Wczoraj zamieściłem na OE obszerny tekst, który tak zapowiedziałem:

 

Nie dajmy się zamknąć w mrocznej izbie pisowskiej wizji edukacji! Poniżej prezentujemy aktualne stanowisko Parlamentu Europejskiego – nie „brukselskich urzędników” – w sprawie przyszłości europejskiej edukacji, w kontekście pandemii COVID-19:

 

A pod tą zapowiedzią tytuł: Rezolucja Parlamentu Europejskiego z dnia 22 października 2020 r. w sprawie przyszłości europejskiej edukacji w kontekście COVID-19”, i – nieomal w całości – cały tekst tej rezolucji.

 

Materiał ten był moją, przyznam – impulsywną odpowiedzią na informacje o tym, że w MEiN powstał zespół, który będzie modyfikował podręczniki do historii, języka polskiego i WoS i że są w nim tacy eksperci jak dr Artur Górecki, dr Robert Derewenda oraz nasz dobry znajomy, były szef łódzkiego nadzoru pedagogicznego – oczywiście także doktor – Grzegorz Wierzchowski. Właśnie na tę smutę wyzierającą z owych newsów szukałem odtrutki. Znalazłszy – niezwłocznie ją upubliczniłem.

 

Jakież było moje zaskoczenie, gdy jeszcze tego samego dnia znalazłem na moim fejsbukowym profilu, pod linkiem do tego materiału, taki oto komentarz:

 

 

 

Przyznam – podziałało to na mnie jak kubeł zimnej wody. Pierwszą moją reakcją było oburzenie, wręcz gniew: „Jak ten „koleś” może tak deprecjonować owoc pracy eurodeputowanych – demokratycznie wyłonionej emanacji większości Europejczyków?”. Po chwili rozpocząłem gorączkowe poszukiwania informacji „kto zacz”, kto tak bezpardonowo obszedł się nie tylko z dokumentem, ile z jego twórcami. Już „na wejściu” stwierdziłem, że nazwisko to jest mi znane, że napisał to nauczyciel jednego z warszawskich, znanych, liceów, że…

 

Nie ważne. Postanowiłem, że felieton będzie o problemie, nie o osobie, więc autor tego komentarza pozostanie anonimowy. Jednak faktem jest, że napisał to nauczyciel z ponad 40-letnim stażem, stażem „zaliczonym” w kilku, ale zawsze renomowanych, warszawskich liceach, człowiek, którego trudno posądzać o „zaściankowe” postrzeganie świata i kompleksy „prowincjusza”.

 

Tym bardziej zaskakujące są te słowa o „żyjących, za ‚nasze’ jak pączki w maśle eurokratach”. A już zupełnie poniżej poziomu jest owa zjadliwa sugestia interesowności wykonanej pracy: „ciekawe ile wytworzenie tego kwitu kosztowało”. Pewnie autor tych słów nosi w sobie jakieś głębokie urazy, ktoś z jego dawnych liderów bardzo go zawiódł, może nawet skrzywdził. I to dlatego teraz nikomu już nie wierzy, wszystkich posądza jedynie o „robienie kasy”… A – jego zdaniem – do parlamentu (pewnie nie tylko europejskiego) ludzie idą wyłącznie dla apanaży i lekkiego życia… Podczas gdy my, szeregowi nauczyciele, w pocie czoła i za psie pieniądze…

 

 

No cóż, nie wierzę, że mogę w jakikolwiek realny sposób wpłynąć na poprawę oglądu świata i ludzi przez kolegę Włodzimierza.

 

Ale jeden fragment tego komentarza na jakiś czas skupił moją uwagę, na zasadzie – „coś w tym jest”. Bo napisał on: „Co z tego (kwitu) REALNIE wynika…” Pomijając specyficzny styl redagowania dokumentów Parlamentu Europejskiego, tych kilkanaście zastrzeżeń „mając na uwadze…” (od A do L), faktycznie, jak nie zapytać, jakie mogą wynikać konkretne korzyści dla systemów edukacji owych 27 państw członkowskich UE z owych 24 stwierdzeń typu „Parlament Europejski: wyraża uznanie, podkreśla, stwierdza, ubolewa… wzywa… jest zdania,… wskazuje..”?

 

Czy jest to zarzut słuszny? Czy europosłowie uprawiają taką „sztukę dla sztuki”? Czy to nic nie znaczące pustosłowie? Czy szkoda płaconych im za taką „produkcję” pieniędzy?

 

Ale już po chwili oprzytomniałem i wrócił mi rozum. I tak sobie pomyślałem, że kolega Włodek prezentując takie przekonania popełnił wielki grzech niepamięci. I tylko nie wiem, czy to po prostu objaw chorobowy, czy raczej selektywna pamięć historyczna.

 

Bo wynika z takowych pretensji do „ nicniemogącego” Europarlamentu, że komentator mojego materiału tęskni za „dawnymi dobrymi czasy”, gdy Władza miała władzę. Ale chyba nie muszę przypominać komuś, kto z kredą stanął przy tablicy w roku, gdy Wałęsę wynoszono na rękach pod bramę Stoczni Gdańskiej, że czasy, gdy to co i jak będzie się działo w Polsce (i w innych krajach tzw. KDL-ów) decydowali towarzysze na Kremlu, a struktury takie jak RWPG i Układ Warszawski nie były dobrowolnym stowarzyszeniem państw, a autokratyczną strukturą, narzucającą wolę „jedynej słusznej partii robotników i chłopów” wszystkim podbitym ludom.

 

Bo przecież już w pierwszym punkcie tego dokumentu jego twórcy przypomnieli, że zgodnie z zasadą pomocniczości polityka edukacyjna wchodzi w zakres wyłącznych kompetencji państw członkowskich, a Unia odgrywa w tej dziedzinie rolę wspierającą i koordynacyjną”.

 

Czy to znaczy, że nie ma sensu uchwalanie takich rezolucji? Otóż – w moim głębokim przekonaniu – nie tylko jest to potrzebne, ale i konieczne. Dlaczego? Aby zarządzający w państwach członkowskich konkretnymi dziedzinami życia społecznego, w tym przypadku – organy państw unijnych, odpowiedzialne za edukację i jej finansowanie – miały ten sam, obiektywny, ogląd sytuacji i zbieżne kierunki działań, działań zapobiegających szkodliwym procesom, a konkretnie – zgubnym skutkom pandemii i długotrwałego lockdown’u.

 

Jednak nie tylko Parlament UE, ale także pozostałe jej organy – Rada Europejska i Komisja Europejska nie mają żadnych możliwości, aby – w obszarze edukacji – zmusić rządy państw członkowskich do wdrażania rezolucji i innych aktów prawnych tej wspólnoty. I nie powinno to być powodem deprecjonowania tych dokumentów.

 

Reszta należy do parlamentów krajowych, do opinii publicznej – tej wyrażanej przez wolne media, ale – kiedy trzeba – także przez stowarzyszenia i ruchy społeczne. A w tym konkretnym przypadku – edukacji – także do nauczycieli, starszych uczniów i rodziców.

 

Bo nikt za nas tego nie załatwi. A – jak już wiemy – liderzy partii rządzącej nie jeden raz spuszczali z tonu pod presją masowych protestów.

 

Pan Czarnek i jego ekipa muszą w swych zamiarach „średniowiecznego” reformowania polskiej edukacji napotykać na każdym kroku na kategoryczne sprzeciwy, a „mapą drogową” tego ruchu oporu może i powinna być właśnie „Rezolucja Parlamentu Europejskiego z dnia 22 października 2020 roku.”

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Zostaw odpowiedź