Zasiadłem przed klawiaturą laptopa, aby napisać kolejny, 313 już, mam nadzieję że nie pechowy, felieton i… i uświadomiłem sobie, że na tle wydarzeń minionego tygodnia wszystkie inne tematy, które nie wynikają z nadzwyczajnego stanu, w jaki wprowadziło nie tylko Polaków, zagrożenie epidemią koronawirusa, tracą na swojej „wadze”. Dziś najważniejsze jest to, w jaki sposób potrafimy zatrzymać wzrost zachorowań, nie rujnując totalnie gospodarki i życia społecznego – w tym edukacji.

 

Nie będę silił się na oryginalność i nie zaproszę Was dziś, na przekór powszechnemu trendowi, do lektury zapisu moich rozważań o „odroczonym” przed tygodniem temacie oddolnych inicjatyw jednoczenia ruchów „eduzmieniaczy”, czy inaczej ich nazywając – „chałupników uczenia inaczej”. Wierzę, że przyjdzie i na to czas, a dzisiaj popłynę głównym nurtem tego, czym żyją nie tylko wszystkie media, ale i – z tego co obserwuje – znacząca większość naszego społeczeństwa: epidemią koronawirusa i jej skutkami. W moim, w naszym przypadku, dla nas – są to bezpośrednie, ale i odroczone, a prawdopodobnie także dalekosiężne skutki zamknięcia szkół.

 

Zacznę od decyzji o zamknięciu na okres 14 dni, czyli do środy 25 marca, przedszkoli, szkół i innych typów (z nie zawsze uzasadnionymi wyjątkami) placówek oświatowo-wychowawczych. W mojej opinii decyzja ta jest dowodem na to, jak rząd traktuje obywateli: jak nieodpowiedzialne dzieci, albo zdziecinniałych staruszków, którym nie można powiedzieć prawdy o skali i stopniu zagrożenia, bo wpadną w histerię. Bo przecież jest dla mnie oczywiste, że w gronie decydentów już 11 marca posiadano wiedzę o tym, iż 14 dni to nierealny czas na wygaszenie stanu zagrożenia, że 25 marca będziemy mieli sytuację podobną do tej, w jakiej dziś jest Hiszpania, czy Niemcy lub Francja, że nadal będzie rosła liczba osób u których potwierdzono zakażenie, a więc uczniowie i studenci nie będą mogli wrócić do szkół i na uczelnie. I że nie będzie można wznowić ich działalności po tych dwu tygodniach, ale – najprawdopodobniej – przynajmniej po dwu miesiącach!

 

Jednak nadal utrzymuje się ósmoklasistów w złudnym przekonaniu, że ich egzaminy odbędą się zgodnie z planem (21 – 23 kwietnia), a terminy egzaminów maturalnych (4 – 22 maja) – rzekomo – także nie ulegną zmianie. Jeszcze wczoraj minister Piontkowski w wywiadzie dla Onetu podtrzymywał tę złudę…

 

Czemu to ma służyć? Bo przecież z innych słów tegoż ministra (w piątek 14 marca) dowiadujemy się, żew najbliższych kilku dniach będziemy proponowali coś w rodzaju rozkładu zajęć, w którym wspólnie z ministrem cyfryzacji postaramy się zasugerować nauczycielom przy realizacji poszczególnych tematów z jakich materiałów edukacyjnych mogliby skorzystać.Wtórował mu minister cyfryzacji Marek Zagórski, który poinformował, że od poniedziałku będą uruchamiane w internecie narzędzia i inicjatywy dla uczniów na czas zawieszenia zajęć w szkołach. „Chcemy zachęcić uczniów m.in. do tego, by sami tworzyli lekcje i współtworzyli gry online”.

 

Jaki miałoby to sens, gdyby szkoły miały wznowić działalność 25 marca?

 

Ale władza idzie „w zapartę”. „Nasz” minister za każdym razem gdy jest pytany o egzaminy i maturę powtarza: „Nie ma zagrożenia dla przeprowadzenia egzaminów w szkołach w dotychczasowych terminach.” Przepraszam, ale ciśnie mi się na usta jedno: Albo on „rżnie głupa”, albo nas ma za idiotów!

 

Zmierzając ku końcowi: W powodzi dziesiątków, jeśli nie setek informacji i wypowiedzi o tej epidemii najróżniejszych ekspertów, najczęściej lekarzy, zwróciłem uwagę na mało znany filmik, jaki nagrał i „puścił do sieci” dr hab. Michał Mackiewicz, prof. UŁ, kierownik Katedry Funkcjonowania Gospodarki, prodziekan Wydziału Ekonomiczno-Socjologicznego tegoż uniwersytetu. Nie będę tu streszczał tego monologu (zainteresowani mogą sami to usłyszeć – TUTAJ), ale powołam się na jeden z prezentowanych tam wykresów, obrazujące dynamikę wzrostu zakażeń wirusem SARS-CoV-2. w kilku wybranych państwach. Oto jeden z nich:

 

 

Z tego wykresu wynika jeden prosty wniosek: w żadnym europejskim kraju, od pewnego momentu, nie udało się powstrzymać gwałtownego wzrostu zdiagnozowanych przypadków zakażenia, a co za tym idzie – nie ma podstaw zakładać, że akurat w Polsce będzie inaczej. Skoro tak – najwyższy czas aby rząd przestał „zaklinać” epidemię prezentowanymi na codziennych konferencjach prasowych zapewnieniami, jak to wzorowo (i przykładowo dla innych państw) zarządza tą epidemią,

 

Teraz, panie premierze i panie ministrze edukacji, oczekujemy długoterminowego planu jak zamierzacie rozwiązać problem nowej organizacji roku szkolnego, kiedy, a może także w jakich formach organizacyjnych, odbędą się egzaminy: ósmoklasistów i maturalne, a także jak będą musiały zostać zmienione zasady i tryb rekrutacji do szkół ponadpodstawowych i na wyższe uczelnie.

 

Nie wnikam tu w wynikające z tak długotrwałego zamknięcia przedszkoli i szkół problemy pracownicze nauczycieli i pracowników administracji i obsługi, nie podejmuję, nawet śladowo, zagadnienia zapewnienia domowej opieki nad dziećmi w wieku przedszkolnym i młodszym szkolnym – oczywiście nie do 8., a do 12. roku życia!

 

Zakończę ten felieton dwoma fragmentami znanego wiersza K.I Gałczyńskiego:

 

                [… ]

Zaraza rośnie świątek i piątek.
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)
Idę w Polskę robić porządek.
(skumbrie w tomacie pstrąg) […]

 

Skumbrie w tomacie, skumbrie w tomacie!
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)
Chcieliście Polski, no to ją macie!
(skumbrie w tomacie pstrąg)

 

 

A tak naprawdę, to z lekką modyfikacją tego tekstu powiem: Rządzie pisowski„chcieliście władzy – no to ją macie, rządźcie uczciwie – GONG!”

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Zostaw odpowiedź