Portal  „Krytyka Polityczna” zamieścił wczoraj (4 września 2023 r.) obszerny tekst dwojga autorów: Marty Cwaliny i Przemyslawa Sadury, zatytułowany „Szkolna autokracja, czyli o zgrozie edukacji obywatelskiej w Polsce”. Oto jego fragmenty i link do pełnej wersji:

 

 

[…]

 

Wszyscy znamy frazę łączącą stan Rzeczypospolitej z „młodzieży chowaniem”. Łatwo jednak zapominamy o tym związku, kiedy po kolejnych wyborach narzekamy na „ciemny lud”, który „dał się kupić”, na młodych, którym się nie chciało iść na wybory, albo na tych, którzy poszli i podbili wynik aktualnej inkarnacji politycznej Korwin-Mikkego.

 

Kiedy mleko już się rozleje i kolejne wybory wygrywają populiści, nam zostaje pomstowanie na tych, którzy wybrali partię gotówki zamiast partii reform, i rozważanie, „co trzeba mieć w głowie, żeby będąc kobietą, głosować na Konfederację”. (To autentyczny cytat z wypowiedzi liberalnej polityczki w trakcie niedawnej konferencji poświęconej równości płci na listach wyborczych). […]

 

Obawy krytyków pisowskiej krucjaty edukacyjnej są równie bezpodstawne co nadzieje jej apologetów. Program wychowania „nowego człowieka” się nie powiedzie, bo polska szkoła jest skrajnie nieefektywna i niewydolna. Dyskusja wokół podręcznika odwraca uwagę od tego, co jest istotne, a mianowicie od tego, że wychowanie obywatelskie w polskiej szkole nie działało, nie działa i nie będzie działać. Nasza szkoła nie jest wehikułem nowoczesności, ale pasem transmisyjnym przekazującym kolejnym pokoleniom brak zaufania do współobywateli, państwa i jego instytucji. Jest sferą reprodukcji relacji folwarcznej i feudalnej struktury społecznej.

 

Żeby to zrozumieć, trzeba choć na chwilę dać się cofnąć do szkoły. Znaleźć się w jej murach, usiąść w ławce, przeczytać szkolne gazetki, posłuchać dyrektora i nauczycieli, porozmawiać z uczniami. Dać się upupić. Przeprowadziliśmy taki eksperyment.

 

Profesora Pimkę w naszym przypadku zastąpiła Fundacja Civis Polonus, która poprosiła o zbadanie stanu demokracji szkolnej w warmińsko-mazurskich szkołach branżowych pierwszego stopnia. Dawne zawodówki to szkoły idealne do takich badań. Choć zwykle nie są przedmiotem zainteresowania ani reformatorów, ani opinii publicznej, to jednak działają jak soczewki, które zwielokrotnią każdy absurd i każdą dysfunkcję naszego systemu edukacyjnego. Kiedy wszyscy przejmowali się sytuacją dzieciaków pozbawionych ruchu i piszących na lekcjach WF-u on-line plany treningowe, mało kto zastanawiał się nad losem uczniów branżówek, zdobywających wiedzę w czasie „zdalnych praktyk zawodowych”. Dlatego weszliśmy do tych szkół, zebraliśmy wśród jej uczniów i uczennic ankiety, a później zaprosiliśmy ich do udziału w wywiadach fokusowych. […]

 

Nasi rozmówcy zdawali sobie sprawę, że w szkołach branżowych jest mniej edukacji obywatelskiej oraz że jest ona traktowana mniej poważnie niż w liceach. Czuli, że są uważani za obywateli drugiej kategorii, ale byli zdania, że to nawet lepiej. Dlaczego? Mieli już wychowanie do życia w rodzinie i lekcje przedsiębiorczości – i co? Na tych pierwszych zajęciach dowiedzieli się, gdzie zagnieżdża się zarodek po zapłodnieniu, ale nie mieli pojęcia, jak uprawiać (konsensualny) seks ani jak skutecznie stosować antykoncepcję. Na drugich poznali wszystkie rodzaje spółek, ale nie nauczyli się wypełniać zeznania podatkowego czy porównywać oferty kont bankowych. […]

 

 

Samorząd klasowy, choć przez samych uczniów wymieniany jako najważniejszy element szkolnej demokracji, jest instytucją zupełnie fasadową, a nauczyciele są aktywnie zaangażowani w to, by tę fasadowość utrzymywać. Jego przypadkowo wybierani członkowie nie realizują niemal żadnych zadań: nie reprezentują klasy w sytuacjach oficjalnych lub konfliktowych, a nauczyciele nie konsultują z nimi żadnych decyzji. W najlepszym razie samorząd klasowy dostaje do wykonania zadania związane z organizowaniem imprez klasowych lub wycieczek. A i na nie zazwyczaj nie ma czasu, ponieważ najważniejsze dni w towarzyskim kalendarzu roku szkolnego – jak klasowe wigilie czy walentynki – uczniowie nierzadko spędzają poza szkołą – pracując.

 

Nie lepiej było z samorządem szkolnym. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że w zespołach szkół, na tle uczniów techników i liceów, uczniowie branżówek są dyskryminowani. W samorządach szkolnych prawie ich nie było. Dlaczego? Otóż wielu uczniów zawodówek w ogóle nie brało udziału w wyborach samorządu szkolnego, bo celowo zorganizowano je w dniu, kiedy byli na praktykach, poza szkołą. Samorząd wybrali im uczniowie liceów i techników (i sami, rzecz jasna, ochoczo w nim zasiedli), a tych z branżówek pozbawiono prawa wyborczego. Czy oburzyło ich takie traktowanie? Nie. Ale właśnie temu służy taka edukacja – żeby przestali się interesować. I odpuścili. […]

 

Inne negatywne sygnały to niski poziom zainteresowania badanej młodzieży polityką (ponad dwie trzecie określiło swoje zainteresowanie polityką jako nikłe lub żadne). W badanej grupie odsetek uczniów i uczennic przekonanych, że rządy niedemokratyczne czasami mogą być bardziej pożądane niż demokratyczne, przewyższa odsetek osób preferujących jednak demokrację (a ponad dwie trzecie nie ma w tej kwestii zdania). […]

 

 

Po wyborach – zwłaszcza jeśli pójdą nie tak, jak byśmy sobie życzyli – zacznie się narzekanie i szukanie winnych. Młodzi to murowany kandydat w tej dyscyplinie. Zanim dołączymy do jeremiady, że młodzież ma Polskę w dupie, a w głowie ma siano, że niczego nie czyta, a jak czyta, to nie rozumie, że nawet telewizji nie ogląda, a ich światopoglądu nie kształtuje ani Holecka, ani Olejnik, bo wiedzę o świecie czerpią z TikToka (no chyba że to klasowi intelektualiści, to jeszcze z YouTube’a), przypomnijmy sobie, jak wygląda szkoła i edukacja obywatelska, którą im fundujemy. I zastanówmy się, czy mamy jakiś pomysł, co z tym z robić. Lepszy niż odbieranie młodym smartfonów.

 

 

 

Raport „Szkolna autokracja”  –  TUTAJ

 

 

 

Cały tekst „Szkolna autokracja, czyli o zgrozie edukacji obywatelskiej w Polsce”  –  TUTAJ

 

 

Źródło: www.krytykapolityczna.pl



Zostaw odpowiedź