Foto: www.facebook.com/pg/Wokół-szkoły

 

Jarosław Pytlak

 

 

Dziś wracamy do poniedziałkowej tradycji prezentowania tekstów z bloga Jarosława Pytlaka. Nie uczyniliśmy tego przed tygodniem, gdyż dzień wcześniej kolega Pytlak zamieścił tekst „z konserwy”: „Blaski i cienie rywalizacji, który miał swoją premierę w nr 3/2016 „Wokół szkoły”.

 

Natomiast wczorajszy post, zatytułowany „Ufaj i (nie) kontroluj” ma swe korzenie w jak najbardziej aktualnej sytuacji dyrektorów bardzo wielu polskich szkół. Oto fragmenty tego tekstu i link do jego pełnej wersji:

 

 

Ufaj i (nie) kontroluj

 

A więc pojawienie się „belfrzej grypy” władzę zaniepokoiło. Może nawet zabolało. Mimo pełnych obłudy zapewnień pani minister Zalewskiej, że sezon na zachorowania, że ona wierzy nauczycielom, etc. Mimo że ogniska choroby nie rozlały się na razie po całym kraju. Ale coś w tym zazwyczaj pokornym nauczycielskim narodzie pękło. Wysokie podwyżki szybko i skutecznie uzyskane przez  policjantów podziałały na wyobraźnię, a znacznie mniejszy wzrost wynagrodzeń zaoferowany przez MEN rozniecił ogień. Nie wspominając już o dziejącym się właśnie w oświacie Armageddonie i doprowadzającym do furii uśmiechu samozadowolenia na twarzy szefowej resortu, serwującej suwerenowi zmanipulowane dane dotyczące płac i księżycową wizję rzekomo udanej reformy, w której wszystko zostało policzone. Niestety, w nauczycielskich głowach i kieszeniach nijak się te obliczenia nie bilansują.

 

Świadectwo rządowego niepokoju perspektywą oświatowej epidemii dotarło do mnie – dyrektora szkoły w postaci listu z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych zobowiązującego do kontrolowania i raportowania we wskazanym terminie (do 15-go dnia miesiąca) zwolnień lekarskich pracowników. Ponieważ zdążyłem wcześniej już przeczytać o tej akcji, obejmującej podobno nie tylko szkoły, ale wszystkich większych pracodawców, nawet się nie zdziwiłem. No może troszkę, bowiem przywołany w piśmie przepis obowiązuje od wielu lat, a tu nagle ZUS wymyślił sobie, że można mnie pogonić do kontroli. Za chińskiego boga nie uwierzę w przypadkowość tej koincydencji z nauczycielską epidemią. […]

 

Pismo odesłałem do radcy prawnego, szczególnie w celu wyjaśnienia, na jakiej podstawie ZUS miałby prawo żądać dokonywania kontroli i przedstawiania raportów, a sam zacząłem rozmyślać. […]

 

Na wstępie zastanowiłem się, gdzie mogę dokonać kontroli. W miejscu pracy? To byłoby najprostsze, ale moi chorzy pracownicy, nie wiedzieć czemu, nie chcą spędzać czasu zwolnienia w szkole. W miejscu pobytu? Bingo, ale to bywa daleko. Wśród zatrudnionych mam mieszkańców Sulejówka, Marek, Legionowa, Łomianek oraz Leszna. Kto zna trochę okolice Warszawy, ten będzie wiedział, że miejscowości te dzieli w porywach do 70 kilometrów, co przy kilku osobach do skontrolowania oznacza cały dzień z głowy. Nie mówiąc już o kosztach, których nikt mi nie zwróci. Na szczęście w ZUS-owskim poradniku znalazłem deskę ratunku – kontroli można dokonać „w innym miejscu, jeśli z posiadanych informacji wynika, że jest to celowe”. Świetnie! Według posiadanych przeze mnie informacji część pracowników włóczy się po internecie. Postanowiłem więc założyć profil na fejsbuku, który nazwałem niebanalnie Pan Dyrektor, by następnie za jego pomocą poszukać śladów chorującego personelu. Zleciłem fejsowi odnalezienie Anny Kowalskiej (jak raz trzeci dzień nieobecnej w pracy), a spośród kilkudziesięciu propozycji udało mi się zidentyfikować właściwą. No, jeżeli zamiast leżeć w łóżku bierze właśnie udział w manifestacji poparcia dla szefowej MEN, albo wręcz przeciwnie, to może znajdę na to niezbity dowód w postaci relacji beztrosko wrzuconej do sieci?! Kliknąłem zatem panią Annę i serce zabiło mi mocniej. Nie było co prawda zdjęcia z żadnej manifestacji, ale za to fotka jej samej, leżącej z miną pełną błogości na plaży w złocistych promieniach słońca. Tak spędza się czas zwolnienia chorobowego?!

 

Niestety, po założeniu okularów przeczytałem w pięknej fejsbukowej polszczyźnie, że „Anna Kowalska była podczas wakacji w Władysławowo”, i datę, coś ze trzy lata wstecz. Innych danych wywiadowczych nie znalazłem i nic dziwnego, bo przecież mogę oglądać tylko to, co użytkownik udostępnia publicznie. Pomysł natychmiastowego zaproponowania pracownikom znajomości na fejsie z Panem Dyrektorem odrzuciłem – musieliby zwariować, by przystać na taką propozycję – hurtem wraz z całą ideą, by kontrolować ich aktywność w social mediach. […]

 

Dalej jest o tym, jak dyrektor Pytlak posłużył się telefonem w celu skontrolowania zasadności zwolnienia lekarskiego jego nauczycielki Danuty i zapis tej rozmowy, z wykropkowanymi jej wypowiedziami. Cały teksy kończy się takimi wyznaniami Autora:

 

Odłożyłem (w myślach) słuchawkę i zadumałem się. Kurczę, kim ja z marszu zastąpię w szkole panią Danutę?! Oczywiście naprawdę jej dobrze życzę, niech ma dziecko, zdrowe i dobrze chowające się, ale jej szczęście, to mój kłopot. No cóż, przynajmniej w raporcie mogę wpisać, że kontrola nie wykazała nieprawidłowości.

 

W tym miejscu zakończyłem eksperyment myślowy. A wniosek z niego? Obawiam się, że jako dyrektor nie pomogę władzom w zmaganiach z „belfrzą grypą”. Wychodzi, że nie mam takiej możliwości.

 

Inna sprawa, że nie chcę – w grze, jaką państwo narzuciło nauczycielom, stoję po stronie słabszych.

 

Cały post „Ufaj i (nie) kontroluj”     –   TUTAJ

 

 

Źródło: wokolszkoly.edu.pl



Zostaw odpowiedź