Tydzień minął, jak to mówią – „ino mig”! Tryb sanatoryjnego życia regulują: posiłki (o stałych, przedziwnych porach: 7:15, 13:15 i 17:15!) i zabiegi – o różnych, zmiennych terminach. W tzw. „międzyczasie” chadza się na spacery brzegiem morza, wzdłuż mola i na… grzane piwo. Wieczorami ogląda się w telewizji wybrane filmy i seriale (np. „Prokurator”) i wiadomości z kraju i ze świata. W ostatnich dniach kończącego się tygodnia wszystkie inne tematy zostały przytłoczone serią zamachów terrorystycznych w Paryżu.

 

 

Jednak nawet fakt, że wśród ofiar dżihadzistów nie było Polaków nie powoduje, iż wydarzenia te pozostaną bez wpływu na nasze krajowe podwórko. Nie czuję się kompetentny, aby podjąć temat stopnia zagrożenia atakami terrorystycznymi naszych ulic, stadionów i innych miejsc, w których gromadzą się ludzie. Nie zamierzam także snuć rozważań o tym, czy w związku z tym powinniśmy, czy nie powinniśmy przyjąć kilka tysięcy uchodźców z Bliskiego Wschodu. Jako pedagoga prześladuje mnie inny problem: czy możliwe jest profilaktyczne działanie wychowawcze, w domach rodzinnych, ale przede wszystkim w szkołach, aby żaden młody Polak nie został uwiedziony ideologią wojującego islamu i nie zasilił szeregów bojowników tzw. Państwa Islamskiego. Co musi się stać z psychiką młodego człowieka, urodzonego i dorastającego w wolnym, demokratycznym, w swej przytłaczającej większości – katolickim kraju, aby zaczął wyznawać najbardziej fanatyczną wersję religii, biorącej swój początek od Mahometa? Słuchałem wczoraj w jednej ze stacji telewizyjnych rozmowy z Jackiem Santorskim, który mówił tam, że jego zdaniem w tej wersji islamu znajdują swój sposób na życie młodzi ludzie, zagubieni w spluralizowanym pod każdym względem świecie naszej „zachodniej” cywilizacji, dla których religia z prostym systemem wartości: dobro – zło, swój – obcy, w której jest się zwolnionym od podejmowania decyzji, jest ucieczką od odpowiedzialności…

 

 

Warto ten wątek przemyśleć, zastanowić się, czy naprawdę nadmiar swobody, owo przysłowiowe „róbta co chceta” jest tym, na czym współczesnym młodym ludziom najbardziej zależy… Może jednak potrzebują ukazywania im „gwiazdy polarnej”, „magnetycznego” autorytetu, który stanie się swoistym „holownikiem” procesu dojrzewania – od dzieciństwa ku portom dorosłości?

 

 

A wracając do naszego krajowego światka edukacyjnego, to miniony tydzień był typowym okresem interregnum. Odchodząca władza – w osobie minister Kluzik-Rostkowskiej – przejawiła swą aktywność jedynie w postaci podpisania dokumentu, wprowadzającego do użytku program kursu kwalifikacyjnego z zakresu zarządzania oświatą. Nowa – pani in spe minister Anna Zalewska – nadal może tylko zapowiadać co zrobi, gdy już będzie rządzić. Nie powtarzając tego co na temat tych zapowiedzi znalazło się już w OE w informacji o jej desygnowaniu na to stanowisko, w bilansie tego tygodnia warto przytoczyć jej słowa, wypowiedziane 13 listopada w Programie III Polskiego Radia:

 

 

Jak powiedziała, „to niemoralne, żeby w XXI wieku zmuszać nauczycieli do dodatkowych dwóch godzin” pracy. Podkreślała, że nie otrzymują oni za to wynagrodzenia, przy czym – jak się wyraziła – wydaje się, że nie są to godziny pracy.

 

Zdaniem przyszłej szefowej MEN, nauczyciele nadal będą pomagać uczniom po godzinach, ale nie będzie to wymagało opisywania tych działań w stertach papierów.

 

Zapowiedziała, że Prawo i Sprawiedliwość zlikwiduje tak zwane „godzin karciane”. Stwierdziła, że te dodatkowe godziny pracy nauczyciela to tak naprawdę niepotrzebna biurokracja. [Źródło: www.fakty.interia.pl]

 

 

Muszę przyznać, że nowa szefowa MEN wie co to socjotechnika. Z takim „wejściem” kupuje sobie nauczycielskie masy, dla których „godziny karciane” to była pańszczyzna, do „odrabiania” której zmusiła ich w listopadzie 2008 roku minister Katarzyna Hall, i wobec której opór nigdy nie wygasł. Po przeprowadzeniu tej korekty w Karcie Nauczyciela pani minister może być pewna, że będzie pierwszym od lat lubianym ministrem edukacji. No, może nie przez wszystkich. Wielu nauczycieli, zwłaszcza sprawujących funkcj dyrektora w polskich szkołach, będzie miało odmienny pogląd. Ale oni się nie liczą. Nie zbuntują się. A jeżeli nawet – nie będzie tak trudno zastąpić ich „entuzjastami edukacji – po nowemu”!

 

 

Za tydzień będę już mógł podzielić się moimi refleksjami z pierwszych dni sprawowania władzy przez nowy rząd. Będzie to także jubileuszowy – setny – felieton, napisany przeze mnie na stronie „Obserwatorium Edukacji”! A więc – do spotkania 22 listopada!

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Zostaw odpowiedź