Dzisiaj nie miałem wątpliwości o czym będę pisał – już od połowy tygodnie nie mogłem się doczekać niedzieli, abym mógł podzielić się z Wami moimi poglądami na temat pomysłu „ministra z Podlasia” o uczynieniu dyrektorów szkół osobami odpowiedzialnymi za zawieszanie zajęć szkolnych, jeśliby po 1 września wzmogła się fala zakażeń wirusem COVID19.

 

Już zamieszczając 22 lipca informację, zaczerpniętą z bardzo wiarygodnego źródła, bo z TVP3, opatrzyłem ją – w moim przekonaniu ironicznym – tytułem Minister Piontkowski zwolennikiem upodmiotowienia dyrektorów szkół? zakładałem, że spełni on także funkcję komentarza redakcji.

 

Jakież było moje zdziwienie, gdy na Fecebook’u znalazłem taki komentarz:

 

No nie do końca. Pan minister chce wyłączyć od decydowania samorządy, poddając dyrektorów kuratorom ze swojej partii. Więc nie o upodmiotowienie tu chodzi, tylko jak zawsze w przypadku tej partii o władze.”

 

Już następnego dnia mogłem zamieścić materiał, zatytułowany „Co sądzi „szeregowy” (ale społeczny) dyrektor o najnowszych pomysłach MEN”, w którym obszernie cytowałem tekst, jaki na ten sam temat napisał na swym blogu dyrektor Zespołu Szkół Społecznych STO na warszawskim Bemowie Jarosław Pytlak.

 

To on napisał w tym poście najważniejszą o tym ministerialnym pomyśle opinię:

 

Ani ja jako dyrektor, ani (tym bardziej!) urzędnicy kuratorium nie mamy żadnych kwalifikacji do podejmowania decyzji z zakresu epidemiologii: wiedzy ogólnej o sposobach rozprzestrzeniania się wirusa, i szczegółowej, o sytuacji epidemicznej w najbliższej okolicy. Dyrektor ma szansę, co najwyżej, wiedzieć coś o zakażeniach w swojej placówce, ale jeśli do takich dojdzie, to zadziałają procedury sanitarne, które SANEPID-y mają już całkiem dobrze przećwiczone, czyli przede wszystkim izolowanie osób zagrożonych na kwarantannie.”

 

Dzięki Koledze Jarosławowi nie muszę już tego wszystkiego o czym on napisał komentować w tym felietonie. Ale za to pójdę jeszcze krok dalej i przy okazji rozwinę myśl, zawartą w komentarzu do środowego materiału na OE, czyli o ukrytej intencji ministra, aby z procesu decyzyjnego wyłączyć tzw. organy prowadzące.

 

Zacznę od fundamentu, czyli od zapisu, jaki na ten temat można znaleźć w Ustawie z dnia 14 grudnia 2016 r. Prawo oświatowe:

 

Źródło: www.prawo.vulcan.edu.pl

 

 

Powtórzę tu jeszcze raz jakie to podstawowe zadania (i odpowiedzialności) określiła w stosunku do organów prowadzących ( ) owa ustawa:

 

Art. 10. 1. Organ prowadzący szkołę lub placówkę odpowiada za jej działalność. Do zadań organu prowadzącego szkołę lub placówkę należy w szczególności: 1) zapewnienie warunków działania szkoły lub placówki, w tym bezpiecznych i higienicznych warunków nauki, wychowania i opieki;

 

Dyrektor Pytlak jest i tak w bardzo dobrej sytuacji, gdyż kieruje szkołą, której, jak to zapisano w jej statucie „organem prowadzącym […] jest Samodzielne Koło Terenowe nr 69 Społecznego Towarzystwa Oświatowego, w imieniu którego bezpośredni nadzór nad szkołą sprawuje Zarząd SKT nr 69 STO, zwany dalej Zarządem.” Jak znam życie – członkami owego koła terenowego są w znacznej większości rodzice aktualnych uczniów tej szkoły. Stąd w tekście Kolegi Jarosława mowa jest o sytuacji klinczu między, potencjalnie sprzecznymi opiniami rodziców uczniów i – ewentualnie – kuratorium.

 

Jednak przytłaczająca większość szkół w Polsce, to szkoły, których organem prowadzącym są samorządy gmin, miast lub powiatów. I to one, w swietle Prawa oświatowego, powinny podejmować tak odpowiedzialne, jak w przypadku zapewnienia uczniom w szkołach bezpiecznych warunków, decyzje.

 

Przecież już od dawna wiadomo, że dyrektor szkoły lub przedszkola samorządowego może odwołać zajęcia, na przykład zimą – w przypadku awarii ogrzewania, a także powodzi, zerwania przez trąbę powietrzną dachu lub innych podobnych kataklizmów, jedynie po powiadomieniu organu prowadzącego i otrzymaniu jego zgody.

 

Okazuje się, że zagrożenie zachorowaniem na COVID-19, w opinii kierownictwa ministerstwa edukacji, to zupełnie inny rodzaj zagrożenia, o którym dyrektorki i dyrektorzy szkół mają znakomicie większą wiedzę, niż o zagrożeniach, płynących ze zbyt niskiej temperatury w salach lekcyjnych, lub wynikających ze skutków pożaru, powodzi albo wichury…

 

I tu muszę w pełni zgodzić się z poglądem komentatora mojego środowego tytułu w OE:Pan minister chce wyłączyć od decydowania samorządy, poddając dyrektorów kuratorom ze swojej partii”.

 

Jeżeli rzeczywiście takie intencje stoją za owym pomysłem, to jest to kolejny dowód na: albo niekompetencję, albo cwaniactwo ministra Piontkowskiego. Wszak urząd kutatora oświaty jest, jak to przyjęło się nazywać „organem nadzoru”, ale w obszarze merytorycznej działalności szkół i przedszkoli.

 

Określa to art. 51. 1 Ustawy Prawo oświatowe: Kurator oświaty, w imieniu wojewody, wykonuje zadania i kompetencje w zakresie oświaty określone w ustawie i przepisach odrębnych na obszarze województwa, a w szczególności: 1) sprawuje nadzór pedagogiczny nad publicznymi i niepublicznymi przedszkolami, innymi formami wychowania przedszkolnego, szkołami, placówkami ….” Cały artykuł 51. tej ustawy TUTAJ

 

Mój wyłuszczony powyżej pogląd o wiedzy ekipy ministerialnej dotyczy tzw „ducha” ustawy. Bo, niestety, uważny czytelnik treści owego artykułu 51 zauważy jego podpunkt 2.: [Kurator oświaty, w imieniu wojewody] „wydaje decyzje administracyjne w sprawach określonych w ustawie;”

 

I to jest ten wytrych, taki oświatowy „paragraf 22”, w oparciu o który wszystko co tylko uroi się w żądnej centralizacji władzy oświatowej głowie ministra, może stać się legalnie obowiązujacym prawem.

 

Tak więc – dyrektorki i dyrektorzy, nauczycielki i nauczyciele polskich szkół, rodzice uczących się tam dzieci, obywatele, pragnący żyć w demokratycznym, zdecentalizowanym państwie prawnym – niniejszym ogłaszam alert!

 

GROZI NAM OGRANICZANIE WŁADZY SAMORZĄDÓW TERYTORIALNYCH: RAD GMIN, POWIATÓW, MIAST!

 

Alert, to – za Słownikiem języka polskiego” PWN – „stan gotowości do podjęcia akcji zespołowej”

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Zostaw odpowiedź