Foto: Michał Łepecki / Agencja Gazeta [www.natemat.pl]

 

 

Poniżej przytaczamy – za portalem ONET – anonimowy list nauczycielki, jak można wywnioskować z jego treści, prawdopodobnie nie pracującej w szkole wielkomiejskiej:

 

 

Jestem nauczycielem z trzydziestoletnim stażem pracy pracującym z dziećmi ofiarnie. Do dzisiejszego strajku „byłam cicho”. Harowałam wiele godzin dodatkowo, pomagając dzieciom w trudnościach, wykładałam setki złoty na kupowanie materiałów do robienia pomocy do lekcji itd. Teraz kiedy rząd tak potraktował nauczycieli, powiedziałam STOP.

 

Tak naprawdę, my nauczyciele nie strajkujemy w imię pieniędzy. Chcemy przy okazji wykrzyczeć nasze bolączki, z którymi siedzieliśmy do tej pory cicho. Tylko że nikt tego nie słucha. Właściwie przy okazji tego strajku mówi się, że nauczyciele chcą tylko pieniędzy.

 

Wiemy, że przy okrągłym stole nikt nie powie, że nie mamy gabinetów do pracy w szkole, że użyczamy za darmo swoich prywatnych pokoi, że za własne pieniądze kupujemy materiały do wykonywania pomocy, że musimy używać w domu swoich sprzętów, wykonując pracę na rzecz uczniów, że szkolimy się za własne pieniądze, bo jak zwracamy się o nie w swoich placówkach, to ciągle słyszymy, że nie ma pieniędzy, że mamy w klasach stare lub najgorszej jakości meble, że mamy stare komputery itd. itd.

 

Wiemy, że przy okrągłym stole będą wypowiadać się nauczyciele, którym nic „nie dolega”. Takich tam wybiorą.

 

Ja wiem, że my nauczyciele możemy iść w każdej chwili na kasę do Biedronki. To jest zupełnie możliwe od ręki, bo mamy takie kompetencje.

 

Tylko, czy Pani z kasy z Biedronki może przyjść na nasze miejsce, stanąć przed uczniami, rodzicami, tablicą? Czy ma takie kompetencje? Czy da się tak łatwo nas wymienić?

 

 

Źródło: www.wiadomosci.onet.pl

 



Zostaw odpowiedź