Jak poinformowano 11 grudnia na internetowej stronie MEN, „Joanna Kluzik-Rostkowska wzięła […] udział w posiedzeniu Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego. W trakcie spotkania rozmawiano o kształceniu nauczycieli oraz roli samorządu w organizacji edukacji.” Dalej można tam przeczytać przytoczone fragmenty jej wypowiedzi:

 

Cieszę się z deklaracji współpracy w kwestii kształcenia nauczycieli. […] Dobre propozycje uzupełniania kwalifikacji są pierwszoplanowe. Chciałabym żeby zawód nauczyciela był elitarny. Będzie się tak działo. Rozmawiamy już jak kształcić nauczycieli inaczej, np. w kwestii radzenia sobie z przemocą w szkole itp. Ktoś kto chce być nauczycielem powinien mieć więcej praktyk.”

 

Cieszyć może, nie tylko takiego „starego praktyka” jak ja, co to z niejednego pedagogicznego pieca jadł chleb, że szefowa MEN przypomniała temu gremium o pomyśle jakim są szkoły ćwiczeń: „Będą na to pieniądze w nowej perspektywie finansowej. Chcemy, by najlepsze szkoły były szkołami ćwiczeń.”

 

Warto, zwłaszcza młodym czytelnikom przypomnieć, że szkoły ćwiczeń to nie odkrycie współczesnych ekspertów i doradców pani minister, a stary, sprawdzony „w rewolucyjnej praktyce”, bardzo istotny element sytemu kształcenia nauczycieli z pierwszego okresu PRL-u. W latach 1957 – 1970 istniały w naszym kraju najpierw 4-letnie, a później 5-letnie licea pedagogiczne, których absolwenci jeszcze przez wiele lat po ich zamknięciu stanowili główny trzon kadry nauczycielskiej w szkołach podstawowych. Jako że ukończyłem podstawówkę w roku 1958 miałem wielu moich rówieśników, którzy wybrali taką drogę dalszego kształcenia. Wszystkie one miały swoje szkoły ćwiczeń, jak choćby to, które działało na osiedlu Montwiłła Mireckiego i dla którego szkołą ćwiczeń była – istniejąca do dzisiaj – Szkoła Podstawowa Nr 40.

 

O ile licea pedagogiczne były typem liceum zawodowego, kończącego się egzaminem dojrzałości, ale dającym także dyplom kwalifikacji zawodowych, uprawniających do nauczania w szkołach podstawowych, to powstałe później studia nauczycielskie działały na zasadach szkoły pomaturalnej o 2-letnim cyklu kształcenia, oferowanym kandydatom do zawodu nauczyciela nauczania początkowego, muzyki, plastyki, pracy-techniki i wychowania fizycznego w szkole podstawowej. W Łodzi działały dwa: przy ul. Praussa (dziś w tym budynku jest OKE) i przy ul. Wólczańskiej, gdzie dzisiaj mieści się WODN i Pedagogiczna Biblioteka Wojewódzka. Oba miały swoje szkoły ćwiczeń – to pierwsze przejęło SP Nr 40, a dla drugiego była nią – także istniejąca do dzisiaj w tym samym gmachu – Szkoła Podstawowa Nr 46 przy ul. Wólczańskiej 202.

 

To były piękne czasy, gdy metodyki nauczania konkretnych przedmiotów nie nauczali – jak to bardzo często ma dzisiaj miejsce na polskich uniwersytetach i niektórych wyższych szkołach pedagogicznych – świeżo upieczeni magistrowie lub oderwani od praktyki doktorzy, a wybitni nauczyciele-praktycy, u których słuchacze nie tylko hospitowali prowadzone przez nich zajęcia, ale także prowadzili pod ich kuratelą swoje pierwsze lekcje.

 

Swoją szkołę ćwiczeń mieli, jeszcze w latach siedemdziesiątych ub. wieku także studenci pedagogiki Uniwersytetu Łódzkiego. Była nią Szkoła Podstawowa przy ul. Zacisze, gdzie dziś ma swoją siedzibę Gimnazjum Publiczne Nr 3. Jednak kolejne reformy i to zaprzepaściły.

 

To dobrze, że dziś resort edukacji widzi potrzebę reaktywowania szkół ćwiczeń. Jednak na razie nie widzę specjalnych powodów do radości z tytułu słów pani minister, wypowiedzianych podczas – jak by nie oceniać – jednak tylko doradczego gremium, jakim jest Rada Główna Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Warto w tym miejscu przypomnieć, że już 4 sierpnia tego roku na stronie ministerstwa pojawił się komunikat zatytułowany „Uniwersytet młodych wynalazców i akademickie centra kreatywności”. Ta ostatnia nazwa zawiera w sobie właśnie zapowiedź owej oczekiwanej w kształceniu nauczycieli i pedagogów zmiany. Warto dziś przytoczyć dosłownie fragment tamtego komunikatu:

 

Edukacja kształtująca kreatywnych obywateli, rozbudzanie innowacyjności i zacieśnienie współpracy szkół i uczelni – to wspólny cel dwóch nowych programów Ministerstwa Edukacji Narodowej oraz Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Od jesieni rozpoczną się: Uniwersytet Młodych Wynalazców i Akademickie Centrum Kreatywności.

 

Cóż, do końca jesieni pozostał jeszcze tydzień, a takie pogadanie na posiedzeniu RGNiSW, to jeszcze nie uruchomienie konkretnych form praktycznego kształcenia umiejętności metodycznych i wychowawczych, i to przynajmniej przy kilku- dziesięciu szkołach wyższych. Czyżby w ministerstwie liczono na to, że w dzisiejszej kulturze mediów elektronicznych czytelnik już po tygodniu nie pamięta o czym przeczytał przed siedmioma dniami?

 

Ale w „Obserwatorium Edukacji”, co prawda nie tyle poeta co felietonista, pamięta – prawie tak, jak pisał o tym Czesław Miłosz w wierszu „Który skrzywdziłeś”:

 

           Który skrzywdziłeś

[…]
Choćby przed tobą wszyscy się kłonili
Cnotę i mądrość tobie przypisując,
Złote medale na twoją cześć kując,
Radzi że jeszcze dzień jeden przeżyli,

 

Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta.
Możesz go zabić – narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.
[…]

 

Włodzisław Kuzitowicz



Jedna odpowiedź to “Felieton nr 58. O ministerialnej obietnicy szkół ćwiczeń – felietonista pamięta.”

  1. Felieton nr 75. Jakość edukacji stoi na nauczycielu. Ale jak go dobrze kształcić? | Obserwatorium Edukacji napisał:



    […] tej obietnicy podjąłem w moim felietonie nr 58.”O ministerialnej obietnicy szkół ćwiczeń – felietonista pamięta”. Oto jego […]

Zostaw odpowiedź