Dzisiaj , nie po raz pierwszy, do ostatniej chwili „biłem się z myślami” o czym ten felieton będzie. Najpierw pomyślałem, że skoro „bohaterem (medialnym) tygodnia” był minister Czarnek, to powinienem podzielić się z Czytelniczkami i Czytelnikami moim komentarzem o jego wypowiedziach podczas konferencji prasowych. Ale o której „złotej myśli” mam napisać? O tej, gdy mówił że „polskie szkoły są przygotowane na przyjęcie od września 200-300 tysięcy dzieci z Ukrainy”, czy o tej z czwartku, kiedy przedstawiał „suche fakty” o wakatach nauczycieli, twierdząc, że „to jest normalny ruch kadrowy”, a później oburzał się „jawną niesprawiedliwością” w wynagradzaniu nauczycieli, uzasadniając to „odkryciem, iż „nauczyciel języka polskiego w małej miejscowości, który ma w klasie 5 uczniów, zarabia tyle samo, co nauczyciel w szkole podstawowej w centrum Warszawy – więcej, bo dostaje jeszcze dodatek wiejski .”
Ale bardzo szybko porzuciłem ten pomysł – cóż miałbym nowego do napisania, czego czytający ten felieton sami nie wiedzą o tym panu i jego przekonaniach.
Skoro nie o tym , to może o coraz liczniejszych „przeciekach” z Oświatowej „Solidarności” o tym, że i ten nauczycielski związek zawodowy jest przeciwny zmianom prawa oświatowego i polityki płacowej resortu edukacji pod kierunkiem Przemysława Czernka i że zwrócili się do premiera o odwołanie Czarnka ze stanowiska?
Ale przecież zapewne nie tylko ja mam takie wrażenie, że to ich występowanie przeciw ministrowi powołanemu przez z ich politycznego patrona nie tyle jest spowodowane troską o dolę nauczycieli, ile próbą powstrzymania spadku liczby nauczycieli – członków ich związku, a może nawet nadzieją na przypływ nowych kandydatów…
Więc nie ma powodu pisania o „oczywistych oczywistościach”….
Więc o czym?
I nagle przypomniałem sobie, że jutro, 15 sierpnia jest – nie licząc święta kościelnego – będzie Dzień Wojska Polskiego, ustanowiony świętem państwowym ustawą Sejmu z dn. 30 lipca 1992 roku, dla upamiętnienia zwycięskiej Bitwy Warszawskiej, stoczonej przez polskie wojsko w 1920, w czasie wojny polsko-bolszewickiej.
Czyli 30 lat temu. Stało się to dopiero po 72-u latach od tego, przez niektórych uważanego za cudowne, bardzo zwrotnego dla dalszych losów państwowości polskiej wydarzenia. W drugim roku od powstania III RP.
Nie wracam dzisiaj do tej daty wiedziony jakimś szczególnym patriotycznym pobudzeniem. Wracam pod wpływem dwu okoliczności i jednej współczesności. Otóż przypomniałem sobie, że jutro minie dokładnie 60 lat od pewnych chwil, które przeżyłem jako osiemnastoletni uczeń XVIII LO w Łodzi, właśnie tego dnia, a był to zwykły dzień roboczy – środa, gdy przyszedłem do pracowni biologicznej tej szkoły, aby wypełnić zobowiązanie, którego podjąłem się na prośbę nauczyciela tego przedmiotu, że będę podlewał zgromadzone tam ze wszystkich klas kwiaty.
Opisałem już to wydarzenia 14 sierpnia 2016 roku w Felietonie nr 134. O tym, jak pamięć prawdziwej historii trwa na przekór systemom.
Przypominam, że było to w pierwszym roku rządów Prawa i Sprawiedliwości, pierwszym roku kierowania resortem edukacji przez urodzoną trzy lata po opisywanej przeze mnie historii w dolnośląskim miasteczku Świebodzice, b. nauczycielkę j. polskiego w tej miejscowości, Annę Zaleską, z d. Gąsior. I to jest ta druga okoliczność.
Oto jak w tamtym felietonie uzasadniłem uczynienie z tego mojego wspomnienia jego wiodącego tematu:
Piszę dziś o tym dlatego, żeby powiedzieć pani minister Zalewskiej, że decyzje o nowych programach historii i w ogóle – o nowym programie wychowania w ramach zamierzonej reformy, którą firmuje ona swoim nazwiskiem nie zakłamią prawdy, że wam także, jak nie udało się to kolejnym rządom PRL-u, nie uda się zakłamywanie historii! Nie sprawicie, że bohaterami staną się „żołnierze wykleci”, a w zapomnienie pójdą takie postacie, jak Władysław Bartoszewski czy generał Ścibór-Rylski. Młode pokolenia Polaków, jeśli nie w szkole – to w domach czy w innych środowiskach, dowiedzą się, że z PRL-u do wolnej Polski wyprowadzili nas: Wałęsa, Mazowiecki, Kuroń i Geremek, a nie bracia Kaczyńscy…
Smutne to, ale po 6-u latach nie tylko że nie mam podstaw do uznania, że tamten powód jest już nieaktualny, ale jest jeszcze gorzej. Nie ma Zalewskiej, ale jest Czarnek i jego HiT. I wielokrotne deklarowanie przez niego, że polska szkoła musi na nowo, według modelu hurra patriotycznego, katolickiego i pisowskiego, ukształtować wiedzę i świadomość polskich uczniów.
I to dlatego postanowiłem ten – w sumie epizod, ale jak widzicie, epizod który żyje w mojej pamięci do dzisiaj – przypomnieć. Przeczytajcie ten felieton – TUTAJ. Opisane tam zdarzenie jest faktem jednostkowym, ale w moim przekonaniu bardzo charakterystycznym dla dojrzewania, nie tyle patriotycznego co obywatelskiego, mojego pokolenia i młodszych ode mnie, których system peerelowski usiłował ukształtować według swojej wizji świata.
W ogólnym rozrachunku – jak wiadomo -nie udało im się, przynajmniej w przytłaczającej większości. Bo to uczniowie tamtych szkół byli uczestnikami tzw. „wypadków poznańskich”, protestów w Radomiu, zakładali KOR, uczestniczyli w strajkach sierpnia 1980 roku, powołali „Solidarność”. A prawdę o ostatnich dziesięcioleciach naszych dziejów znali od swoich rodziców, dziadków, niektórzy także z zagłuszanych rozgłośni „Radia Wolna Europa”, „Głosu Ameryki” czy BBC z Londynu.
Więc nie bójmy się tak bardzo tego HiT-u i jego ministerialnie popieranego podręcznika. Dzisiejsi uczniowie także mają swoje rodziny, a przede wszystkim mają to, czego my nie tylko nie mieliśmy, ale czego nie bylibyśmy w stanie nawet wyobrazić sobie: mają Googl i mają media społecznościowe!
A poza tym – zastępując słowo „klasztor” określeniem „system edukacji”, a „przeor” słowem „minister” – DŁUŻEJ KLASZTORA NIŻ PRZEORA !
Włodzisław Kuzitowicz