Witam Szanownych Czytelników moich felietonów po dwutygodniowej przerwie. Tym razem nie mam wątpliwości – w dzisiejszym felietonie podzielę się z Wami informacjami, które wyjaśnią skąd wziął się tytuł „Aktualności” z 7 kwietnia: „Kropla drąży kamień. Nareszcie ewaluacja bez etykietowania”. Przypomnę, że pod tym tytułem zamieszczona została notatka o tym, ze MEN przekazało do konsultacji społecznych rozporządzenie, regulujące sprawowanie nadzoru pedagogicznego. W projekcie tym jest m.in. zawarta pewna zmiana w dotychczas obowiązujących procedurach ewaluacji zewnętrznej, polegająca na tym, iż rezygnuje się z określania poziomu spełniania wymagań: niski, podstawowy, średni, wysoki, bardzo wysoki, którym odpowiadają symbole literowe E, D, C, B, A. W dołączonym do projektu uzasadnieniu napisano:

 

Z dotychczasowych doświadczeń wynika, że ocena w skali często nie służy poprawie pracy szkoły i jej rozwojowi. Koncentruje uwagę rady pedagogicznej na trafności przypisanej szkole oceny, odwracając uwagę od refleksji nad pracą szkoły i tworzenia planu jej rozwoju. […] Rezygnacja z przypisywania liter pozwoli również na ograniczenie obserwowanego zjawiska rankingowania szkół na podstawie wyników nadzoru pedagogicznego.

 

Nie mogę powstrzymać się od wyrażenia w tym miejscu satysfakcji z faktu, że od początku powstania obowiązującej już szósty rok procedury ewaluacji pracy szkół, przedszkoli i placówek oświatowo-wychowawczych należałem do jej zdecydowanych i konsekwentnych krytyków. I to także moje publikacje, te sprzed ponad pięciu lat, ale i ta sprzed roku, były tymi kroplami, drążącymi skałę samozadowolenia ministerialnych decydentów – twórców owej, sprowadzonej niemal do absurdu, zbiurokratyzowanej procedury diagnozowania i opisywania jakości pracy edukacyjnej szkół i placówek.

 

1

 

Najpierw przywołam fragment felietonu, zatytułowanego ”Komu tak naprawdę służy ankietowo-sondażowy nadzór?”, jaki został opublikowany w kwietniowym numerze ”Głosu Pedagogicznego” z 2014 roku:

 


Muszę się w tym miejscy przyznać Czytelnikom, że we wrześniu 2009 roku, czyli jeszcze przed podpisaniem przez minister Hall rozporządzenia o nadzorze pedagogicznym „po nowemu”, napisałem, opublikowany w tygodniku „Gazeta Szkolna” artykuł, zatytułowany „Nowe rozporządzenie – stare wątpliwości. Wokół projektu nowego rozporządzenia o nadzorze pedagogicznym”. Przeprowadziłem tam bardzo konkretną, popartą rozbudowaną faktografią, krytykę, wtedy jeszcze projektu nowego rozporządzenia o nadzorze pedagogicznym, a zwłaszcza jego załącznika.[…] Czy doświadczenia minionych czterech lat jego funkcjonowania, w wersji – jak to napisali związkowcy z „Solidarności” – ankietowo-sondażowej, wpłynęły na zmianę moich poglądów? Otóż – niestety nie! Niestety, gdyż to oznacza, że nadal obserwuję te same mankamenty owej metody nadzoru pedagogicznego, przed którymi przestrzegałem przed laty. Niestety, sprawdziły się moje obawy o „abstrakcyjność” wymagań wzorców opisanych w załączniku i przetransponowania ich na język wskaźników. […]

 

Kończąc te refleksje, […] muszę jeszcze dodać jedno spostrzeżenie, o niezamierzonej funkcji tej mody na diagnozowanie jakości pracy szkół i przedszkoli metodami sondażowymi. Dostrzegłem bardzo groźne zjawisko, przypominające to, które tak często krytykowane jest w obszarze procesu kształcenia. Mówi się powszechnie, że uczniowie nie zdobywają w polskich szkołach wiedzy, tylko uczą się rozwiązywania testów. Ewaluacja zewnętrzna powoduje podobny efekt w pracy szkół: nie chodzi już o to, aby uczniowie i nauczyciele tworzyli funkcjonalne środowisko, sprzyjające rozwojowi uczniów, a o to, aby zapewnić sobie takie odpowiedzi w ankietach, dzięki którym nie będziemy musieli realizować „programów naprawczych”.

 

Jak napisałem w przytoczonym powyżej we fragmentach felietonie, protestowałem przeciw takiemu odhumanizowanemu sposobowi ewaluacji jeszcze wtedy, gdy był on tylko projektem rozporządzenia.

 

 

We wrześniu 2009 roku „Gazeta Szkolna” (Nr 38/2009), opublikowała ów przytoczony powyżej artykuł. Oto jeszcze jeden jego fragment:

 

Rozporządzenie, jak to można przeczytać w projekcie, proponuje 5 kategorii (poziomów) jakości pracy szkół:

poziom A – bardzo wysoki stopień wypełniania wymagania przez szkołę lub placówkę,
poziom B – wysoki stopień wypełniania wymagania,
poziom C – średni stopień wypełniania wymagania,
poziom D – podstawowy stopień wypełniania wymagania,
poziom E – niski stopień wypełniania wymagania.

 

Aby sprawę jeszcze bardziej skomplikować, projektodawcy określają 4 obszary pracy szkoły (placówki), podlegające ewaluacji działalności dydaktycznej, wychowawczej i opiekuńczej oraz innej działalności statutowej szkoły lub placówki. […]

 

Daje to możliwość bardzo wielu kombinacji syntetycznej oceny szkoły, złożonej z ciągu czterech liter symbolizujących osiągany przez szkołę poziom w kolejnych czterech ocenianych obszarach. Jedna szkoła będzie określona jako „ADCE”, a druga „CAED”. Która z nich jest lepsza? A, no właśnie. To zależy…

 

 

Dodam jeszcze, że artykuł ten spotkał się z ostrą repliką znanego w kręgach ministerialnych eksperta od – raz mierzenia, raz ewaluacji pracy szkół – doktora Stefana Wlazło, który w „Gazecie Szkolnej” nr 40/2009 opublikował swój komentarz do moich krytycznych uwag, zatytułowany „Nowy nadzór – nowe wyzwania”, rozprawiając się tam z popełnionymi przeze mnie, jego zdaniem, w tamtym artykule błędami..

 

3

 

Niestety, nie dysponuję dziś elektroniczną jego wersją, ale nietrudno będzie sobie odtworzyć jego zarzuty, czytając moją na te „wyjaśnienia” odpowiedź, jaką „Gazeta Szkolna” opublikowała w kolejnym numerze (41/2009)  pod tytułem „Błądzić jest rzeczą ludzką. Tylko czy to były błędy?”

 

Osoby zainteresowane mogą się z tą publikacją zapoznać w całości, podobnie jak z pozostałymi przywoływanymi tu publikacjami, w załączonych plikach pdf

 

Kończąc ten felieton dzielę się z Wami, Szanowni Czytelnicy, moją małą radością i satysfakcją, że przynajmniej w części „wyszło na moje”! I choć nadal władza, ta  od nadzoru pedagogicznego, traktuje szkoły, przedszkola i inne placówki jak fabryki czy sieciowe bary szybkiej obsługi, to cały czas, że doczekam czasów, gdy będzie normalnie, wiara we mnie nie gaśnie!

 

Włodzisław Kuzitowicz

 
Cytowane publikacje:

Komu tak naprawdę służy ankietowo-sondażowy nadzór?, ”Głos Pedagogiczny” Nr 38/ 2014
Nowe rozporządzenie stare wątpliwości,„Gazeta Szkolna” Nr 38/2009
Błądzić jest rzeczą ludzką. Tylko czy to były błędy?, „Gazeta Szkolna” Nr 41/2009



Jedna odpowiedź to “Felieton nr 74. Że pierwsza jaskółka wiosnę zapowiada – wiara we mnie nie gaśnie!”

  1. Felieton nr 87. Jeszcze o ewaluacji zewnętrznej – krytycznie, w cieniu wyborów… | Obserwatorium Edukacji napisał:



    […] wyrażenia satysfakcji, której upust dałem już raz w felietonie nr 74, zatytułowanym „Że pierwsza jaskółka wiosnę zapowiada – wiara we mnie nie gaśnie!” Odsyłam do niego Sz. Czytelników, aby niepotrzebnie nie powtarzać już raz zapisanych refleksji […]

Zostaw odpowiedź