Wczoraj (6 grudnia) Jarosław Pytlak zamieścił na swoim blogu „Wokół Szkoły” długi tekst o krótkim tytule: „Dekonstrukcja hybrydy”. Nikt chyba nie wątpi, że nie dotyczy on antycznej chimery z głową lwa i ciele kozy, a modnego ostatnio w ministerialnych zaleceniach edukacji na czas epidemii nauczania hybrydowego.

 

Oto obszerne fragmenty tego tekstu, link do wyciętego fragmentu, będącego propozycją doświadczonego autora, adresowaną do dyrektorek i dyrektorów szkół, oraz link do źródła, gdzie można zapoznać się z pełną wersją tego posta:

 

Czy wiesz, Czytelniku, co kryje się pod pojęciem nauczania hybrydowego?* Otóż w takim wariancie edukacji – cytuję za portalem mamadu.pl – uczniowie część zajęć szkolnych odbywają stacjonarnie z nauczycielem, a częściowo pracują w domu, opierając się na otrzymanych materiałach elektronicznych, zapewnionych przez pedagogów.

 

Podoba Ci się to wyjaśnienie? Mnie nie bardzo, bo rodzi od razu kilka pytań. Czy uczniowie mogą otrzymywać materiały w formie innej niż elektroniczna? Czy praca w domu ma być całkowicie samodzielna? Czy może nauczyciele powinni organizować i prowadzić zarówno zajęcia stacjonarne, jak zdalne…? Dla dyrektora szkoły, który ma (podobno) decydować o szczegółach nauczania hybrydowego, te wątpliwości są fundamentalne. I – jak się jeszcze okaże – niejedyne.

 

Idea edukacji hybrydowej jest obecna w publicznej debacie od wiosny. Upatruje się w niej rozsądny sposób organizacji nauki szkolnej w warunkach zagrożenia epidemicznego. Wobec wakacyjnej bierności urzędu ministra Piontkowskiego w przygotowaniach placówek oświatowych do spotkania z pandemią, w mediach przytaczano liczne przykłady rozwiązań hybrydowych, szykowanych w innych krajach europejskich. Niestety, najwyraźniej wieści owe słabo docierały do rządowej bańki informacyjnej. […]

 

Piszę te słowa 5. grudnia. Do końca ferii jest jeszcze sześć tygodni. W świetle decyzyjności naszych władz – wieczność. Ale jeśli mam przygotować koncepcję nauczania hybrydowego w swojej szkole i zapoznać z nią nauczycieli, czasu jest dramatycznie mało. Owszem, jako dyrektor mogę popracować podczas ferii, ale nauczyciele takiego obowiązku nie mają. Tymczasem jest wiele do obmyślenia i omówienia, a danych brak. […]

Nie sądzę, by pan premier wiedział o nauczaniu hybrydowym coś więcej ponad to, że stanowi ono jakąś mieszankę nauki stacjonarnej i zdalnej. Gorzej, gdy tej wiedzy w ogóle brakuje, nie tylko wśród rządzących (ci zawsze mogą skorzystać ze sprawdzonej opcji „dyrektor zorganizuje”), ale także w społeczeństwie. Na przykład poczytny portal e-dziecko w artykule mającym wyjaśnić tajniki edukacji hybrydowej (do przeczytania TUTAJ) opublikował w połowie października fragmenty ministerialnego poradnika z 25 sierpnia, tyle że odnoszące się wprost do nauczania zdalnego.* Ta pomyłka zresztą nie dziwi, bowiem na 29 stron MEN-owskiego opracowania, zatytułowanego „Dobre praktyki dotyczące funkcjonowania jednostek systemu oświaty w okresie zapobiegania, przeciwdziałania i zwalczania COVID-19”, nauczaniu hybrydowemu poświęcono niespełna jedną. Są to wskazówki dla dyrektora, jak zorganizować kształcenie w wariancie mieszanym. […]

 

W połowie października pojawiła się nowelizacja covidowego rozporządzenia oświatowego, w której zadekretowano m.in. ograniczenie działalności szkół ponadpodstawowych w strefach żółtych. Przytoczę tutaj tylko jeden punkt tego dokumentu, za to wielce symptomatyczny:

 

2.Ograniczenie […] polega na prowadzeniu zajęć w taki sposób, że:

1)co najmniej 50% uczniów realizuje te zajęcia w szkole, placówce lub centrum oraz

2)nie więcej niż 50% uczniów realizuje te zajęcia z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość […].

 

Proszę zwrócić uwagę, że zgodnie z przytoczonym zapisem bezprawne jest zawezwanie do szkoły mniej niż połowy uczniów, ale absolutnie dozwolone – nakazanie przyjścia wszystkim! Wszak 0% na nauczaniu zdalnym, to niewątpliwie mniej niż 50%! Przytoczony fragment ze swoim „co najmniej 50% uczniów” stanowi też przyczynek do „swobody”, jaką zapewne będzie miał dyrektor szkoły, organizując od połowy stycznia nauczanie hybrydowe. Stawiam bowiem dolary przeciwko orzechom, że rozwiązania prawne na tę okoliczność będą skrupulatnie reglamentować ową swobodę.

 

Rzecz jest niebagatelna, co wytłumaczę na przykładzie. Otóż zupełnie inaczej będę przymierzał się do organizacji pracy szkoły przy założeniu, że klasy 1-3 uczą się stacjonarnie, a reszta zdalnie, niż w sytuacji, gdy ktoś – oczywiście dla dobra uczniów – zadecyduje, że do szkoły mają jeszcze wrócić np. ósmoklasiści. Nieważne, czy uważam to rozwiązanie za słuszne, czy też nie – po prostu planowanie bez wcześniejszej informacji dla kogo organizuję powrót do szkoły jest czystą stratą czasu. Wątpliwości zresztą może być znacznie więcej, choćby co do zakresu obowiązków nauczycieli wobec tej części uczniów, która w danym dniu nie przychodzi do szkoły, czasu trwania zajęć, czy konieczności (lub nie) rozliczenia się ze wszystkich lekcji zapisanych w planie nauczania. […]

 

Napisałem wszystko powyższe z myślą o rodzicach i nauczycielach, którzy mogą żywić przekonanie, że organizacja edukacji hybrydowej jest dla dyrektora szkoły „bułką z masłem”, bo w końcu za co bierze pieniądze, jak nie za to, by sprawnie kierować swoją placówką. Niestety, to nie takie proste. Aby jednak nie poprzestać na narzekaniu i wieszczeniu bałaganu, poddam tutaj kilka myśli przydatnych przy założeniu, że jako dyrektor otrzymam prawo doboru najlepszych rozwiązań dla swojej placówki.

 

[…]

 

Wycięty fragment tekstu TUTAJ

 

[…]

 

Pokusiłem się w tym artykule jedynie o zarysowanie możliwości (i problemów), jakie wiążą się z organizacją nauczania hybrydowego. Moim celem było stworzenie zachęty do myślenia na ten temat, bowiem – jak wspomniałem, jest już bardzo, bardzo późno. Marzyłbym, aby wszyscy zainteresowani w miarę swoich możliwości wywierali presję na rządzących, by jak najszybciej określono nie więcej niż dwa warianty powrotu uczniów do szkół. Szczególnie zachęcam dziennikarzy. Warto drążyć ten temat. Może „dramat” ferii skomasowanych w jednym terminie będzie doraźnie bardziej interesujący i nośny medialnie, ale sposób, w jaki przygotujemy się do pracy po feriach ma zdecydowanie większe znaczenie dla całego społeczeństwa.

 

Nauczanie hybrydowe w żadnym wariancie nie będzie równie dobre, jak stacjonarne, ale rozumnie przygotowane może zwiększyć poziom bezpieczeństwa w szkołach, zapewniając zarazem rozsądny poziom nauczania i kontaktów społecznych.

 

Cały post Dekonstrukcja hybrydy TUTAJ

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl 

*Pogrubienia i podkreślenia fragmentów zamieszczonego tekstu – redakcja OE

 



Zostaw odpowiedź