19 czerwca zamieściłem na OE post z profilu Mikołaja Marceli, któremu dałem tytuł Mikołaj Marcela pyta: Co właściwie oznacza słowo „wychowanie”?” Materiał ten pozostawiłem bez komentarza redakcyjnego, ale nie znaczy, że to co kolego Mikołaj tam napisał nie wzbudziło moich refleksji.

 

Moich refleksji – to znaczy absolwenta pedagogiki na UŁ, byłego st. asystenta w Zakładzie (od 1982 roku Katedrze) Pedagogiki Społecznej, placówki, której twórcą i kierownikiem w latach 1962 – 1972 był Aleksander Kamiński, ten sam, który w jednym z napisanych przez siebie życiorysów napisał „zawodem moim było wychowawstwo”. Moich – to znaczy dziś już starszego pana, od 15-u lat nauczycielskiego emeryta, który w kolejnych esejach wspomnieniowych odtwarza swoją drogę do „bycia wychowawcą”...

 

Zacznę od tego, od czego zaczął także Mikołaja Marcela – od etymologii. Napisał on:

 

...termin ten wywodzi się od „chowu” i pierwotnie oznaczał „żywienie”. A więc hodowlę. Wiem, zmienił swoje znaczenie w ciągu ostatnich dwustu lat, ale jednak ilekroć słyszę to słowo, pobrzmiewa w nim dla mnie jego rdzeń.”

 

To prawda, ale gdyby z podobnych powodów deprecjonować wszystkie polskie słowa, to należałoby wykreślić także słowo „kultura”.

 

Nie będę tu robił wykładu na temat definiowanie pojęcia wychowanie, ale zacytuję jedynie to co o tym w 1964 roku napisał prof. Zygmunt Mysłakowski, a zainteresowanych odeślę linkiem do szerszych źródeł – TUTAJ

 

Wychowanie istnieje prawdopodobnie tak dawno jak cywilizacja, i objawia się we wszystkich rasach i pod wszystkimi szerokościami geograficznymi. Jest to więc olbrzymia masa faktów stanowiąca część socjalnego wychowania człowieka” (Z. Mysłakowski,1964)   [Źródło: www.wychowanieprace.wordpress.com]

 

I właśnie na ten aspekt – społeczny – muszę koniecznie zwrócić uwagę koledze Marceli i Czytelników. Otóż o ile „hodowla” to rzeczywiście troszczenie się o zaspokajanie potrzeb biologicznych niesamodzielnych jednostek, to w treści i istocie działań wychowawczych jest przekazywanie młodym ludziom tego wszystkiego, co jest, a zwłaszcza co będzie, im potrzebne do funkcjonowania w społeczeństwie. Bo gatunek homo sapiens w bardzo niewielkim stopniu posiada instynkty, które umożliwiają jego osobnikom – jak np. ptakom wędrownym odbywanie sezonowych migracji i powroty do swych gniazd – funkcjonowanie w strukturach społecznych. A edukacja, zawężona jedynie do przekazywania wiedzy, czyli „suchych” informacji, nie załatwia sprawy.

 

Napisał Pan także: „…wychowanie ma z nas zrobić ludzi. Cóż, tak się składa, że w swoim życiu trochę interesowałem się historią, sporo czytałem o naszych ludzkich „dokonaniach” i nie wiem, czy akurat człowiek jest dobrym wzorem do naśladowania”. Słowa te – przyznam – nie tyle mnie oburzyły, co zaskoczyły. Bo nie spodziewałem się po Panu takiego uproszczenia. To tak jakby deprecjonować macierzyństwo i ojcostwo tylko z tego powodu, że znamy setki, tysiące przykładów maltretowania dzieci przez swoich rodziców, albo – dziś aktualny temat – pedofilii w rodzinie.

 

Albo inna teza: „…straszne jest nieustanne myślenie o ludziach w kategoriach ich wartości. To nieustanne ocenianie i wartościowanie, które jest zmorą szkoły i edukacji (gdzie zaczyna się od ocen, średnich, świadectw z paskiem i rankingów uczniów i szkół), ale też dorosłego życia.”

 

Drogi Panie Mikołaju! Coś się Panu pomyliło. Wychowanie nie polega na myśleniu o ludziach w kategoriach ich wartości, rozumianym jak w pracy brakarza w fabryce, a na wprowadzaniu młodego człowieka w świat wartości, które stanowią fundament bytu społecznego wspólnot, w których będzie on funkcjonował.

 

A przy okazji muszę dodać, jako uczeń szkoły pedagogiki społecznej, to o czym nie tylko wiem, ale co praktycznie realizowałem całe moje dotychczasowe życie: wychowanie nigdy się nie kończy, może/powinno towarzyszyć człowiekowi przez całe jego życie. Zmieniają się tylko jego formy i „nadawcy”. Jak to przed dziesiątkami lat określił prof. Kamiński „najlepsze wyniki osiąga ten wychowawca, który nie dyryrguje i nie manipuluje ludźmi, lecz przoduje, inspiruje, pobudza i dopomaga”.

 

I dlatego Pana słowa „…wychowanie najczęściej utożsamiane jest z uległością, posłuszeństwem, zachowywaniem tak jak powinno się zachować. W tym terminie pobrzmiewa dla mnie tłumienie buntu i oporu, zakaz robienia rzeczy po swojemu i bycie sobą, nawet jeśli nie podoba się to osobom, które mają nad nami jakąś władzę” traktuję nie jako wytknięcie tych okropnych cech wychowaniu jako takiemu, a jedynie – i słusznie – jego patologicznym wynaturzeniom!

 

Kończąc: mam nadzieję, że znajdzie Pan, Panie Mikołaju, trochę czasu na zgłębienie prawdziwej wiedzy o tym czym jest i powinno być wychowanie w procesach społecznego wrastania kolejnych pokoleń w społeczności, i że uzna Pan za nieporozumienie słowa, od których zaczął Pan ów post z 11 czerwca: „Jest jedno słowo, którego absolutnie nie znoszę. Tym słowem jest „wychowanie”.

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 



Zostaw odpowiedź