Dzisiaj nie może być o niczym innym – tylko o miejscu edukacji w perspektywicznym programie partii rządzącej – nazwanym przez jego twórcę/twórców „Polski Ład”. Mam dziwne podejrzenie, graniczące z pewnością, że autor/autorzy tej nazwy za wzór swego pomysłu miał/mieli „New Deal” (Nowy Ład) – program reform ekonomiczno–społecznych wprowadzonych w Stanach Zjednoczonych przez prezydenta Franklina Delano Roosevelta w latach 1933–1939.
Nie wiem jak to jest u Was, ale u mnie ta paralela, czy jak kto woli – „dyskretna aluzja” do owego programu amerykańskiej administracji, wywołuje raczej uśmiech politowania, niż „patriotyczną dumę”!
Osobiście wysłuchałem „na żywo” trzy przemówienia trzech liderów, trzech „członów” współtworzących – rzekomo – „Zjednoczoną Prawicę”: Jarosława Kaczyńskiego – bo to wszak „człowiek numer jeden” w tym towarzystwie, Jarosława Gowina – bo to twarz drugiego członu tej „kryptokoalicji”, partyjki (pono 2000 członków) o pełnej nazwie „Porozumienie Jarosława Gowina” i – już z czystej ciekawości co on powie – Zbigniewa Ziobro – prezesa, także nielicznego (podobno 5000 członków?) tworu o przewrotnej nazwie „Solidarna Polska”.
Czego się nie robi dla zaspokojenia ciekawości, a tak naprawdę to dlatego, że nie chciałem wiedzy o tej konwencji i prezentowanych tam informacjach o owym programie „Polski Lad” czerpać „z drugiej ręki”, czyli z zamieszczanych w Internecie relacji najróżnorodniejszych mediów.
Odpuszczę sobie pisanie o tym co myślałem słuchając liderów owych dwu „wypełniaczy” (do limitu większości sejmowej), jak również tych fragmentów przemówienia właściciela Fiony i Czarusia, które nie dotyczyły – choćby pośrednio – edukacji. Problemy tam poruszane znam jedynie „ze słyszenia” – niech recenzują to specjaliści.
Przyznam się teraz, że zamieszczony wczoraj wieczorem materiał „Dr Kaczyński i dr Kołacz – dwaj Polacy – dwie krańcowo różne wizje celów edukacji” zredagowałem właśnie po to, aby móc się do niego teraz odwoływać.
Pierwszą refleksją, jaka mi towarzyszyła już po wysłuchaniu początkowej, wprowadzającej części przemówienia Kaczyńskiego była smutna konstatacja faktu, że dla „kierowniczej siły narodu” ważne są różne aspekty zycia gospodarczego i społecznego Polaków, ale nie edukacja. Nie zasłużyła sobie ona na to, aby stać się samodzielną nazwą jednego z pięciu członów tego programu, jakie wymienił prezes PiS. I nawet przez myśl mi nie przeszło na tym etapie owego przemówienia, że pojawi się ona jedynie w roli „formy pracy”, realizującej zadanie, nazwane „kwestią tożsamości”!
Dla twórców „Polskiego Ładu” owych kilkanaście lat edukacji szkolnej nie jest czasem, w którym dzieci, zanim staną się dorosłymi ludźmi, mają dowiadywać się obiektywnej prawdy o świecie, poznawać fundament wiedzy ludzkości, a przede wszystkim nabywać kompetencje, które umożliwią im funkcjonowanie w ich przyszłych rolach: zawodowych, rodzinnych, członków społeczności lokalnych, obywateli swojego państwa. Okazało się, że według nich to czas, w którym SYSTEM ma ich „urobić” na hiper-patriotów, maszerujących 11 listopada ulicami polskich miast i miasteczek w Marszach Niepodległości, z flagami, pochodniami i wyrzutniami rac, którzy będą święcie (i bezrefleksyjnie) wierzyli, że Polska jest krajem, który idzie „do przodu, jeszcze dalej, jeszcze wyżej. Ciągle w górę.”
Wybaczcie, ale w tym momencie przypomniało mi się inne państwo, które w swym hymnie miało, i od niedawna ma ponownie, słowa, że oni są über alles…
Jak już jestem przy skojarzeniach, to równie natychmiastowo „zaiskrzyło” w mej pamięci, gdy pan wicepremier ds. bezpieczeństwa wygłaszał te słowa: „Polska musi być Polską!” Pewnie też pamiętacie przebój absolwenta Oficerskiej Szkoły Wojsk Radiotechnicznych w Jeleniej Górze, podporucznika LWP, który po zrzuceniu munduru ukończył (zaocznie) Wydział Socjologii Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR, finalnie kabareciarza – Jana Pietrzaka, którego odpowiedni fragment aż się prosi o zacytowanie:
„Długi łańcuch ludzkich istnień
Połączonych myślą prostą
Żeby Polska, żeby Polska
Żeby Polska była Polską!”
Tyle tylko, że śpiewał on tę pieśń (bo w latach osiemdziesiątych to nie była już piosenka, a nieomal hymn) w jakże innym czasie, kiedy w świadomości milionów Polaków Polska była tylko atrapą niepodległego państwa, na terytorium którego stacjonowały wojska Armii (rzekomo) Zaprzyjaźnionej, którego władze musiały konsultować wszystkie swoje decyzje z „Centralą” na Kremlu…
Czy pan, panie prezesie, naprawdę w to wierzy, że dziś Polska musi walczyć o tożsamość, bo pozbawiają jej owi mityczni „biurokraci z Brukseli”, że wspólnota Unii Europejskiej to to samo co RWPG, a do członkostwa w NATO, zmuszono nas w ten sam sposób, jak do Układu Warszawskiego?
Ale wracam do edukacji w programie „Polski Ład”. „Będziemy wprowadzali w szkołach, w szczególności w średnich, naukę historii, i to można powiedzieć dwoma ścieżkami” – powiedział demiurg polityki krajowej i zagranicznej. Poszedł jeszcze głębiej, w obszar rozporządzeń „ministerstwa włąściwego dla spraw oświaty”, bo zapowiedział, że „dla każdego z tych nurtów będzie przeznaczone dwie, trzy, może nawet więcej godzin w ciągu tygodnia zajęć.”
Żyjemy na początku trzeciej dekady XXI wieku. Na świecie społeczeństwa krajów demokratycznych (nie mam tu na myśli „demokracji szariatu” ani będących poza politycznym mainstream’em partii populistycznych „świata zachodniego”) dążą do takiego zreformowania edukacji, aby systemy szkolne przygotowywały młodych ludzi do życia w globalnej cywilizacji i z technologiami przyszłości. (Przykładowo – patrz systemy szkolne krajów skandynawskich). Ale nasz prawicowy rząd uważa, że najważniejszym zadaniem edukacji ma być kult martyrologicznej historii i budowanie fałszywego obrazu „wyjątkowości” i „cudowności” kraju nad Wisłą.
x x x
Panie Kaczyński, to płonne nadzieje! Powiedział pan, że „musicie to zmienić i że można to zmienić”. Otóż, na całe szczęście, to w dzisiejszej rzeczywistości jest niemożliwe. Musiałby pan, jak w Chinach, pozbawić młodych Polaków światowego Internetu, zakazać nauki angielskiego i innych języków świata zachodniego, a w końcu wystąpić z Unii Europejskiej, odebrać Polakom paszporty i wrócić do „starej, dobrej praktyki” z czasów PRL, że „na Zachód” mogą jeździć tylko „nasi” i „sprawdzeni ideologicznie”.
Szkoda tylko, że tak długo, jak długo „Prezes z Żoliborza” będzie rządził naszym krajem, a polską edukacją będą kierowali ludzie pokroju panów Piontkowskiego i Czarnka, w polskich szkołach będzie postępowała patologizacja systemu szkolnego. I że im później nastąpi pożądana zmiana, tym trudniej będzie cofnąć te wynalazki „dobrej zmiany”, aktualnie udoskonalane przez nawiedzonego katopatriotę z KUL.
Oto moje refleksje po wysłuchaniu przemówienia lidera politycznej emanacji, wcale nie większościowej, sfrustrowanej części polskiego Suwerena.
Włodzisław Kuzitowicz