W dzisiejszym felietonie podzielę się z Wami niektórymi refleksjami, jakie miałem w minionym tygodniu podczas przygotowywania kilku zamieszczanych materiałów.
Jako były dyrektor zespołu szkół zawodowych w okresie, w którym rekrutacja do techników odbywała się w oparciu o wyniki egzaminu wstępnego, organizowanego i przeprowadzanego przez szkołę, z wielką uwagą przeczytałem tekst doktora Tomasza Tokarza, zamieszczony na OE pod tytułem „Analiza ew. metod rekrutacji do szkół średnich – po likwidacji egzaminu ósmoklasisty”. Nie będę ukrywał, że w pełni zgadzam się z tym zdaniem, będącym syntezą tego tekstu: „Wydaje mi się, że egzamin w obecnej formule jest najprostszym i najsprawiedliwszym sposobem na rekrutację. Nie mam złej opinii o tym egzaminie.”
Do argumentów, jakie autor tego tekstu tam przedstawił, dodam jeszcze taką refleksję: Niezależnie od wszelkich czynionych przez poprzednią władzę, a zwłaszcza przez panią byłą wiceminister Marzenę Machałek, wysiłków – głównie w płaszczyźnie propagandowej – szkoły zawodowe, zwłaszcza w dużych miastach, przegrywają z ogólniakami w pozyskiwaniu absolwentów szkół podstawowych. W tej sytuacji nie wyobrażam sobie egzaminu wstępnego do technikum, w którym komukolwiek z zasiadających w komisji nauczycieli tej szkoły zależałoby na tym, aby „wykosić” kogokolwiek ze zdających. Uczniami technikum zostawaliby nawet bardzo, bardzo słabi uczniowie. A – co jest wysoce prawdopodobne – i tak szkoła miałaby nada wolne miejsca, i tak przyjmowałaby, z wielką radością, chętnych zgłaszających się „w drugim terminie”, którzy oblali egzamin do liceum i nawet w drugim terminie nie dostali się do żadnego liceum.
Wiec niech zostaną egzaminy ósmoklasisty, a rekrutacja do szkół ponadpodstawowych odbywa się na dotychczasowych zasadach. Najlepiej w systemie elektronicznym i bez ograniczeń w ilości wybranych przez kandydadata/kę, proponowanych przez niego/nią wg stopnia jego/jej oczekiwań.
Kolejnym tekstem, który stał się bodźcem, wywołującym u mnie refleksje „starego praktyka”, był tekst Jarosława Pytlaka – osoby o (chyba) najdłuższym w Polsce stażu na stanowisku dyrektora szkoły. Był to tekst zamieszczony na jego blogu, zatytułowany „O pracach domowych bez emocji i z dystansem do polityki”.
Przedstawiał on tam swoje poglądy, posługując się argumentami z dwu obszarów: obszaru polityki (i używanej tam strategii), którą może prowadzić każda kolejna władza ustawodawcza i wykonawcza, oraz – w trochę węższym zakresie – z obszaru nauki, dostarczającej wyniki przeprowadzonych badań, których przedmiotem były właśnie owe uczniowskie prace domowe oraz ich skuteczność – w ostatecznym efekcie procesu nabywania wiedzy i umiejętności.
Czytając ten tekst nie miałem wątpliwości, że i tym razem mam przed oczyma kolejny dowód na to, iż najważniejszym filtrem, który powoduje, że wszystkie „za” i „przeciw”, że wszystkie poglądy, propozycje i argumenty zostaną ocenione „ bez emocji i z dystansem do polityki”, są lata praktycznych doświadczeń, jakie w analizowanym obszarze rzeczywistości ma osoba prezentująca konkluzję swojej diagnozy!
Tak Jarku – ja także uważam, że rozsądnie proponowane (nie „zadawane”) prace domowe ( w tym – w klasach starszych – o charakterze projektu), których efekty spotkają się – ze strony nauczyciela – z informacją zwrotna o ich jakości (poprawności lub popełnionych tam błędach, ale nie z oceną, zwłaszcza cyfrową, wpisywaną do dziennika), powinny nadal być trwałym elementem dydaktyki szkolnej. I niech nam wszystkim towarzyszy świadomość, że nasi uczniowie będą żyli w epoce powszechnego i łatwego dostępu do zasobów wiedzy, a najważniejszym celem szkoły powinno być – przede wszystkim – budzenie ciekawości oraz potrzeby wiedzy o ludziach i świecie, a także wyćwiczenie umiejętności pozyskiwania, analizowania i krytycznego oceniania tego co poznali. A nie – jak to drzewiej, i dziś jeszcze w wielu szkołach bywa/ło – pamięciowe „wkuwanie”.
I jest jeszcze jeden tekst, który muszę tu, w ramach tego „remanentu tygodnia”, przypomnieć. Jest to tekst prof. Śliwerskiego, z jego bloga PEDAGOG („Lobbyści w MEN – ignorancja górą”, który zamieściłem w środę i opatrzyłem tytułem „Profesor Śliwerski zrównał działania Barbary Nowackiej z jej poprzednikami”.
Ale nie będę się tu popisywał moimi refleksjami, jakie miałem po jego lekturze. Postanowiłem jednak umożliwić, tym wszystkim z Was, którzy czytają zamieszczane przeze mnie materiały jedynie w „Obserwatorium Edukacji” i nie są „bywalcami” mojego fejsbukowego profilu, na którym zawsze są linki do nich na OE, zapoznania się z komentarzami jakie tam się pojawiły pod tekstem prof. Śliwerskiego. Oto link na Fb – TUTAJ
x x x
Korzystając z okazji informuję Czytelniczki i Czytelników, że z powodów natury osobistych problemów postanowiłem, pod pretekstem ferii zimowych – w okresie od poniedziałku 15 stycznia do piątku 23 lutego – ograniczyć dzienną liczbę zamieszczanych materiałów do jednego. Jeśliby zaistniały naprawdę ważne powody – będę oczywiście zamieszczał ich więcej – ale tylko jeśli będą to istotne dla edukacji, „gorące” tematy.
Włodzisław Kuzitowicz