Foto: www.upload.wikimedia.org/wikipedia/

 

 

Jarosław Pytlak w kolejnym poście, zatytułowanym „Wyjdźmy z cienia (hipokryzji)!„, zamieszczonym wczoraj na jego blogu „Wokół Szkoły”, dzieli się z czytelnikami swoimi opiniami na temat opublikowanej w internecie ankiety, za pośrednictwem której ZNP pragnie dowiedzieć się, w jakiej formie protestu byliby skłonni wziąć udział pracownicy oświaty. W drigiej części tego tekstu proponuje akcję nękania pani minister Zalewskiej setkami (tysiącami?) listów, w którch domagaliby się oni natychmiastowej zmiany, niemożliwych do realizacji, podstaw programowych.

 

Tradycyjnie zacytujemy poniżej wybrane fragmenty tego tekstu, pogrubiając te frazy, które – naszym zdaniem – zasługują na szczególną uwagę czytelnika:

 

[…] Nastroje wśród nauczycieli w ogóle są fatalne, z przyczyn nie tylko finansowych, więc myśl o podjęciu protestu zyskała spory oddźwięk w środowisku. Wychodząc temu naprzeciw Związek Nauczycielstwa Polskiego opublikował w internecie ankietę, chcąc dowiedzieć się, w jakiej formie protestu byliby skłonni wziąć udział pracownicy oświaty.

 

Pierwsza możliwość, to akcja „podobna do protestu policjantów przed egzaminami i maturami”. Czyli, jak należy się domyślać, gremialne pójście nauczycieli na zwolnienia lekarskie, w kwietniu lub w maju. Moim zdaniem, pomysł tyleż kuszący, co nie rokujący sukcesu. […]

 

Zbliżoną propozycją jest „nieprzystąpienie do sprawdzania matur i egzaminów”. Tyle tylko, że ta możliwość dotyczy jedynie egzaminatorów, którzy musieliby – każdy indywidualnie – zrezygnować z przyjęcia zlecenia owej pracy i związanego z tym dodatkowego zarobku. […]

 

Jeśli chodzi o trzecią z kolei propozycję – strajku ogólnopolskiego, to powszechnie wiadomo, że łatwiej znaleźć kwiat paproci, niż doczekać się solidarnego działania całego środowiska oświatowego. […]

 

Zupełnie nie widzę sensu kolejnej propozycji z ankiety ZNP – strajku lokalnego. Lokalnie można próbować rozstrzygnąć jedynie lokalne problemy. Akcja strajkowa w pojedynczych placówkach nie przełoży się na zmiany w skali całego państwa. […]

 

Dużo lepiej brzmi propozycja strajku włoskiego. Niestety, przestrzeganie różnych procedur, szczególnie biurokratycznych, jest w placówkach oświatowych na tyle powszechne, że wzmożenie tego procederu nie rokuje jakiegoś spektakularnego efektu. […]

 

Kolejna opcja – „nie będę protestować” – jasna, prosta i dla wielu nauczycieli… oczywista. Nie – bo to uderzy w dzieci, nie – bo to nic nie da, nie – bo już i tak planuję zmianę zawodu… Albo, tak jak w moim przypadku, pracownika STO na Bemowie, nie – bo pracodawca traktuje mnie uczciwie i odpowiednio docenia moją pracę.[…]

 

Ankietę ZNP kończy miejsce na wpisanie własnych propozycji. W nie więcej niż stu znakach. Ad hoc przychodzi mi na myśl: głodówka albo budowa miasteczka namiotowego obok MEN, w obu przypadkach koniecznie na oczach kamer, najlepiej z panami: Broniarzem i Proksą w rolach głównych. I wątpliwość, czy społeczeństwo byłoby skłonne zwrócić uwagę i przejąć się takim poświęceniem. Co do pełnej obojętności ze strony rządu nie mam żadnej wątpliwości – doświadczenie protestu niepełnosprawnych w Sejmie trudno uznać w tej kwestii za źródło optymizmu. […]

 

 

A teraz ta część postu, w której Jarosław Pytlak pisze dlaczego obowiązujące podstawy programowe są do natychmiastowej zmiany:

 

W rozmaitych dyskusjach dotyczących zmian w systemie edukacji często pojawia się kwestia podstawy programowej. Dokumentu w swoim obecnym wydaniu przygotowanego w ekspresowym tempie, po partyzancku, stworzonego przez przypadkową grupę ludzi, których tożsamość ministerstwo wstydliwie ukrywało tak długo, jak się dało. Dokumentu, którego formę i zawartość skrytykowało wielu specjalistów różnych dziedzin nauki. Najkrócej mówiąc: zbyt obszernego i drobiazgowego, pozbawionego korelacji między przedmiotami, w wielu miejscach niezgodnego z aktualnym stanem wiedzy, w sensie merytorycznym i metodycznym. I w takiej postaci przekazanego „do realizacji” setkom tysięcy nauczycieli.[…]

 

Warto zatrzymać się nad znaczeniem w tym kontekście pojęcia „realizacja”. W sytuacji optymalnej należałoby pod nim rozumieć, że uczeń zdobywa – i zachowuje – wiedzę i umiejętności zapisane w podstawie programowej. W wersji ograniczonej – że owa wiedza i umiejętności w jakiś sposób pojawiają się podczas zajęć szkolnych, albo chociaż w pracy domowej. Jednak nawet to nie zawsze ma miejsce. W praktyce możemy liczyć co najwyżej, że wszystkie obowiązujące treści znajdują odzwierciedlenie w dokumentacji nauczania. W papierach się zgadza – i tyle.

 

Oderwany od życia kształt podstawy programowej prowadzi czasem do tzw. schizofrenii nauczycielskiej, polegającej na tym, że co innego wpisuje się do dziennika jako temat zajęć, a co innego robi się z uczniami. Czynią tak niektórzy w jak najlepszej wierze, chcąc uczyć dzieci zgodnie ze swoją wiedzą i rozeznaniem ich potrzeb, jednocześnie zabezpieczając się na wypadek kontroli. Bo każdy dyrektor jest zobowiązany sprawować nadzór nad „realizacją” podstawy. Mądry zwierzchnik, nawet jeśli domyśla się tego procederu, udaje nieświadomość, ufając mądrości swojego podwładnego. Ale nie zawsze tak bywa. […]

 

Reasumując, obecny kształt podstawy programowej zmusza nauczycieli do działania niezgodnego z interesem młodych ludzi: uczenia wszystkich tego samego i w ten sam sposób, przeciążania pracą, bez względu na realne możliwości przyswojenia i sensownego wykorzystania wiedzy. Demoralizuje, stwarzając zachętę do tworzenia dokumentacji w oderwaniu od realiów. Może warto więc powalczyć o większy sens pracy nauczyciela – rzecz wcale mnie mniej ważną, niż pieniądze, a zarazem spróbować zmusić do myślenia panią o uśmiechu przyklejonym do twarzy. […]

 

Z powodów opisanych powyżej zakładam, że żaden nauczyciel nie jest obecnie w stanie w sposób zadowalający „zrealizować” podstawy programowej. Zerwijmy zatem z hipokryzją, ujawnijmy to! Oczywiście nie na skalę jednostkową, ale co najmniej dziesiątków tysięcy ludzi. Proponuję Związkowi Nauczycielstwa Polskiego zainicjowanie, objęcie patronatem i odpowiednie nagłośnienie społecznej akcji pisania listów do pani minister Zalewskiej.

 

Oto szkic takiego pisma:

 

 *     *     *

Szanowna Pani Minister!

 

W poczuciu odpowiedzialności za dobro powierzonych mi uczniów zawiadamiam, że nie jestem w stanie prowadzić ich kształcenia w sposób umożliwiający pełną realizację podstawy programowej kształcenia ogólnego. Składają się na to następujące powody (niepotrzebne skreślić – przyp. JP):

 

– zbyt obszerny materiał w stosunku do możliwości poznawczych znacznej części uczniów,

– niedostosowanie materiału nauczania do możliwości uczniów, szczególnie w zakresie…,

– zbyt mały wymiar zajęć w stosunku do objętości przewidzianych treści nauczania, a w związku z tym brak możliwości skutecznego utrwalania wiedzy I umiejętności nabywanych przez uczniów,

– brak w szkole bazy materialnej niezbędnej do realizacji podstawy programowej mojego przedmiotu,

– brak możliwości skutecznego uczenia w godzinach popołudniowych, w związku z wymuszoną przez sytuację w mojej placówce pracą na zmiany

– …

 

W świetle powyższego zwracam się do Pani z wnioskiem o niezwłoczne podjęcie działań, które umożliwią mi wywiązywanie się z obowiązku skutecznego kształcenia uczniów, wychodzenia naprzeciw ich indywidualnym potrzebom, z uwzględnieniem ich zróżnicowanych możliwości.

 

Do wiadomości: dyrektor szkoły

  *     *     *

 

Ufam, że doświadczenie czynnych nauczycieli, zarazem działaczy ZNP, umożliwi uzupełnienie zaproponowanej przeze mnie listy powodów nierealizowania w pełni podstawy programowej o szereg nowych pozycji do wyboru, a związkowi prawnicy są w stanie nadać całemu pismu właściwą formę, możliwą do zastosowania w różnych placówkach. Co proszę przyjąć jako moją sugestię w rubryce „Inne” omówionej na początku ankiety. Copyright na ten pomysł oferuję pro bono. […]

 

Wyjdźmy solidarnie z cienia hipokryzji. Także ona, nie tylko brak pieniędzy, powoduje, że w oświacie jest tak jak jest.

 

 

Cały tekst „Wyjdźmy z cienia (hipokryzji)!”   –    TUTAJ

 

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl



Zostaw odpowiedź