Dzisiaj felieton jest krótki,
To moich chorób są skutki.
Przy kompie nie mogą długo.
Ich – nie lenistwa, zasługą…
Zacznę od tego, że się wytłumaczę dlaczego do tej pory nie zamieściłem informacji, że 23 czerwca Sejm, odrzuciwszy już w pierwszym czytaniu poprawki zgłoszone przez opozycję, uchwalił 241 głosami większości rządowej, przy 204 głosach przeciw i 3 wstrzymujących się ustawę o zmianach w Karcie Nauczyciela, które radykalnie zmieniają ścieżkę awansu zawodowego nauczyciela. I nie tylko.
Postanowiłem nie zamieszczać tej informacji przede wszystkim dlatego, że nie jest to jeszcze obowiązujące prawo (nad ustawą będzie jeszcze pracował Senat), a poza tym było o tym dużo w ogólnodostępnych mediach. Nie wyjaśniłem tego przed tygodniem, bo nie chciałem rozbijać głównego wątku tamtego felietonu – informacji o miejscach i sposobach włączenia się w uroczystości zakończenia roku szkolnego przez kierownictwo MEiN.
Drugim tematem, którego nie może zbraknąć nawet w krótkim felietonie, są dwa wydarzenia w których nie uczestniczyłem, lecz które śledziłem z oddali: dwudniowa konferencja (27 i 28 czerwca) w Dolnośląskiej Szkole Wyższej we Wrocławiu – „(Nie)obecne dyskursy edukacyjne w postpandemicznym świecie” i wczorajszy Nadzwyczajny Kongres „W Trosce o Edukację”, skrzyknięty do Centrum Konferencyjno-Szkoleniowym Fundacji Nowe Horyzonty w Warszawie przez – jak ją nazywają w środowisku eduzmieniaczy – Mirkę Dzemianowicz.
Wiem – nie powinienem się wypowiadać, bo ani w Warszawie, ani we Wrocławiu nie byłem. Ale mam prawo podzielić się moim wrażeniem „obserwatora z oddali”. Otóż mam taką – smutną – refleksję:
Oba te wydarzenia były w zasadzie spotkaniami dwu, dość „ekskluzywnych” środowisk, w pewnym tylko stopniu mających wspólnych członków. To wrocławskie było zorganizowane dla tych pracowników naukowych, uprawiających pedagogikę lub dyscypliny pokrewne, którzy interesują się tym co dzieje się w polskim systemie edukacji, a to warszawskie – spotkaniem – generalnie – dla praktyków, ale także pewnej grupy pracowników nauki, ale dla wszystkich zaangażowanych w procesy odchodzenia polskiej szkoły od osiemnastowiecznego modelu szkoły, zwanego powszechnie modelem pruskim.
Jakoś nie wierzę, aby jedno i drugie spotkanie miało jakiś realny wpływ na oczekiwany przez oba środowiska rozwój sytuacji w naszym systemie szkolnym. Pominę tu jeszcze jedno wydarzenie, będące w koincydencji czasowej – wczorajszą konwencję Platformy Obywatelskiej w Radomiu.Bo i tam pojawił się wątek o zapaści polskiej oświaty i były składane obietnice jej naprawy – po zwycięstwie wyborczym opozycji. Pomijam, bo jakoś nie wierzę w spełnianie obietnic przedwyborczych, składanych przez polityków, walczących o przejęcie władzy.
A wracając do realnej funkcji, jaką dla swoich środowisk miała konferencja w Dolnośląskiej Szkole Wyższej i kongres w Centrum Konferencyjno-Szkoleniowym Fundacji Nowe Horyzonty w Warszawie, to tak sobie myślę, że oba miały przede wszystkim funkcję terapetyczno-więzotworcza.
Naprowadziły mnie na taki pogląd słowa, jakie prof. Roman Leppert napisał na swoim fejsbukowym profilu, już po zamknięciu warszawskiego Kongresu:
„Wybrzmiało sporo ważnych myśli, na ich zebranie i uporządkowanie przyjdzie czas. […]Kongres był także okazją do spotkania znanych mi wcześniej oraz poznanych dziś w realu po raz pierwszy EduKosmitek i EduKosmitów, […] Zawsze, gdy ludzie się spotykają i rozmawiają ze sobą wynika z tego coś dobrego”
[Źródło: www.facebook.com/roman.leppert/ ]
Na zakończenie zaryzykuję taką – pesymistyczna – parafrazę znanego powiedzenia:
Opozycja i eduzmieniacze się spotykają, a karawana rządzących idzie dalej!
Włodzisław Kuzitowicz