Jarosław Pytlak nie poprzestał na jednym „donosie” – Pani minister w trzech interakcjach, z uogólnieniem i w kolejnym poscie swego bloga wrócił  do problemów z obszarów edukacji, które „wyszły” podczas konferencji dziennika „Rzeczpospolita” – „EDUKATOR 2018”. Poniżej zamieszczamy fragmenty tego tekstu, zatytułowanego „Houston, mamy problem!” I oczywiście – link do całości:

 

Foto: Robert Gardziński (www.rp.pl)

 

Dyskusja panelowa podczas konferencjiEDUKATOR 2018”. Siedzą, od lewej: Marek Metrycki – Deloitte Polska,  Marcin Biernacki – Interaktywne Edukacyjne Muzeum w Paczkowie, Marcin Bruszewski – wiceprezes fundacji Social Wolves, Jarosław Pytlak – dyrektor Zespołu Szkół STO na warszawskim Bemowie, oraz Bogusław Chrabota – redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”

 

 

 

[…] Katalog problemów, przed którymi staje współczesna polska szkoła pęcznieje, nawet jeśli pominąć tę nieszczęsną reformę. Niektóre pozostają chwilowo w ukryciu, „przykryte” codziennymi zmaganiami ze skutkami radosnej twórczości kierownictwa MEN. O nich właśnie będzie traktował ten artykuł, stanowiący uporządkowany i poszerzony zapis moich wypowiedzi podczas konferencji EDUKATOR 2018. […]

 

Tak się złożyło, że już kilka miesięcy wcześniej, gdy tylko ministerialna wizja obecnej reformy przyoblekła się w ciało, doszedłem do przekonania, że jedyną siłą zdolną zmienić kierunek zmian zachodzących w systemie edukacji, jest biznes. Żadne wzmożenie patriotyczne, żaden kult żołnierzy wyklętych i żadna polityka historyczna nie skompensują braków w wykształceniu i wychowaniu zreformowanych absolwentów, wchodzących w najbliższym dziesięcioleciu na rynek pracy. I tylko ze sfery biznesu ma szansę wyjść wystarczająco mocny impuls, by wymusić na rządzących (ktokolwiek by to był) dostosowanie szkolnictwa do potrzeb współczesnej gospodarki, z nadzieją na pożytek również dla innych aspektów życia społecznego.[…]

Nasilona dzisiaj niepewność i poczucie uwikłania w gąszczu przepisów nie są zjawiskiem zupełnie nowym. Jeszcze za kadencji pani minister Hall tak opisywał je Włodzimierz Zielicz:

 

[Podczas IV Kongresu Obywatelskiego – JP] w trakcie ogólnej dyskusji wypowiedziała się pewna gimnazjalna nauczycielka chemii i fizyki. Miała ona drobne z pozoru doświadczenie z nową podstawą programową.

 

 

Chciała otóż skorzystać z odbywającego się w Warszawie we wrześniu Festiwalu Nauki i zaprowadzić na którąś z licznych festiwalowych imprez swoje klasy pierwsze. No i nie mogła – dzięki zapisom nowej podstawy programowej powinna zrealizować ileś tam ponumerowanych zagadnień, poświęcając im ustaloną liczbę lekcji. Przełożeni owej nauczycielki uznali, że wyjścia na Festiwal Nauki, choć generalnie bardzo pożytecznego dla rozwoju uczniów, nie da się w owe zapisy podstawy programowej wtłoczyć. Nie bardzo bowiem wiadomo do czego to przypisać. Pani minister wytłumaczyła, że jej w nowej podstawie programowej nie o to szło, a odwiedziny Festiwalu Nauki są w porządku jak najbardziej.

 

Chyba nikt, łącznie z min. Hall większej uwagi na ten incydent nie zwrócił, a przecież kłopot tej nauczycielki to kapitalny problem wszystkich reform edukacyjnych u nas. Reformatorzy mają jakąś wizję, którą głoszą, która im się podoba i która, generalnie, jest wspaniała. Diabeł, niestety, tkwi w szczegółach […]

 

Inna pani minister, inny ustrój szkolny, inna podstawa programowa, a obawy nauczycieli przed uchybieniem któremuś z tysiąca przepisów pozostają takie jakie były. I tyle w temacie wolności.

 

A jednak w środowisku pedagogicznym powoli ale nieubłaganie toruje sobie drogę świadomość, że we współczesnym społeczeństwie umiejętności miękkie są najważniejsze. Wielu nauczycieli poszukuje wiedzy w tym zakresie i stara się stosować ją w praktyce. Niestety, w ogromnej skali całego systemu sytuacja nie rysuje się dobrze. […]

 

Pragnę podkreślić, że ja tylko sygnalizuję zjawisko, które obserwuję na co dzień w szkole, i o którym słyszę w powtarzających się relacjach z innych placówek. Nie dociekam przyczyn, choć oczywiście mam swój pogląd na ten temat. Nie podaję też środków zaradczych, bo prostych rozwiązań nie widzę. Na razie tylko wskazuję problem, proponując, żeby każdy rozejrzał się po swoim podwórku i jeżeli zauważy na nim opisane przeze mnie zjawisko, zastanowił się, jak lokalnie można wyjść mu naprzeciw.

 

O mankamentach obecnej reformy napisano już bardzo wiele. Jednak to, co jest w niej najgorsze, to ogromna strata czasu oraz marnotrawstwo ludzkiej energii. Przez kilka najbliższych lat będziemy w szkołach koncentrować się na łapaniu równowagi po wstrząsie, jaki zafundowała nam władza. Będziemy walczyć o utrzymanie się na powierzchni oceanu narzuconych nam kłopotów, takich jak migracje między placówkami, uczniów i nauczycieli, równoczesne wdrażanie setek nowych przepisów, ciągłe poszukiwanie odpowiedzi na pytanie: – Co będzie jutro? To wszystko zamiast myślenia, jak wyjść naprzeciw realnym wyzwaniom współczesności. I także dlatego, Drodzy Pracodawcy, nie spodziewajcie się zbyt wiele po przyszłych absolwentach szkół zreformowanych przez panią Zalewską.

 

Houston, mamy (w szkołach nowy) problem! Trzeba szybko myśleć, co z nim począć. Na pomoc ze strony władz nie ma co liczyć, ale może to właśnie jest wyzwanie dla nas, jeżeli czujemy się obywatelami?!

 

 

Cały tekst z bloga Jarosława Pytlaka „Houston, mamy problem!”   –   TUTAJ

 

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl

 

 

UWAGA: Podkreślenia i pogrubienia fragmentów tekstu – redakcja OE.

 

 

Dodatkowe informacje o konferencji:

 

> MEN: Edukator 2018 – debata o edukacji z udziałem szefowej MEN   –   TUTAJ

 

> RZECZPOSPOLITA: Mniej testów, więcej doświadczeń i czas na nudę. Czy tak powinna wyglądać szkoła przyszłości?  –  TUTAJ

 

 

 

 



Zostaw odpowiedź