy wybuchła wojna w Ukrainie, to rozmawialiśmy o tym, kto się zgadza, że obywatele rosyjscy powinni ponieść konsekwencje, a kto nie. Na takich lekcjach wreszcie to oni mogą powiedzieć, co sądzą, a nie muszą reprodukować, co powiedzieli inni, jak w tym cytacie z Gombrowicza.

 

 

 

Cały wywiad z Magdaleną Sierocką Nie można ocenić człowieka w skali 1 do 6. Dlatego nad ocenami się nie rozczulam”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.okopress

 

 

 

 



Zostaw odpowiedź