Foto: www.pl.depositphotos.com

 

 

Alicja Cemrowska jest autorką obszernego artykułu, zatytułowanego „Współczuję wam nauczyciele. List obnaża zaślepienie rodziców w walce o prace domowe”, zamieszczonego wczoraj na portalu < mama:Du >.

 

Na wstępie autorka prezentuje powszechnie znane prawdy

 

Prace domowe – ten temat ostatnio wybitnie rozgrzewa nie tylko rodziców, ale i nauczycieli (dzieci raczej zawsze narzekały na pozaszkolne obowiązki). Trwa specyficzne odbijanie piłeczki. Jedni uważają, że nauczyciele w szkole nie są w stanie zrealizować podstawy programowej w wymiarze przeznaczonych na to godzin, rodzice za to denerwują się, że wieczorami, zamiast odpoczywać, siedzą z pociechami nad książkami, zadaniami, wypracowaniami.

 

W dalszej części publikacji możemy przeczytać o tym, że do redakcji napisała pani Kaja. – „Wracam z pracy i pracuję za szkołę”, do którego dołączyła – grzmiała grafik zajęć swojego dziecka, informację o akcji „Dom nie jest filią szkoły”., o wzorze oświadczenia, w którym rodzice „nie wyrażają zgody na dysponowanie przez nauczyciela lub jakiegokolwiek pracownika placówki oświatowej, czasem pozaszkolnym ich dziecka”.

 

Jednak nas zainteresowała ta część artykułu, która zaczyna się od słów:

 

Do naszej redakcji napisała mgr Edyta Polaczek, która jest pracownikiem oświaty, pedagogiem specjalnym i kognitywistką z doświadczeniem naukowym. – System szkolnictwa w naszym kraju rzeczywiście wymaga głębokich reform, natomiast reformy te nie powinny mieć charakteru oddolnego i wynikać z ruchów/inicjatyw społecznych ze względu na złożoność zagadnienia […] Edukacja w naszym kraju podlega finansowaniu i kontroli państwowej. Często powtarzamy, szczególnie w przypadku minionych pomysłów o wprowadzeniu opłat za studia, że w myśl prawa każdy obywatel musi mieć równy dostęp do korzystania z edukacji.

 

Istniejące aktualnie modele nauczania oraz powstałe na ich bazie programy nauczania, realizowane przez nauczycieli i pedagogów winny spełniać standardy nie „rodzicielskie”, lecz krajowe – stąd też jest co najmniej nieporozumieniem powierzanie decyzji dotyczących procesu kształcenia jednostkom.

 

W dalszej części wiadomości czytam, że „decentralizacja szkolnictwa wzmacnia podziały i nierówności społeczne, a dokonuje się jej między innymi poprzez samowolę, jak to miało miejsce w szkole na Ursynowie w Warszawie”.

 

Poza kwestiami organizacyjnymi pani pedagog ma wątpliwość, czy owo działanie mieści się w kategoriach „dobra dziecka”. – W okresie adolescencji/późniejszym wiedza o świecie przyswajana jest głównie poprzez doświadczanie oraz zapamiętywanie […] Co więcej – zadania domowe zlecane uczniom mają na celu wspieranie ich prawidłowego rozwoju psychofizycznego. Nauka oraz rozwiązywanie problemów (np. zadań matematycznych) wzmacniają pamięć, koncentrację, poszerzają zakres wiedzy o rzeczywistości, rozwijają myślenie analityczne oraz wiele innych, szczególnie ważnych kompetencji/zdolności poznawczych, co wielokrotnie zostało już udokumentowane stosownymi badaniami naukowymi – podkreśla mgr Edyta Polaczek.

 

I dodaje, że 45 minut trwania lekcji to zbyt mało, by nauczyciel mógł przekazać uczniom wiedzę i jeszcze ją zweryfikować. – Kodeks Rodzinny i Opiekuńczy, paragraf pierwszy, stanowi, iż „rodzice wychowują dziecko pozostające pod ich władzą rodzicielską i kierują nim. Obowiązani są troszczyć się o fizyczny i duchowy rozwój dziecka i przygotować je należycie do pracy dla dobra społeczeństwa odpowiednio do jego uzdolnień” – podsumowuje pani Edyta.[…]

 

 

Cały artykuł „Współczuję wam nauczyciele. List obnaża zaślepienie rodziców w walce o prace domowe” –   TUTAJ

 

 

Źródło: www.mamadu.pl



Zostaw odpowiedź