Siadając do pisania tego felietonu miałem świadomość, że to ostatni niedzielny felieton w okresie, gdy trwa jeszcze urzędowy czas zajęć lekcyjnych roku szkolnego 2021/2022. Za tydzień będzie to już pierwsza niedziela wakacji.

 

W pierwszym odruchu pomyślałem: „To klasyczna okazja do dokonania bilansu wydarzeń tego roku…” Ale po chwili pojawiła się myśl druga: „To banalne podejście. Zapewne pojawi się jeszcze wiele takich tekstów, napisanych z tej okazji przez lepszych od ciebie analityków i komentatorów polskiej edukacji.” I z autopokorą zgodziłem się z tym poglądem. Ale dalej rozmyślałem czym w tym felietonie powinienem spuentować ten kończący się rok szkolny.

 

I wtedy przypomniałem sobie o materiale, jaki zamieściłem 15 czerwca na „Obserwatorium Edukacji”, zatytułowanym Za tę, i wszystkie podobne decyzje polskich nauczycieli, odpowiada ten rząd, którego treścią była informacja, jaką na swoim fejsbukowym profilu zamieścił Dariusz Martynowicz – nauczyciel języka polskiego w Małopolskiej Szkoły Gościnności w Myślenicach, zdobywca tytułu „Nauczyciel Roku 2021”.

 

Przywołam tu najważniejsze jej fragmenty:

 

„Dzisiaj pożegnałem się z rodzicami, a przede mną ostatnie dni pracy. […] Z tej szkoły wraz ze mną odchodzi kilku naprawdę sensownych i świetnych nauczycieli. Kolejnych kilku wybiera się na urlopy dla poratowania zdrowia i urlopy bezpłatne. Nie wszyscy wrócą. […]

 

Odchodzę ze szkoły publicznej po 15 latach pracy.

 

Nie odchodzę z nauczycielstwa, ponieważ to moja pasja i nie potrafię zostawić zawodu, który kocham. […]

 

Jeśli obecne trendy się utrzymają, nie będzie realnego dialogu z nauczycielami, jeśli uczący będą dostawać… 4-procentowe podwyżki, a w szkołach zamiast kultury współpracy, dialogu i wsparcia, nasilać się będzie kultura kontroli, strachu i zarządzania, nauczycieli […] po prostu niedługo już nie będzie.”

 

Bo już wtedy nie miałem wątpliwości, że jest to wiadomość-symbol dobiegającego końca roku szkolnego. Że taki jednostkowy przypadek, ale osoby znanej, więcej mówi, niż pogłębione analizy obszernych artykułów. Wszak już wtedy mogłem posłużyć się publikacją Magdaleny Raduchy, zatytułowaną Nauczyciele rezygnują z pracy. Fala odejść większa niż w ubiegłych latach”, jaka 12 czerwca została zamieszczona na portalu INTERIA.

Oto – dla przykładu – fragment tego tekstu:

 

Jednak, jak wskazuje Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka prasowa ZNP, w tym roku jest inaczej.

 

Obserwujemy, że w tym roku nauczyciele składali wypowiedzenia częściej, niż w latach ubiegłych. Są szkoły w dużych miastach, w których na 100-osobowe grono od września będzie 25 wakatów. W Warszawie są nawet placówki, gdzie jest aż 40 wakatów

 

I ocenia: – Niestety możemy mieć ogromny kryzys kadrowy we wrześniu, jeśli nie znajdą się nowi chętni do pracy. Zarobki po majowej podwyżce nie zachęcają. Początkujący nauczyciel dostaje pensję w wysokości 3079 zł brutto, to jest poziom płacy minimalnej. Młode osoby nie chcą nawet przychodzić na rozmowy kwalifikacyjne. Jeśli dyrektorom udaje się kogoś znaleźć, to są to najczęściej emerytowani nauczyciele, którzy zgadzają się przyjść na rok lub dwa lata pracy.

 

Kaszulanis pytana, jakie powody odejść podają nauczyciele poza tymi płacowymi, odpowiada: Nie są zadowoleni z polityki prowadzonej przez ministerstwo edukacji. Nauczyciele nie chcą pracować w szkołach Czarnka.”

[Gdybyście chcieli przeczytać cały artykułu, to  –  TUTAJ]

 

x           x           x

 

Ale wracam do opowieści o decyzji Dariusza Martynowicza. Jakież było moje zdziwienie, gdy na Fejsbuku, pod linkiem na stronę OE, zobaczyłem taki oto komentarz do tego materiału, autorstwa osoby w naszym środowisku także dobrze znanej:

 

 

Przyznam się, że długo nie mogłem pojąć o co autorowi tego  komentarza chodzi. Po kilkakrotnym przeczytaniu tych dwu zdań dotarło do mnie, że doktor Tomasz Tokarz, historyk, adiunkt w Zakładzie Historii Edukacji Instytutu Pedagogiki Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu, ale także promotor innowacyjnej edukacji, trener, coach i kierownik licznych projektów – w tym tak znanych jak „Navigo” czy „Innowacyjna Edukacja”, przeczytał zamieszczony przeze mnie tekst –  w tym także jego tytuł – BEZ ZROZUMIENIA!

 

Bo w inny sposób nie da się wyjaśnić przyczyny braku logicznego związku miedzy zamieszczonym przeze mnie tekstem i jego tytułem, a zarzutem o to, że pozbawiłem kolegę Martynowicza podmiotowości…

 

x           x           x

 

I o jeszcze jednej – niespodziewanej – reakcji na ów, upubliczniony w środę na fejsbuku materiał, postanowiłem w tym felietonie napisać. Tym razem był to post na Mesendżerze, jaki w środę 15 czerwca po godzinie 19-ej tam się pojawił:

 

„… podajesz przykład Martynowicza jako tego, co to znękany ucieka z zawodu. Przestrzegam. Pracował na pół etatu, żyje ze szkoleń. To nie jest nauczyciel w naszym rozumieniu.”

 

Jego autorką była znajoma, także polonistka i innowatorka –  nieistotne są tu jej personalia. Zdecydowałem się o tym napisać w felietonie, gdyż  uważam, że to także jest „signum temporis” tego roku:

 

Panu ministrowi Czarnkowi, jego mocodawcom i ich „zapleczu politycznemu” UDAŁO SIĘ JESZCZE JEDNO ZŁO: PODZIELIĆ ŚRODOWISKA NAUCZYCIELSKIE – NAWET TO PROGRESYWNE, OBOK INNYCH KRYTERIÓW PODZIAŁÓW – NA TYCH BARDZIEJ I TYCH MNIEJ „NAUCZYCIELSKICH”!

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Zostaw odpowiedź