Nasz dobry znajomy, blogujący dyrektor Jarosław Pytlak, zamieścił wczoraj kolejny esej (bo tej obszernej rozprawki w żaden sposób nie wolno określać mianem postu), zatytułowany „Odrażający, brudni, źli”. Od razu wyjaśnimy, że jest to, prowokacyjnie – jak nam się wydaj – zacytowany tytuł włoskiej tragikomedii z 1976 roku, reżyserii Ettore Scoli, mający być syntezą stereotypowego obrazu polskich nauczycieli…
Foto: www.pixabay.com/pl
Na początek proponujemy lekturę (subiektywnie) wybranych fragmentów tego tekstu, ale gorąco zachęcamy do znalezienia czasu na zapoznanie się z jego całością:
[…] A zatem, jak społeczeństwo postrzega nauczycieli?
Dobra wiadomość jest taka, że według różnych sondaży zaufanie do przedstawicieli tego zawodu deklaruje od 74 do 78 procent respondentów. Całkiem sporo. Mniej, co prawda, niż ufa strażakom, pielęgniarkom i żołnierzom, ale nieco więcej niż lekarzom, a wielokrotnie więcej niż politykom. Jednocześnie jednak wielu nauczycieli ma obecnie poczucie malejącego szacunku ze strony uczniów, ich rodziców, a także władz, jak również w ogóle mało przychylnej atmosfery w społeczeństwie. Sprzeczność? Niekoniecznie.[…]
…,sondażowa dobra opinia o nauczycielach w dużej mierze wynika z tradycyjnego szacunku dla tego zawodu i jego szlachetnej misji, oraz poczucia, że samemu po szkołach „wyszło się na ludzi”. Nie wyklucza to wcale, że równocześnie jak Polska długa i szeroka rozlegają się głosy krytyki; sam słyszę je niemal zawsze, gdy rozmawiam na temat edukacji z kimś postronnym, kto ma dziecko w wieku szkolnym. Moi rozmówcy, wiedząc czym zajmuję się zawodowo pytają, co powiem na to, że… i tutaj następuje mrożąca krew w żyłach relacja o tym, jak to ktoś postawił niesprawiedliwą ocenę, zadaje głupie prace domowe, nie rozmawia z uczniami, interesuje się tylko przygotowaniem do testów, a kompletnie lekceważy bogatą osobowość dziecka, i tak dalej. A zatem, gdyby wziąć pod uwagę wyłącznie opinie rodziców dzisiejszych uczniów, akceptacja społeczna nauczycieli byłaby zapewne sporo niższa od tych siedemdziesięciu kilku procent, zaś wyrażona słowami zbliżałaby się do surowej oceny, jaką sformułował @Maciej, jeden z komentatorów artykułu „Ostatni zgasi światło”. Napisał tak:
„Przeraża mnie poziom obecnej szkoły. Niemal nic się nie zmieniło od czasów, gdy sam do niej uczęszczałem. Trafiają się w niej, jak rodzynki w postnym cieście, nauczyciele zaangażowani, dysponujący jakąś wiedzą i sprawni intelektualnie (znam takich i jestem wobec nich pełen podziwu i szacunku).”
Zatrzymajmy się na moment. @Maciej uważa, że tylko znikoma część nauczycieli prezentuje cechy, które budzą jego podziw i szacunek. Wskazuje na zaangażowanie, „jakąś wiedzę” (swoją drogą wątpliwy to komplement) oraz „sprawność intelektualną”. Należy rozumieć, że cała reszta towarzystwa nie jest zaangażowana, nie dysponuje wiedzą ani sprawnością intelektualną. Ostro. […]
… przyjmijmy, że jakaś część społeczeństwa tak właśnie jak @Maciej, negatywnie postrzega nauczycieli, i zastanówmy się, jakie są przyczyny tego stanu rzeczy.
Zacznijmy od okoliczności, które można uznać za obiektywne. Zadowolenie z jakości edukacji jest na całym świecie towarem deficytowym. Paradoksalnie, wynika to z osiągnięć nauki i techniki, dzięki którym ludzkość zyskała niespotykaną wcześniej w dziejach wiarę w swoją moc sprawczą. Nie ma dzisiaj kataklizmów i zrządzeń losu, są tylko nieszczęścia, którym można było i należało zapobiec. Taki sposób myślenia rozciąga się na wszelkie dziedziny życia, w tym także na edukację. Od współczesnej szkoły oczekuje się, że zapewni wszystkim młodym ludziom dobre samopoczucie i powodzenie na co dzień, równocześnie skutecznie przygotowując ich do pełnego sukcesów, szczęśliwego dorosłego życia. Tymczasem w milionach indywidualnych przypadków rzeczywistość odbiega od oczekiwań. Ktoś musi być za to odpowiedzialny. Któż by inny, niż źle pracujący i/lub niekompetentni nauczyciele?!
Tak – pozwolę sobie pokornie przyznać w imieniu całej rzeszy pedagogów – nie jesteśmy w szkołach skuteczni na poziomie, jakiego się od nas dzisiaj oczekuje. Nie potrafimy radzić sobie z wieloma problemami, jakie się tam pojawiają. Nie (tylko) przez nasze niedouczenie, lenistwo czy złą wolę. Także z powodu gwałtownych zmian, jakie zachodzą w społeczeństwie, a które nas często przerastają.[…]
Innym znakiem czasów jest wielka łatwość, z jaką ludzie wyrażają swoje opinie. Bez względu na rzeczywiste kompetencje. Znamy to wszyscy z autopsji: ten palant w samochodzie przed nami jedzie zbyt wolno, decyzja władz miasta najwyraźniej świadczy o ich korupcji, trener Nawałka niepotrzebnie wystawił Milika w meczu z Senegalem, a praca domowa, którą zadała dziecku nauczycielka jest kompletnie bez sensu. Podstawowym kryterium oceny stanu rzeczy jest to, czy odpowiada on naszym poglądom lub oczekiwaniom. Wiedza, fachowość straciły na znaczeniu, rządzą emocje. A jeżeli jako nauczyciel buntuję się przeciw temu, to znaczy, że chcę stłumić konstruktywną krytykę i uniknąć społecznej kontroli mojej pracy… […]
Jak dotąd, wskazałem okoliczności niezależne od nauczycieli, które w mniejszym lub większym stopniu przekładają się na ich krytyczny odbiór w społeczeństwie. Teraz przeniesiemy się na obszar pogranicza, gdzie wpływ czynników obiektywnych miesza się z ludzkimi błędami.
Być może Czytelnik zdziwił się nieco, że do niezależnych okoliczności nie zaliczyłem SYSTEMU. Faktycznie, niektóre regulacje prawne sprawiają wrażenie, jakby były stworzone specjalnie po to, by utrudnić pracę w szkole. Na przykład, przeładowana szczegółowymi treściami podstawa programowa. Albo sztywny plan nauczania, który wymusza, by niektórzy w ramach etatu uczyli dziewięć lub nawet więcej oddziałów, spotykając uczniów części klas zaledwie raz w tygodniu przez 45 minut. W tych przykładach kryje się jedna z przyczyn pośpiechu, powierzchowności i nieskuteczności, które powszechnie zarzuca się nauczycielom. Ale oni też nie są bez winy.
Grzechem głównym jest pokorne, bezrefleksyjne stosowanie się do wytycznych, co do których świadomość pedagogiczna powinna krzyczeć, że są bez sensu albo wręcz szkodliwe dla uczniów. […]
Z obszaru SYSTEMU pochodzi też inne zjawisko, które częściowo obciąża nauczycieli. Rzecz dotyczy dość powszechnego domniemania ich lenistwa oraz zupełnie powszechnej zawiści związanej ze znacznie dłuższym urlopem oraz osiemnastoma godzinami dydaktycznymi w etacie, mylnie utożsamianymi z takim samym tygodniowym wymiarem czasu pracy. Nauczyciele ze swej strony twierdzą, że to czysta niesprawiedliwość, bowiem często pracują więcej niż nominalne czterdzieści godzin tygodniowo i wypełniają więcej obowiązków, niż jest to przypisane do zajmowanego stanowiska. Część z nich ma rację, ale niestety, nie wszyscy. […]
Pozostałe przyczyny negatywnych opinii o nauczycielach tkwią głównie w nich samych. Tu jest największe pole do poprawy obecnego stanu rzeczy, bez konieczności oczekiwania na zmianę systemowych realiów. Przynajmniej w indywidualnych przypadkach – ludzi najbardziej skłonnych do (auto)refleksji.
Zacznijmy optymistycznie: chociaż każdy człowiek ma swoje słabości, to chodzące ideały pedagogiczne istnieją. Ja w każdym razie znam kilkoro takich nauczycieli, przy czym przez słowo ideał rozumiem personalny splot trzech czynników: uwielbienia przez większość uczniów, szacunku rodziców połączonego z pożądaniem, by ta właśnie osoba uczyła ich dzieci, oraz zachwycających dyrekcję kompetencji, gwarantujących, że każde podjęte zadanie zostanie wykonane z powodzeniem. […]
Innym powszechnym belferskim grzechem jest niechęć do krytycznego spojrzenia lustro. To zakrawa na paradoks u ludzi, którzy zawodowo oceniają innych. Brak krytycyzmu można uznać za skrzywienie zawodowe – tradycyjnie pojmowana rola nauczyciela dawała mu przywilej posiadania racji – ale te czasy minęły bezpowrotnie i najwyższa pora sobie to uświadomić. O nowoczesności pedagogicznej nie świadczy umiejętność wykorzystania w pracy komputerów czy innych multimediów, ale zrozumienie, że nie jest się (i nie ma się być) wzorcem dla młodych ludzi, ale przewodnikiem. Wzorzec z definicji jest idealny, natomiast przewodnik może się mylić, może czasem błądzić, a jego sztuka polega także na umiejętności odszukiwania zagubionego szlaku. Do wzorca się dąży, z przewodnikiem wędruje się wspólnie (co w harcerstwie zastosowano twórczo z górą sto lat temu). Często zarzuca się nauczycielom nieumiejętność przyznawania się do błędu. To także rezultat przyjmowania roli wzorca, a nie przewodnika.[…]
Z pewnością nie wyczerpałem listy nauczycielskich grzechów i grzeszków, psujących im opinię w społeczeństwie. Między innymi świadomie pominąłem te, które nie są specyficzne dla zawodu, jak zwykły brak kultury albo opryskliwość. Zdarzają się one we wszystkich profesjach, jednak w tej akurat bardzo kłócą się z ethosem. Nie usprawiedliwiam ich, nie bagatelizuję, choć po staroświecku przyjmuję, że w masie pół miliona ludzi nie da się ich uniknąć. Ale podkreślam, że źle służą całemu środowisku.[…]
Cały tekst „Odrażający, brudni, źli” – TUTAJ
Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl
UWAGA: Pogrubienia fragmentów tekstu – redakcja OE.