W poniedziałek 20 lutego 2023 r. Jarosław Pytlak zamieścił na blogu „Wokół Szkoły” swój tekst z przed 8 lat, w którym podjął próbę opisania trudnej roli współczesnych rodziców. Oto obszerne fragmenty tego niekrótkiego tekstu. I link do jego pełnej wersji:

 

 

 

Kalejdoskop lęków współczesnych

 

Pracując nad drugą częścią artykułu o doli współczesnych rodziców, sięgam także do tekstów napisanych w przeszłości. Cennym źródłem są materiały publikowane na łamach papierowego kwartalnika „Wokół szkoły”. Okazuje się, że czasem, mimo upływu lat, wciąż dają do myślenia.

 

Czytelnikom czekającym na kontynuację „Rodziców doli…” postanowiłem udostępnić w międzyczasie artykuł dotyczący tej samej tematyki, który opublikowałem 8 lat temu. Co oznacza, że w innej epoce, więc bardzo proszę nie potępić mnie za zbytnią dezynwolturę w podejściu do rodzicielskich niepokojów, jaką wtedy wykazałem. Wiem, że ówczesna porada, by złapać dystans do problemów dziecka, jest nieadekwatna do obecnego stanu emocjonalnego rodziców. Mimo wszystko, zachęcam do przeczytania tego artykułu, bowiem problem w istocie pozostał ten sam, tylko z dzisiejszej perspektywy stał się dużo bardziej palący.

 

x          x          x

 

[…]

 

Możliwość komunikowania się niemal w każdej chwili jest jedną z najważniejszych różnic pomiędzy stylem życia z czasów mojej młodości a tym, co dzieje się obecnie. Zmianę tę dobitnie uświadomiłem sobie kilka lat temu, kiedy podczas wieczerzy wigilijnej nestor rodu, człowiek skądinąd bardzo dbały o konwenanse, odebrał dzwoniącą komórkę.  Jakiś czas później wśród rodziny zgromadzonej tym razem przy wielkanocnym stole naliczyłem zrazu jedenaście smartfonów na czternaście zebranych osób, by potem przekonać się, że jedynie mój pozostał w kurtce w przedpokoju. Dzisiaj już mnie nie dziwi ani dzwoniąca komórka interesanta, rozmawiającego ze mną w dyrektorskim gabinecie, ani to, że przepraszając i wyłączając ją, sprawdza najpierw, kto dzwonił. Nie oburza mnie nawet, jeśli odbiera połączenie, rzucając szybko „Oddzwonię później!”. Przyzwyczaiłem się do próśb najlepszej z żon, żebym dał znać, choćby SMS-em, nawet w połowie nocy, że dojechałem szczęśliwie do celu podróży. Sam oddzwaniam w zasadzie niezwłocznie, gdy z jakiegoś powodu nie odbiorę połączenia. Szczególnie, jeśli przyszło z nieznanego numeru, co od razu wzbudza ciekawość podszytą z lekka niepokojem. Rozumiem nawet histeryczne reakcje dzieci na kolonii, kiedy z powodu wyłączenia prądu w całej okolicy nie ma zasięgu telefonicznego, jak również połączenia od ich rodziców, typu: „Panie Dyrektorze, moje dziecko od wczoraj do mnie nie dzwoniło i nie odbiera telefonu, dzwonię, żeby się upewnić, że wszystko w porządku”. Powściągam chęć odpowiedzenia z sarkazmem, że właśnie zaginęło i szukamy go po lesie, bo zdaję sobie sprawę, że rodzic odcięty od komunikacji z dzieckiem po prostu cierpi.

 

Całe moje otoczenie funkcjonuje podobnie, wychodząc w tym z prostego założenia, że komórka stanowi ogromne udogodnienie, z którego należy korzystać. Przyzwyczailiśmy się do niej tak bardzo, że nie zdajemy sobie sprawy, jak wielkie stanowi obciążenie dla psychiki.[…]

 

Warto zwrócić uwagę, że wiele doniesień medialnych jest świadomie „podkręcanych” emocjonalnie przez autorów, chociażby wieloznacznym lub wręcz mylnym tytułem. Mają zadanie wywołać niepokój i czynią to nader skutecznie, bazując na odkryciach psychologii i socjologii. Podatność na ten przekaz zwiększa jeszcze coraz powszechniejsza wśród ludzi obawa przed zaniechaniem, przeoczeniem jakiejś ważnej szansy lub możliwości. To też efekt funkcjonowania internetu, który wykreował tendencję dążenia do perfekcji – w tym medium każdy problem może być rozwiązany, każde rozwiązanie udoskonalone, a stan doskonałości nie tylko osiągnięty, ale przekroczony. Ludzie obecnie tego mniej lub bardziej świadomie oczekują i obawiają się, że z jakiegoś powodu nie stanie się to ich udziałem.

 

Powyższe rozważania mają duże znaczenie dla pedagoga, który w swojej działalności powinien brać pod uwagę motywacje sterujące ludzkim postępowaniem. A już każdy, kto pracuje na co dzień z dziećmi i kontaktuje się z ich rodzicami musi mieć świadomość, że jest to grupa społeczna szczególnie wrażliwa na wszelkie współczesne lęki, a to z powodu poczucia odpowiedzialności za swoje potomstwo.

 

x          x          x

 

 […]

 

Tak jak za czasów mojej młodości posyłało się po prostu dziecko do szkoły, tak obecnie dla wielu rodziców ta prosta czynność stanowi źródło ogromnej obawy. Poprosiłem niedawno grupę osób zapisujących swoje dzieci do naszej „zerówki” o przedyskutowanie w grupach swoich niepokojów i wypunktowanie najważniejszych. Asortyment okazał się bardzo szeroki. W perspektywie pójścia dziecka do szkoły rodzice niespokojnie zadają sobie, między innymi, takie oto pytania:

– Czy poradzi sobie w szkole?

– Czy znajdzie przyjaciół?

– Czy nie zostanie odrzucone przez rówieśników?

– Czy jego możliwości zostaną odpowiednio ujawnione i wykorzystane?

– Czy będzie docenione?

– Czy nie stanie mu się coś złego?

– Czy będzie się czuło w szkole dobrze?

– Czy będzie szczęśliwe?

– Czy szkoła otworzy przed nim perspektywę sukcesu w życiu?

 

To, co mnie w tym zestawie uderzyło, to zogniskowanie większości obaw na otoczeniu dziecka. Tak jakby ono samo nie miało wpływu na swój los. A przecież relacje w grupie, poczucie szczęścia, wykorzystanie możliwości, a nawet w pewnym stopniu dobre samopoczucie i bezpieczeństwo, zależą też od postawy samego młodego człowieka. Niestety, taka tendencja dominuje obecnie w myśleniu rodziców, a szkoły, szczególnie tam, gdzie placówki konkurują ze sobą, prześcigają się w deklaracjach, że dziecko otrzyma w nich wszystko, co jest mu niezbędne do prawidłowego rozwoju. A jest to zapewnienie mocno na wyrost, bo klucz do sukcesu edukacyjnego znajduje się jednak w domu. Tymczasem domy bywają różne.

 

Bywa, że rodzice mają pod adresem dziecka bardzo precyzyjne oczekiwania, nierzadko przekraczające jego możliwości, albo wymagające katorżniczej pracy. I pracują tacy mali nieszczęśnicy. Pisała na ten temat w „Newsweeku” Anna Szulc:

 

„Córki i synowie z dobrych domów wkuwają słówka i wzory, chodzą na lekcje pianina i squasha. Nie protestują, nie skarżą się. O niczym nie marzą. Może czasem o śmierci.”

 

A efekt? Z tego samego artykułu:

 

– Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z tak wieloma pacjentami z tak zwanych dobrych domów. To dzieci coraz młodsze, z coraz większym poczuciem pustki – przyznaje dr Jolanta Paruszkiewicz, wieloletnia ordynator oddziału psychiatrii dziecięcej w szpitalu w podwarszawskim Józefowie. – Rodzice pozornie zapewniają im wszystko. Dobre nianie, dobre przedszkola i szkoły, zajęcia pozalekcyjne, rozwój sportowy, nawet odpowiednie grono przyjaciół. Ale kiedy pytam taką rodzinę: „A co robicie razem?”, słyszę, że robienie czegoś razem to wyjazd na narty, na którym dziecko idzie do szkółki, albo wypad na łódkę, żeby nauczyło się żeglować.

 

Co ważne, tacy rodzice wcale nie mają złych intencji. Oni po prostu ulegają presji współczesnego świata. Są przekonaniu, że jest on wymagający i nagradza sukcesem tylko tych, którzy na to zapracują. Ale też chcą spełnienia swoich oczekiwań i potrzebują poczucia, że są co najmniej równie dobrymi rodzicami, jak ich znajomi. Tymczasem dzieci są różne i każde może odnieść jakiś sukces, trzeba tylko pozbyć się szkodliwych ambicji i zbędnych lęków.

 

Spójrzmy raz jeszcze na niektóre zapisane wyżej pytania i spróbujmy na nie odpowiedzieć.

 

[…]

 

[Dalej są powtórzone pytania które zadają sobie rodzice i projekcja odpowiedzi na nie Autora tego tekstu ]

 

[…]

 

Co wynika z tych odpowiedzi? Że remedium na wiele rodzicielskich lęków jest nabranie dystansu do problemów dziecka, zaufanie jemu i nauczycielom, pozwolenie na swobodny rozwój. Niezwykle ważne jest też kształtowanie u niego tolerancji dla frustracji, czyli poczucia zrozumienia, że nie wszystkie potrzeby musza być zaspokojone. Jest to dzisiaj bardzo trudne, bo rodzice z jednej strony chcieliby dla swojego potomstwa jasnego programu rozwojowego realizowanego w szkole, ewentualnie w ramach zajęć pozaszkolnych, z drugiej nie radzą sobie z jego frustracjami, gdy napotyka na przeszkody. Nawet w banalnych, domowych sprawach. Natychmiast przechodzą w stan alertu i poszukują środków zaradczych. Tym działaniem uśmierzają swój lęk, natomiast wcale niekoniecznie dobrze służą dziecku. Tymczasem warto mieć świadomość, że niepokój rodziców przenosi się na dziecko. Może kreować problemy tam, gdzie ich nie ma.

 

Od telefonów komórkowych zacząłem i na nich skończę ten artykuł. Żadne mądre rady nie okażą się przydatne, jeśli rodzic będzie nadużywał tej formy komunikacji z dzieckiem. Nie wychowuje się kreatywnych, odpowiedzialnych ludzi na krótkiej smyczy, ani w kokonie opieki mającym zapewnić absolutne bezpieczeństwo.

 

 

 

Cały tekst „Kalejdoskop lęków współczesnych”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl/blog/

 

 



Zostaw odpowiedź