To ostatnia niedziela października – przed nami dni wspominania naszych bliskich  zmarłych. Ale nie będę wybiegał w przyszłość – „rozliczę się” z ostatniego rozdziału przeszłości.

 

A czuję się winien wyjaśniania stałym czytelniczkom i czytelnikom pewnych niekonsekwencji, jakich jestem sprawcą „w temacie” pojawiania się na OE informacji o kolejnych spotkaniach w „Akademickim Zaciszu”. Jak wiadomo przez cały miniony rok akademicki – począwszy od  października 2022 roku, kiedy zamieściłem informację o środowym spotkaniu w „Akademickim Zaciszu”, gdzie rozmawiano na temat „Po co nam uniwersytet” – zawsze w czwartek umożliwiałem wszystkim zainteresowanym, którzy poprzedniego dnia nie mogli lub przeoczyli  to wydarzenie, aby mogli od razu na OE kliknąć  podany link i nadrobić tą zaległość.

 

A w tym miesiącu, po tym jak 28 września zarejestrowałem pierwsze po wakacjach spotkanie w „Akademickim Zaciszu („Pytanie o sens edukacji” ), a 5 października odnotowałem inaugurację „Wirtualnego Uniwersytetu Pedagogicznego” – rozmową na temat pedagogiki i edukacji w antropogenie, zacząłem mieć wątpliwości: czy taka tematyka owego WUP jest tym, na co czeka „target” mojego „Obserwatorium Edukacji”? Zamieściłem jeszcze w kolejny czwartek (12 października) informację o spotkaniu w AZ, ale tylko ze względu na jego temat i osobę zaproszonego tam gościa: Rozmowa o współczesnej polskiej pedagogice z nestorem tej dyscypliny, gdyż tym nestorem był ceniony przeze mnie prof. Zbigniew  Kwieciński.

 

Ale już tydzień później, w kolejny czwartek, nic nie wspomniałem  o środowej rozmowie  w AZ, kiedy na temat badań edukacyjnych (nad edukacją) wypowiadał się prof. dr hab. Krzysztof Rubacha, m. In. autor książki „Metodologia badań nad edukacją”  – dyrektor Instytutu Nauk Pedagogicznych UMK.

 

Jednak gdy nadeszła kolejna środa, od wielu dni zapowiadana przez prof. Lepperta jako dzień spotkania w AZ na temat „Co łączy pedagogikę jako dyscyplinę naukową i praktykę edukacyjną (a raczej praktyki edukacyjne)”, i kiedy dowiedziałem się, że na ten właśnie temat będzie wypowiadał się mój „stary” znajomy (znamy się od 1976 roku)-  prof. Bogusław Śliwerski z  Wydziału Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego, nie mogłem tego nie obejrzeć i wysłuchać. I – oczywiście – następnego dnia, jak to było tradycją,  zamieściłem materiał informacyjny. Był on jednak bardzo lapidarny, gdyż za dużo wspomnień i emocji wzbudziły we mnie niektóre fragmenty wypowiedzi prof. Śliwerskiego, a ich uzewnętrznianie w tej formule byłoby wykroczeniem poza przyjęte przeze mnie zasady. .

 

 

Ale w felietonie, przynajmniej o niektórych usłyszanych tam opowieściach Gościa „Akademickiego Zacisza” chyba mogę tu po kilka zdań napisać.

 

Zacznę od informacji, która dla dalszego przekazu jest ważna – w kontekście słów wypowiedzianych przez prof. Śliwerskiego: „Wszystkiego co naprawdę muszę wiedzieć dowiedziałem się w harcerstwie”.  Słysząc to natychmiast pomyślałem: ja też tak mógłbym powiedzieć”. Bo obydwaj – i ja i Śliwerski –  zaczynaliśmy nasze związki z wychowaniem (nie z pedagogiką) od harcerstwa. Z tym, że  ja  – urodzony w 1944 roku – zacząłem moje życie z harcerstwem w lutym 1957 roku, tuż po Zjeździe Łódzkim i reaktywowaniu ZHP – na gruzach  OH ZMP i efemerydy – Organizacji Harcerskiej Polski Ludowej (OHPL), kiedy zapisałem się do drużyny, założonej w mojej podstawówce przez powojennego harcerza, w lutym 1957 roku, a w 1960 roku – w wieku 16 lat – kiedy to ja założyłem drużynę zuchów i prowadziłem ją według wskazówek Aleksandra Kamińskiego, wyczytanych w Książce Drużynowego Zuchów, tak naprawdę, w praktycznym działaniu , po raz pierwszy stałem się wychowawcą. Boguś Śliwerski miał wtedy 3 i 6 lat. Harcerzem mógł najwcześniej zostać w wieku 10 lat, czyli w 1964 roku, kiedy ja poprowadziłem pierwszy kurs dla drużynowych, a po wakacjach zostałem namiestnikiem drużyn zuchowych w hufcu Łódź-Polesie, a po kilku miesiącach – członkiem Komendy tego Hufca.

 

 

Dlaczego w ogóle  o tym wspominam? Bo Prof. Śliwerski, po wypowiedzeniu tego już zacytowanego zdania, mówił dalej: „Harcerstwo jest dla mnie takim aktem założycielskim autorskiego myślenia. […]…, odczuwać, działać jak pedagog w tym ruchu harcerskim, w którym przeszedłem całą ścieżkę: od prowadzenia zastępu, potem drużyny (…) poprzez szczep, harcerskie kręgi instruktorskie, studenckie kręgi instruktorskie, aż po bycie członkiem Rady Naczelnej ZHP. To na pewno była to dla mnie taka fundamentalna ścieżka przechodzenia od harcerstwa do pedagogiki akademickiej.”

 

Nie będę dalej rozwijał tego wątku, bo dużo mógłbym napisać o tym co stało się z metodyką harcerską w połowie lat 60-ych, gdy do ZHP wstąpił mały Śliwerski….

 

Ale najbardziej zapadła mi w pamięci (i oburzyła) inna wypowiedź – ta o Aleksandrze Kamińskim:Aleksander Kamiński […] jest autorem jednego z pierwszych podręczników młodego terrorysty. Taki podręcznik „Wielka gra”  opublikowany przez niego w 42 roku jest niczym innym jak uczeniem młodych ludzi prowadzenia wojny podjazdowej, poprzez humor, działania partyzanckie, z wrogiem, najeźdźcą…”

 

A o czym NAPRAWDĘ była ta książka?

 

Wielka gra” była pierwszą opublikowaną w czasie wojny i okupacji książką Aleksandra Kamińskiego, wydaną pod pseudonimem Juliusz Górecki. Dla zmylenia okupanta opatrzono ją datą wydania 1932. Zanim nakład poszedł do czytelników, został skonfiskowany przez Komendę Główną AK, uznano bowiem, że to vademecum konspiracji zbytnio dekonspiruje metody tajnej pracy. [Źródło: https://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=4299]

 

 

Jeżeli już, to książka ta była podręcznikiem małego sabotażu, a nie „wojny podjazdowej, czy „działań partyzanckich”. Jak można nazwać tą – skonfiskowana zresztą przez komendę AK – publikację „podręcznikiem terroryzmu”!!! Zrównywać to z namawianiem młodych Polaków do działań w stylu Hesbollahu czy Dżihadu…

 

 

Dość, bo już widzę, że mnie poniosło. Pominę rozważania, zupełnie  mijające się z prawdą, o tym, że zmieniono (w czasie gdy on był studentem) studia psycho-pedagogiki na pedagogikę szkolną, bo miano tam kształcić pedagogów szkolnych, aby pracowali w dziesięciolatkach (?!) Przypominam, że szkoły takie, na wzór radziecki, próbowano w Polsce wprowadzać w pierwszej połowie lat 50-ych! A stanowisko pedagoga szkolnego jako pierwsza, eksperymentalnie, wprowadziła do szkoły dr. Aleksandra Majewska – koleżanka A. Kamińskiego, w roku szkolnym 1958/1960 w SP nr 101 w Łodzi, choć wówczas nazwała to „opiekunem społecznym”. [Patrz TUTAJ]

 

 

Jeszcze tylko o jednej frazie z monologów Śliwerskiego – [patrz i słuchaj od 11 minuty nagrania] muszę się wypowiedzieć:

 

Ja w 90 roku złożyłem rezygnację z członkostwa w Radzie Naczelnej ZHP, dlatego, że nie godziłem się na politykę blokowania rozwoju ruchu harcerskiego w tym wymiarze pluralistycznym. Wtedy już działały inne organizacje harcerskie, które traktowano jako wrogie, opozycyjne, niepożądane, […] Napisałem esej o stalinizmie w ZHP i złożyłem rezygnację.”

 

To bardzo – w mojej ocenie – wstydliwa deklaracja. Bo chwali się tym, ze na progu III RP wystąpił z najwyższej władzy ZHP, ale nie wstydzi się, że wszedł to tego kolegialnego ciała w okresie po stanie wojennym, w Polsce Jaruzelskiego! Dziwnym zbiegiem okoliczności w tym samym czasie zastępcą Naczelnika ZHP został jego były kolega z pracy, późniejszy Komendant Chorągwi Łódzkiej ZHP, który zdążył jeszcze po tym awansie wrócić do Łodzi i być ważną figurą w Komitecie Łódzkim PZPR – aż do „sztandar wyprowadzić”.

KONIEC. Mógłbym tak jeszcze i jeszcze… Na przykład o tym w jakiej formule i jak długo (oraz kiedy) pracował on jako nauczyciel. Było to w jednej z widzewskich szkół podstawowych. Był tam krótko, na umowie o pracę, jako uczący  j. niemieckiego w klasach I-III, czego na tym poziomie nie przewidywały podstawy programowe dla nauczania początkowego. Było to możliwe w ramach prowadzonego przez jego pierwszą, zmarłą żonę Wiesię (fakt – pod jego kierunkiem naukowym) eksperymentu.

 

Już mi trochę ulżyło…

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 



Zostaw odpowiedź