Z trzydniowym poślizgiem czasowym zamieszczamy na naszym OE fragmenty dawno obiecywanego przez Kolegę Jarosława Pytlaka tekstu

 

 

 

Rodziców doli żałobny rapsod – część 1

 

W polskiej szkole spotykają się dzisiaj zalęknieni rodzice ze zmęczonymi nauczycielami, aby – nie ufając sobie wzajemnie – wykształcić u dzieci odwagę, chęć działania i umiejętność współpracy.

 

Na wstępie muszę przyznać, że nie będzie to jednak rapsod, czyli utwór patetyczny, poemat, czy cokolwiek innego, co kryje się pod tym pojęciem. Tytuł powstał w pierwszym skojarzeniu z planowanym tekstem, na pożywce szkolnej wiedzy o twórczości czwartego wieszcza. Niespodziewanie odkrytej w osnutych pajęczynami zakamarkach mojego mózgu. Są w jego czterech słowach całe trzy ćwierci prawdy, bowiem artykuł będzie w tonie żałobnym i o doli współczesnych rodziców. Jedynie bez poezji, sama proza (życia). […]

 

Kontredans rodziców i nauczycieli

 

Debata publiczna o edukacji ma bardzo wiele wątków. Niektóre budzą szczególnie duże zainteresowanie. Co oczywiste, najczęściej gdy mowa o dzieciach. Emocje jednak sięgają zenitu, jeśli rzecz dotyczy nauczycieli oraz rodziców.

 

Napisałem ongiś, w zamierzchłej, analogowej przeszłości, że gdyby nauczyciel założył czapkę-niewidkę i stanął w grupie rodziców, rozmawiających po klasowym zebraniu na dziedzińcu szkoły, byłby w szoku słysząc krytyczne opinie o swojej pracy. Podobny szok przeżyłby rodzic, jeśli ubrany w tę samą czapkę posłuchałby rozmów toczących się w pokoju nauczycielskim. Dzisiaj, zamiast stawać się niewidzialnym, wystarczy zajrzeć na jakieś forum internetowe, rodzicielskie lub nauczycielskie. W mediach społecznościowych, gdzie obie grupy spotykają się bezpośrednio i najczęściej anonimowo, aż iskrzy od wzajemnych przytyków. Animozji nie łagodzi wspólna troska o dobro dzieci, bo indywidualnych sposobów rozumienia owego dobra jest bardzo, bardzo wiele. […]

 

Trzeba przyznać, że jako nauczyciele wykazujemy dużą gotowość zrozumienia i usprawiedliwiania różnych słabości naszych podopiecznych, ale daleko mniejszą wobec ich rodziców. Poniekąd słusznie, bowiem przygotowano nas i zatrudniono do pracy z dziećmi, a nie z dorosłymi, ale przypominam, że teraz mieści się to w jednym pakiecie. Zrozumienie sytuacji rodziców może być więc bardzo przydatne, zarówno w kontaktach z nimi, jak w codziennej pracy z ich potomstwem. Mnie samemu obserwacje i refleksje w tym zakresie pomagają na co dzień odtwarzać zasoby cierpliwości i empatii – towarów najpierwszej dzisiaj potrzeby w pracy nauczyciela. Dzieląc się tutaj swoimi przemyśleniami, mam nadzieję pomóc także Czytelnikowi, szczególnie jeśli wykonuje ten sam piękny zawód.

 

Rodzicielstwo jako wyzwanie

 

Od niepamiętnych czasów rodzicielstwo było po prostu zwykłą koleją ludzkiego losu. Wygląda na to jednak, że ostatnio, w bardzo krótkim czasie zatraciło swoją naturalność. Stało się wyzwaniem albo, jak czasem mówi się z nutą złośliwości, projektem życiowym „Dziecko”. Przyczyny tej zmiany są wielorakie.

   

Trudniej jest mieć dziecko. O ile w moim pokoleniu problemem były niechciane, przypadkowe ciąże, o tyle dzisiaj bardziej dolegliwy społecznie jest brak możliwości posiadania dzieci, mimo podejmowania prób, a nawet wspomagania medycznego. Częściej niż kiedyś potomstwo jest spełnieniem pragnień, cudownym darem od losu. Rodzice gotowi są przychylić mu nieba, co skutkuje, między innymi, nie zawsze racjonalnymi decyzjami wychowawczymi.

   

Zmniejszyła się przeciętna liczba dzieci w rodzinie. Życie oferuje ludziom wiele atrakcyjnych form spełnienia. Macierzyństwo/ojcostwo są tylko jedną z nich. Pojawia się teraz przeciętnie w starszym wieku. Ważniejszy niż kiedyś stał się aspekt ekonomiczny. Zanikło myślenie, że „Bóg dał dzieci, więc da i na dzieci”, natomiast rozpowszechniło się świadome inwestowanie w potomstwo, dążenie do zapewnienie mu jak najlepszych warunków rozwoju.

   

Całkowicie zmieniły się relacje między pokoleniami. Za czasów mojej młodości świat dzieci i świat dorosłych istniały równolegle. Oczywiście przenikały się, ale tylko w pewnym stopniu. Bywały wspólne zajęcia, obowiązki do wykonania w domu, razem obchodzone święta i uroczystości rodzinne. Szkoła pojawiała się na tym obrazku o tyle tylko, że trzeba było pochwalić się ocenami oraz zaraportować odrobienie pracy domowej. Odkąd sięgam pamięcią nikt nie musiał mnie zabawiać. Czasem bawiłem się sam, czasem zapraszałem dzieci sąsiadów lub szedłem w gości do nich, a jeśli tylko była odpowiednia pogoda – wychodziłem na podwórko.

 

Dzisiaj domowy świat dziecka jest niemal tożsamy ze światem dorosłych. Zniknęły podwórka i grasujące po nich „bandy”. Zamiast wzajemnych, spontanicznych wizyt, są aranżowane przez dorosłych spotkania w nielicznych chwilach wolnych od rozmaitych obowiązków. Bo współczesne dziecko w pocie czoła buduje przyszłą karierę życiową. W domu jest partnerem, którego w wieku trzech lat pyta się, czy podobają mu się buty takie, czy może inne, w wieku lat sześciu, czy ma ochotę chodzić do tej szkoły, czy może do innej. Ze starszymi dziećmi rozmawia się o wszystkim, także o nauczycielach, którzy – dlaczego nie – również mają się podobać. Młody człowiek stał się Wielkim Recenzentem wszystkiego, co go otacza, troskliwie izolowanym od zewnętrznych recenzji jego własnej osoby, które mogłyby spowodować traumę, albo co najmniej zaburzyć poczucie własnej wartości. W takim układzie dorośli też zatracają zdrowy dystans do dziecięcych humorów, zachcianek i opinii. A w obliczu problemów na tym tle – często stają bezradni. […]

 

Obraz sytuacji współczesnych rodziców uzupełnia szybkie tempo życia, brak czasu, powierzchowność kontaktów i zwyczajne zmęczenie. Źródłem tego ostatniego jest nie tylko codzienny wysiłek, ale także koszmarny nadmiar stresujących bodźców z otoczenia, od wiadomości o rozmaitych nieszczęściach po wizje nadchodzącej katastrofy klimatycznej. Do tego należy dodać świeże doświadczenie pandemii, której długofalowych skutków dopiero zaczynamy się domyślać, oraz wojnę w Ukrainie, grożącą wybuchem konfliktu na skalę światową. Nic dziwnego, że poczucie bezpieczeństwa przeciętnego człowieka mocno się dzisiaj chwieje, a w przypadku rodziców, dodatkowo obciążonych troską o swoje potomstwo, zazwyczaj leży w gruzach.

 

W świetle powyższych okoliczności wydaje mi się uzasadnione, by przyznać zbiorowo współczesnym rodzicom orzeczenie o specjalnej potrzebie empatii i zrozumienia w związku z pełnioną przez nich rolą społeczną, szczególnie trudną w dzisiejszych czasach. Wzgląd na te potrzeby może korzystnie wpłynąć na relacje w placówkach oświatowych, z pożytkiem dla wszystkich, nie wyłączając dzieci.

O tym, co wynika z tego orzeczenia, napiszę w drugiej części artykułu.

 

C.D.N.

 

 

 

Cały tekst „Rodziców doli żałobny rapsod – część 1”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl/blog/

 

 

x             x              x

 

 

Przedwczoraj – 15 lutego b.r. nastąpił obiecany dalszy ciąg:

 

 

Ku czemu to może zmierzać?!  –  czytaj  TUTAJ

 

 



Zostaw odpowiedź