Cóż z tego, że dzisiaj Niedziela Palmowa. Jak wiedzą osoby prawdziwie, a nie „obrzędowo” wierzące – nie chodzi w niej o święcenie przyozdobionych pęczków witek wierzbowych z wiosennymi „kotkami”, a o wspomnienie tryumfalnego wjazdu (na osiołku) Jezusa z Nazaretu do miasta Jerozolima, którego witały licznie zgromadzone rzesze jego zwolenników (bo chyba jeszcze nie wyznawców) z liśćmi drzewa palmowego w dłoniach.

 

Źródło: www.puzzlefactory.pl

 

 

Od wczoraj polscy wyznawcy kultywowania „po naszemu” tej tradycji mają dylemat: posłuchać pana premiera i pana ministra zdrowia, którzy nakazali, że w kościele może być w tym samym czasie 1 osoba na przeliczeniowe 20 mkw. powierzchni świątyni, czy posłuchać biskupa Ignacego Deca, który ogłosił:

 

Mamy prawo się gromadzić i oddawać Bogu chwałę. A to możliwe jest w pełni tylko w świątyniach. Dlatego mam nadzieję, że katolicy i organizacje katolickie wyjdą z oficjalnym stanowiskiem, w którym stwierdzą, że na ponowne zamykanie świątyń nie ma zgody.[…] Gdy dochodziło do strasznych epidemii, a ludzie masowo umierali, to żadna władza – nigdy – nie zdecydowała się na zamknięcie świątyń. To były te miejsca, gdzie ludzie wierzący szukali ratunku i gdzie go znajdowali. Na kolanach błagano Miłosierdzie Boże o oddalenie zagrożenia. Teraz próbuje się nam wmówić, że świątynie są niebezpieczne dla naszego zdrowia – mówił biskup senior diecezji świdnickiej.”

[Źródło: www.rp.pl]

 

Zostawiam ten temat, choć ma on swe jeszcze poważniejsze konsekwencje w dniach, kiedy Polacy przynoszą do kościołów koszyczki z pokarmem dla ich poświęcenia, tłumnie zapełniają kościoły na mszach rezurekcyjnych, aby wspólnie gromko zaśpiewać „Wesoły nam dzień dziś nastał…” A drzewiej bywało jeszcze, że wędrowali od kościoła do kościoła (w dużych miastach wypadało nawiedzić choć siedem), aby podziwiać jak w tym roku urządzono Groby Pańskie.

 

Przypomniałem o tym wjeździe do Jerozolimy z jednego tylko powodu: aby naszym rządzącym, a szczególnie ministrowi od edukacji i nauki oraz „jego ludziom” uświadomić, jak szybko zmieniają się poglądy tzw. „mas”. Wszak minęły tylko cztery dni, a na pytanie Piłata – rzymskiego namiestnika: „Cóż więc mam uczynić z tym, którego nazywacie Królem Żydowskim? Te same tłumy krzyczały:„Ukrzyżuj Go!”. Piłat odparł: „Cóż więc złego uczynił?”. Lecz oni jeszcze głośniej krzyczeli: „Ukrzyżuj Go!” Wtedy Piłat, chcąc zadowolić tłum, uwolnił Barabasza, Jezusa zaś kazał ubiczować i wydał na ukrzyżowanie.

 

To memento kieruję po tym, jak dotarła do mnie informacja o kolejnym projekcie zmiany prawa oświatowego, jaki powstał w kierownictwie ministerstwa edukacji, który zakłada, że to  kurator oświaty będzie miał najważniejszy głos w decydowaniu, kogo „komisja konkursowa” wybierze na dyrektora szkoły, przedszkola czy innej placówki oświatowo-wychowawczej.

 

Dla ludzi z mojego pokolenia, a nawet dla tych młodszych o dziesięciolecie, zasada „czyja władza tego dyrektor” jest znaną nam z autopsji praktyką „kierowniczej siły narodu”. Tyle tylko, że tamci byli jeszcze bardziej pewni siebie – nie kryli się za parawanem konkursów.

 

Ale, jak widać, urodzony w 1977 roku i wychowany w podkaliskiej wsi Goszczanów przyszły minister nie słuchał opowieści rodziców: mamy pielęgniarki i taty kierowcy zawodowego o realiach życia w PRL-u. Ale ja swoje wiem. Gdy sześciolatek Przemuś, który na swej wiosce nie mógł doświadczać stanu wojennego, więc żył sobie beztrosko w nieświadomości, ja – latem 1983 roku, po rezygnacji z kariery naukowca na UŁ, szukałem pracy w systemie łódzkiej oświaty. I nie mogłem jej znaleźć, gdyż nie życzyła sobie tego ówczesna „nadzorczyni” – z ramienia Komitetu Łódzkiego PZPR – spraw kadrowych w łódzkich placówkach oświatowych. I nie jest to moje, post factum, gadanie, a obiektywny, trzykrotny fakt. Pomimo tego, iż uznawszy moje kwalifikacje, ówczesne władze oświatowe chciały mnie zatrudnić w Kuratorium Oświaty i Wychowania na szeregowe stanowisko wizytatora-metodyka ds. profilaktyki społecznej – towarzyszka Iwona B. nie wyraziła na to zgody. Tak samo, gdy zaproponowano mi funkcję dyrektora Dzielnicowej Poradni Wychowawczo-Zawodowej na Polesiu (które akurat się zwolniło), a nawet kiedy ówczesny dyrektor Wojewódzkiej Poradni Wychowawczo-Zawodowej chciał mnie zatrudnić na „szeregowe” stanowisko pedagoga ds. profilaktyki niedostosowania społecznego – także postawiła veto! Dlaczego? Bo już nie byłem członkiem PZPR. A co najgorsze – po ogłoszeniu stanu wojennego, manifestacyjnie, oddałem legitymację tej partii, której – w sumie z przypadku – zostałem członkiem podczas służby w Marynarce Wojennej.

 

Czy o takiej polityce kadrowej marzą dzisiejsi liderzy partii, która nosi – jak na ironię – miano Prawo i Sprawiedliwość? Biedacy – żyją i rządzą tak, jakby do nich należała przyszłość. Jak lubił mawiać ich szef – rządzą z woli Suwerena… To pojęcie, którym zaczęli za nim posługiwać się inni politycy PiS, używają w znaczeniu: „ogół obywateli lub ogół wyborców”, których głosy oddawane w kolejnych wyborach – parlamentarnych i na „ich” kandydata na Prezydenta RP, dały im władzę. I – jak oni uważają – prawo decydowania o wszystkim.

 

Nawet jeśli był czas, kiedy na wiecach i innych partyjnych ewent’ach otaczały ich „rozentuzjazmowane tłumy” – jak w ową niedzielę przed Świętem Pesch Jezusa w Jerozolimie – najwyższa pora, aby pomyśleli, że i na nich już wkrótce przyjdzie czas, może nie Golgoty, ale odwrócenia się „woli Suwerena”…

 

Jaki jest sens grzebania w podstawach programowych i treściach podręczników do j. polskiego, historii i WOS-u, ustawiania w szkołach „swoich” dyrektorów, jeśli – gdy takie prawo wprowadzą – po najbliższych wyborach to dzisiejsi „władcy Polski” i ich zwolennicy będą w mniejszości, na straconych pozycjach. I na zasadzie – „kto czym walczył od tego zginie”  – wtedy to oni będą sekowani ze stanowisk – nie dlatego, że są gorsi, ale dlatego, że są z PiS-u?

 

Panie Przemysławie Czarnek,

nie jesteś ekonomem na folwarku oświatowym pana Kaczyńskiego! A nauczyciele oraz aktualni i przyszli uczniowie i ich rodzice nie wszyscy głosowali na waszych posłów i „prezydenta z Krakowa”. Nie wszyscy słuchają „Radia Maryja” i oglądają kanały TV PiS.

 

Polska to nie orwellowa Oceania, a Polacy to nie prole z powieści „Rok 1984”.

 

Jest pan zapewne uważnym czytelnikiem nie tylko Nowego Testamentu (patrz we wszystkich czterech Ewangeliach opis wjazdu Jezusa na osiołku do Jerozolimy, ale i co stało się później), lecz i Starego Testamentu. Przeto dedykuję, nie tylko panu, ten cytat z Biblii Warszawskiej”:

 

Pycha chodzi przed upadkiem, a wyniosłość ducha przed ruiną.”…. [Przypowieści Salomona, 16:18]

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Zostaw odpowiedź