Foto: www.sokolka.naszemiasto.pl

 

                                                       Nawet gdyby, to tak nie będzie wolno…

 

W „Dniu Flagi” – 2 maja – Jarosław Pytlak nie barwy narodowe i ich symboliczne znaczenie w dziejach naszego państwa (bo czy Narodu?) stały się tematem jego kolejnego tekstu, zamieszczonego na blogu „Wokół Szkoły”. Jako współczesny pozytywista podjął temat z kategorii „praca u podstaw”, czyli napisał „O powrocie dzieci do żłobków i przedszkoli – dla rodziców”

 

Oto fragmenty tych rozważań i link do ich pełnej wersji:

 

[…] Najchętniej napisałbym, co myślę o zapowiedzi premiera i jego przybocznych ministrów, że przywrócenie opieki nad małymi dziećmi nastąpi w trzeciej fazie „luzowania” ograniczeń związanych z pandemią, a następnie ogłoszeniu znienacka, że żłobki i przedszkola zostaną uruchomione za sześć dni, z czego trzy robocze, kiedy nie wkroczyliśmy jeszcze na dobre w fazę drugą, a codzienna liczba wykrytych przypadków COVID-19 nie maleje. Niestety, brakuje mi słów wystarczająco kulturalnych. Spróbuję natomiast rzeczowo wyjaśnić na użytek rodziców, dlaczego organ prowadzący naszą szkołę – Zarząd Samodzielnego Koła Terenowego nr 69 STO – w obliczu mało precyzyjnych wytycznych ze strony rządu i mnożących się pytań bez odpowiedzi, jednomyślnie przesunął wznowienie funkcjonowania „zerówki”, chwilowo nie precyzując dokładnego terminu. Osobiście powitałem tę decyzję z ulgą i wdzięcznością, a na podstawie rozmów z koleżankami i kolegami po fachu sądzę, że wiele osób w innych placówkach podziela mój pogląd na sprawę.

 

Wciąż mam w pamięci koszmarne wspomnienie pierwszej dekady marca, kiedy wiadomo już było, że rozwija się epidemia. W naszej szkole dużo dzieci niedługo wcześniej wróciło z ferii spędzonych za granicą, między innymi we Włoszech, a nawet w Chinach, a mnie co chwilę ktoś pytał, czy dopilnowałem, żeby rodzice zatrzymali je w domach na kwarantannie, albo czy zdecyduję się zawiesić zajęcia szkolne. Pamiętam poczucie bezsilności, bo nikomu nie mogłem nakazać pozostawienia dziecka w domu. Zawiesić zajęcia szkolne teoretycznie miałem prawo, ale… Podejmowałem w życiu zawodowym wiele decyzji, często trudnych, ale zawsze w sprawach zgodnych z moim wykształceniem. Nie czułem się jednak na siłach decydować w zakresie epidemiologii.

 

I pamiętam ogromną ulgę, kiedy minister edukacji ogłosił, że od 12 marca zajęć szkolnych nie będzie. To był jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu.

 

Wystąpienia ministra Szumowskiego z 29 i 30 kwietnia przywróciły do życia tamten koszmar. Odpowiedzialność za decyzję o wznowieniu funkcjonowania żłobków i przedszkoli zrzucono na organy prowadzące placówek. Odpowiedzialnością za przygotowanie i wdrożenie zasad bezpieczeństwa obciążono dyrektorów. Jako wyprawkę na drogę dano spis wytycznych, opublikowany na ministerialnych stronach internetowych, oraz dobrą radę ministra, żeby słuchać ekspertów. […]

 

Jedno, co organ prowadzący mógłby zrobić bez większego trudu, to zgodnie z kolejną wytyczną zobligować dyrektora do przygotowania wewnętrznych procedur bezpieczeństwa na terenie placówki. Niestety, w takim przypadku z mojej strony spotkałby się z odmową. Po raz kolejny powtórzę, nie jestem epidemiologiem, a tutaj w grę wchodzi zagrożenie zdrowia i życia dzieci oraz pracowników, a także potencjalna odpowiedzialność prawna, w tym karna, gdyby niefachowo przygotowane procedury okazały się nieskuteczne. […]

 

Ministerialne wytyczne skierowane wprost do dyrektorów placówek są nieco bliższe życia, co nie znaczy, że wyczerpujące i możliwe do wdrożenia w ciągu trzech dni roboczych. Słusznie mówią o niedopuszczeniu („w miarę możliwości” oczywiście!) do pracy osób po 60-tym roku życia, ale milczą o pięćdziesięcioparolatkach z różnymi schorzeniami (które po zakażeniu człowieka koronawirusem uzyskują elegancką nazwę „współistniejących”), a takich wśród personelu żłobków i przedszkoli nie brakuje. Nie mówią też o wielu innych sprawach, które podsuwa pod rozwagę rozum zestresowanego dyrektora…

 

No szczęście minister Szumowski zasugerował, żeby słuchać głosu ekspertów. […]Nasze poszukiwanie porady ekspertów uzupełniły pytania skierowane drogą e-mailową do Głównej Inspekcji Sanitarnej oraz warszawskiego SANEPID-u. Bezskutecznie.

 

Wygląda na to, że jako dyrektor placówki oświatowej nie mam co liczyć na eksperta z krwi i kości, który mógłby służyć mi radą. Po raz nie wiem już który w swojej karierze zawodowej przekonuję się, że jeśli umiem liczyć, powinienem liczyć wyłącznie na siebie. Jednak w dziedzinie epidemiologii – odmawiam!

 

Najwyraźniej jedynym znanym z imienia i nazwiska ekspertem w naszym kraju, poza ludźmi okazjonalnie indagowanymi przez media, jest minister Łukasz Szumowski! […]

 

Wiem, że dzieci nie mogą siedzieć w domach wiecznie. Rozumiem, że przywrócenie względnie normalnego życia społecznego w warunkach zagrożenia pandemią nie jest możliwe bez pewnego ryzyka, które ponosić muszą obywatele, w tym także nauczyciele. Prowadzimy zdalne nauczanie, choć państwo okazało się do niego nieprzygotowane. Leży to jednak w granicach pedagogicznych kompetencji. Nie leży natomiast w tych granicach decydowanie o warunkach sanitarnych, jakie trzeba stworzyć, aby podjąć pracę w placówkach oświatowych w czasie pandemii. Tu i teraz – nie może być zgody na brak precyzyjnych wytycznych, takich jak wyduszona z ministra Szumowskiego podczas konferencji prasowej maksymalna liczba dzieci w zmniejszonej grupie przedszkolnej – choć i w tym przypadku człowiek nadal zachodzi w głowę jak ma się ona w stosunku do powierzchni pomieszczeń, w których dzieci przebywają. To problem również na nieco tylko dalszą przyszłość, bo mam wrażenie, że władze kompletnie wypierają oczywistą dla mnie perspektywę, że nauka w przegęszczonych szkołach od września nie będzie mogła wyglądać tak, jak pamiętamy z początków marca…

 

 

Cały post „O powrocie dzieci do żłobków i przedszkoli – dla rodziców” TUTAJ

 

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl

 



Zostaw odpowiedź