Okazuje się, że świąteczno-rodzinny lookdown może stać się bardzo sprzyjającą okolicznością do tworzenia obszernych, refleksyjnych i inspirujących tekstów o szkole. Dowodem tej tezy są, powstałe w okresie świątecznym, a zamieszczone na stronie „Wokół Szkoły” wieczorem w drugie święto (o 21:33 i 22:10) dwa teksty Jarosława Pytlaka, których obszerne fragmenty zamieszczamy poniżej. Ale prosimy na tym nie poprzestać – zachęcamy do zapoznania się z ich pełnymi wersjami:

Foto: www.mscdn.pl

Jarosław Pytlak

 

Czy można polubić szkołę? – część 1

 

Może to i dziwny temat w czasach zdalnego nauczania, które zorganizowanej edukacji niezbyt służy, ale lada moment rozpocznie się rok 2021, a wraz z nim zaświta nowa nadzieja. Wszystkim zatem, którzy myślą nad tym co zrobić, by polska szkoła stała się lepsza, dedykuję pierwszą część artykułu poświęconego temu tematowi. Druga pojawi się niebawem. W nadziei i oczekiwaniu na rychłą normalność. […]

 

O ile świadomość zmian zachodzących w świecie jest coraz powszechniejsza, o tyle niewielka tylko część dorosłych zdaje się dostrzegać, że zmieniły się także dzieci, a zatem potrzebne są nowe metody wychowawcze. Wciąż mocna jest wiara, że odpowiednio zaplanowany i konsekwentnie wprowadzany w życie program, oparty na tradycyjnej relacji podległości, regułach, nakazach i zakazach, pozwoli wychować dzisiejszą młodzież jak za „dawnych, dobrych czasów”.

 

Niestety, jednym z ośrodków takiego anachronicznego myślenia jest szkoła. Nawet najpiękniejsze, najbardziej szlachetne i nowoczesne koncepcje pedagogiczne mogą runąć w gruzy w konfrontacji z konserwatyzmem, a równocześnie bezwładnością tej instytucji.

 

O ile świadomość zmian zachodzących w świecie jest coraz powszechniejsza, o tyle niewielka tylko część dorosłych zdaje się dostrzegać, że zmieniły się także dzieci, a zatem potrzebne są nowe metody wychowawcze. Wciąż mocna jest wiara, że odpowiednio zaplanowany i konsekwentnie wprowadzany w życie program, oparty na tradycyjnej relacji podległości, regułach, nakazach i zakazach, pozwoli wychować dzisiejszą młodzież jak za „dawnych, dobrych czasów”.

 

Niestety, jednym z ośrodków takiego anachronicznego myślenia jest szkoła. Nawet najpiękniejsze, najbardziej szlachetne i nowoczesne koncepcje pedagogiczne mogą runąć w gruzy w konfrontacji z konserwatyzmem, a równocześnie bezwładnością tej instytucji.[…]

 

 

Zdecydowanie łatwiej jest polubić szkołę, która oferuje uczniom (i nauczycielom) czas na życie społeczne.

 

 

Cały tekst „Czy można polubić szkołę? – część 1” –  TUTAJ

 

 

 

X           X           X

 

 

Czy można polubić szkołę? – część 2

Drugim kluczem do lubianej szkoły jest SWOBODA.

 

Za rządów w MEN ministra Giertycha (Boże, to już naście lat!) ogłoszono program „Zero tolerancji” Sprowadzał się on do pewnego katalogu represyjnych działań, które wraz z powszechnym „umundurkowieniem” uczniów miały ograniczyć pleniącą się (ponoć) w szkołach agresję. Nieśmiałe propozycje niektórych psychologów i nauczycieli, by zamiast agresję zwalczać agresją zwiększyć liczbę pedagogów szkolnych, zmniejszyć liczebność klas i poszerzyć ofertę szkół o zajęcia dodatkowe itp., nie znalazły specjalnego posłuchu. W debacie telewizyjnej, którą w owym czasie miałem okazję oglądać, owe propozycje zostały „na pniu” odrzucone przez przedstawiciela ministerstwa, jako po prostu zbyt kosztowne.

 

Było to bardzo smutne, ale przecież marna kondycja ekonomiczna oświaty nikogo nie powinna dziwić. Wiele wspaniałych idei można by wprowadzić w życie, gdyby było za co. Ja jednak, jak zwykle na przekór, próbuję wyobrazić sobie, co by się stało, gdyby jakimś cudem na polskie szkoły spadł deszcz pieniędzy?! Nie mam wątpliwości, że bogata oferta zajęć pozalekcyjnych mogłaby w wielu środowiskach ograniczyć patologiczne zjawiska i pomóc młodym ludziom odnaleźć miejsce w życiu. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na wcale nie tak bardzo rzadką sytuację, kiedy funduszy nie brakuje, a problemem staje się ich sensowne wykorzystanie.

 

Tak się składa, że od wielu lat pracuję w środowisku, w którym rodzice hojnie łożą na swoje dzieci, starając się zapewnić im jak najwyższy poziom edukacji. Korzystają z bogatej oferty szkoły niepublicznej i uzupełniają ją o szereg innych zajęć, których obecnie nie brakuje, nie tylko zresztą w Warszawie, ale także wielu innych miastach. W efekcie tej troski o dużej grupie moich uczniów mogę bez żadnej przesady powiedzieć „mali katorżnicy”. […]

 

Nie powinno budzić niczyjego zdziwienia, że dobrowolna aktywność prowadzi do trwalszych efektów, także w edukacji. Przekonujemy się o tym dobitnie nie mogąc wyjść z podziwu, gdy uczeń mający kłopoty z zapamiętaniem tabliczki mnożenia, równocześnie posiada świadomość tysiąca i jeden niuansów „Minecrafta”. Jednak owa prosta prawda w większości szkół wciąż czeka na odkrycie. Oczywiście, trudno budować edukację wyłącznie w oparciu o inicjatywę uczniów, choćby z powodu istnienia podstawy programowej, lecz pewien zakres swobody intelektualnej jest po prostu zbawienny dla efektywnej nauki, a przy okazji budowania pozytywnego nastawienia do szkoły.

 

Znamiennego świadectwa dostarcza w powyższej kwestii tęsknota za czteroletnim liceum, która doprowadziła do jego restytucji. Średnio-starsze pokolenie zapamiętało bowiem, że w tego typu szkołach było po prostu dużo więcej miejsca na różne formy aktywności uczniów, niż w powołanych później liceach trzyletnich, stanowiących niemal wyłącznie dwuipółroczny intensywny kurs przygotowawczy do matury. Tamto pokolenie miało czas na działalność harcerską, szkolny teatr, samorzutnie organizowaną turystykę i wiele innych aktywności, które obecnie zostały w dużej mierze zastąpione korepetycjami z przedmiotów maturalnych. W warunkach pandemii trudno na razie stwierdzić, że powrót do przeszłości na tym odcinku się udał. […]

 

Wzajemny szacunek, życzliwość i wyrozumiałość nie powinny w ogóle wymagać komentarza, a jednak nader często umykają uwadze, szczególnie w szkołach dla starszej młodzieży, w których dążenie do jak najlepszego przygotowania uczniów do egzaminów potrafi nadać ich relacjom z nauczycielami iście niewolniczy charakter. Tymczasem jest oczywiste, że dużo łatwiej polubić szkołę, w której uczniowie (i nauczyciele) otoczeni są szacunkiem, a ich zawsze mogące przydarzyć się błędy mogą liczyć na życzliwą wyrozumiałość.

 

Można stworzyć warunki, w których uczniowie (i nauczyciele) będą lubić swoją szkołę. Wystarczą do tego przyjazne relacje, nieco swobody i odrobina czasu, tak dzisiaj cennego w zagonionym świecie.

 

Wydawać by się mogło, że tak niewiele…

 

 

Cały tekst „Czy można polubić szkołę? – część 2” –  TUTAJ

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl

 



Zostaw odpowiedź